Ja tylko zacytowałem ciebie. Koszty transportu na LEO zaczynają spadać, używany jest sprzęt wielokrotnego użytku, który dziesięć lat temu był pomysłem rodem z kreskówki. Zamiast pchać się w bombastyczne plany stacji okołoksiężycowej i liczyć na NASA, która sama stwierdziła, że do lat trzydziestych nie będzie w stanie wysłać człowieka na Marsa, lepiej zaczekać aż prywaciarze doszlifują swój sprzęt. Nawet Chińczycy, którzy póki co robią to w stylu sowieckim, zaczynaj.ą to rozumieć i próbują stworzyć własny sektor prywatny.
Prawdziwy wyścig toczy się teraz nie miedzy płodzącymi kolejne rendery agencjami, a Space x, która wybiera drogę rewolucyjną, czyli ciężka dwuczłonowa w pełni odzyskiwana rakieta, która z założenia ma "przewrócić stolik", a Blue Orgin, która postępuje bardziej zachowawczo (o ile koncepcje budowy ciężkiej rakiety o odzyskiwanym pierwszym członie można uznać za zachowawczą) i łasi się do wszystkich jak mały kotek liczący na wielką miskę tłustego mleczka. Do tego mikrusy jak Rocket Lab z ich Elektronem (który udowadnia, ze jednak można, póki co na małą skalę, ogarnąć temat super zimnych cieczy w zbiornikach z włókien węglowych) czy Virgin Orbit (wystrzeliwanie rakiet z samolotu). Może z czasem z ich rozwiązań narodzi się coś większego. I co najważniejsze tańszego.
Wyścig o obniżenie ceny wysłania kilograma na LEO już trwa. I ciągle przyspiesza. Dzięki niemu nie będziemy potrzebowali osobnej rakiety do misji księżycowej, marsjańskiej czy jakiekolwiek innej. Wszystko się zmontuje (lub w wariancie Space X zatankuje) na LEO.