Polskie Forum Astronautyczne
Człowiek i Astronautyka => Media => Wątek zaczęty przez: Mikkael w Styczeń 13, 2012, 12:21
-
W czasopiśmie "Lotnictwo" regularnie co miesiąc ukazują się artykuły traktujące o astronautyce - załogowej i bezzałogowej oraz przegląd najnowszych wydarzeń o tej tematyce. Autorem jest nasz forumowy kolega, Waldek :)
W styczniowym numerze, w artykule "Co w Układzie Słonecznym piszczy?" przegląd wszystkich działających obecnie sond kosmicznych. Polecam.
http://www.magnum-x.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1884catid=1&Itemid=11
Publikacje astronautyczne pojawiają/pojawiały się (nie wiem jak jest obecnie) również w magazynie "Skrzydlata Polska".
-
Publikacje astronautyczne pojawiają/pojawiały się (nie wiem jak jest obecnie) również w magazynie "Skrzydlata Polska".
W SP regularnie publikuje Jacek Kruk (np. 11/2011 (http://www.altair.com.pl/cz-art-3677)). W marcu będzie też w Lotnictwie (zamiast mnie) z artykułem o setnej rocznicy urodzin von Brauna.
-
W kioskach leży już najnowszy, lutowy numer "Lotnictwa", a w nim pierwsza część historii programu STS!
http://www.magnum-x.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1921catid=1&Itemid=11
-
A autorem jest legendarny Astropl. :)
-
Mam nadzieję, że źródła zdjęć w artykule są wskazane (zapewne głównie NASA). Bo ACTA już Donald podpisał ;D
-
Mam nadzieję, że źródła zdjęć w artykule są wskazane (zapewne głównie NASA). Bo ACTA już Donald podpisał ;D
Ani Donald niczego nie podpisywał, ani niczego nie ratyfikowano, ani nie wiadomo, czy ratyfikowane będzie. A źródło to oczywiście NASA, które było wskazane, a czy będzie w artykule - nie wiem. Ja sugeruję fotki i podpisy do nich, ale to się nie zawsze pokrywa z efektem końcowym.
-
Zgodnie z zapowiedzią Astropl - w marcowym numerze "Lotnictwa" artykuł o Wernherze von Braunie autorstwa Jacka Kruka :)
http://www.magnum-x.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1963catid=1&Itemid=11
-
W kwietniowym "Lotnictwie" Astropl przedstawia nam ciąg dalszy dziejów programu Space Shuttle :)
http://www.magnum-x.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2012catid=1&Itemid=11
Jakieś przecieki odnośnie kolejnych numerów? ;)
-
Jakieś przecieki odnośnie kolejnych numerów? ;)
W najbliższym Vega i PW-Sat, później (ale w jeszcze nieustalonej kolejności) Bajkonur, Cape Canaveral, "Marsjańskie mity", 50 lat programu "Kosmos", Saturn V - największa rakieta w historii. A może są jakieś sugestie? :)
-
Sugestie? :) Hmm... Ałmaz i pojazd TKS, który chce wskrzesić pewna firma z siedzibą na wyspie Man? :)
-
Sugestie? :) Hmm... Ałmaz i pojazd TKS, który chce wskrzesić pewna firma z siedzibą na wyspie Man? :)
A ja ze swej strony proponuję projekt i misje lądowników serii Mars, oraz plany radzieckie dotyczące Marsochoda (tego z lat 70tych, a nie 90tych) oraz misji przywozu próbek Czerwonej Planety przez kraj Rad :)
-
Te artykuły są naprawdę świetne, szczególnie że w gruncie rzeczy niewiele jest naprawdę ciekawych i rzetelnych opracowań z dziedziny historii astronautyki, zwłaszcza w naszym języku. Poziomu książeczek dodawanych ostatnio do Wiedzy i Życia nawet nie chcę komentować :) W rezultacie kupuję "Lotnictwo" przede wszystkim dla tych artykułów :) Bardzo liczyłem, że ciąg dalszy historii STS będzie już w marcowym :)
A ja ze swej strony proponuję projekt i misje lądowników serii Mars, oraz plany radzieckie dotyczące Marsochoda (tego z lat 70tych, a nie 90tych) oraz misji przywozu próbek Czerwonej Planety przez kraj Rad :)
Popieram, w ogóle historia wielu programów bezzałogowych - począwszy od pierwszych księżycowych Łun - jest bardzo fascynująca. No i bardzo chciałbym kiedyś zobaczyć możliwie najszerszą historię całego programu Saturn, choć można by o niej napisać całą książkę :)
-
A ja ze swej strony proponuję projekt i misje lądowników serii Mars, oraz plany radzieckie dotyczące Marsochoda (tego z lat 70tych, a nie 90tych) oraz misji przywozu próbek Czerwonej Planety przez kraj Rad :)
Całkowicie popieram Ekoplanetę! Plany były całkiem niezłe, sporo różnych rozwiązań wtedy przetestowano.
Niewiele z tego wyszło, ale warto o tym wiedzieć.
http://www.youtube.com/watch?v=nF2gU3_9WC4
http://www.youtube.com/watch?v=970qGmm0Y9Q
-
Ponieważ program Ałmaz/TKS opisany został w Lotnictwie przez Jacka Kruka w dwuczęściowym artykule jakieś cztery lata temu, nie ma sensu do niego wracać, zwłaszcza, że poza Excaliburem niewiele nowego pojawiło się w temacie. Ale z programem Mars macie rację, to jest temat, który w tym roku wezmę na tapetę. Może, dla kontrastu, przy okazji lądowania MSL-a? :) Co do Łun - trochę były opisane w roku 2009, przy okazji 40-lecia lądowania ludzi na Księżycu. O Saturnie-V jak już pisałem, będzie wkrótce artykuł, siłą rzeczy niezbyt wielki. Wielkie dzięki za podpowiedzi!
-
W numerze czerwcowym "Lotnictwa" nie będzie artykułu w dziale "Kosmos" (jedynie aktualności), ponieważ nie zmieściłem się w wyznaczonym czasie.
-
Również w lipcowym "Lotnictwie" nie będzie mojego artykułu na tematy kosmiczne. Powodem, jak i poprzednio, była ciężka choroba żony, zakończona jej śmiercią w dniu 21 czerwca.
-
Również w lipcowym "Lotnictwie" nie będzie mojego artykułu na tematy kosmiczne. Powodem, jak i poprzednio, była ciężka choroba żony, zakończona jej śmiercią w dniu 21 czerwca.
Przyjmij ode mnie szczere wyrazy współczucia Waldku i trzymaj się!!! Mam nadzieję, że Twoja Żona raduje się już w wiekuistych objęciach najlepszego Ojca!
-
Powodem, jak i poprzednio, była ciężka choroba żony, zakończona jej śmiercią w dniu 21 czerwca.
Wstrząsająca wiadomość. Przyjmij proszę ode mnie wyrazy współczucia i żalu.
-
Może post na forum to nie jest najwłaściwszy sposób, żeby to powiedzieć, ale jest mi szczerze przykro i głęboko współczuję.
-
Dziękuję wam wszystkim.
-
Waldku - wyrazy współczucia...
-
Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje!
-
Szczerze współczuję.
-
Wyrazy współczucia Waldku. Jesteśmy z Tobą.
-
Moje kondolencje Waldku.
-
Szczere współczucia. Smutne to.
-
W sierpniowym "Lotnictwie" artykuł Astropl o misji Shenzhou-9. Polecam :)
http://www.magnum-x.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2202catid=1&Itemid=11
-
We wrześniowym numerze "Lotnictwa" artykuł Waldka pt. "Samochodem po Marsie" :)
http://www.magnum-x.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2241catid=1&Itemid=11
-
W styczniowym 2013 roku numerze Lotnictwa artykuł Waldka pt. "BAJKONUR - największy kosmodrom planety" (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/2420)
-
W marcowym "Lotnictwie" artykuł Waldka pt. "Program kosmiczny Iranu". Trzeba odwiedzić salon prasy.
http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/2503
-
W marcowym "Lotnictwie" artykuł Waldka pt. "Program kosmiczny Iranu". Trzeba odwiedzić salon prasy.
http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/2503
Oj trzeba ;)
-
I w kioskach kolejny numer "Lotnictwa". Tym razem astropl popełnił artykuł pt. "Marsjańskie mity". Tym razem na stronie wydawnictwa nie ma linku do fragmentu tekstu:
http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw
-
W numerze 7/2013 Lotnictwa artykuł Waldka pt. "Antares – nowa amerykańska rakieta nośna (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/2675)". Polecam jego lekturę...
(http://www.magnum-x.pl/images/stories/okladki/lotnictwo/96_lotnictwo_2013_07/1/01_Lotnictwo_2013_07.png)
-
Trudna droga Brazylii w kosmos to kolejny artykuł astropl, tym razem w sierpniowym "Lotnictwie".
Waldek pisze o możliwościach, ale też i potrzebach, takiego kraju jak Brazylia w sektorze kosmicznym. O pracach nad własną rakietą z serii Sonda (jej czwarta wersja zdolna była wynieść ładunek o masie 500 kg na pułap 700 km), i o kosztach takich "zabaw".
Fragmet artykułu (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/2724)
(http://www.magnum-x.pl/images/stories/okladki/lotnictwo/96_lotnictwo_2013_08/8.jpg) (http://www.magnum-x.pl/cache/preview/e6099316ee6b70be716235dc8ca3654a.png)
-
Brzmi ciekawie! Zakupię ten numer! :)
-
Również się skuszę, zapowiedź mnie przekonała :)
-
Nowe rakiety Falcon (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/2850).
(http://www.magnum-x.pl/images/stories/okladki/lotnictwo/96_lotnictwo_2013_11/Lotnictwo_2013_11_240.png)
-
(http://www.magnum-x.pl/images/stories/okladki/lotnictwo/95_lotnictwo_2014_01/1/01_Lotnictwo_2014_01.png)
Astronauci (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/2927) (Waldemara Zwierzchlejskiego)
Polecam każdemu!
-
Astronauci (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/2927) (Waldemara Zwierzchlejskiego)
Polecam każdemu!
Czy jak pisze Waldek, astronauci to "jedynie najlepszych z najlepszych"? A jak to było za czasów Gemini i Apollo? Czy uziemieni na długie lata z powodów zdrowotnych, leczeni na własną rękę, byle by tylko polecieć w kosmos, bo bardzo chcieli, byli tymi najlepszymi, czy tylko bardzo dobrymi? Czy miało znaczenie, że mieli osobisty realny wpływ na dobór załóg kolejnych lotów? Nie kto inny jak Shepard mówił, że nie był najlepszym kandydatem do Apollo, ale był przyjacielem Slaytona...
Z resztą i sam Slayton też do najzdrowszych nie należał. I też poleciał.
-
Czy jak pisze Waldek, astronauci to "jedynie najlepszych z najlepszych"? A jak to było za czasów Gemini i Apollo? Czy uziemieni na długie lata z powodów zdrowotnych, leczeni na własną rękę, byle by tylko polecieć w kosmos, bo bardzo chcieli, byli tymi najlepszymi, czy tylko bardzo dobrymi? Czy miało znaczenie, że mieli osobisty realny wpływ na dobór załóg kolejnych lotów? Nie kto inny jak Shepard mówił, że nie był najlepszym kandydatem do Apollo, ale był przyjacielem Slaytona...
Z resztą i sam Slayton też do najzdrowszych nie należał. I też poleciał.
Jak mawiają lekarze z Instytutu Problemów Biologiczno-Medycznych w Moskwie, którzy zajmują się stroną zdrowotną podczas selekcji kosmonautów, nie ma ludzi zdrowych, są tylko niedokładnie przebadani :) Rzeczywiście powinienem zawęzić kryteria wśród tych o najwyższej motywacji.
-
W kioskach i salonach prasy leży już najnowszy numer "Lotnictwa". Polecam - znajdziecie w nim artykuł Waldka o Orionie :)
http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/3150
-
W kioskach i salonach prasy leży już najnowszy numer "Lotnictwa". Polecam - znajdziecie w nim artykuł Waldka o Orionie :)
http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/3150
A w następnym numerze będzie, niech zgadnę o załogowym Dragonie, który ostatnio pokazał Musk ;D
-
Lotnictwo nr 11/2014 (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw)
(http://www.magnum-x.pl/images/stories/okladki/lotnictwo/95_lotnictwo_2014_11/1/01_Lotnictwo_2014-11.png)
Kosmonautki cz. I (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/3367) by astropl ;)
-
Kosmonautki cz. I (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/3367) by astropl ;)
Ciekawe, przedostatnie zdanie wstępu brzmiało "Wśród nich 58 kobiet, ale zaledwie cztery Rosjanki!". Ciekawe, czy "na papierze" też to wycięto? Zasadniczo zmienia to sens.
-
Kosmonautki cz. 2 (http://www.magnum-x.pl/czasopismasec/lw/3417) by astropl :)
(http://www.magnum-x.pl/images/stories/okladki/lotnictwo/95_lotnictwo_2014_12/1/01_Lotnictwo_2014_12.png)
-
Okazuje się, że mój artykuł o Ariane-6, który ukazał się w sierpniowym numerze "Lotnictwa", będzie ostatnim w tym periodyku. Kolejne (począwszy od października, kiedy to skrobnę coś o New Horizons) ukazywać się będą w nowym piśmie pod tytułem "Lotnictwo Aviation International". Wydawane ono będzie nie przez Magnum-X Sp. z o.o., a przez Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o.
-
Astropl, czy to zupełnie inne pismo, czy "Lotnictwo" zmienia nazwę? "Aviation International" to chyba oddzielne pismo obecnie na rynku?
-
Astropl, czy to zupełnie inne pismo, czy "Lotnictwo" zmienia nazwę? "Aviation International" to chyba oddzielne pismo obecnie na rynku?
Merytorycznie ma być to samo, co dotychczas. Z powodu bardzo ostrego konfliktu we władzach Magnum-X doszło w ostatnich dniach do odejścia z firmy bardzo wielu osób (w tym wszystkich redaktorów naczelnych najważniejszych wydawanych tytułów). Bliższych szczegółów nie znam (przynajmniej oficjalnie) - nie jestem członkiem spółki ani redakcji, więc nic więcej napisać nie mogę. Wiem, że tytuł kojarzy się z "AI", ale nie wiem, czy będzie mieć z nim cokolwiek wspólnego. Wydaje mi się, że nie.
-
Jest już dostępny październikowy numer miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”, a w nim - „Amerykańskie skafandry kosmiczne” (strony 82-86) oraz, jak zwykle, aktualności kosmiczne (wszystko autorstwa Waldemara Zwierzchlejskiego).
