Mam wrażenie, że ktoś tu naprawdę nie rozumie w jaki sposób SpaceX pracuje...
Przecież to wszystko jest wliczone w koszta i w proces. Podajemy najpierw termin "jeśli wszystko pójdzie dobrze", choć oczywiście rozumiemy, że po drodze 1000 rzeczy może pójść nie tak. Testujemy na żywca, do upadłego, zakładając że żadne teoretyczne iteracje nie dadzą nam tego co chrzest ognia w praktyce. RUDy, wycieki, spadające z barek pierwsze stopnie - tak to wygląda bo taka jest formuła rozwoju. Jak niemowlę które się nieporadnie uczy chodzić i co rusz ląduje na dupie - aż do momentu, w którym się nauczy i wtedy normalnie chodzi, nawet o tym nie myśląc.
Ile miesięcy czy wręcz lat pracy zajęła im nauka lądowania na ogniu? Ile rozwalonych rakiet, ile porażek? A w tej chwili mamy ponad 90% skuteczność lądowań. O tym, że Falcony mają w tej chwili ponad 50 misji z rzędu zakończonych sukcesem to się nawet mówić nie chce.
Mają pomysł na rakietę z najtańszych możliwych materiałów, budowanych w najprostszych możliwych warunkach, w super szybkim tempie i według mega prostych technologii. Koszt rozwoju tej platformy to ułamek tego, czego trzeba na cokolwiek podobnego w innych technologiach. Niech się bawią do skutku, byle utrzymali właśnie tą formułę: tanio, prosto, szybko. Jeśli chcemy tanio, prosto i szybko nie będzie od razu perfekcyjnie. Ba, spokojnie można zakładać, że na początek będzie beznadziejnie
Ważne nie są efekty pojedynczych testów tylko tempo wprowadzania poprawek, wyciągania wniosków i budowy kolejnych wersji. Z tym chyba nie jest najgorzej. W okolicach kwietnia przekonamy się, na ile SN1 bądź jego kuzyni będą się w stanie wzbić w powietrze i co nam zaprezentują.