Arktyka puszcza gazy. I niestety są to gazy cieplarnianeTomasz Ulanowski 26 czerwca 2017
Z arktycznej tundry ulatuje coraz więcej dwutlenku węgla i metanu - dwóch krytycznie ważnych gazów cieplarnianych. Na odludnej Dalekiej Północy decyduje się los całego świata.
Jak pokazują pomiary wykonane przez naukowców w okolicy miejscowości Barrow na Alasce w latach 2012-14, na przełomie jesieni i zimy tundra w tamtym rejonie Arktyki emituje do atmosfery ok. 73 proc. CO2 więcej niż w latach 70. Uczeni wiążą to zjawisko z rosnącymi letnimi temperaturami i z rozmarzaniem wiecznej kiedyś zmarzliny. Wyniki swoich badań publikują w tygodniku "PNAS".
Jak piszą, wzmożona emisja gazów cieplarnianych z arktycznej zmarzliny nie jest na razie uwzględniana w modelach prognozujących nadchodzące zmiany klimatu. A to oznacza, że globalne ocieplenie może być jeszcze gorsze, niż dziś myślimy.
Arktyczna rozmrażarkaWieczna zmarzlina to pozostałość po ostatnim zlodowaceniu. Kiedy kilkanaście tysięcy lat temu lodowce pokrywające wcześniej kawał półkuli północnej i sięgające nawet dzisiejszej Polski wycofały się do Arktyki, zostawiły za sobą pas zmrożonego gruntu - wymieszanych z wodą i zamarzniętych osadów. Dzisiaj są one przykryte przez warstwę aktywnej gleby, która latem rozmarza, a w niektórych rejonach - głównie u wybrzeży Syberii i Alaski - także przez Ocean Arktyczny (jego dno jest miejscami przemarznięte na 100 m).
W sumie, co może wydawać się niewyobrażalne, wieczna zmarzlina skuwa dziś aż jedną czwartą lądów półkuli północnej - tereny zamieszkane przez ok. 35 mln ludzi.Naukowcy nie wiedzą, jak długo taki stan rzeczy się utrzyma. Wiedzą jednak, że zmarzlina jest w coraz mniejszym stopniu wieczna - bo rozmarza i jest "zjadana" przez aktywną warstwę gleby.
W 2010 r. w "Science" ukazała się publikacja pokazująca, jak z mórz Łaptiewów i Wschodniosyberyjskiego ulatnia się metan. Z badań przeprowadzonych przez amerykańskich i rosyjskich uczonych wynikało, że z tamtego rejonu Arktyki ulatuje tyle metanu, ile ze wszystkich innych mórz świata razem wziętych. Naukowcy mówili, że tak wysokiego stężenia metanu nie było w arktycznym powietrzu od 400 tys. lat.
Cztery lata później na Półwyspie Jamalskim odkryto niezwykłe "dziury" w ziemi. Miały po kilkadziesiąt metrów średnicy i kilkanaście głębokości.
Skąd się wzięły? Badacze spekulowali, że rosnąca temperatura powietrza rozpuściła wieczną zmarzlinę i znajdujący się pod nią lód. W jamę napłynął metan i jego ciśnienie w końcu rozsadziło sufit pokrywającego ją gruntu. Wskazywałyby na to gładkie ściany kraterów i obecność wyrzuconej na zewnątrz ziemi.
Z badań przeprowadzonych w 2015 r. na Alasce wynika z kolei, że tundra coraz mocniej zarasta. Wpływ na coraz mocniejszą wegetację w Arktyce ma rosnąca temperatura i coraz większa aktywność żyjących w glebie mikroorganizmów.
Co wspólnego z rozmarzaniem arktycznej zamrażarki mają dwutlenek węgla i metan - poza tym, że ich antropogeniczne emisje na niższych szerokościach geograficznych doprowadziły do globalnego ocieplenia?
Arktyka traci bielNaukowcy szacują, że wieczna zmarzlina ukrywa 1,33-1,58 mld ton węgla (pierwiastka C) pochodzącego z martwych organizmów. To około dwa razy więcej węgla organicznego, niż unosi się obecnie w atmosferze, głównie pod postacią CO2.
Kiedy grunt rozmarza, z uśpienia budzą się bytujące w nim mikroorganizmy, które zaczynają pochłaniać zawarty w glebie węgiel. Te, które oddychają tlenowo, wydychają w efekcie dwutlenek węgla. Te beztlenowe wydychają metan (CH4) - gaz cieplarniany, którego stężenie w powietrzu jest kilkaset razy mniejsze od CO2, ale który ma kilkudziesięciokrotnie silniejsze właściwości cieplarniane.