Lotnictwo Aviation International 10/2016 (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-102016/)
Skrócona wersja artykułu (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/amerykanskie-skafandry-kosmiczne/)
Może warto byłoby uzupełnić nazwę tematu o „Lotnictwo Aviation International” albo chociaż dodać „i inne”? Chyba że lepiej założyć nowy temat o LAI, ale tu już prosiłbym o decyzje odpowiednie osoby.
-
Zmieniłem tytuł na "Lotnictwo Aviation International". :)
-
LAI wróciło na rynek, świetnie :) Pismo to kiedyś czytywałem namiętnie. Ukazywało się od 1991 do zdaje się 1998, a potem nagle zakończyli wydawanie. "Lotnictwo" to inne czasopismo niż "Lotnictwo Aviation International". "Skrzydlata Polska" jak widzę też cały czas jest wydawana :)
-
LAI wróciło na rynek, świetnie :)
Ponad rok temu, o czym zresztą pisałem kilka postów wyżej :)
-
LAI wróciło na rynek, świetnie :)
Ponad rok temu, o czym zresztą pisałem kilka postów wyżej :)
Oj tam - czepiasz się Astropl! :) Rok opóźnienia to żadne opóźnienie w sektorze kosmicznym! :)
-
Pojawiła sie zapowiedź listopadowego numeru miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”, którego papierową wersję będzie można kupić od 9.11.2016. W środku m.in. Pół wieku Sojuza (część I) autorstwa Waldemara Zwierzchlejskiego.
Lotnictwo Aviation International 11/2016 (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-112016/)
Skrócona wersja artykułu (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/pol-wieku-sojuza-cz-1/)
-
Grudniowy numer miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”:
Lotnictwo Aviation International 12/2016 (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-122016/)
W środku m.in.:
Aktualności kosmiczne - Waldemar Zwierzchlejski
Studenckie próby rakietowe - Maciej Koziński (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/studenckie-proby-rakietowe/) (skrócona wersja artykułu)
Pół wieku Sojuza (część II) - Waldemar Zwierzchlejski (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/pol-wieku-sojuza-cz-2/) (skrócona wersja artykułu)
-
Styczniowy numer miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”:
Lotnictwo Aviation International 1/2017 (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-12017/)
W środku m.in.:
Aktualności kosmiczne - Waldemar Zwierzchlejski
Rosyjskie skafandry kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/rosyjskie-skafandry-kosmiczne) (skrócona wersja artykułu)
-
Lutowy numer miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”:
Lotnictwo Aviation International 2/2017 (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-22017/)
W środku m.in.:
Aktualności kosmiczne - Waldemar Zwierzchlejski
Małe jest piękne. Rakiety dla nanosatelitów – Waldemar Zwierzchlejski (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/rakiety-dla-nanosatelitow/) (skrócona wersja artykułu)
-
Majowy numer miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”:
Lotnictwo Aviation International 5/2017 (http://zbiam.pl/portfolio/lotnictwo-aviation-international-52017/)
W środku m.in.:
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Astronautyka na rozdrożu. Dokąd dalej? (http://zbiam.pl/portfolio/astronautyka-na-rozdrozu/) – Waldemar Zwierzchlejski
-
Lipcowy numer miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”:
Lotnictwo Aviation International 7/2017 (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-72017/)
W środku m.in.:
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Śmierć czyha w kosmosie (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/smierc-czyha-kosmosie/) – Waldemar Zwierzchlejski
-
Sierpniowy numer miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”:
Lotnictwo Aviation International 8/2017 (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-82017/)
W środku m.in.:
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Airbus potentat nie tylko lotniczy (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/airbus-potentat-nie-tylko-lotniczy/) – Waldemar Zwierzchlejski
-
Nr 2018/1
M. in.:
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
ILR-33 Bursztyn, powrót do polskiego programu rakietowego – Maciej Szopa
Cassini. Koniec wielkiej misji (część I) – Waldemar Zwierzchlejski
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-12018/
Druga część artykułu "Cassini. Koniec wielkiej misji", który ukazał się w lutowym numerze czasopisma "Lotnictwo Aviation International"
Cassini. Koniec wielkiej misji (cz.2) - Waldemar Zwierzchlejski (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/cassini-koniec-wielkiej-misji-cz-2/) (skrócona wersja artykułu)
Cassini. Koniec wielkiej misji
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/02/Cassini..jpg)
Od listopada 1995 r. w Jet Propulsion Laboratory prowadzono montaż i testy orbitera, podczas gdy integrację i testy próbnika Huygens wykonano w zakładach Daimler-Benz Aerospace Dornier Satellitensysteme w Ottobrunn w pobliżu Monachium. Na początku kwietnia 1997 r. Huygens został przetransportowany samolotem na kosmodrom Cape Canaveral. 21 kwietnia 1997 r. trafił tam także orbiter Cassini.
Na kosmodromie przeprowadzone zostały finalne etapy montażu i testów przedstartowych sondy oraz jej integracja z rakietą nośną. 29 sierpnia 1997 r., już po zamontowaniu sondy na szczycie rakiety Titan IV, wykryto uszkodzenie fragmentu osłony termicznej wewnątrz próbnika Huygens, spowodowane przez nieprawidłowo ustawiony przepływ powietrza w systemie chłodzenia. W celu naprawy osłony konieczne było zdemontowanie sondy i jej przewiezienie do hali montażowej, co zmusiło do przesunięcia terminu startu, zaplanowanego pierwotnie na 6 października.
Lecimy!
Start sondy Cassini-Huygens nastąpił 15 października 1997 r. o 8:43:01 UTC ze stanowiska startowego SLC-40 na Cape Canaveral Air Force Station. O 8:54 UTC rakieta nośna Titan 401B/Centaur (numer seryjny 4B-33/TC-21) wprowadziła sondę na wstępną orbitę parkingową. Powtórny zapłon członu Centaur o 9:13 UTC umożliwił wejście na orbitę heliocentryczną. Ponieważ sonda miała zbyt dużą masę na to, żeby rakieta nośna mogła dostarczyć energii wystarczającej na bezpośredni lot do Saturna, dla potrzeb misji zaprojektowano trajektorię lotu nazwaną VVEJGA (Venus-Venus-Earth-Jupiter Gravity Assist). Umożliwiła ona czterokrotne wykorzystanie manewrów asysty grawitacyjnej mijanych planet (podczas dwukrotnych przelotów obok Wenus, przelotu obok Ziemi oraz Jowisza) dla dotarcia do Saturna.
27 marca 1998 r. Cassini przeszła przez pierwsze peryhelium swej orbity, w odległości 0,67 AU od Słońca. Największe zbliżenie podczas pierwszego przelotu obok Wenus, na odległość 283,7 km od powierzchni planety, miało miejsce 26 kwietnia 1998 r. o 13:44:41 UTC. Wykonany w efekcie przelotu manewr asysty grawitacyjnej zwiększył prędkość sondy względem Słońca o 3,7 km/s.
3 grudnia 1998 r. przy użyciu silnika głównego został wykonany manewr DSM (Deep Space Maneuver; Δv = 450,2 m/s), który zaplanowano w celu zmniejszenia prędkości sondy w pobliżu apoapsis, obniżając następujące peryapsis i umożliwiając przeprowadzenie ponownego manewru asysty grawitacyjnej ze strony Wenus. 7 grudnia 1998 r. sonda przeszła przez aphelium, w odległości 1,58 AU od Słońca.
Drugi przelot obok Wenus nastąpił 24 czerwca 1999 r. o 20:29:55 UTC, w odległości 602,6 km od jej powierzchni. W wyniku przelotu prędkość sondy względem Słońca zwiększyła się o 3,1 km/s. 29 czerwca 1999 r. sonda przeszła przez drugie peryhelium, w odległości 0,72 AU od Słońca.
18 sierpnia 1999 r. Cassini zbliżyła się do Ziemi, przelatując o godz. 3:28:26 UTC w odległości 1171 km od niej, nad południowym Pacyfikiem. Prędkość sondy zwiększyła się przy tym o 4,1 km/s. 15 sierpnia, krótko przed tym przelotem, została odrzucona osłona instrumentu VIMS IR, a 16 sierpnia – rozłożony wysięgnik magnetometru.
Podczas przelotów obok Wenus i Ziemi zaplanowano przeprowadzenie stosunkowo niewielkiej ilości obserwacji naukowych. W trakcie pierwszego zbliżenia do Wenus poszukiwano oznak wyładowań w jej atmosferze. Podczas kolejnego przelotu badano interakcje zachodzące pomiędzy wiatrem słonecznym a planetą oraz jej jonosferę. Również instrumenty optyczne wykonały wtedy swoje pierwsze, testowe obserwacje. Przelot obok Ziemi wykorzystano do przeprowadzenia kalibracji instrumentów sondy; w tym celu wykonano obserwacje ziemskiej magnetosfery, powierzchni Księżyca oraz test radaru polegający na wysłaniu i odbiorze odbitych od powierzchni Ziemi sygnałów.
W drodze do Jowisza sonda Cassini minęła w znacznej odległości – około 1,5 mln km – planetoidę (2685) Masursky. Największe zbliżenie miało miejsce 23 stycznia 2000 r. o 09:58 UTC. Podczas spotkania sonda wykonała obserwacje oceniające kształt, rozmiary i albedo planetoidy oraz pomiary spektralne.
1 lutego 2000 r. antena główna (HGA) przestała pełnić rolę osłony przeciwsłonecznej i przejęła funkcję utrzymywania łączności z Ziemią.
1 października 2000 r. sonda Cassini rozpoczęła trwającą przez 6 miesięcy kampanię obserwacyjną Jowisza. Badania wykonywane przez nią były przy tym skoordynowane z obserwacjami prowadzonymi przez sondę Galileo, która od grudnia 1995 r. znajdowała się na orbicie wokół tej planety. Podczas fazy zbliżania się do Jowisza Cassini znajdowała się poza granicami jego magnetosfery i prowadziła pomiary wiatru słonecznego, podczas gdy Galileo przebywała głęboko we wnętrzu magnetosfery. Po minięciu planety sonda Cassini leciała wzdłuż brzegu granicy magnetosfery, wielokrotnie ją przekraczając, natomiast Galileo opuściła magnetosferę i prowadziła pomiary wiatru słonecznego.
Obserwacje wykonane podczas przelotu przez instrumenty naukowe obejmowały: badanie składu i dynamiki atmosfery Jowisza, w tym zorzy polarnej i przepływów ciepła, obserwacje pierścieni Jowisza, obserwacje Europy i Kallisto podczas ich opozycji, obserwacje księżyca Himalia i określenie jego okresu rotacji, obserwacje Io podczas jego zaćmienia, badania magnetosfery Jowisza i jego interakcji z wiatrem słonecznym, pomiary strumienia pyłowego pochodzącego z Io oraz obserwacje promieniowania synchrotronowego Jowisza.
W skoordynowanych obserwacjach Jowisza wykorzystano też Kosmiczny Teleskop Hubble’a, Obserwatorium Rentgenowskie Chandra i szereg radioteleskopów na powierzchni Ziemi. Kamery sondy Cassini wykonały łącznie około 26 000 fotografii planety i jej księżyców.
16 grudnia 2000 r., podczas zbliżania do Jowisza, z powodu zakłóceń w funkcjonowaniu koła reakcyjnego RWA‑2 nastąpiło przełączenie sterowania położeniem sondy na system sterowania reakcyjnego (RCS). Z tego powodu, w celu ochrony przed nadmiernym zużyciem hydrazyny, od 19 do 28 grudnia wstrzymano prowadzenie kampanii obserwacyjnej.
Największe zbliżenie do Jowisza nastąpiło 30 grudnia 2000 r. o 10:04:21 UTC. Odległość od planety w periapsis wyniosła 9 722 965 km. W wyniku przelotu prędkość sondy zmieniła się o 2,2 km/s, a jej trajektoria została odchylona o 12,2°, kierując się ku Saturnowi. Ostatnie obserwacje Jowisza zostały wykonane 22 marca 2001 r.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/cassini-koniec-wielkiej-misji-cz-2/
-
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/cassini-koniec-wielkiej-misji-cz-1/
Cassini. Koniec wielkiej misji cz.1
15 września 2017 r. o godzinie 11:55 na Ziemię napłynęły ostatnie sygnały z sondy Cassini. Stało się to po blisko dwudziestu latach od chwili jej startu z Ziemi i ponad trzynastu spędzonych w pobliżu Saturna. Sonda weszła w gęste warstwy jego atmosfery i spłonęła, do ostatniej chwili przesyłając unikatowe dane naukowe.
Podczas swej misji Cassini pokonał dystans 7,9 miliarda kilometrów, odebrał i wykonał dwa i pół miliona komend, a jego silniki przeprowadziły 360 manewrów. Odkrył sześć nieznanych dotąd satelitów Saturna, wykonał 453 048 fotografii jego atmosfery, pierścieni i księżyców i przekazał 635 gigabajtów informacji naukowej, na podstawie których do dnia zakończenia misji opublikowano 3948 prac naukowych.
Saturn w liczbach
Szósta planeta Układu Słonecznego znana była już w starożytności. Choć odległa od Słońca o niemal półtora miliarda kilometrów, dziesięciokrotnie dalej niż Ziemia, bez problemów widoczna jest nieuzbrojonym okiem. Zawdzięcza to swym wymiarom – promień planety jest dziewięciokrotnie większy od ziemskiego i wynosi 58 232 km. Natomiast masa Saturna jest większa od ziemskiej o 95 razy (5,68×1026 kg), z czego wynika, że średnia gęstość planety wynosi zaledwie 0,687 g/cm3, znacznie mniej od gęstości wody Oznacza to, że Saturn zalicza się do gazowych olbrzymów. W centrum planety jest niewielkie, żelazowo-krzemianowe jądro, stanowiące około 20% masy Saturna. Otoczone jest ono grubą warstwą ciekłego wodoru metalicznego, a następnie molekularnego, z niewielką domieszką helu. Warstwa ta w sposób ciągły przechodzi w stan gazowy, czyli atmosferę. Składa się ona nieomal wyłącznie z wodoru (96,3%) oraz helu (3,25%). Pozostały ułamek masy przypada na metan, amoniak oraz wodę. Wnętrze planety jest gorące, emituje ona w przestrzeń 2,5 raza więcej energii, aniżeli otrzymuje od Słońca. Mechanizm jej powstawania nie jest dotąd jednoznacznie wyjaśniony. Planeta, obracająca się wokół swej osi w czasie około 10,5 godziny (rotacja jest niejednorodna, gdyż Saturn nie jest bryłą sztywną), generuje pole magnetyczne o natężeniu nieznacznie większym, od ziemskiego (20 μT).
