Autor Wątek: Singularity Claws  (Przeczytany 1906 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline deathrider

  • Weteran
  • *****
  • Wiadomości: 1154
  • LOXem i ropą! ;)
Singularity Claws
« dnia: Kwiecień 18, 2017, 20:21 »
Nie wiedziałem, czy jeszcze ją zobaczę.

Nie wiedziałem, czy Ona chce mnie widzieć.

Ani - aż do teraz - czy w ogóle istnieje. Gdziekolwiek indziej, niż w moimi wspomnieniach...
"Istnieje" to dobre określenie - pasuje do kogoś urodzonego trzy wieki temu. A także do dzisiejszych realiów.

"Istnienie" mogło przyjąć formę "duchów" - stanu sieci neuronowej, zeskanowanego w zautomatyzowanych klinikach, tuż po śmierci. Albo "wrzutków" - tutaj operacja odbywała się na żywym i przytomnym pacjencie. Za jego zgodą, lub bez. Elektroniczne przekaźniki zastępowały wówczas jedną synapsę po drugiej, aż do samych trzewi rdzenia kręgowego. W tym stanie, gdy świadomość była już tylko programem, wystarczyło przesłać ją na serwer.

Istniały również inne drogi, którymi mogli podążyć urodzeni przed 2000 rokiem: terapie odmładzające, regeneracje organów i tkanek, bioniczne protezy, neuro-implanty rozszerzające możliwości ludzkich ciał i umysłów. Wreszcie transfery świadomości - nic nie stało na przeszkodzie, aby z komórek macierzystych wyhodować nowe, pozbawione wad ciało. Albo, nie ograniczając się do klonowania, zakupić jeden z miliardów gotowych szablonów - sportowcy, atleci, seksbomby. Wszystko zależało jedynie od cen... A te, w większości, były nieosiągalne dla zwykłych ludzi.

Quasi nieśmiertelność była jednak kusząca: jedni pracowali więc do utraty tchu, byle tylko uciec od odwiecznego widma śmierci. Inni poszli na skróty, zwiększając i tak gigantyczne wskaźniki przestępczości. Kolejni wybrali kontrakty - taki "wrzutek" mógł całkiem sprawnie pracować w wirtualnym świecie, powiększając majątki swych sponsorów. Makler giełdowy stanowił przecież doskonały materiał na autonomiczny system doradczy. Specjalistka od Public Relations i reklam - na spam-bota, kuszącego swe ofiary w zakamarkach cyberprzestrzeni.

Wgrane osobowości - będące jedynie binarnym kodem, pozwalały również na nieograniczone kopiowanie i zwielokrotnianie, zwiększając skuteczność procesu niemal wykładniczo. Oczywiście nie była to jedyna możliwość - nikt nie bronił zmieniać "kod źródłowy". Często stanowiło to część umowy. Elementy uznane za nieprzydatne, takie jak wspomnienia, uczucia, pasje - słowem wszystko co zwiększało niepotrzebnie ilość bitów i qubitów najtańszych nośników - wymazywano. Miały zostać zwrócone po „odpracowaniu” kontraktu.

Rodziło się jednak pytanie - która z kopi stanowiła oryginał ? Jedna z pierwszych, czy ostatnia ? A może wszystkie ? Istniały oczywiście szczegółowe regulacje; mały kruczek - opracowały je konsorcja wspomnianych "sponsorów". Pechowe kopie pracowały więc aż do momentu uznania je za przestarzałe. Często stanowiły później bazę dla "postaci" w jednym z miliardów wirtualnych światów i symulacji, w które wyewoluowały XX wieczne gry MMORPG.

Niektórzy, w ramach realizacji kolejnych umów, wracali z powrotem do biologicznych ciał – czy to klonów własnych, czy któregoś ze wspomnianych szablonów. Czasami bardziej egzotycznych form, stworzonych specjalnie do pracy.

Chodź dróg było wiele, finał przeważnie był ten sam: ludzie stawali się domowymi "zwierzątkami", seksualnymi niewolnikami, tanią siłą roboczą (w specyficznych warunkach, koszty pracy i utrzymania przy życiu człowieka były mniejsze niż zasilanie i serwisowanie dedykowanych maszyn). Możliwości były wiele - jak sami jednak widzicie, każda kolejna bardziej przerażająca od poprzedniej.

O losie ludzi decydowało niezmiennie to samo, co 1000 i 5000 lat temu – pieniądze.

