Globalne ocieplenie: Okno zamknie się za trzy lataTomasz Ulanowski 28 czerwca 2017
Jeśli chcemy dotrzymać paryskiego porozumienia klimatycznego, to od 2020 r. emisje gazów cieplarnianych powinny spadać - ostrzegają w najnowszym "Nature" naukowcy i politycy. Potem będzie za późno. Autorzy publikacji są jednak pełni optymizmu.
Wśród sygnatariuszy specjalnego komentarza opublikowanego w jednym z dwóch najważniejszych tygodników naukowych świata są m.in. Christiana Figueres, była szefowa Ramowej Konwencji ONZ w sprawie zmian klimatu (UNFCCC), oraz dyrektor Poczdamskiego Instytutu Badania Klimatu prof. Hans Joachim Schellnhuber.
Damy radę - przekonują.
Im cieplej, tym cieplejW porozumieniu klimatycznym, które w grudniu 2015 r. (za kadencji Figueres) udało się wynegocjować w Paryżu, przedstawiciele przeszło 190 państw ustalili, że globalne ocieplenie powinno zostać ograniczone do 1,5-2 st. C. To znaczy, że w okresie od wybuchu rewolucji przemysłowej w połowie XVIII w. do końca XXI w. średnia temperatura Ziemi nie powinna przekroczyć narzuconego jej szklanego sufitu.
Historia globalnego ocieplenia i jego przyszłe skutki
Oczywiście łatwiej zapisać kawałek papieru, niż potem te zapisane ustalenia zrealizować. Umowa z Paryża jest dobrowolna - każdy z jej sygnatariuszy złożył niewiążące go prawem międzynarodowym obietnice dotyczące ograniczenia swoich emisji gazów cieplarnianych. Naukowcy szybko więc policzyli, że nawet gdyby klimatyczne obiecanki wszystkich państw zostały zrealizowane, to i tak do końca stulecia globalne ocieplenie sięgnęłoby blisko 3 st. C.
Co gorsza, wykorzystaliśmy znaczną część naszego klimatycznego budżetu. Do dziś ogrzaliśmy Ziemię o mniej więcej 1 st. C.A napędzające ocieplenie klimatu rosnące stężenie dwutlenku węgla w atmosferze skoczyło z blisko 280 ppm (części na milion) przed rewolucją przemysłową do mniej więcej 406 ppm obecnie.
Poza tym nawet gdybyśmy nagle przestali spalać węgiel, ropę i gaz, gdybyśmy zatrzymali wycinkę lasów i intensywną gospodarkę rolną, to stężenie CO2 i innych gazów cieplarnianych w powietrzu nadal będzie rosło. Rosnąć będzie też gorączka Ziemi. A to dlatego, że klimat Ziemi ma dużą bezwładność i opiera się na sprzężeniach zwrotnych. W skrócie można je opisać jednym równoważnikiem zdania - im cieplej, tym cieplej.
No i czy to, że w ciągu ostatnich trzech lat światowe emisje gazów cieplarnianych nie rosły, ale utrzymywały się na zbliżonym poziomie (co roku w powietrze ulatywało ok. 41 mld ton CO2), oznacza, że od 2020 r. zaczną się zmniejszać? Jak piszą autorzy komentarza w „Nature”, jest to możliwe. Nawet mimo niedawnej decyzji prezydenta USA Donalda Trumpa, który zapowiedział, że w 2020 r. Stany Zjednoczone, odpowiadające za 14 proc. światowej emisji CO2, wycofają się z porozumienia paryskiego.
Moc jest z namiJak piszą autorzy, jeśli chcemy, by globalne ocieplenie nie przekroczyło 1,5-2 st. C, to w najbliższych latach nie powinniśmy wpompować do atmosfery więcej niż 150-1050 mld ton dwutlenku węgla. Tak szerokie widełki pokazują, jak nieokiełznanym zwierzem jest klimat naszej planety. Naukowcy nie mają pewności, jaka jest jego wrażliwość na kolejne miliardy ton gazów cieplarnianych uciekających w powietrze z naszych pól, kominów i rur wydechowych.