Pierwsze obserwacje
Z chwilą skonstruowania przez Galileusza pierwszej lunety (1610 r.), nasza wiedza o Saturnie po raz pierwszy uległa zamianie – niedoskonały przyrząd pokazał obraz planety z „uszami”. Taki zadziwiający pogląd, że Saturn jest planetą potrójną, utrzymał się przez blisko 50 lat. Dopiero Christian Huygens, korzystający ze znacznie lepszych przyrządów wyciągnął wniosek, że planetę otacza stosunkowo cienki pierścień, składający się z drobnych cząstek, rozciągający się wokół planety w jej płaszczyźnie równikowej. Jego pogląd długo budził niedowierzanie, dopiero dokładniejsze obserwacje, przeprowadzone przez Gian Domenico Cassiniego wykazały, że Huygens miał rację. Dodatkowo Cassini odkrył w 1675 r. przerwę w strukturze pierścienia, a także cztery jego księżyce (pierwszy, nazwany Tytan, odkrył Huygens jeszcze w 1655 r.). Kolejne dziesięciolecia skutkowały odkrywaniem kolejnych, mniejszych naturalnych satelitów planety, a także nieco bardziej szczegółowym opisem jej pierścieni, w którym odkryto kolejne przerwy, natomiast o naturze samej planety nie mogliśmy dowiedzieć się niczego nowego. Przełom w tej dziedzinie spowodowało dopiero nastanie ery lotów kosmicznych i rozpoczęcie badań planet z bliska.
Trzy przeloty
Pierwszą sondą kosmiczną, która zbadała z bliska Saturna, był Pioneer-11, który 1 września 1979 r. zbliżył się do niego na odległość 20 900 km od widocznej powierzchni atmosfery i przesłał dane i fotografie jego układu. Wielkim zaskoczeniem okazała się rozległość i wysoce skomplikowana budowa jego pierścieni, odkryto także magnetosferę planety. Spowodowało to włączenie do programu lotu dwóch sond Voyager znacznie rozleglejszego, niż to uprzednio planowano, programu badań obu struktur. Sonda Voyager-1 zbliżyła się do Saturna 12 listopada 1980 r. na odległość około 124 000 km nad szczytami chmur, Voyager-2 zaś 26 sierpnia 1981 r. na odległość około 101 000 km od granicy atmosfery. Sondy odkryły nowe satelity, w tym krążące wewnątrz pierścieni tzw. księżyce pasterskie, zawiadujące ruchem cząstek pierścienia, przekazały zdjęcia jego samego, ukazując niewiarygodnie dokładne szczegóły jego budowy oraz po raz pierwszy fotografie dobrej rozdzielczości kilku naturalnych satelitów planety. Okazało się, że układ Saturna jest niezwykle interesującym dla nauki rejonem badań, które powinny zostać przeprowadzone nie podczas krótkich przelotów, lecz jako dedykowana misja sondy, mogącej czynić to długotrwale z orbity planety.
Prace koncepcyjne
Jeszcze w 1977 r. NASA zainicjowała prace koncepcyjne nad taką misją do Saturna, nazwaną Saturn Orbiter Dual Probe, składającą się z trzech elementów: orbitera Saturna, próbnika atmosferycznego planety oraz próbnika atmosferycznego lub lądownika na Tytanie. W czerwcu 1982 r. Space Science Committee należący do European Science Foundation i amerykański Space Science Board utworzyły wspólną grupę roboczą, której zadaniem było zbadanie możliwości współpracy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Europą w dziedzinie badań planetarnych. Miesiąc później ESA ogłosiła wezwanie do europejskich naukowców do przedłożenia propozycji przyszłych misji kosmicznych. W rezultacie, w listopadzie 1982 r., Daniel Gautier i Wing Ip przedłożyli ESA propozycję, podpisaną także przez 27 innych naukowców, misji nazwanej Cassini, złożonej z orbitera Saturna i próbnika Tytana, jednocześnie sugerując przeprowadzenie jej we współpracy z NASA.
Waldemar Zwierzchlejski
To jest skrócona wersja artykułu.
-
Druga część artykułu "Cassini. Koniec wielkiej misji", który ukazał się w lutowym numerze czasopisma "Lotnictwo Aviation International"
Cassini. Koniec wielkiej misji (cz.2) - Waldemar Zwierzchlejski (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/cassini-koniec-wielkiej-misji-cz-2/) (skrócona wersja artykułu)
------------------------
Marcowy numer miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”:
Lotnictwo Aviation International 3/2018 (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-32018/)
W środku m.in.:
Aktualności kosmiczne - Waldemar Zwierzchlejski
Falcon Heavy. Debiut superciężkiej rakiety – Waldemar Zwierzchlejski (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/falcon-heavy/) (skrócona wersja artykułu)
-
Majowy numer miesięcznika „Lotnictwo Aviation International”:
Lotnictwo Aviation International 5/2018 (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-52018/)
W środku m.in.:
Aktualności kosmiczne - Waldemar Zwierzchlejski
Wystawa satelitów obserwacyjnych COSMO-SkyMed w Warszawie – Kamil Mazurek
Dotknąć Słońce. Sonda Parker Solar Probe – Waldemar Zwierzchlejski (http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/dotknac-slonce-sonda-parker-solar-probe/) (skrócona wersja artykułu)
-
Warto ten fragment przytoczyć w całości , bo mam uzasadnione wątpliwości co do trwałego dostępu do tego fragmentu artykułu w przyszłości.
Dotknąć Słońce. Sonda Parker Solar Probe
Lotnictwo Aviation International 5/2018
W końcu lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy już było prawie pewne, że to Amerykanie, a nie Sowieci zwyciężą w wyścigu na Księżyc, popularny nie tylko w naszym kraju stał się dowcip, w którym astronauta i kosmonauta licytowali się w osiąganiu określonych celów. W odpowiedzi na amerykańską propozycję lotu na Księżyc, Rosjanin przebija konkurenta rzekomym zamiarem lotu na Słońce – oczywiście w nocy, gdyż w dzień jest tam za gorąco. Tyle anegdota, ale czy rzeczywiście tak całkowicie absurdalna? Otóż nie, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to 31 lipca NASA rozpocznie misję sondy Parker Solar Probe, która kilkakrotnie przeleci przez najgorętszą część atmosfery naszej gwiazdy dziennej.
Słońce jest gwiazdą o średnicy około 1,393 miliona kilometrów (109 razy większej od ziemskiej) i masie większej od ziemskiej aż o 333 tysiące razy (1,989×1030 kg), co stanowi 99,86% masy wszystkich ciał Układu Słonecznego. Jest to żółty karzeł, typowa gwiazda ciągu głównego ewolucji, której wiek wynosi 4,57 miliarda lat, a zatem jest jeszcze przed osiągnięciem połowy swego istnienia w tej postaci. Składa się głównie z wodoru (73,46%) i helu (24,85%) oraz niewielkich ilości tlenu, węgla, żelaza i innych pierwiastków. Nie należy jednak sobie wyobrażać, że są to pierwiastki w znanej nam z Ziemi postaci – gazowej, czy tym bardziej stałej. Ze względu na zachodzące wewnątrz gwiazdy procesy syntezy termojądrowej, jest to prawie wyłącznie plazma, a zatem zjonizowany gaz.
Czas obrotu Słońca dookoła osi jest niejednorodny, wynosi od 25,05 doby na równiku, do 34,4 doby na biegunach. Temperatura w jądrze Słońca przekracza 15 milionów kelwinów, na powierzchni Słońca, a za taką uważamy zewnętrzną warstwę fotosfery, wynosi 5778 K (5505 °C). A co ze słoneczną atmosferą? Owszem, istnieje, co więcej jest stosunkowo słabo zbadana, a zwłaszcza mechanizmy, powodujące rozgrzewanie niektórych jej warstw (zwłaszcza korony) do jednego-dwóch, a sporadycznie nawet 8 – 20 milionów kelwinów – oczywiście przy znikomej gęstości. To właśnie korona słoneczna będzie głównym przedmiotem badań sondy Parker.
Wcześniejsze badania kosmiczne Słońca
Pierwszymi obiektami kosmicznymi przeznaczonymi do obserwacji Słońca były amerykańskie sondy programu Pioneer. Oznaczone numerami 5, 6, 7, 8 i 9 zostały umieszczone w latach 1960 – 1968 na orbitach heliocentrycznych. Krążyły wokół Słońca w odległości podobnej do Ziemi, wykonując pierwsze szczegółowe pomiary wiatru słonecznego i pola magnetycznego. Niektóre z nich działały bardzo długo, np. Pioneer-6 jeszcze w 2000 r., po 35 latach spędzonych na orbicie, był w stanie przekazywać wyniki niektórych pomiarów.
Wielkim sukcesem okazały się wystrzelone w latach 1974 i 1976 sondy Helios 1 i 2. Zbudowane w kooperacji niemiecko-amerykańskiej obiekty przyniosły istotne nowe dane na temat wiatru słonecznego i korony słonecznej. Peryhelium orbity pierwszej wynosiło 0,309 jednostki astronomicznej (*), czyli 46,2 milionów km, drugiej zaś zaledwie 0,28 AU (41,9 mln km). Choć ich powierzchnie pokryte były w połowie ogniwami fotowoltaicznymi, a w drugiej radiatorami, obie sondy borykały się w mniejszym lub większym stopniu z przegrzewaniem aparatury, spowodowanej potężnym strumieniem energii cieplej, płynącej z naszej gwiazdy dziennej. Słońce obserwowano nie tylko z orbit heliocentrycznych, lecz także z satelitów krążących wokół Ziemi.
Stacja kosmiczna Skylab (start w 1973 r.), posiadała obserwatorium słoneczne ATM, które dostarczyło informacji o warstwie przejściowej atmosfery słonecznej i zarejestrowało emisje ultrafioletowe z korony. Do najważniejszych odkryć ATM należą pierwsze obserwacje koronalnych wyrzutów masy (CME – coronal mass ejection) oraz dziur koronalnych, o których wiadomo obecnie, że są ściśle związane z wiatrem słonecznym. W 1980 r. wysłano satelitę Solar Maximum Mission. Została ona zaprojektowana do obserwacji promieni gamma, rentgenowskich i ultrafioletowych pochodzących z rozbłysków słonecznych w czasie wysokiej aktywności słonecznej. Wykonała ona około 240 tys. zdjęć korony słonecznej. Wystrzelony w 1991 r. japoński satelita Yohkoh obserwował rozbłyski w paśmie rentgenowskim. Dane misji pozwoliły naukowcom zidentyfikować kilka różnych typów rozbłysków i wykazać, że korona z dala od obszarów największej aktywności jest znacznie bardziej dynamiczna, niż wcześniej przypuszczano.
Jedną z najważniejszych misji słonecznych do tej pory była SOHO (Solar and Heliospheric Observatory), rozpoczęta w 1995 roku. Pierwotnie planowana na dwa lata, została przedłużona aż do 2012 r., a następnie do 2016. Sonda zbudowana wspólnie przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA) i NASA została umieszczona w punkcie równowagi grawitacyjnej L1 pomiędzy Ziemią a Słońcem, w stałej odległości od Ziemi i synchronicznie z nią obiega Słońce. SOHO zapewniła stałe monitorowanie Słońca w wielu długościach fal. Obserwatorium SOHO okazało się tak użyteczne, że w lutym 2010 r. wysłano sondę Solar Dynamics Observatory (SDO) w celu kontynuowania jego misji. Wszystkie te sondy obserwowały Słońce z płaszczyzny ekliptyki (płaszczyzny orbity Ziemi), co pozwala na szczegółowe obserwacje tylko w okolicy równikowej.
Waldemar Zwierzchlejski
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/dotknac-slonce-sonda-parker-solar-probe/
-
Lotnictwo Aviation International 7/2018 :
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Northrop Grumman Corporation przejmuje Orbital ATK – Kamil Mazurek
Pierwszy-lot-Polaka-w-kosmos
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/Pierwszy-lot-Polaka-w-kosmos.jpg)
Pierwszy lot Polaka w kosmos.
27 czerwca minęło 40 lat od lotu pierwszego Polaka, majora Mirosława Hermaszewskiego, w kosmos. Ośmiodniowa wyprawa na pokład stacji orbitalnej Salut-6 postawiła nasz kraj wysoko w hierarchii – przed nami na orbitę udawali się jedynie Rosjanie (44), Amerykanie (43) oraz – zaledwie kilka miesięcy wcześniej – Czechosłowak. Ponieważ cztery dekady później generał Hermaszewski nadal pozostaje naszym jedynym kosmonautą i nie widać realnych szans, by w ciągu następnego dziesięciolecia mogło się to zmienić, warto przypomnieć ten historyczny lot.
Ramowe porozumienie pomiędzy ZSRR a Bułgarią, Czechosłowacją, Kubą, Mongolią, NRD, Polską, Rumunią i Węgrami o współpracy w załogowym badaniu kosmosu podpisane zostało w Moskwie 13 lipca 1976 roku. Na jego podstawie 13 września wydano postanowienie o przeprowadzeniu w latach 1977-78 trzech lotów z udziałem kosmonautów z krajów socjalistycznych – konkretnie Czechosłowacji, Polski i NRD (w nieustalonej wówczas jeszcze kolejności), w latach 1979-83 zaś z pozostałych krajów. Ustalono, że dwuosobowe wówczas statki kosmiczne Sojuz (w wersji 7K-T) dowodzone będą przez Rosjan, kosmonauci zaś z innych krajów obejmą funkcję kosmonauty-badacza, choć ich szkolenie przebiegać będzie według nieco tylko zmodyfikowanego harmonogramu przygotowanego dla inżyniera pokładowego. Poszczególne kraje członkowskie miały we własnym zakresie dokonać wstępnej selekcji kandydatów i przedstawić ich do akceptacji radzieckiej komisji medycznej (oczywiście podstawowe zasady i kryteria zawarto w dostarczonej wcześniej ponad 400-stronicowej dokumentacji).
Komisja, po zapoznaniu się z metodyką i wynikami przeprowadzonych badań, miała skierować tych, którzy spełnią elementarne kryteria zdrowotne, antropometryczne i inne obowiązujące rosyjskich kosmonautów na dalsze, tym razem już pogłębione badania lekarskie, przeprowadzane w Centrum Przygotowań Kosmonautów im. Jurija Gagarina w Gwiezdnym Miasteczku pod Moskwą. Następnie miano dokonać wyboru dwójki kandydatów (zadanie to przeprowadzały państwa według własnych kryteriów), którzy będą się przygotowywać w składach konkretnych załóg do wykonania lotu kosmicznego. Pomimo, że Polska i jej sąsiedzi nie porozumiewali się w sprawie wyboru kandydatów, oczywistym było, że stosunkowo najłatwiej będzie ich znaleźć wśród grupy ludzi o ponadprzeciętnie dobrym zdrowiu, potwierdzonym często przeprowadzanymi badaniami – czyli pilotów wojskowych. Przecież nieprzypadkowo znakomita większość dotychczasowych kosmonautów i astronautów rekrutowała się spośród pilotów samolotów odrzutowych.
