Powtórzę jak kaznodzieja... Zaprawdę powiadam Wam, Księżyc jest następnym L O G I C Z N Y M przystankiem i to nie tyle, ze względu na odległość, na którą jak najbardziej możemy sobie pozwolić - zapewniając po prostu szybki dowóz niezbędnych środków na tzw. nagły wypadek i nie tylko. Jest naturalnym, perfekcyjnie niemalże do tego stworzonym poligonem, który przede wszystkim pozwoli nam oswoić się z lokalnym "środowiskiem" i nauczyć się być w jakimś sensie samowystarczalnymi. A do tego przecież droga daleka aby na dobre odciąć pępowinę od mamuśki Ziemi. Wszystkim miłośnikom lotów marsjańskich wydaje się, że jak już raz tam dolecimy - to kolejne latanie będzie częste i niemal rutynowe, bo chyba nie chodzi tylko o zatknięcie kolejnej flagi na obcym gruncie prawda... Pomijam już niebotycznie wyższe koszta, które zapewne zetną głowę niejednemu marzycielowi i planiście na ambonie, jak już dojdzie do jakiegokolwiek planowania załogowego programu marsjańskiego. Czy jesteśmy gotowi na Marsa? Oczywiście, że nie. A na Księżyc - technologicznie jak najbardziej, pozostaje kwestia finansów, które i tak przy planie marsjańskim byłyby po prostu śmiesznie niskie. Mam tylko nadzieję, że Chińczycy przyspieszą tempo programu załogowego i wdrożą w latach 30-tych 21 wieku obecne zapowiedzi załogowego programu księżycowego z prawdziwego zdarzenia. Wtedy bowiem Amerykanie zauważą dopiero, że topią szmalec w utopinych planach związanych z dalekim, czerwonym regolitem, a tu Panie, zza miedzą, Kitajce właśnie wysyłają pierwsze moduły placówki księżycowej. A Ruskie? W tym czasie Ruskim - aby pozostać "z przodu", pozostanie np. odgrażanie się bazą na Europie, a może najlepiej już - żeby nie było "siary" - na Enceladusie, w końcu pod tym ostatnim wykryto ocean wódki.