Tu mnie masz, nie mniej jednak małym lądownikom udawały się (przynajmniej niektóre) lądowania (Łuna 9, Łuna 13) a penetratorom ni diabła.
Nie o to chodziło, powtarzasz ten sam argument. Ile penetratorów poleciało? Ile z nich było dobrze zaprojektowanych z użyciem technologii dającej się porównywać z obecną? Na pewno nie były to DS-2, w których bodaj antena nie została przetestowana pod kątem warunków radiacyjnych a bateria nie dość, że nie została w pełni przetestowana pod kątem odporności na przeciążenia, to w czasie lotu mogła się zwyczajnie rozładować(!). Między statkiem-matką a kapsułkami nie było żadnych łączy poza czysto fizycznymi, tyle z pamięci. Pod pewnym względem jest to podobne do przypadku wspomnianego Beagla 2, który można ekstrapolować w ten sam sposób co DS-2, dochodząc do analogicznych wniosków co ty
tu bałbym się nie tyle rozbicia penetratora co jego całkowitego zagłębienia w gruncie łącznie z anteną i utraty przez to łączności.
Dużo większym problemem (z tego co mi się wydaje) jest zapewnienie odpowiedniego kąta uderzenia w powierzchnię. O ile można przygotować penetrator do zachowania łączności przy stosunkowo różnej strukturze celu, to parę stopni różnicy za dużo może spowodować odchył powodujący obciążenia w kierunku zupełnie niezgodnym z projektowym. Nawet jeśli penetrator by je przetrwał, to nie miałby właściwego ułożenia do dalszego działania i komunikacji.