Loty interkosmonautów przebiegać miały według następującego schematu: po starcie z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie przez nieco ponad dobę statek zbliżał się do stacji orbitalnej Salut-6, po czym łączył się z nią od strony przedziału agregatowego. Kosmonauci przechodzili na pokład stacji, gdzie znajdowała się już jej dwuosobowa załoga podstawowa i realizowali w ciągu blisko 7 dób przygotowany program badań naukowych. W ostatnim dniu lotu załoga przechodziła do statku Sojuz (swojego, bądź załogi podstawowej, jeżeli czas jego przebywania na orbicie zbliżał się do 90-dniowego limitu) i po około trzech godzinach powracała na Ziemię, również w Kazachstanie. Lot trwał niespełna 8 dni.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/Symbol-lotu-w-kosmos.png)
Symbol lotu w kosmos.
Selekcja
Pomimo, że porozumienie podpisano w połowie lipca, selekcję kandydatów w Polsce rozpoczęto, na podstawie dostępnych nieformalnych informacji, już w kwietniu. Zadanie powierzono Wojskowemu Instytutowi Medycyny Lotniczej (WIML). W jego strukturze powołana została specjalna komisja, której przewodniczył ówczesny komendant Instytutu, płk prof. dr hab. med. Stanisław Barański. Pierwszą czynnością było wyselekcjonowanie w czerwcu 1976 r. na podstawie danych z akt Głównej Wojskowej Komisji Lotniczo-Lekarskiej oraz opinii służbowych spośród ponad czterystu pilotów samolotów odrzutowych takich, którzy spełniali podstawowe kryteria co do wieku, wykształcenia, czy nalotu. Było ich 71, a po kolejnym przesiewie już tylko 26. Spośród nich wybrano tych, którzy cechowali się znakomitym stanem zdrowia, wysoką sprawnością fizyczną, wykształceniem politechnicznym, odpornością na stres emocjonalny, umiejętnością prowadzenia badań naukowych, biegłą znajomością języka rosyjskiego, nienaganną sylwetką i prezencją, dobrym kontaktem z mass-mediami, oczytaniem, elokwencją i odpornością na trudy spotkań i wyjazdów. Warunki te spełniło 17 pilotów.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/foto-03_Za%C5%82oga-przed-wej%C5%9Bciem-do-statku-kosmicznego-Sojuz-30.jpg)
Załoga przed wejściem do statku kosmicznego Sojuz-30.
W kolejnym etapie selekcji wyłoniona została piątka kandydatów na kosmonautów o najwyższych walorach zdrowotnych, ponadprzeciętnej tolerancji fizycznych czynników lotu i wysokiej sprawności intelektualnej. Byli to: mjr pil. Andrzej Bugała, mjr pil. Henryk Hałka, mjr pil. Mirosław Hermaszewski, ppłk pil. Zenon Jankowski i por. pil. Tadeusz Kuziora. W październiku 1976 r. do Warszawy przyleciała radziecka komisja medyczna ds. badań i selekcji kosmonautów pod kierownictwem kosmonauty, lekarza pułkownika pilota Wasilija Łazariewa. Z grupy odpadł Bugała. W listopadzie 1976 r. w Gwiezdnym Miasteczku miały miejsce szczegółowe badania kandydatów, zakończone specjalną komisją lekarską. Wszyscy polscy kandydaci otrzymali świadectwa dopuszczenia do lotu kosmicznego. 27 listopada 1976 r. kierownictwo MON do szkolenia kosmonautycznego skierowało Mirosława Hermaszewskiego i Zenona Jankowskiego. Taka kolejność, ustalona prawdopodobnie przez Główny Zarząd Polityczny WP i osobiście gen. Wojciecha Jaruzelskiego, miała bezpośredni wpływ na to, kto został pierwszym polskim kosmonautą, a kto jedynie jego dublerem. 4 grudnia obaj odlecieli na szkolenie do Centrum Przygotowań Kosmonautów.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/foto-05_Mapa-pomaga-w-zorientowaniu-si%C4%99-co-wida%C4%87-z-wysoko%C5%9Bci-ponad-300-km.jpg)
Mapa pomaga w zorientowaniu się, co widać z wysokości ponad 300 km.
Szkolenie i trudny początek Saluta-6
Szkolenie to składało się z dwumiesięcznego przygotowania teoretycznego, po którym nastąpiło pięciomiesięczne zapoznawanie się z konstrukcją i eksploatacją statku kosmicznego Sojuz oraz stacji orbitalnej Salut-6. W lipcu 1977 r. sformowano dwie załogi: podstawową (płk pil. Piotr Klimuk – Mirosław Hermaszewski) i rezerwową (Walerij Kubasow – Zenon Jankowski). Ich treningi do wykonania programu konkretnego lotu kosmicznego rozpoczęły się 22 sierpnia 1977 r. i zakończyły pomyślnym zdaniem egzaminów 9 czerwca 1978 roku. Zanim jednak do tego doszło, 29 września 1977 r. z kosmodromu Bajkonur za pomocą trzystopniowej rakiety Proton-K wyniesiono na orbitę unowocześnioną stację Salut-6.
W odróżnieniu od poprzedniczek, posiadała ona dwa węzły cumownicze, co umożliwiało nie tylko jednoczesne dołączenie dwóch statków załogowych, ale także jednego załogowego i bezzałogowego – transportowca Progress. Było to konieczne ze względu na planowane okresy lotów ludzi (w zamierzeniach od trzech do sześciu miesięcy), przekraczające gwarantowany okres funkcjonowania statków Sojuz (90 dni). Pierwsza stała załoga stacji – Władimir Kowalonok i Walerij Riumin – wystartowała w statku Sojuz-25 9 listopada 1977 roku. Przed nimi był lot trwający 100 dni (dotychczasowy rekord rosyjski wynosił 63 dni, amerykański 83 dni). W jego trakcie mieli przyjąć statek Sojuz-26 z załogą wizytującą (Władimir Dżanibekow, Piotr Kołodin) oraz Sojuz-27 z pierwszą załogą Interkosmosu (Aleksiej Gubariew, Vladimir Remek). Nieoczekiwanie nazajutrz po starcie, podczas połączenia, powstały problemy.
Po doprowadzeniu statku na odległość 50 m od stacji, pojawiło się znaczne odchylenie od osi podejścia. Kosmonauci wygasili prędkość względną, oblecieli stację i przystąpili do kolejnego podejścia. Trzykrotnie trzpień węzła połączeniowego trafiał w gniazdo i trzykrotnie nie doszło do połączenia mechanicznego. Po zużyciu całego dostępnego na ten manewr paliwa, musiano zrezygnować z połączenia, a tym samym z całego programu lotu. Kosmonauci powrócili na Ziemię po zaledwie dwóch dobach. Pojawiło się pytanie: co spowodowało niemożność połączenia – awaria po stronie węzła połączeniowego Sojuza, czy też Saluta? A może był to tylko błąd niedoświadczonej załogi, dla której członków był to przecież pierwszy lot w kosmos? Sprawa nie została nigdy wyjaśniona, gdyż węzeł Sojuza spłonął wraz z przedziałem mieszkalnym statku podczas powrotu. Efekty tego niepowodzenia miały daleko idące skutki.
Ustalono, że od tej chwili w każdym statku kosmicznym będzie musiał lecieć przynajmniej jeden kosmonauta z doświadczeniem lotu orbitalnego. Skutkowało to znacznym przeformowaniem kolejnych załóg. Dublerzy Kowalonoka i Riumina (Jurij Romanienko i Aleksandr Iwanczenkow) zostali rozdzieleni – pierwszemu dodano do pary Gieorgija Greczko (miał za sobą miesięczny lot na pokładzie Saluta-4), drugi został podkomendnym Kowalonoka. Teraz te dwie załogi miały stanowić odpowiednio pierwszą i drugą ekspedycję na pokład Saluta-6. Również załoga Dżanibekow – Kołodin musiała zostać zmieniona, dowódcy przydzielono doświadczonego Olega Makarowa (Sojuz-12 i nieudany Sojuz-18-1). Sojuz-26 wystartował 10 grudnia 1977 r., kosmonauci bezproblemowo przyłączyli go Saluta w dniu następnym, ale nie z przodu, lecz z tyłu, istniało bowiem ryzyko, że jeśli nawet węzeł nie był wykonany wadliwie, to mógł zostać mechanicznie uszkodzony podczas trzech prób cumowania Sojuza-25. W celu wyjaśnienia sytuacji, 20 grudnia Greczko częściowo wyszedł ze stacji poprzez podejrzany węzeł i dokonał jego szczegółowej lustracji. Nie wykazała ona żadnych odchyleń od normy. Stacja była gotowa do przyjęcia innych statków.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/foto-04_Pierwszy-Polak-wyrusza-na-orbit%C4%99.jpg)
Pierwszy Polak wyrusza na orbitę.
Pierwszym z nich był Sojuz-27 (start 10 stycznia 1978 r.), który połączył się z Salutem dzień później. Lot jego załogi trwał sześć dni, lecz wylądowali oni w Sojuzie-26. Stało się tak z dwóch powodów – pierwszym była wymiana statków ze względu na okres gwarancyjny, drugim konieczność oswobodzenia tylnego węzła, gdyż tylko on został wyposażony w system do przetłaczania gazów i materiałów pędnych ze statków Progress. Pierwszy z serii transportowców został wystrzelony 20 stycznia 1978 r. i połączył się z Salutem-6 dwa dni później. Jego lot w składzie kompleksu orbitalnego trwał do 6 lutego. 2 marca w statku Sojuz-28 wystartowali Gubariew i Remek, pierwszy przedstawiciel Czechosłowacji. Ich ośmiodniowy lot odbył się bez problemów. 16 marca swój 96-dniowy lot zakończyli Romanienko i Greczko. Przyszła kolej na drugą stałą ekspedycję.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/foto-06_Stacja-orbitalna-Salut-6.jpg)
Stacja orbitalna Salut-6.
Polak w kosmosie!
Jej członkowie, kosmonauci Kowalonok i Iwanczenkow (dublerami byli Władimir Lachow i Walerij Riumin), wystartowali 15 czerwca na pokładzie Sojuza-29. Postawiono przed nimi zadanie wykonanie 140-dniowego lotu, w celu zaobserwowania wpływu nieważkości na cykl wymiany erytrocytów, których czas życia wynosi 120 dni. W jego przebiegu mieli przyjąć dwie załogi międzynarodowe, z udziałem Polaka i Niemca (oczywiście z ówczesnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej) oraz trzech transportowców Progress oraz dokonać jednego wyjścia na zewnątrz stacji. 16 czerwca statek połączył się z Salutem-6, po czym jego załoga przeszła na jej pokład.
25 czerwca rakieta nośna Sojuz-U wraz ze statkiem kosmicznym Sojuz-30 (indeks 11F615A9, typ 7K-T, numer seryjny 67) została ustawiona na wyrzutni nr 1 kompleksu nr 5 kosmodromu Bajkonur, tej samej, z której 17 lat wcześniej poleciał Gagarin. Tego samego dnia, zatwierdzona zostaje załoga Klimuk – Hermaszewski. Start zostaje ustalony na 27 czerwca o 15:27 GMT (w Polsce będzie wtedy 17:27 czasu letniego). W dniu tym pobudka następuje o godzinie 5 (tu i dalej wg czasu GMT). Po końcowej kontroli lekarskiej, o godzinie 12 kosmonauci rozpoczynają zakładanie skafandrów. Godzinę później są już w autobusie, który zawozi ich na wyrzutnię. Po złożeniu meldunku przewodniczącemu Komisji Państwowej i ostatnich pożegnaniach, kosmonauci (kryptonimy radiowe Kawkaz-1 i Kawkaz-2) zajmują miejsca w kabinie statku. Kontrolują systemy statku i skafandrów. O 14:42 procedura dobiega końca. Mniej więcej 20 minut przed startem nad kosmodromem przelatuje Salut-6.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/foto-07_Kosmonauci-wp%C5%82ywaj%C4%85-do-wn%C4%99trza-stacji-orbitalnej.jpg)
Kosmonauci wpływają do wnętrza stacji orbitalnej.
O godzinie 15:27:21,072 następuje historyczna chwila – moment oderwania się rakiety od wyrzutni. Po dwóch minutach lotu, na wysokości 45 km odrzucone zostają cztery bloki pierwszego stopnia rakiety, w 286 s na wysokości 170 km kończy pracę drugi stopień. 526 s po starcie statek oddziela się od trzeciego stopnia i znajduje się na orbicie o wysokości 199-246 km i inklinacji 51,64°. W tym czasie Salut-6 mknie na wysokości 340-350 km nad Oceanem Spokojnym, oddalony od Sojuza-30 o 10 tys. km. Podczas czwartego okrążenia Ziemi statek przelatuje nad Polską, Hermaszewski obserwuje m.in. światła Wrocławia i Warszawy. Krótko potem, podczas piątego okrążenia, następuje dwuimpulsowa korekta orbity. Podczas pierwszego impulsu, trwającego 8 s, przyrost prędkości wyniósł 4,2 m/s, podczas drugiego (57 s) 33 m/s. Orbita ma pułap 338-363 km. O północy kosmonauci już śpią. Drugi dzień lotu zaczyna się pobudką o godzinie 9.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/foto-08_Obie-za%C5%82ogi-statku-kosmicznego-Sojuz-30-przed-Kremlem.jpg)
Obie załogi statku kosmicznego Sojuz-30 przed Kremlem.
Na 17 obiegu Ziemi następuje kolejna dwuimpulsowa korekta orbity, po której statek podąża praktycznie na pułapie stacji orbitalnej. O godzinie 15:47 stacja zajmuje pozycję do połączenia. Sojuz-30 styka się z tylnym węzłem Saluta-6 o 17:07:50 nad Kazachstanem. Po kontroli szczelności połączenia, o 20:06 otwierane są luki, 5 minut później do stacji wpływa Hermaszewski, a w ślad za nim Klimuk. Po krótkim powitaniu chlebem i solą, następuje procedura konserwacji systemów Sojuza i przenoszenie materiałów i eksperymentów na pokład stacji. Kosmonauci idą spać dopiero krótko po północy.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/foto-09_Z-powrotem-na-Ziemi.png)
Z powrotem na Ziemi.
Eksperymenty
Międzynarodowa załoga przeprowadziła podczas swego lotu 11 eksperymentów. Były one podzielone na trzy grupy:
I. Badania zaplanowane i przygotowane wyłącznie przez polskich specjalistów.
II. Badania zaplanowane i przygotowane przez specjalistów polskich wspólnie ze specjalistami krajów współuczestniczących w programie Interkosmos.
III. Badania zaplanowane i przygotowane przez specjalistów z krajów współuczestniczących w Interkosmosie, ale bez udziału polskich specjalistów.
