Znaczy się, to że szkolnictwo polskie niczego nie uczy, to wiem od dawna. (...) Według mnie to całe szkolnictwo jest po to, aby mieć pojęcie co się powinno umieć, no i dla papierka.
Szkolnictwo podstawowe i średnie ma swoje problemy, ale są one inne niż w akademickich budynkach. Przede wszystkim dlatego, że poniżej uczelni nauczaniem zajmują się zazwyczaj osoby, które... są z zawodu nauczycielami
natomiast na uczelni są to w większości przypadków naukowcy, którzy zjedli zęby na konkretnych działach ludzkiej wiedzy. Oczywiście zakładając, że trafisz do jednej z najlepszych w Polsce uczelni, a nie do prywatnej szkoły wyższej zarządzania namiotem.
Z większości zajęć można wynieść wiele, ponieważ dają ci bezpośrednią interakcję z wieloletnimi ekspertami konkretnych dziedzin, często wielkimi pasjonatami, ponadto te osoby znają wiele innych analogicznie istotnych osób. Częściej niż na niższych poziomach edukacji, zdarzają się pasjonaci dydaktyki, którzy lubią i wiedzą jak uczyć. Jednak nawet jeśli większość dnia będziesz spędzał z ludźmi, którzy nie są Richardami Feynmanami, warto spojrzeć na to pod kątem dostępu do osób, którym możesz zadać dowolne pytanie, poprosić o wyjaśnienie dowolnego problemu, o wskazanie dróg rozwoju, o polecane materiały, czy w końcu zadać sakramentalne pytanie o to gdzie i kto zajmuje się tym co lubisz robić (czyli oprogramowaniem stosowanym w kosmosie) - sakramentalne, bo warto o to pytać dosłownie każdego, nie zdziw się jeśli usłyszysz od wykładowcy, że współpracuje z ludźmi na szczycie (czyli w przypadku twojej dziedziny np. w NASA), to wcale nie jest rzadkie na polskich uczelniach (np. dlatego, że polski znajomy znajomego wyemigrował do pracy naukowej w danym kraju). W dzisiejszych czasach nawet za bardzo nie musisz biegać za tymi ludźmi, wystarczy zdobyć do nich adres mailowy i często otrzymasz wyczerpujące, uprzejme odpowiedzi, które mogą wiele pomóc. Nie widzę problemu, żebyś nie mógł zapytać już teraz (adresy mailowe zazwyczaj są na stronach uczelni) danych profesorów bliskich twojej dziedzinie. To wszystko wynika też z faktu, że na uczelniach przynajmniej próbuje się kultywować etos mistrz/mentor-uczeń (co raczej nie jest spotykane w szkołach średnich czy podstawowych), w tym sensie jest inne podejście do nauczania, poza tym przynajmniej części pracowników naukowych uczelni jest szczęśliwa, gdy z własnej inicjatywy skontaktuje się z nimi ktoś kto ma ambicje i chęci (reszta może też jest szczęśliwa, ale nie ma czasu na nic
).
Nie chciałem nikomu tutaj wskazywać, że studia zaoczne są bez sensu, ani tym bardziej dawać argumenty na to, że polskie szkolnictwo jest złe. Przeciwnie. Na poziomie indywidualnym można wyciągnąć bardzo dużo 'sensu', z odpowiednim przygotowaniem i wyrzeczeniami (na wymagających studiach zaocznych nie da się nie zarwać kilkudziesięciu nocy w roku), natomiast w kwestii organizacji, traktowania przez dziekanów, czy rozsądnego rozkładu wykładów i laboratoriów - są sporo gorsze od dziennych.