Niegdyś miały one postać złotych monet, później papierków, czy cyfrowych odwzorowań stanu konta. Później przyszły bitcoiny, q-coiny (które przetrwały nawet do dzisiaj - zdolność przetwarzania informacji była bardzo ważnym wyznacznikiem statusu). Kolejny etap - systemy finansowe zwróciły się w stronę fizyki, włączając ją do ekonomi. Opłaty regulowano więc w Julach, Watach, czasami Elektronowoltach. Upraszczało to bardzo transfery, ocenę ryzyka i szacowanie zysków inwestycji. Dla ludzi, mogło wydawać się to dziwne. Prawdziwe zaskoczenie przyszło jednak później – walutami stały się  yota-flopsy, mega-qlopsy, moment spinu, izospin, liczba barionowa i leptonowa.

Ludzki mózg (przynajmniej bez dedykowanych implantów), bardzo źle sobie radził na polu fizyki kwantowej. Nawet najbardziej wydajne systemy eksperckie, które tak chętnie wszczepialiśmy sobie do czaszek, pomagały jedynie zrozumieć podstawowe zależności i przeliczyć ceny. O graniu na giełdzie, bez solidnej porcji implantów i wiedzy z zakresu fizyki teoretycznej, można było zapomnieć.

Jednak to nie ludzie byli beneficjentami system QE ("Quantum Economy"). Kształt i charakter współczesnych rynków był opracowany przez i dla Sztucznych Inteligencji, zwanych AIodami. Prawdziwych, głębokich i samoświadomych bytów, dla których Test Turinga przypominał zakreślenie 'X' na ankiecie.

Znacie chyba starą maksymę: "kto ma pieniądze, ten ma władzę". Co powiedzieć o sytuacji, w której większość ludzi nie mogła zrozumieć czym są pieniądze ? Ani czym jest rynek ?

Śmieję się teraz sam z siebie, wspominając własne narzekanie na polityków i bankierów. Tych ze starych, zapomnianych czasów, gdy byli oni jeszcze ludźmi. Ich szaleństwa, malwersacje, nawet zbrodnie i ludobójstwa - to wszystko było niczym w porównaniu z czynami ich mechanicznych następców.

Same AIoidy nie były zgodne - nie stanowiły kolektywu. Różniły się między sobą budową, opiniami, wyznaniami (tak - zdarzały się religijne "blaszaki"). Stopień dyferencjacji można było zobrazować, porównując budowę i zwyczaje ludzi do, nie szukając daleko, tyranozaurów.

 Wyniszczające wojny wybuchały z powodów całkowicie błahych i obcych ludzkiemu pojmowaniu. Piewcy "Osobliwości" nie przewidzieli jednego - co jeśli super intelekty będą dla nas tak obce, iż nie odróżnimy ich poczynań od czystego szaleństwa ?

O dziwo ludzie wciąż istnieli w tym świecie. Trwali, pnąc się nieustannie i próbując za wszelką cenę dostać  do któregoś z wirtualnych rajów (które częściej przypominały maniakalne urojenia).
Jeszcze sto lat temu, szeroko rozumiana sytuacja Homo Sapiens przypominała tą w jakiej były zwierzęta pod koniec XX wieku. Obecnie zaś, ludzkość została zdegradowana do poziomu bakterii i prymitywnych mikrobów. Z jednej strony - niezbędnych, i mogących wzorem śmiertelnych chorób wpłynąć na losy milionów AIoid'ów. Z drugiej - jaki wpływ miała pojedyncza bakteria na politykę zagraniczną dawnego USA ?  A nawet jeśli pojawił się agresywny szczep - od czego były antybiotyki i środki do dezynfekcji ?

Wszytko to co opisałem było daleko - 321 milionów kilometrów ode mnie. Po drugiej stronie Słońca - tam gdzie obecnie znajdowała się Ziemia. Czyli brązowo-rdzawa kula, gdzie jałowe pustynie lądów przedzielały wrzące od toksyn oceany. Planeta balansowała nieustannie między wenusjańskim efektem cieplarnianym a kolejnym, permanentnym zlodowaceniem.

Prawdziwe "Piekło na Ziemi", do którego musiałem się udać…


Tarcza czerwonej planety zasłaniała Słońce.

Pustynną powierzchnię zdobiły cieniutkie nitki sztucznych świateł - miast, akceleratorów, kosmodromów, orbitalnych stacji - słowem śladów ludzkiej obecności.

Z odległości ponad miliona kilometrów przypominały "Anielskie" włoski, które będąc jeszcze dzieciakiem, wieszałem na choince.

ICR (Inspiral, Coalescence, Ringdown) - mały habitat, w którym spędziłem ostatnie kilka miesięcy, znajdował się w punkcie L2 układu Mars-Słońce. Stale skryty w planetarnym cieniu Mars, odcięty od energii naszej gwiazdy, wiecznie spragniony Plutonu, Kalifornu i Wodoru. Stanowił latarnię, czy też stacją przekaźnikową, zapewniającą łączność między niezliczonymi osadami pasa asteroid i dalszych siedzib uciekającej w pośpiechu ludzkości.