Do pierwszej grupy badań należało pięć eksperymentów:
1. „Syrena”, polegający na badaniu procesu narastania kryształów półprzewodników na bazie HgCdTe w warunkach braku ciążenia w piecu „Spław-01” oraz PbSeTe w piecu „Kristałł”.
2. „Smak”, polegający na badaniu odczuć smakowych w warunkach nieważkości.
3. „Relaks” polegający na badaniu efektywności różnego rodzaju rozrywek w warunkach lotu kosmicznego.
4. „Kardiolider”, polegający na badaniu funkcjonowania serca w czasie pracy kosmonauty na statku kosmicznym.
5. „Zdrowie”, polegający na określeniu za pomocą aparatury „Fizjotest” wydolności fizycznej kosmonauty bezpośrednio przed startem i po wylądowaniu.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/foto-10_Do-tradycji-nale%C5%BCy-napisanie-podzi%C4%99kowania-dla-konstruktor%C3%B3w-statku.png)
Do tradycji należy napisanie podziękowania dla konstruktorów statku.
Pierwszy zrealizowany został pod kierunkiem Instytutu Fizyki Polskiej Akademii Nauk (PAN), cztery pozostałe zaś pod kierunkiem Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej.
Do drugiej grupy badań należały cztery eksperymenty:
1. „Test”, polegający na badaniu aspektów psychologicznych adaptacji załogi do warunków lotu kosmicznego.
2. „Ciepło”, polegający na badaniu procesu wymiany ciepła organizmu z otoczeniem w warunkach braku ciążenia.
3. „Ziemia”, polegający na fotografowaniu powierzchni Ziemi (lądów i wód) w celu badania jej zasobów za pomocą kamery MKF-6M.
4. „Zorza”, polegający na obserwacji z Saluta zórz polarnych.
Dwa pierwsze eksperymenty były kierowane przez WIML, trzeci – przez warszawski Instytut Geodezji i Kartografii oraz Centrum Badań Kosmicznych PAN, a ostatni przez CBK PAN.
Do trzeciej grupy należały dwa eksperymenty:
1. „Czajka”, polegający na badaniu neutralizacji wpływu braku ciążenia na układ krwionośny przez zastosowanie specjalnego kombinezonu, przygotowanego przez specjalistów radzieckich.
2. „Tlen”, polegający na badaniu przemian tlenu w organizmie w warunkach lotu kosmicznego.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/07/foto-11_Miros%C5%82aw-Hermaszewski-fotografia-wsp%C3%B3%C5%82czesna.png)
Mirosław Hermaszewski - fotografia współczesna.
Powrót na Ziemię
Zakończenie eksperymentów nastąpiło 4 lipca, ich wyniki o łącznej masie 70 kg zapakowano do lądownika. Rozkonserwowano i skontrolowano wszystkie systemy statku, o godzinie 12:44 wykonano 5-sekundowy test pracy silnika głównego. 5 lipca załoga wstała już o godzinie 3 przeszła do statku, o 7:07 zamknęła włazy i skontrolowała ich szczelność. O 10:14:50 statek Sojuz-30 odłączył się od stacji Salut-6. Po wykonaniu orientacji przestrzennej włączono o 12:44 na 208,1 sekundy silnik, co zmniejszyło prędkość o 120 m/s, rozpoczął się powrót. O 13:02:24 na wysokości 145 km statek rozdzielił się na poszczególne sekcje. Wtargnięcie w atmosferę na wysokości 122 km nastąpiło nad Turcją. Po hamowaniu trwającym około 10 minut (maksymalne przeciążenie wyniosło g+4,5) prędkość lądownika spadła do około 230 m/s, wtedy uruchomiono system spadochronowy.
Lądowanie miało miejsce w kazachskim stepie, około 300 km na zachód od Celinogradu (obecnie Astana), z odchyleniem 12 km od środka elipsy lądowania. Lot trwał 7 dni, 22 godziny, 2 minuty i 59 sekund. Kosmonauci zostali przewiezieni najpierw śmigłowcem z miejsca lądowania do miasta Arkałyk, a stamtąd na pokładzie samolotu Tu-134 na Bajkonur. Rankiem 6 lipca obaj kosmonauci byli już w Gwiezdnym Miasteczku.
https://zbiam.pl/artykuly/pierwszy-lot-polaka-w-kosmos/
-
Pierwsza stała załoga stacji – Władimir Kowalonok i Walerij Riumin – wystartowała w statku Sojuz-25 9 listopada 1977 roku. Przed nimi był lot trwający 100 dni (dotychczasowy rekord rosyjski wynosił 63 dni, amerykański 83 dni).
Długości rekordowych wtedy lotów kosmicznych:
Sojuz 18 (http://lk.astronautilus.pl/loty/s18.htm) 62d 23h 20m 08s
Skylab SL-4 (http://lk.astronautilus.pl/loty/sl4.htm) 84d 01h 15m 32s
-
Link do Skylaba SL-4 prowadzi też do Sojuza-18!
A przy okazji gdyby plany wówczas zostały zrealizowane to pierwszy lot programu Interkosmos odbyłby się w styczniu 1978, a nie w marcu 1978. Lot Polaka mógłby odbyć się już na pokładzie Sojuza 29.
-
Link o Skylabie SL-4 prowadzi teraz do Apollo ASTP!
-
Link do Skylaba SL-4 prowadzi też do Sojuza-18!
Link o Skylabie SL-4 prowadzi teraz do Apollo ASTP!
Dzięki. Poprawione.
Poza tym gdyby udał się lot Sojuza 18-1 (http://lk.astronautilus.pl/loty/s18-1.htm) to Piotr Klimuk nie uczestniczyłby w pierwszym radzieckim locie kosmicznym trwającym ponad 50 dni. Był to trzeci radziecki lot z pobytem na stacji orbitalnej (Salut 3 i Salut 4) od czasu zakończonego tragicznie lotu Sojuza 11.
-
Z tym udziałem Piotra Klimuka w locie Sojuza 18 to bardzo interesująca historia związana zarówno z misją 18-1 (http://lk.astronautilus.pl/loty/s18-1.htm) jak i 19 (http://lk.astronautilus.pl/loty/s19.htm), ale robi się OT w tym wątku!
-
Nic nie stoi na przeszkodzie by założyć wątek o Sojuzie 18!
-
8/2018
Aktualności kosmiczne - Waldemar Zwierzchlejski
Farnborough International Air Show 2018 - Paweł Bondaryk
Mini Międzynarodowa Stacja Kosmiczna na orbicie Księżyca - Waldemar Zwierzchlejski
Rakietowo-lotniczy potencjał Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej (część II) — Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-82018/
http://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
-
10/2018
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Lotnicze aspekty MSPO 2018 – Maciej Szopa
Polski sektor kosmiczny coraz silniej widoczny w Kielcach – Kamil Mazurek
Lockheed Martin Space na MSPO 2018. Wywiad z Stevem J. Skladankiem, starszym managerem działu rozwoju biznesu Lockheed Martin Space – Kamil Mazurek
Upadek rosyjskiej kosmonautyki
Waldemar Zwierzchlejski
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/10/Sojuz.jpg)
Pierwsze lata ery kosmicznej były naznaczone rosyjskimi sukcesami. Sztuczny satelita Ziemi, trafienie w Księżyc, obraz odwróconej od naszej planety jego półkuli, lądowanie na jego powierzchni, badania Wenus, wreszcie sukcesy w lotach załogowych – pierwszy kosmonauta, wyjście poza statek kosmiczny, długotrwałe loty na stacjach orbitalnych, pozwalały wyciągnąć wniosek jeśli nie o wyższości rosyjskiego programu kosmicznego nad amerykańskim, to przynajmniej o jego równorzędności, choć niekoniecznie dokładnie na tym samym polu.
Pod względem ilości wystrzeliwanych rocznie rakiet kosmicznych (często około setki) przez długie lata Rosja znacząco wyprzedzała konkurentów. W ostatnich latach nastąpiło jednak gwałtowne, by nie rzec katastrofalne załamanie rosyjskiego programu kosmicznego. Jak się przejawia i co jest jego przyczyną?
Kosmodromy
Przez dziesięciolecia ZSRR eksploatował trzy kosmodromy. Do służby wchodziły kolejno Bajkonur (od 1957 r.), Kapustin Jar (od 1962 r.) i Plesieck (od 1966 r.). Na pierwszym zostały zbudowane kompleksy startowe dla wszystkich typów rakiet kosmicznych, używanych w Związku Radzieckim. Były to w kolejności powstawania – R-7 i jego pochodne (Sputnik, Wostok, Woschod i wszystkie modyfikacje Sojuza), rozliczne odmiany rakiet Kosmos, Cyklon, Proton, N-1, Energia i Zenit, a także skonwertowane rakiety balistyczne, jak np. Dniepr, Rokot i Strieła. Z Kapustinego Jaru startowały do 2008 r. wyłącznie odmiany rakiet Kosmos, obecnie zaprzestano jego użytkowania w tym charakterze. W Plesiecku swe orbitalne starty rozpoczynały rakiety zbudowane na bazie R-7, a także Kosmos, Cyklon i Rokot.
W końcu lat 90. XX wieku została podjęta próba stworzenia nowego kosmodromu na Dalekim Wschodzie, który nazwano Swobodnyj. Po przeprowadzonych w ciągu dziesięciolecia zaledwie pięciu startach lekkiej rakiety Start-1, zaniechano jego planowanej rozbudowy (stąd pierwotnie miano wystrzeliwać rakiety nowej rodziny Angara), ze względu na wysokie koszty modernizacji tej dotychczasowej wojskowej bazy rakietowej. Z innej bazy rakietowej, Dombarowskij, w pobliżu Orenburga, od 2006 r. wystrzelono 10 rakiet Dniepr, jednak pomimo przemianowania jej na kosmodrom Jasnyj, nie odgrywa on większego znaczenia. Przyczyną poszukiwania nowego miejsca startów była dwoista sytuacja Bajkonuru.
Choć formalnie Bajkonur należy do Rosji, to przecież rozpościera się na terenie niepodległego Kazachstanu, a za dzierżawę terenu ten każe sobie słono płacić – 115 milionów USD rocznie. Niestety pomimo rozległego terytorium Rosja ma niewiele miejsc, nadających się na kosmodrom – w zasadzie Plesieck, z którego można latać zarówno na orbity okołobiegunowe, jak i o mniejszym nachyleniu do płaszczyzny równika, oraz właśnie Daleki Wschód. Poważnym minusem pierwszej lokalizacji są bardzo surowe warunki klimatyczne (głównie mrozy i śnieżyce), drugiej zaś znaczna odległość od politycznego i przemysłowego centrum kraju. W tej sytuacji zdecydowano się na budowę wyrzutni rakiet Angara w Plesiecku, pomimo oczywistego ograniczenia ich nośności w przypadku wynoszenia satelitów na orbitę geostacjonarną.
W przyszłości rolę jego oraz Bajkonuru miał przejąć jednak nowy kosmodrom Wostocznyj, który zdecydowano wybudować niemal dokładnie w miejscu Swobodnego. Jednak jego stworzenie nie tylko ciągle odsuwa się w czasie, ale pochłania znacząco więcej, niż planowano, środków finansowych. Co gorsza, znaczna ich część ginie – część pochłaniają procesy korupcyjne, część jest po prostu kradziona. Mimo surowych kar – kosmodrom jest oczkiem w głowie prezydenta Putina – proceder, choć w mniejszej skali, trwa nadal. Problemem są nie tylko znikające fundusze, ale i ciągłe zmiany dyrektyw, co do rakietowej przyszłości Rosji. Rodzaje rakiet, które miałyby stamtąd startować, zmieniają się co kilka miesięcy, jak w kalejdoskopie, a przecież nie istnieje coś takiego, jak uniwersalna wyrzutnia, musi być ona przygotowana pod konkretną rodzinę nosicieli.
W chwili obecnej na kosmodromie funkcjonuje tylko jedna wyrzutnia i to wcale nie dla Angary, czy planowanej rakiety o dużym udźwigu, lecz dla nieśmiertelnego Sojuza. Jednak częstotliwość startów z niej jest żenująco niska – pierwszy miał miejsce wiosną 2016 r., drugi (zresztą nieudany) jesienią 2017 r., ostatni zaś dotychczas na początku bieżącego roku. Mimo zapowiedzi, dotyczących znacznego zwiększenia częstotliwości startów, w tym roku można się spodziewać co najwyżej jeszcze jednego, a w przyszłym – jedynie dwóch.
Do podanych przyczyn, ostatnio doszła jeszcze jedna, wskazująca na słabe rozpoznanie geologiczne rejonu wyrzutni. Otóż w ostatnich tygodniach okazało się, że trzeba poważnie umocnić teren pod nią, który zaczął się zapadać, ponieważ występują tam puste przestrzenie, powstałe po wymyciu podziemnych solnisk. Wkrótce ma się rozpocząć budowa dwóch stanowisk startowych dla rakiet rodziny Angara – pierwsze, dla lżejszych odmian ma być gotowe w 2021 r., drugie, dla cięższych, rok później. Znając jednak dotychczasowy postęp prac przy ich powstawaniu, dotrzymanie tych terminów jest dalece nierealne.
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/upadek-rosyjskiej-kosmonautyki/
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-102018/
-
11/2018
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Northrop Grumman. Koncern o globalnym zasięgu działania – Leszek A. Wieliczko
Sojuz MS-10 – przerwany lot
Waldemar Zwierzchlejski
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/11/Sojuz-FG.jpg)
11 października doszło do najgroźniejszej sytuacji w załogowej astronautyce od czasu utraty przed piętnastoma laty orbitera Columbia wraz z jej 7-osobową załogą. Podczas wynoszenia na orbitę rosyjskiego statku kosmicznego Sojuz MS-10, na drugim etapie startu awarii uległa rakieta nośna Sojuz-FG. W jej wyniku uruchomiona została procedura przerwania lotu, a lądownik statku został skierowany z powrotem na Ziemię. Dwuosobowa załoga zamiast trafić tego samego dnia na Międzynarodową Stację Kosmiczną, znalazła się z powrotem na kosmodromie Bajkonur.
