Kilka dni temu rosyjski RT opublikował artykuł, w którym pisze, że Musk chce za pomocą wybuchów jądrowych ogrzewać Marsa, tworząc coś jakby dwa sztuczne słońca. Pewno po to, by go terraformować. Do tego celu wystarczy FH.
Owszem, Musk powiedział, ale pomysł nie ma większego sensu. Bomba o mocy jednej megatony sama będzie ważyła z tonę-dwie, do tego dochodzi stopień wysyłający ją w okolice Marsa - powiedzmy, że całość ważyłaby dziesięć ton. 1 MT to ok. 4.18x10
15 J, co najmniej połowa tej energii ucieka w kosmos w trakcie eksplozji, reszta dociera do atmosfery Marsa w postaci promieniowania, które jest najpierw pochłaniane przez atmosferę i następnie wypromieniowywane w postaci światła i ciepła. Znowu, połowa idzie w kosmos, zamiast w kierunku powierzchni. Do Marsa dociera więc ok. 10
15 J na każde dziesięć ton dostarczonych na LEO. Dla porównania, dziesięciotonowe zwierciadło (przy założeniu 100 m
2 na 1 kg) na orbicie marsjańskiej dostarczałoby taką samą energię co 20 dni - i mogłoby pracować latami. Co więcej, zwierciadło
nie potrzebowałoby stopnia rakietowego do podróży z LEO na Marsa.