Powstaje więc klimatyczne sprzężenie zwrotne - jedno z licznych w Arktyce. Ocieplenie powoduje dalsze ocieplenie, które sprawia, że robi się jeszcze cieplej.Z tego powodu Daleka Północ grzeje się dwu- lub trzykrotnie mocniej niż średnio cały świat. W ciągle zimnej Arktyce globalne ocieplenie to prawdziwa gorączka.
Arktyczne sprzężenia zwrotne - innym jest np. zjawisko szarzenia Dalekiej Północy, w wyniku którego pochłania ona o wiele więcej promieniowania słonecznego - są jednym z powodów, dla których tak trudno oszacować przyszłe zmiany klimatu. Naukowcy nie mają pojęcia, jak szybko Arktyka będzie reagować na globalne ocieplenie i w efekcie - je podkręcać.
M.in. dlatego z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że ostatnie prognozy Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) z 2013 r. są zbyt ostrożne. Przypomnijmy, że IPCC prognozował, iż w XXI w. wzrost średniej temperatury Ziemi wyniesie 0,3-4,8 st. C, a średniego poziomu morza - 26-98 cm.
Nauka jednak nie śpi i w kolejnym raporcie, który IPCC ogłosi za kilka lat, te wartości będą inne.
- Nowe prognozy dotyczące wzrostu poziomu oceanu są o wiele gorsze. Wydaje się, że blisko 1 m wzrostu mamy jak w banku - mówił niedawno "Wyborczej" prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery z Uniwersytetu Warszawskiego i współautor strony popularnonaukowej "Nauka o klimacie".Klimat zaczyna się w ArktyceObecne globalne ocieplenie zawdzięczamy sami sobie. Nie byłoby go, gdyby nie wybuch rewolucji przemysłowej dwa i pół wieku temu. Od tamtego czasu stężenie gazów cieplarnianych w atmosferze stale rośnie. Wyznacznikiem tego zjawiska jest wzrost najważniejszego z nich, czyli dwutlenku węgla. Przed rewolucją stężenie CO2 w powietrzu wynosiło blisko 280 ppm (części na milion). Dzisiaj - ok. 406 ppm.
Za naszego życia nie ma ono szans spaść poniżej wartości 400 ppm. Wręcz przeciwnie - będzie dalej rosło, nawet gdybyśmy już dziś zakręcili kurek z dwutlenkiem węgla i przestawili się z paliw kopalnych - węgla, ropy i gazu - na odnawialne źródła energii. Dlaczego? M.in. z powodu rozmarzającej wiecznej zmarzliny.
- Kiedyś arktycznej tundrze wystarczył miesiąc, żeby [na przełomie jesieni i zimy] zamarznąć - mówi dr Roisin Commane, główna autorka pracy w "PNAS" i chemiczka atmosfery z Harvardu. - Teraz potrzebuje na to aż trzech miesięcy. Dwutlenek węgla ucieka z niej nawet zimą.Jak pokazują badania innej grupy naukowców, których wyniki opublikowało kilka tygodni temu pismo "Nature Climate Change", każdy stopień ocieplenia oznacza utratę wiecznej zmarzliny o powierzchni blisko 4 mln km kw. - czyli większej niż powierzchnia Indii.
Co ważne, poprzednie, "przedludzkie" globalne zmiany klimatu zaczynały się w Arktyce. To ten rejon świata - z powodu nachylenia osi obrotu Ziemi do płaszczyzny jej ekliptyki (ruchu dookoła Słońca) - ogrzewał się najszybciej i siecią prądów oceanicznych przekazywał swój nadmiar energii na drugi koniec świata - do Antarktyki. W efekcie z Oceanu Południowego zaczynały unosić się ściągnięte na jego dno z całego świata pokłady węgla organicznego (pod postacią - niespodzianka - dwutlenku węgla i metanu). I tak lokalne ocieplenie w Arktyce zamieniało się w ocieplenie globalne.
Także dziś na Dalekiej Północy decyduje się los całego świata. To ona może nam podkręcić globalne ocieplenie w prawdziwą gorączkę.
http://wyborcza.pl/7,75400,22012177,arktyka-puszcza-gazy-i-niestety-sa-to-gazy-cieplarniane.html