Do tej pory Rosjanie jedynie dwukrotnie w swojej historii musieli przerwać loty załogowe, choć, aby być zupełnie ścisłym, tylko raz wydarzyło się to po starcie, a raz tuż przed nim. 5 kwietnia 1975 r. kosmonauci Wasilij Łazariew i Oleg Makarow udawali się w statku Sojuz 18 – 1 (7K-T Nr 39) na pokład stacji Salut-4. Rakietą nośną był Sojuz-U. W T+271 s na wysokości 192 km nie doszło do rozłączenia jej drugiego i trzeciego stopnia i automatyka oddzieliła statek od rakiety i skierowała go na trajektorię lądowania. Awaria wydarzyła się w tak niesprzyjających okolicznościach, że lądownik wszedł w atmosferę z dużą prędkością pod najbardziej stromym kątem i z ujemną wartością współczynnika aerodynamicznego. Podczas wtargnięcia kosmonauci doświadczyli przeciążenia wynoszącego szczytowo g+21,3 – na granicy wytrzymałości ludzkiej i konstrukcji lądownika. Wylądował on w pobliżu granicy z ChRL i Mongolią na zaśnieżonym stoku góry Teremok-3 w Ałtaju, następnie stoczył się po jej zboczu i zbliżył do skraju kilkusetmetrowej przepaści. Tu został zatrzymany przez czaszę spadochronu (nieodstrzelonego – na szczęście – przez dowódcę), który zaczepił się o drzewa.
Drugi przypadek miał miejsce 26 września 1983 r. Zaplanowany był wówczas start Sojuza T-10 (7K-ST Nr 16Ł) z załogą Władimir Titow i Giennadij Striekałow. W T-90 s, podczas rozruchu pomp paliwowych pierwszego stopnia, w jednej z nich doszło do awarii. Nie otworzył się jeden z zaworów, co spowodowało pracę pompy bez smarowania. To spowodowało jej przegrzanie, a następnie wybuch. Wzniecił on pożar u podstawy rakiety nośnej Sojuz-U. Pożar ten zniszczył wiązkę kabli telemetrycznych, przekazujących dane o funkcjonowaniu rakiety. Dopiero w T-10 s obsługa naziemna spostrzegła rozprzestrzeniający się pożar nosiciela i wydała komendę użycia rakiety ratunkowej SAS. SAS oderwała część osłony aerodynamicznej rakiety, wraz z modułami orbitalnym i powrotnym statku. W ciągu 5 s od jej zapłonu, który nastąpił o 19:37:47, wyniosła ona statek na wysokość 650 m (maksymalne przeciążenie osiągnęło g+17), gdzie nastąpiło oddzielenie lądownika. Siłą bezwładu wzniósł on się na pułap 950 m, gdzie nastąpiło otwarcie spadochronu. Tymczasem w zaledwie 2 s po awaryjnym starcie rakieta nośna eksplodowała, a trwający 20 godzin pożar spowodował znaczne zniszczenia wyrzutni. Lądownik z załogą bezpiecznie wylądował w odległości 4 km od miejsca startu.
Ekspedycja 57
Pięćdziesiąta siódma stała załoga ISS rodziła się w bólach, wielokrotnie zmieniając swój skład. Jej pierwsza część – przypomnijmy, że zwyczajowa 6-osobowa obsada musi dolatywać na orbitę w dwóch turach, gdyż Sojuzy mieszczą jedynie trzy osoby – miała wystartować na pokładzie Sojuza MS-09. Kolejno mianowano – w grudniu 2015 r. dowódcę, Rosjanina Aleksandra Samokutiajewa, inżyniera pokładowego nr 2 – Amerykankę Jeanette Epps (w kwietniu 2016 r.) oraz inżyniera pokładowego nr 1 – Niemca Alexandra Gersta (miesiąc później). W październiku doszło do pierwszej zmiany – dowódcę, którego komisja medyczna nie dopuściła do lotów, zamienił Anton Szkaplerow. Jednak na tej pozycji pozostał on tylko do kwietnia 2017 r., gdyż w trybie pilnym został przeniesiony do wcześniejszej załogi, w miejsce Aleksandra Skworcowa, który odniósł kontuzję podczas ćwiczeń fizycznych. Nowym dowódcą został mianowany miesiąc później Siergiej Prokopjew. W końcu listopada oficjalnie przedstawiono obie załogi – podstawową (Prokopjew, Epps, Gerst) oraz rezerwową – Oleg Kononienko (Rosja), David Saint-Jacques (Kanada) i Serena Auñón-Chancellor (Stany Zjednoczone). Jednak w połowie stycznia br. niespodziewanie i bez podania przyczyn NASA usunęła z załogi podstawowej Epps i zastąpiła ją dublerką, której miejsce z kolei zajęła Anne McClain. W takich składach załogi dotrwały do startu, który miał miejsce 6 czerwca. Dwa dni później załoga weszła na pokład kompleksu orbitalnego.
Druga część załogi, która miała wystartować w Sojuzie MS-10, również przechodziła zmiany składu. Początkowo, według wersji z lipca 2016 r., mieli lecieć Giennadij Padałka, Andriej Babkin i Auñón-Chancellor. W listopadzie mieli to być Kononienko, Nikołaj Tichonow i jeden z Amerykanów. Dwa miesiące później doszło do redukcji składu rosyjskiej załogi stacji z trzech do dwóch kosmonautów, w związku z czym miejsce Tichonowa miał zająć inny Amerykanin. W lutym 2017 r. Kononienko został przeniesiony do następnej załogi, a NASA mianowała do załogi Tylera Hague’a. W kwietniu dowódcą załogi mianowany został Aleksiej Owczynin. Ostatniego dnia listopada oficjalnie przedstawiono obie załogi – podstawową (Owczynin, Tichonow, Hague) oraz rezerwową – Oleg Skripoczka, Andriej Babkin i Shannon Walker (Stany Zjednoczone). Jako że w kwietniu 2018 r. po raz kolejny odłożony został start rosyjskiego modułu „Nauka” (na 2019 r.), postanowiono nie zwiększać ilości Rosjan na stacji – z załóg wypadli Tichonow i Babkin. W końcu 19 czerwca okazało się, że dublerami 2-osobowej załogi Owczynin-Hague zostali Kononienko i Saint-Jacques. Załogi te dotrwały do startu, wyznaczonego na 11 października.
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/sojuz-ms-10-przerwany-lot/
-
Może to nie pytanie na ten wątek, ale łącznie jakie były rekordowe przeciążenia w programie kapsuł Sojuz? 21,3 g, 17 g, a ile to było podczas balistycznych powrotów z orbity?
-
Może to nie pytanie na ten wątek, ale łącznie jakie były rekordowe przeciążenia w programie kapsuł Sojuz? 21,3 g, 17 g, a ile to było podczas balistycznych powrotów z orbity?
Od 7 do 10.
-
Dzięki! Właśnie znalazłem, że w przypadku TMA-11 było to ponad 8 g.
-
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-122018/
Mikrokosmos
Lotnictwo Aviation International 12/2018
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2018/12/Satelita-PW-Sat-2..jpg)
Satelita PW-Sat-2.
3 lutego bieżącego roku z wyrzutni szynowej umieszczonej na stanowisku startowym Kappa w Uchinoura Space Center, znanego też jako kosmodrom Kagoshima, została wystrzelona rakieta SS-520 №5. Poprzez dodanie do wysokościowej rakiety sondażowej trzeciego stopnia, stworzono miniaturową rakietę nośną dla nanosatelitów. Start powiódł się (przeprowadzona rok wcześniej pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem) i po zaledwie niecałych pięciu minutach Japonia pobiła swój własny, mający 48 lat rekord, w kategorii „najmniejsza rakieta kosmiczna”. Masa pierwszej, L-4S, wynosiła 9,4 t (udźwig 23 kg), drugiej zaś 2,9 t (udźwig 4 kg). Nic w tym dziwnego, Japonia od lat przecież słynęła w dziedzinie miniaturyzacji, zwłaszcza elektroniki użytkowej.
Małe jest piękne
Wraz ze startem L-4S w dniu 11 lutego 1970 r. Japonia dołączyła do bardzo wówczas elitarnej grupy państw, dysponujących możliwością samodzielnego wynoszenia ładunków na orbitę – wcześniej dokonały tego jedynie ZSRR w 1957 r., USA w 1958 i Francja w 1966. W kolejnych latach w Kraju Kwitnącej Wiśni powstała cała gama rakiet, umożliwiających wysyłanie coraz większych i cięższych satelitów. Jak jednak wiadomo, wraz z postępem techniki, zastosowaniem nowoczesnych technologii i niebywałą miniaturyzacją, od kilkunastu lat na orbitę wynoszone są satelity o rząd wielkości bądź nawet więcej lżejsze od swych protoplastów, mogące jednak wykonywać zadania w takim samym zakresie, jeśli nie lepszym. Jednak jak bardzo można miniaturyzować satelity, by uzyskiwać z nich wartościowe dane?
Odpowiedź na to pytanie dali w 1999 r. profesorowie Jordi Puig-Suari z politechniki kalifornijskiej (Cal-Poly) oraz Bob Twiggs z Uniwerytetu Stanforda. Zaproponowali oni swym studentom opracowanie najmniejszego satelity, z możliwościami badawczymi na poziomie pierwszego sztucznego satelity Ziemi, to jest radzieckiego Sputnika z 1957 r., mającego masę 83,6 kg. W krótkim czasie okazało się, że korzystając z ówczesnych technologii i podzespołów, z których część można było zakupić od ręki w zwykłych sklepach z elektroniką, można stworzyć funkcjonującego satelitę o masie około jednego kilograma i wielkości kostki Rubika. Dość szybko opracowano standard, według którego każdy mógł zbudować własnego nanosatelitę. Warunkami brzegowymi był wymiar – 10×10×10 cm oraz masa – do 1,33 kg.
Tak zaprojektowane satelity, nazwane po prostu CubeSat, mogły zostać zapakowane do dyspensera P-POD (Poly-PicoSatellite Orbital Deployer), mogącego pomieścić do trzech sztuk. Już wówczas przewidziano, że można będzie łączyć w obrębie jednego P-POD kostki w pary, bądź w trójki. Każdy podstawowy element nazwano jednostką (unit), zatem pojawiły się oznaczenia wielkości satelitów 1U, 2U, bądź 3U. Nieco później opracowano też wersji 0,5U i 1,5U. Jak się okazało, nawet w wersji 1U, możliwe było upakowanie wewnątrz kostki jakiegoś przyrządu naukowego, systemu kierowania, aparatury radiowej, a na zewnątrz ogniw fotowoltaicznych i anten. Do pierwszego startu satelitów opartych na tym standardzie doszło 30 czerwca 2003 r.
Z Plesiecka wysłana została rakieta nośna Rokot z dodatkowym stopniem Briz-KM. Wśród rozlicznych ładunków znajdowały się też trzy dyspensery P-POD, a w nich siedem nanosatelitów – dwa amerykańskie (jeden w wersji 3U, drugi 1U), dwa duńskie, jeden kanadyjski oraz dwa japońskie. Były to CUTE-I zbudowany z udziałem studentów Tokijskiego Instytutu Technologicznego oraz Cubesat XI-IV, powstały na Uniwersytecie Tokijskim. Oba kubiki służyły do testowania satelitarnej łączności radioamatorskiej.
Dwa lata później doszło do drugiego startu satelitów opartych na nowym standardzie, wśród nich znajdował się Cubesat XI-V. Kolejne dwa japońskie nanosatelity były już znacznie bardziej zaawansowane – pierwszy, dwujednostkowy Cute-1.7 + APD II oprócz funkcji radioamatorskich pełnił rolę, która w japońskich satelitach technologicznych jest uważana za jedną z kluczowych, mianowicie miał za zadanie przetestować jedną z metod przyspieszania deorbitacji satelitów. Wybrano metodę oddzielenia na uwięzi elementu satelity, dzięki czemu zaczął on stawiać znacznie większy opór aerodynamiczny. Drugi satelita (1U, Nihon University) służył radioamatorom.
W kolejnym starcie wyniesione zostały trzy cubesaty „made in Japan” – Hayato, Waseda-SAT2 oraz Negri. Wszystkie zbudowano w wersji 1U, ale ich zadania nie były już tak proste, jak u poprzedników. Pierwszy posiadał kamery do obserwacji Ziemi w zakresie promieniowania mikrofalowego, co pozwalało rejestrować występowanie pary wodnej w atmosferze, drugi testował elektronikę, konkretnie bezpośrednio programowalną macierz bramek, trzeci zaś obserwował Ziemię oraz testował metodę orientacji przestrzennej za pomocą wysuwanych elementów („wiosełek”). Kolejny pakiet czterech japońskich satelitów rozmiaru 1U wyniesiono w 2014 r. Były to KSAT2 (Hayato 2), OPUSAT (Osaka Prefecture University Satellite) do badania systemu zasilania opartego na superkondensatorach litowo-jonowych, radioamatorski INVADER (Interactive satellite for Art and Design Experimental Research, ARTSAT-1) i technologiczny ITF-1 (Imagine The Future 1, Yui). Do wynoszenia wymienionych satelitów używano rakiet typu Kosmos-3M, Dniepr, PSLV i H-2A.
Z pomocą ISS
W 2012 r. pojawiła się nowa możliwość wysyłania kostek. Zamiast montowania P-PODów na adapterach na ostatnim stopniu rakiet nośnych, gdzieś pomiędzy głównymi ładunkami i wynoszenia ich na orbity zgodne z zadaniami tychże, postanowiono wykorzystać do tego celu Międzynarodową Stację Kosmiczną. Jak wiadomo, japońskie laboratorium Kibo jest wyposażone w niewielką śluzę, umożliwiającą wystawianie określonych ładunków na zewnątrz, a także ponowne chowanie ich do wnętrza stacji.
Z chwilą wejścia do eksploatacji trzech nowych bezzałogowych transportowców, stacja mogła się stać orbitalnym kosmodromem dla cubesatów. Amerykańskie Dragony i Cygnusy, a także japoński HTV mogą w każdej misji dostarczyć na pokład ISS pewną ilość zasobników zawierających cubesaty, które astronauci mogą w określonej chwili wyrzucić na zewnątrz. Istnieją dwie metody wyrzucania nanosatelitów z ISS. Pierwsza to japoński J-SSOD (Japanese Experiment Module (JEM) Small Satellite Orbital Deployer), druga amerykański NRCSD (NanoRacks CubeSat Deployer). Japoński system pozwala na wyrzucenie w jednym cyklu pracy śluzy sześciu jednostek, gdyż składa się z dwóch standardowych P-PODów (2×3U). Obecnie na stacji używany jest też amerykański system który dzięki zmianie konfiguracji pozwala w jednym cyklu umieścić w śluzie aż 48 jednostek (8×6U). Jako pierwsi z takiej możliwości wysyłania cubesatów skorzystali oczywiście Japończycy.
Waldemar Zwierzchlejski
To jest skrócona wersja artykułu
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/mikrokosmos/
-
Nr 1/2019
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Niezwykłe Boże Narodzenie – Waldemar Zwierzchlejski
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-12019/
-
Nr 2/2019 W sprzedaży od 18.02.2019 r.
