Tak naprawdę jest jeszcze dużo do zrobienia:
1. Przegrzewanie się dysz boostera w trakcie schodzenia. Na zbliżeniach widać, że w trakcie lądowania wszystko się paliło w przedziale silników. Cud, że działały siłowniki pozycjonujące,
2. Zastąpienie ringu separacyjnego kratownicą. Pamiętamy, że jak był na stałe, to zmienił się środek ciężkości i były problemy ze starowaniem,
3. Opanowanie plazmy na Starshipie. Ciekawe, że w latach 70tych w wahadłowcach działało to za pierwszym razem (mimo utraty kilku płytek),
3. Opracowanie drzwi ładunkowych odpowiednio szczelnych i niezawodnych. Do starlinków wystarczy wąski slot, ale do innych ładunków to już trzeba porządne wielkie wrota (znów jakoś w wahadłowcu wszystko działało),
4. Pomału, opracowywanie wersji załogowej Starshipa,
5. Dopracowanie pola startowego, aby szybko nadawało się do ponownego użycia,
6. A przede wszystkim sprawdzenie, czy to wszystko będzie działało przy pełnym obciążeniu.
Tak się też zastanawiam, że nawet jak Starship będzie też łapany na pałeczki, to przecież nie będzie od razu nakładany na boostera, bo musi być jakoś załadowany. Czyli chyba odwieziony do jakiejś hali.