Wysiłki Samanthy Cristoforetti i Matthiasa Maurera w naukę mandaryńskiego sprzed kilku lat pójdą na marne.
Wypowiedź dyrektora generalnego ESA oznacza koniec marzeń o zaangażowaniu europejskich astronautów w dodatkowe (poza USOS-em, czyli amerykańskim segmentem Międzynarodowej Stacji Kosmicznej) loty i badania na orbicie okołoziemskiej.
Już wcześniej wyrażałem wątpliwości w sensowność wysyłania Europejczyków na chińską stację kosmiczną. Co takiego - w sensie naukowym - mogliby zrobić (zbadać) na Tiangongu, czego nie można zrobić na ISS?
Ten ewentualny udział pewnie służyłby tylko krzewieniu przyjaźni między narodami i agencjami kosmicznymi.
Ale teraz nie ma to ani pieniędzy, ani tym bardziej chęci politycznych.
Chiny będą zatem badać możliwości współpracy z Arabią Saudyjską, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrainem, Kuwejtem, Omanem i Katarem.
Czyli petrodolary (jak zwykle) nie śmierdzą.
Ciekawsze, że o kosmicznych podróżników z tego samego regionu konkurują przecież Amerykanie. Przedstawiciel Emiratów AlNeyadi jest w załodze Crew-6, a dwoje nieznanych jeszcze z nazwiska Saudyjczyków ma polecieć w misji Axiom-2.
Czy starczy pieniędzy (nie mówiąc o politycznych chęciach) na loty do dwóch stacji?
NewMan