Tak czy inaczej przy obecnym poziomie emisji w najgorszym przypadku mamy ledwie blisko cztery lata, a w najlepszym - 26. Oznacza to, że abyśmy w połowie wieku nie musieli nagle zakręcać kurków z gazami cieplarnianymi, powinniśmy zacząć to robić stopniowo już w najbliższym czasie. Dlatego według autorów artykułu w „Nature” najpóźniej od 2020 r. emisje powinny zacząć spadać.
Ich zdaniem jest to najzupełniej możliwe, bo kiedy w ostatnich latach pozostawały one na tym samym poziomie, to światowa gospodarka rosła (a wzrost gospodarczy jest magicznym wyzwaniem stojącym przed każdym rządem). PKB największych krajów rozwiniętych i rozwijających się rosło średnio o 3,1 proc. rocznie.
Kiedy w 2016 r. gospodarka Chin (największy na świecie producent gazów cieplarnianych, odpowiedzialny za 29 proc. emisji CO2) urosła o 6,7 proc., to ich emisje spadły - ledwie o 1 proc., ale u takiego tygrysa jak Chiny lepszy rydz niż nic.W tym samym roku gospodarka USA urosła o 1,6 proc., a amerykańskie emisje spadły o 3 proc.
Stało się tak m.in. dlatego, że w tych krajach wzrosło zużycie energii niepochodzącej z paliw kopalnych. W Chinach wzrost zapotrzebowania na prąd został zaspokojony przez takie źródła energii, głównie elektrownie wodne i wiatrowe, aż w dwóch trzecich. W USA blisko dwie trzecie nowych mocy w elektrowniach zostało oparte na źródłach odnawialnych (OZE). Z kolei w Unii Europejskiej, która jest trzecim największym emitentem gazów cieplarnianych (10 proc. światowego tortu CO2), wiatraki i panele słoneczne stanowiły przeszło trzy czwarte nowo zainstalowanych mocy produkujących energię.
Według prognoz Międzynarodowej Agencji Energii w latach 2015-20 światowe zużycie elektryczności pochodzącej z OZE może wzrosnąć z 23,7 proc. całego zużycia energii elektrycznej do 26-27 proc. Zdaniem autorów komentarza w „Nature” w połowie wieku aż 29 proc. produkcji prądu może pochodzić tylko z elektrowni słonecznych.
Tylko w ub. roku na całym świecie w sektorze energetyki odnawialnej zainstalowano 161 GW mocy. Rok wcześniej światowe inwestycje w OZE sięgnęły 286 mld dol., przeszło sześciokrotnie więcej niż w 2004 r., kiedy wiatraki i panele fotowoltaiczne były znacznie droższe.Globalne ocieplenie staje się zyskowne, bo pozwala zarobić na nowych źródłach energii i adaptacji do zmian klimatu. Autorzy publikacji cytują raport Międzynarodowej Agencji Energii i Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej, z którego wynika, że walka z globalnym ociepleniem może zasilić światową gospodarkę 19 bln (tysiącami miliardów) dol.
Ich zdaniem klimat na świecie już się zmienił i paliwa kopalne szybko odejdą w przeszłość (choć najnowsze dane pokazują, że w tym roku w USA i Chinach wzrosło zużycie węgla; a Chińczycy planują redukcje swoich emisji dopiero od 2030 r.). Wynika to choćby z tego, że po decyzji Donalda Trumpa wiele amerykańskich miast, stanów i firm zadeklarowało, że będą robić wszystko, żeby emisje gazów cieplarnianych w USA spadły.
Wielka Błękitna PlanetaJednak żeby zrealizować zapisany na papierze cel ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5-2 st. C, jak piszą autorzy, musimy do 2020 r. osiągnąć znaczny postęp w sześciu dziedzinach.
