Na PK można przeczytać recenzję Macieja Tadaszaka o pierwszym tomie marsjańskiej trylogii Kima S. Robinsona.
Wg mnie, najprawdopodobniej za lat 40 pobyt ludzi na Marsie nadal będzie domeną literatury science-fiction.
Fragmenty :
„ Jest rok 2056. W namiotowym mieście Nikozja, znajdującym się na wschód od Pavonis Mons, zostaje zamordowany John Boone, pierwszy człowiek na Marsie i jeden z przywódców pierwszej setki marsjańskich kolonistów. W wydarzenie zamieszani są radykalni arabscy koloniści, jego wieloletni antagonista Frank Chalmers, oraz tajemnicza postać w dreadach. Po stwierdzeniu śmierci Boone’a Robinson przenosi nas trzydzieści lat wstecz, na pokład Aresa, wielkiego statku, który z setką kolonistów podróżuje w kierunku Czerwonej Planety.
Mars oczywiście nie jest tematyką obcą dla science-fiction. Ponad wiek temu o najeździe Marsjan pisał H. G. Wells, wielką popularnością cieszył się ostatnio „Marsjanin” Andy’ego Weira. W nieco poważniejszy, bo naukowy sposób podchodził do naszego sąsiada Greg Zubrin w swoim „Czasie Marsa”. Czerwony Mars znajduje się gdzieś pośrodku tych pozycji, literacko bijąc „Marsjanina” o głowę i puszczając oko do książki Zubrina, porażając niewprawionego czytelnika ilością technicznych szczegółów.
Po lądowaniu naszej setki na Marsie, jesteśmy rzucani przez autora na głęboką wodę. Dokładniej to na Chryse Planitia, pustynną równinę nieopodal Kasei Valles. Swoją drogą, Chryse Planitia było miejscem faktycznego lądowania misji Viking 1. Jesteśmy pozostawieni wraz z bohaterami i marsjańskim otoczeniem. Poza wyrazistymi bohaterami od razu można zauważyć dużą atencję do detali technicznych. Terminologia, szczegółowość maszyn i ich mnogość mogą na początku przestraszyć. Stajemy się jednak dzięki temu świadkami przykręcania niemal każdej śrubki, poznajemy każdą maszynę. Moim ulubionym fragmentem jest licząca całą stronę lista narzędzi wyjętych ze skrzyni podczas rozładunku.”
http://www.pulskosmosu.pl/2016/02/08/recenzja-kim-stanley-robinson-czerwony-mars/