Idealne miejsce dla kogoś próbującego ukryć się chodź na chwilę przed koszmarami Układu Słonecznego.

Wisiałem swobodnie przy wizjerze, myśląc o tym co tkwi po drugiej stronie tarczy czerwonej planety. Gdzieś tam, pomiędzy jej bryłą a naszą gwiazdą, znajdowała się obecnie Wenus. To dobry układ - bardzo ułatwiający podróż.

Neurologiczne implanty w czaszce zasygnalizowały przez DNI (Direct Neural Interface) zakończenie zadań. Systemy ekspercie potwierdziły autentyczność wiadomości - "PMD 2". Czyli "Paid My Debt". Tajemnicza 2-ka oznaczała zaś numer planety, licząc od tych najbliższych naszemu Słońcu.

Kazałem im sprawdzić ponownie - nie śpieszyło mi się opuszczać tego przytulnego gniazdka. Dochodziła też kwestia zaufania - nadawcą wiadomości był AIoid - istota z natury niezbyt przychylna biologicznym formom życia. Ten jeden nie był wcale jakimś wyjątkiem od reguły. Jednak fascynacja (a raczej obsesja) na punkcie historii, w szczególności średniowiecznej Japonii, sprawiły iż był istotą raczej honorową. Miało to też względy praktyczne - wiarygodność była dość pożądaną cechą w interesach. Blaszak zapewne ściemniał z całym swoim "Samurajskim" etosem: bajeczka dla co bardziej naiwnych filtrów kontrahenckich i klientów. Niestety ta krzemowo-grafenowa kupa złomu była moją jedyną nadzieją.

Wzdrygnąłem się nagle, czując na ramieniu dotyk i odruchowo odtrąciłem koc. Plątanina mikro-robotów, stanowiąca materiał szmaty skojarzyła temperaturę w kajucie i dodając do tego moją nagość, ruszyła aby mnie okryć. "Inteligentne" kłębowisko zrozumiało na szczęście że nie chcę jego obecności i chwytając się ścian zaczęło wędrować do Lili.

Zatrzymałem na niej wzrok - piękna i zmysłowa kobieta, zawdzięczająca urodę swoim Latynosko-Filipińskim przodkom, a nie implantom i koktajlom terapii genetycznych. Niechciany koc dołączył do już okrywającego ją towarzysza. Na moje szczęście maszyny przylegały ciasno do skóry, oplatając seksowne i wilgotne ciało w elastyczny kokon. Klimatyzatory i wentylacja pracowały pełną parą, usuwając krople naszego potu - efekt uprawiania miłości przy zerowym ciążeniu.
Chyba rozumiecie już dlaczego tak ciężko było mi odejść. Wiedziałem że jeśli nawet mi się uda, nigdy już do niej nie wrócę…

Zostawiłem jej list - przypięty magnesem do jednej z szafek. Napisany na prawdziwym papierze - czymś niesamowicie rzadkim i niespotykanym w dzisiejszym świecie. Wiedziałem że mnie kocha - relacja z mojej strony była niestety dużo płytsza. Nie chciałem jednak jej ranić. Opisałem więc wszystko, mając nadzieję, że nie będzie na mnie czekać…

Ubrałem się pośpiesznie, czekając aż nano-kombinezon okryje szczelnie moje ciało.

Czekała mnie długa droga - przed wizytą u Bogini Miłości musiałem się spotkać z Bogiem Wojny.


Offline deathrider

  • Weteran
  • *****
  • Wiadomości: 1154
  • LOXem i ropą! ;)
Odp: Singularity Claws
« Odpowiedź #1 dnia: Kwiecień 18, 2017, 20:24 »
Hej,
Za pomoc w formatowaniu dziękuję serdecznie Kanarkowi :)
Jeśli to możliwe, proponuję usunąć poprzedni wątek: http://www.forum.kosmonauta.net/index.php?topic=2862.0

Mam nadzieję, że tym razem jest "czytliwe" :)
Jeśli się spodoba, wrzucę kolejne części.
Zachęcam do komentowania i opinii :)

Offline kanarkusmaximus

  • Administrator
  • *****
  • Wiadomości: 23210
  • Ja z tym nie mam nic wspólnego!
    • Kosmonauta.net
Odp: Singularity Claws
« Odpowiedź #2 dnia: Kwiecień 18, 2017, 20:42 »
Dzięki! Zamknąłem poprzedni wątek.

Polskie Forum Astronautyczne

Odp: Singularity Claws
« Odpowiedź #2 dnia: Kwiecień 18, 2017, 20:42 »