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Rozpoznanie satelitarne dla wojska i sektora cywilnego – Kamil Mazurek
Cztery nowe światy
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/02/Cztery-nowe-%C5%9Bwiaty.jpg)
W ostatnich miesiącach cztery sondy kosmiczne odwiedziły cztery miejsca w Układzie Słonecznym, do których dotąd nie dotarł żaden ziemski próbnik. W kolejności osiągnięcia celu były to: japoński Hayabusa-2 i planetka Ryugu, amerykański OSIRIS-REx i planetka Bennu, także amerykański New Horizons i formalnie bezimienna jeszcze planetka 2014 MU69 oraz chiński Chang’e-4, który wylądował na odwróconej od Ziemi stronie Księżyca.
Cztery sondy, z których dwie wyposażone są w różnorodne aparaty mobilne, a niektóre mają przywieźć na Ziemię próbki gleby, już teraz ukazały nam mocno zaskakujące pod względem kształtu czy budowy zewnętrznej światy, których zbadanie może przynieść odpowiedzi na fundamentalne w astronomii pytania, dotyczące wczesnej fazy powstawania naszego układu.
Zmasowany atak
W 2003 r. Japońska Agencja Kosmiczna JAXA wysłała w kierunku planetki Itokawa sondę Hayabusa (jap. sokół). Miała ona zbadać planetkę, pobrać z niej niewielką, jednogramową próbkę gruntu i przywieźć ją na Ziemię oraz umieścić na powierzchni „skoczka” MINERVA – miniaturowego robota, odbijającego się od planetki i fotografującego ją. W 2005 r. sonda dotarła do planetki i rozpoczęła jej badania. Jednak zarówno zrzut skoczka, jak i dwie próby pobrania próbki w zasadzie zakończyły się fiaskiem – skoczek minął Itokawę, a Hayabusa uległa poważnej awarii. Po trwających półtora roku wielkich wysiłkach udało się ją częściowo przywrócić do życia i skierować ku Ziemi.
Dopiero w 2010 r. kapsuła powróciła na naszą planetę. W jej wnętrzu znaleziono zaledwie około półtora tysiąca ziaren pyłu o średnicy około 10 mikrometrów. Pomimo formalnego sukcesu misji, JAXA zdawała sobie sprawę, że misję należy powtórzyć, unikając oczywiście popełnionych błędów. Zmodernizowana sonda o masie startowej 590 kg otrzymała nazwę Hayabusa-2.
Wystrzelona została 3 grudnia 2014 r., a jej celem została planetka Ryugu, mająca średnicę około 920 m. Tym razem w skład sondy weszły dodatkowo aż cztery pojazdy – trzy skoczki MINERVA-II (MIcro-Nano Experimental Robot Vehicle for Asteroid), każdy o masie 1,1 kg, obdarzone zdolnością przemieszczania się za pomocą podskoków i niemiecko-francuski MASCOT (Mobile Asteroid Surface Scout) o masie 9,7 kg. Sonda została dodatkowo wyposażona w pocisk z dwukilogramowym ładunkiem wybuchowym. Oprócz dwóch próbek z różnych miejsc Ryugu, ma ona pobrać trzecią – z wnętrza kilkumetrowej średnicy krateru, który powstanie w wyniku zdetonowania wspomnianego pocisku tuż nad jej powierzchnią.
Po roku od startu sonda przeleciała w pobliżu Ziemi, dzięki temu manewrowi uzyskała dodatkowe 1,6 km/s, po czym uruchomiła silniki jonowe. Funkcjonowały one sumarycznie blisko rok, co pozwoliło osiągnąć Ryugu 27 czerwca 2018 r. Sonda nie weszła na orbitę planetki, lecz porusza się w jej sąsiedztwie po identycznej orbicie heliocentrycznej na tzw. wysokości bazowej, wynoszącej 20 km. Już pierwsze zdjęcia Ryugu wykazały, że ma ona dziwny kształt, zbliżony do sześcianu. W dodatku na jednym z biegunów spoczywa płaski, kilkudziesięciometrowej średnicy głaz o wyraźnie jaśniejszym zabarwieniu.
W końcu lipca i w sierpniu wykonano serię trzech zbliżeń do planetki, kolejno na wysokość 6 km, 5 km i 851 m, za każdym razem powracając na wysokość bazową. Następnie sonda wykonała manewr boczny o wartości 9 km, podczas którego pozostawała w odległości 20 km względem powierzchni Ryugu. We wrześniu wykonano dwie operacje obniżania pułapu.
Podczas pierwszej, nazwanej Touchdown 1 Rehearsal 1 (TD1-R1), celem było zejście do pułapu poniżej 40 m i symulacja zetknięcia i pobrania próbki gruntu. Operacja została wykonana 11 września, jednak przerwano ją na wysokości 600 m, gdyż lidar nie był w stanie zarejestrować odbicia sygnału od ciemniejszej, niż zakładano, powierzchni planetki i nastąpił powrót do wysokości bazowej. 20 września Hayabusa-2 ponownie zaczęła opadać i następnego dnia na wysokości około 55 m nad Ryugu, przy prędkości zniżania 10 cm/s wyrzucono z niej w kierunku powierzchni skoczki MINERVA-II-1 ROVER 1A/Mimizuku (jap. puchacz) i MINERVA-II-1 ROVER 1B/Fukuro (jap. sowa), po czym sonda rozpoczęła ponowne wznoszenie do wysokości bazowej.
Oba pojazdy tymczasem opadły na powierzchnię, przekazując obrazy zarówno podczas opadania, jak i z samej powierzchni. Następnie rozpoczęły 10 – 20 metrowe skoki (1A wykonał ich dziewięć, a 1B cztery), nadal przekazując obrazy i pomiary temperatury powierzchni. Kolejne zejście ku powierzchni zainicjowano 2 października. Następnego dnia, z pułapu 51 m zrzucono na powierzchnię robota MASCOT (Mobile Asteroid Surface Scout), który działał przez 17 godzin i 7 minut, a sama sonda powróciła na pozycje bazową 8 października.
15 października z sukcesem wykonano operację TD1-R1-A, podczas której sonda zbliżyła się do powierzchni na 22 m. Kolejną operację (TD1-R3) wykonano 24⁄25 października, gdy z wysokości 13 m zrzucono na powierzchnię znacznik celu Target Marker B. 27 października, bezpośrednio po powrocie do wysokości bazowej, rozpoczęto operację BOX-C. W jej pierwszej części sonda zeszła 30 października 5,1 km, a w drugiej, 1 listopada, na 2,2 km. Następnie rozpoczęto powrót do wysokości bazowej, którą osiągnięto 5 listopada.
W tym czasie miano zgodnie z planem pobrać pierwszą próbkę gruntu, jednak obrazy ze skoczków pokazały, że na powierzchni Ryugu jest dużo głazów i kamieni, a regolitu bardzo niewiele. W tej sytuacji pobranie próbki za pomocą specjalnej ssawy odłożono na 18 – 24 lutego 2019 r., by opracować odpowiednią strategię.
Ponieważ zbliżał się okres koniunkcji Ryugu ze Słońcem, gdy komunikacja z sondą była niemożliwa, 23 listopada dla bezpieczeństwa rozpoczęto wznoszenie sondy do pułapu 110 km, który osiągnięto 11 grudnia. Powrót na wysokość bazową nastąpił 25 grudnia. Według obecnego planu generacja krateru ma nastąpić w marcu-kwietniu, później zostanie zrzucony skoczek MINERVA-II-2, a w końcu roku rozpocznie się podróż powrotna. Powrót kapsuły na Ziemię spodziewany jest w grudniu 2020 r.
Waldemar Zwierzchlejski
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/cztery-nowe-swiaty/
-
4/2019
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Debiut nowego statku kosmicznego
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/04/Debiut-nowego-statku.jpg)
Lądowanie pierwszego stopnia rakiety nośnej Falcon-9R.
2 marca 2019 r. to data, która trwale zapisze się w historii astronautyki – niecodziennie bowiem zdarza się start nowego załogowego statku kosmicznego. Dotąd w Stanach Zjednoczonych powstały i weszły do eksploatacji jedynie cztery konstrukcje. Były to: Mercury (1961−63), Gemini (1965−66), Apollo (1968−75) i Space Shuttle (1981−2011). Piąta nosi oficjalną nazwę Crew Dragon (wcześniejsze robocze oznaczenia: Dragonrider, Dragon 2 i Dragon v2) i jest dziełem firmy Space Exploration Technologies Corporation (SpaceX). O tym, dlaczego powstała, czym różni się od poprzedniczek i jak przebiegł jej pierwszy lot orbitalny, opowiem w tym artykule.
Dotychczas NASA (National Aeronautics and Space Administration, Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej), gdy chciała mieć statek kosmiczny, to samodzielnie go projektowała, a jego wykonaniem zajmowała się firma zewnętrzna, która wygrywała kontrakt. Jednak na każdym etapie jego detalicznego projektowania, produkcji, testowania i eksploatacji, agencja sprawowała wnikliwą kontrolę, sam statek był również jej własnością.
Jednak, jak każda zbiurokratyzowana instytucja, z czasem zatraciła możliwość sprawnego wykonania kolejnego projektu, a brak jasnej wizji kierunków dalszego rozwoju i co za tym idzie finansowania, powodował że jedynie tracono kolejne miliardy dolarów na tworzenie bezużytecznych grafik, stosów dokumentacji, a w najlepszym wypadku makiet statków kosmicznych i ich rakiet nośnych. Jeszcze przed zakończeniem eksploatacji wahadłowców postanowiono, że w ciągu kilku lat muszą powstać minimum dwa różne załogowe statki kosmiczne (po tragicznych doświadczeniach z utratą dwóch promów wraz z załogą, jeden system byłby zawodny), które pozwolą USA na stały dostęp do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Alternatywą było ciągłe finansowanie Rosji, jedynego partnera, posiadającego sprawny system transportu załóg w postaci statków rodziny Sojuz.
Rosja jest jednak partnerem nieprzewidywalnym i nie tylko stale podnosi cenę za „bilet”, ale stwarza też poważne problemy natury militarnej i politycznej, jak chociażby aneksja Krymu. Nakładanymi przez USA sankcjami można objąć szereg osób czy przedsiębiorstw, ale nie da się przecież zatrzymać eksploatacji laboratorium kosmicznego. Zatem jedynym rozwiązaniem było sięgnięcie po najbardziej optymalne rozwiązanie, jakim jest partnerstwo państwowo-komercyjne.
NASA już zresztą w 2006 r. uruchomiła oparty na takich zasadach program zaopatrywania ISS, nazwany COTS (Commercial Orbital Transportation Services), który doskonale sprawdził się w praktyce (statki Dragon i Cygnus). Warunki brzegowe dla nowego statku nie były zaporowe – miał być przynajmniej 4-osobowy, posiadać możliwości dostarczania i zwożenia z powrotem ładunków o masie co najmniej 500 kg, zapewnić załodze nieprzerwany ratunek od chwili wejścia do kabiny do jej opuszczenia przez 24 godziny na dobę przez okres nie krótszy, niż 210 dni (siedem miesięcy) – to ostatnie oczywiście w warunkach połączenia z ISS. NASA nie narzucała firmom żadnych rozwiązań, ani też żadnych nie wykluczała.
Konkurs
Tak w 2009 r. powstał wieloetapowy, konkursowy program doświadczalny CCP (Commercial Crew Program). Program CCP obejmował trzy fazy:
- CCDev (Commercial Crew Development), 2010 – 2011;
- CCDev2 (Commercial Crew Development Round 2), 2011 – 2012;
- CCiCap (Commercial Crew integrated Capability), 2012 – 2014.
W fazie pierwszej na nagrody przeznaczono zaledwie 50 mln USD. Nie będzie to dziwne, gdy zobaczymy zadania, które należało wykonać, by je uzyskać – nie były to projekty statków, a jedynie jego kilku podsystemów, czy też rozwiązań technologicznych, ewentualnie można je było traktować jako wparcie dla firm, co wywołało zresztą wśród innych protesty. Pieniądze zostały rozdysponowane w następujący sposób:
- 3,7 mln USD dla Blue Origin na konstrukcję systemu ratunkowego typu pusher (z silnikami pchającymi) oraz budowę testowego kompozytowego modułu załogowego;
- 18 mln USD dla The Boeing Company (Boeing) na budowę statku CST-100;
- 1,4 mln USD dla Paragon Space Development Corporation na konstrukcję systemu podtrzymywania warunków życia;
- 20 mln USD dla Sierra Nevada Corporation (SNC) na rozwój niewielkiego wahadłowca Dream Chaser;
- 6,7 mln USD dla United Launch Alliance (ULA) na dopracowanie systemu wykrywania zagrożeń podczas startów rakiet rodziny Atlas-5 i Delta-4.
W drugiej rundzie przyznano łącznie 269,3 mln USD. Beneficjenci musieli w ciągu 12 – 14 miesięcy wykazać się realizacją powierzonych zadań. Zostały nimi firmy:
- Blue Origin – 22 mln USD na rozwój systemu transportu orbitalnego składającego się z rakiety nośnej z odzyskiwanymi silnikami oraz statku kosmicznego;
- SNC – 80 mln USD na budowę mini wahadłowca Dream Chaser;
- Space Exploration Technologies (SpaceX) – 75 mln USD na przystosowanie swojego automatycznego statku transportowego Dragon do lotów załogowych;
- Boeing – 92,3 mln USD na budowę statku CST-100.
W trakcie trwania tej fazy dwie firmy dostały rozszerzone dofinansowanie na wykonanie zadań w ramach kontraktów – SNC 25,6 mln, Boeing zaś 20,6 mln USD. Dodatkowo doszło do podpisania trzech niezależnych umów pomiędzy NASA a firmami:
- ULA – na przystosowanie rakiety Atlas-5 dla statków firm Boeing, SNC i Blue Origin;
- Alliant Techsystems (ATK) i Astrium – na opracowanie koncepcji rakiety nośnej Liberty, opartej na bazie rakiet Ares-1 i Ariane-V;
- Excalibur Almaz – na budowę statku kosmicznego na bazie lądownika zdemobilizowanego radzieckiego statku TKS (Transportnyj Korabl Snabżenija).
Finalistami trzeciej rundy CCiCap (dawniej nazywanej CCDev3) zostali:
- SNC – 212,5 mln USD na kontynuację prac nad wahadłowcem Dream Chaser;
- SpaceX – 440 mln USD na kontynuację przystosowanie Dragona do lotów załogowych;
- Boeing – 460 mln USD na kontynuację budowy statku CST-100.
Podobnie, jak i poprzednio, firmy dostały w trakcie trwania rundy dodatkowe fundusze od NASA – pierwsza 15 mln USD, a dwie pozostałe po 20 mln USD.
Od 2012 r., niezależnie od biegnących programów, rozpoczęto kolejne rundy współzawodnictwa, obejmujące certyfikację powstających statków zgodnie z wymaganiami NASA:
- CPC (Certification Products contracts), 2013 – 2014;
- CCtCap (Commercial Crew Transportation Capability), 2014 – 2019.