Po pierwsze, źródła odnawialne muszą dostarczać światu 30 proc. elektryczności. Od 2020 r. nie powinna powstać żadna nowa elektrownia węglowa, a te już pracujące powinny być zamykane, kiedy skończy się ich okres przydatności.
Po drugie, miasta i państwa świata muszą wprowadzić plany zmierzające do dekarbonizacji budynków i infrastruktury do połowy wieku. Będzie to kosztować aż 300 mld dol. rocznie. Na przykład miasta powinny każdego roku doprowadzać co najmniej 3 proc. znajdujących się w nich budynków do poziomu zeroemisyjnego (ich funkcjonowanie nie powinno generować żadnych emisji gazów cieplarnianych) albo zbliżonego do zeroemisyjnego.
Po trzecie, pojazdy elektryczne powinny stanowić aż 15 proc. całej floty samochodowej świata. Dzisiaj jest ich ledwie 1 proc.Po czwarte, trzeba ograniczyć do minimum zniszczenia w obszarach leśnych i - tam, gdzie można - wprowadzić zalesianie albo pozwolić lasom się odbudować. Wylesianie i użytkowanie gruntów rolnych odpowiada dziś za mniej więcej 12 proc. emisji gazów cieplarnianych.
Po piąte, przemysł ciężki musi opracować plany zwiększenia efektywności energetycznej i obcięcia emisji CO2. W ciągu najbliższych 30 lat powinna ona zostać ograniczona o połowę.
Po szóste, sektor finansowy musi przestać finansować przemysł paliwowy i zacząć walkę ze zmianami klimatu.
Czy ten plan jest realny? W obecnej Polsce raczej nie, bo nasz rząd wycina albo pozwala wycinać drzewa, planuje budowę nowych elektrociepłowni węglowych i słowo „dekarbonizacja” uważa za herezję. Ale Polska odpowiada jedynie za 1 proc. światowych emisji CO2.
Kluczowe jest to, co będzie się działo w państwach wytyczających trendy i odpowiadających za ponad połowę światowych emisji gazów cieplarnianych - Chinach, USA, Unii Europejskiej i Indiach.„Jeśli odłożymy [decyzję o zmniejszaniu emisji gazów cieplarnianych poza rok 2020], warunki życia ludzi na całym świecie drastycznie się pogorszą - ostrzegają autorzy komentarza w „Nature”. - Oprzyjmy więc naszą politykę na nauce. (...) To z niej powinni czerpać ludzie władzy. Jak to robić - dał nam przykład prezydent Francji Emmanuel Macron, kiedy rozpoczął kampanię ‘Uczyńmy nasza planetę znowu wielką’. (...) Imposybilizm nie jest faktem, jest postawą. (...) Zbliżający się szczyt państw G20 [w Hamburgu 7-8 lipca] to świetny moment, żeby przywódcy państw przedyskutowali nasz sześciopunktowy plan”.
Czym grożą globalne zmiany klimatu- wzrostem średniego poziomu morza; z różnych badań wynika, że do końca wieku ocean urośnie nawet o 1 m;
- wzrostem intensywności i częstotliwości ekstremalnych zjawisk pogodowych: m.in. sztormów, nawałnic i powodzi oraz fal upału i suszy;
- rozszerzaniem się chorób, które dzisiaj ograniczone są do terenów podzwrotnikowych;
- coraz kwaśniejszym odczynem i coraz wyższą temperaturą oceanu, których mogą nie przetrwać organizmy morskie, m.in. koralowce (tropikalne rafy koralowe, choć pokrywają tylko 1 proc. dna oceanu, są oazami bioróżnorodności i zapewniają źródło utrzymania milionom ludzi);
- postępującym szóstym wielkim wymieraniem gatunków;
- klimatycznymi wojnami i wielkimi migracjami ludzi.
http://wyborcza.pl/7,75400,22021642,globalne-ocieplenie-okno-zamknie-sie-za-trzy-lata.html