Waldemar Zwierzchlejski
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/debiut-nowego-statku-kosmicznego/
-
6/2019
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Nieudane lądowanie
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/06/Rakieta-Falcon.jpg)
Rakieta Falcon 9 firmy SpaceX z izraelską sondą księżycową w gotowości do startu.
11 kwietnia o powierzchnię Księżyca rozbił się eksperymentalny izraelski lądownik Beresheet zbudowany przez organizację SpaceIL. Chociaż najważniejszy cel jego lotu nie został osiągnięty, ta niezwykła sonda kosmiczna przykuła wielką uwagę nie tylko w Izraelu, ale także w światowej branży astronautycznej.
Pokazała, że niekoniecznie jest potrzebny miliardowy budżet, by spróbować osadzić sprzęt na Księżycu, nie musi być to realizowane w ramach wielkich, państwowych programów. Czasami wystarczy tylko dobra zachęta, niewielki zespół ludzi, chcących osiągnąć cel i trochę szczęścia. Łutu tego ostatniego zabrakło, ale entuzjazm wyzwolony podczas misji spowodował, że za dwa-trzy lata możemy oczekiwać powtórki misji, uwieńczonej powodzeniem.
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/06/Centrum.jpg)
Centrum kontroli misji.
Kto lądował wcześniej?
Historię lądowań na Księżycu rozpoczyna seria katastrof, jakim ulegały zarówno sondy rosyjskie, jak i amerykańskie. Dość wspomnieć, że zanim Rosjanie jako pierwsi osadzili w 1966 r. na powierzchni Srebrnego Globu Łunę-9, przed tym nastąpiło aż jedenaście porażek, związanych w większości z nieudanym wyniesieniem, bądź też z utratą orientacji lądowników. Niewiele lepszy wynik osiągnęli Amerykanie – po trzech nieudanych próbach osadzenia lądowników sond Ranger zarzucili ten projekt na korzyść znacznie bardziej dojrzałych Surveyorów.
Nie oznacza to, że kolejne sondy działały bezawaryjnie – dwa z siedmiu Surveyorów rozbiły się. Kolejne rosyjskie lądowniki innego typu również nie miały szczęścia – na 14 startów jedynie pięć wypełniło z sukcesem swoje zadania. Łącznie w ciągu dekady 1966 – 76 udało się pomyślnie umieścić na Księżycu siedem sond rosyjskich i pięć amerykańskich. Do tego doliczyć trzeba sześć lądowań załogowych, zrealizowanych w ramach programu Apollo. A potem Księżyc został praktycznie zapomniany, na kolejne lądowanie przyszło czekać blisko 40 lat!
W 2013 r. do głosu doszły po raz pierwszy Chiny ze swoją Chang’e-3. Wyposażona w łazik misja została powtórzona na początku bieżącego roku, przy czym Chang’e-4 osiadła – po raz pierwszy w historii – na odwróconej od Ziemi stronie Księżyca.
W tym kontekście samo podjęcie tak ambitnego celu przez kraj posiadający nikłe doświadczenie astronautyczne (w zasadzie jedynie seria satelitów zwiadowczych wynoszonych za pomocą przebudowanej rakiety balistycznej Jericho), jest dużym osiągnięciem. Ale skąd się wziął pomysł zbudowania akurat lądownika księżycowego?
Google Lunar X PRIZE
13 września 2007 r. organizacja non-profit o nazwie X PRIZE Foundation, fundująca nagrody w celu stymulacji publicznego współzawodnictwa, ogłosiła konkurs o nazwie Google Lunar X Prize (GLXP) na zbudowanie lądownika, który dotrze na Księżyc, przebędzie w dowolny sposób co najmniej 500 m po jego powierzchni (mogły być to pojazdy kołowe, gąsienicowe, toczące się, skaczące, bądź nawet napędzane silnikami rakietowymi) oraz wyśle na Ziemię zebrane dane, głównie zdjęcia i wideo wysokiej rozdzielczości.
Pula nagród końcowych wynosiła 30 mln USD (pierwsza 20 mln USD, druga 5 mln USD), a dodatkowo ponad 5 mln USD miano przyznać za postępy prac. W konkursie istniały pewne obostrzenia, np. udział kapitału państwowego nie mógł w żadnym wypadku przekroczyć 10%, ale były tez przewidziane bonusy za szczególne osiągnięcia, np. przejechanie ponad 5 km, dotarcie do obiektów pozostawionych przez człowieka na Księżycu w XX wieku, potwierdzenie obecność wody na powierzchni, bądź przetrwanie nocy księżycowej. Rejestracja została zakończona 31 grudnia 2010 r., a 17 lutego 2011 r. opublikowano listę 33 drużyn, zgłoszonych do udziału w konkursie.
Reprezentowanych było wiele krajów bądź organizacji międzynarodowych. Najwięcej, bo aż dziesięć drużyn pochodziło z USA, trzy były międzynarodowe, dwie niemieckie, poza tym zgłoszenia przyszły z Włoch, Rumunii, Malezji, Hiszpanii, Rosji, Izraela, Węgier, Brazylii, Kanady, Chile, Indii, Japonii, wspólnie z Danii, Szwajcarii i Włoch oraz Chin i Niemiec. Z czasem część ekip wykruszyła się, a w listopadzie 2012 r. drużyna Odyssey Moon dołączyła do SpaceIL. Fundator ustalił początkowo termin zakończenia konkursu na koniec 2015 r., jednak wobec oczywistej niemożności zmieszczenia się amatorskich zespołów w tak ścisłych ramach czasowych, rok wcześniej termin przedłużono o rok, w maju 2015 r. o kolejny rok, a w sierpniu 2017 r. o trzy miesiące, do końca marca 2018 r. Innym kryterium zakończenia mogło być wcześniejsze rozdanie wszystkich nagród.
Istotnym warunkiem dodatkowym było przedstawienie do końca 2015 r. przez przynajmniej jedną z drużyn kontraktu na wystrzelenie skonstruowanego przez nią pojazdu – gdyby żadna z drużyn tego warunku nie spełniła, konkurs zostałby anulowany. 7 października 2015 r. izraelska drużyna SpaceIL poinformowała o podpisaniu kontraktu na lot jej pojazdu rakietą Falcon 9 firmy SpaceX w drugiej połowie 2017 roku. 8 grudnia 2015 r. pomyślnie zweryfikowano podpisany przez drużynę Moon Express kontrakt z firmą RocketLab na lot jej pojazdu rakietą Elektron w 2017 roku. Pozostałe drużyny musiały przedstawić podobne kontrakty do końca 2016 r., by móc dalej brać udział w konkursie.
Waldemar Zwierzchlejski
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/nieudane-ladowanie/
-
A propos Rangerów to byłem przekonany że te sondy nie były projektowane do ładowania i celowo się rozbijały o powierzchnię Księżyca. Zaś z artykułu można moim zdaniem wywnioskować że to były porażki!
-
A propos Rangerów to byłem przekonany że te sondy nie były projektowane do ładowania i celowo się rozbijały o powierzchnię Księżyca. Zaś z artykułu można moim zdaniem wywnioskować że to były porażki!
Chodzi tu o wersje Block 2 (Ranger-3, -4, -5), które zostały wyposażone w kapsułę lądowniczą. Link (https://en.wikipedia.org/wiki/Ranger_program).
-
A propos Rangerów to byłem przekonany że te sondy nie były projektowane do ładowania i celowo się rozbijały o powierzchnię Księżyca. Zaś z artykułu można moim zdaniem wywnioskować że to były porażki!
Chodzi tu o wersje Block 2 (Ranger-3, -4, -5), które zostały wyposażone w kapsułę lądowniczą. Link (https://en.wikipedia.org/wiki/Ranger_program).
Dzięki Astropl można się czegoś nauczyć każdego dnia! :)
-
Dziękuję za informację. Pojęcia nie miałem że Rangery woziły kapsuły ze sobą :o
-
7/2019
Zupełnie nic.
Czy to tylko zwykłe opóźnienie, jak w przypadku startów rakiet ;)
-
7/2019
Zupełnie nic.
Czy to tylko zwykłe opóźnienie, jak w przypadku startów rakiet ;)
Umowa opiewa na 10 artykułów rocznie.
-
7/2019
Zupełnie nic.
Czy to tylko zwykłe opóźnienie, jak w przypadku startów rakiet ;)
Umowa opiewa na 10 artykułów rocznie.
Dzięki za wyjaśnienie.
W 1. półroczu ukazały się 4 artykuły, czyli w 2. półroczu nie da się dobić do 10 ?
Czy zatem zabraknie teraz artykułu o rocznicy pierwszego lądowania ludzi na Księżycu ?
-
Dzięki za wyjaśnienie.
W 1. półroczu ukazały się 4 artykuły, czyli w 2. półroczu nie da się dobić do 10 ?
Czy zatem zabraknie teraz artykułu o rocznicy pierwszego lądowania ludzi na Księżycu ?
Tak, właśnie wykańczam artykuł o Artemis.
-
8/2019
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Artemis siostra Apolla cz.1
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/08/fotografia-ameryka%C5%84skiej-flagi.jpg)
20 lipca bieżącego roku minęło pół wieku od pierwszego lądowania ludzi na innym ciele niebieskim – Księżycu. Program, w ramach którego wykonano to i pięć kolejnych lądowań, nosił nazwę Apollo. Obecnie realizowany przez NASA program powrotu ludzi na Księżyc, a w przyszłości także lotów do innych destynacji, otrzymał nazwę Artemida (ang. Artemis). Nazwa nie jest zaskoczeniem, gdyż bogini ta była w mitologii greckiej bliźniaczą siostrą Apolla, a prezydent Donald Trump 26 marca zadeklarował, że w najbliższym lądowaniu ludzi na Srebrnym Globie w dwuosobowej załodze znajdzie się kobieta.
Terminarz
W wydanym przez Biały Dom dokumencie zostało napisane, że Stany Zjednoczone powinny przedsięwziąć wysiłki dla lądowania ludzi w rejonie południowego bieguna Księżyca nie później, niż w 2024 r., do roku 2028 stworzyć tam warunki do ciągłej obecności ludzi i zaplanować dalszą drogę badań Marsa. Celami programu księżycowego NASA zostaną badania naukowe, zarządzanie zasobami i zmniejszenie ryzyka przyszłych ekspedycji na Marsa.
Wcześniej ustanowione terminy wprowadzenia do eksploatacji perspektywicznego księżycowego i międzyplanetarnego statku Orion mają pozostać w mocy. NASA powinno zapewnić wykonanie bezzałogowej misji EM‑1 (Exploration Mission) na orbitę Księżyca nie później, niż w 2020 r. i załogowego oblotu EM‑2 nie później, niż w 2022 roku.
Postanowienie o przyspieszeniu programu załogowego podjęto na podstawie rekomendacji, przyjętych jednogłośnie przez Narodowy Radę ds. Kosmosu (National Space Council). Administratorowi NASA polecono przygotować odpowiednie zmiany w dyrektywie polityki kosmicznej SPD‑1 (Space Policy Directive) z grudnia 2017 r. zaproponować rekomendacje na następne posiedzenie NSC. Dla organizacji prac w ramach NASA zostanie powołany nowy wydział ds. Księżyca i Marsa (MoontoMars Mission Directorate). Stany Zjednoczone zamierzają nawiązać kontakt z zagranicznymi agencjami kosmicznymi w celu opracowania stałego programu badań i eksploracji Księżyca.
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/08/misja-Apollo-11.jpg)
Pierwsi ludzie na Księżycu; misja Apollo-11, 1969 r.
Tego samego dnia z dokładniejszymi wyjaśnieniami inicjatywy Trumpa wystąpił w Centrum Lotów Kosmicznych im. Marshalla wiceprezydent Michael Pence. Stwierdził on, że perspektywiczny program załogowych lotów kosmicznych Stanów Zjednoczonych, którego podstawą jest superciężka rakieta SLS (Space Launch System), nie rozwija się w dostatecznym tempie, a kilka tygodnie wcześniej z wielkim rozczarowaniem przyjął do wiadomości informację, że datę pierwszego lotu SLS przesunięto z 2020 na 2021 r.
Pence powiedział: Po wielu latach przekraczania budżetu i opóźniania terminów mówią nam teraz, że najwcześniej na Księżyc możemy polecieć w roku 2028. I to po 18 latach od rozpoczęcia SLS i 11 lat po tym, gdy prezydent Stanów Zjednoczonych postawił NASA zadanie powrotu ludzi na Księżyc! Panie i panowie – tak nie może być. Możemy pracować lepiej. Potrzebowaliśmy zaledwie ośmiu lat, żeby osiągnąć Księżyc 50 lat temu i to nie będąc na nim nigdy wcześniej. Nie można teraz marnować 11 lat, żeby powrócić w to samo miejsce.
Pence mógłby tu przytoczyć dane, bardziej unaoczniające przewlekłość prac, czy porzucania dobrze określonych celów, po przepracowaniu nad nimi wielu lat. Przecież niniejszy program jest bezpośrednim następcą inicjatywy prezydenta Georga Busha (syna), opublikowanej w styczniu 2004 r. właśnie w celu powrotu na Księżyc i założenia tam stałej bazy, a później prowadzenia badań Marsa, planetoid i księżyców planet olbrzymów. Plan pod nazwą Constellation miał zostać wykonany według ówczesnych ocen w 2015 roku…
Zresztą to właśnie wówczas rozpoczęto projektowanie statku Orion, którego budowa nadal trwa, a także perspektywicznych rakiet, powstałych na bazie elementów pozostałych po zamknięciu programu Space Shutlle. Jednak w 2010 r. nowy prezydent Obama nakazał zamknięcie programu, aby zaoszczędzić środki budżetowe na inne cele. Spotkawszy się z mocną opozycją ze strony Kongresu i przemysłu kosmicznego, wkrótce przedstawił on nowy cel: loty w daleki kosmos z perspektywą wyprawy na Marsa w połowie lat trzydziestych.
Po kilku latach pojawił się projekt nowej rakiety SLS, znów opartej na bazie technologii i silników Spece Shuttle, został nawet sfinansowany, lecz odległy horyzont czasowy realizacji i nieokreślenie konkretnych celów działało zniechęcająco. Potem pojawił się rewolucyjny projekt wysłania Oriona do zbadania jednej z mniejszych planetoid zbliżających się do Ziemi, zamieniony następnie na przywiezienie jego fragmentu przez statek automatyczny na orbitę okołoksiężycową i następnie zbadanie go tam przez astronautów.
Krótko mówiąc, najpierw z Księżyca zrezygnowano, a później do niego wrócono, jednak osiem lat zostało bezpowrotnie utracone. 11 grudnia 2017 r. Trump przywrócił lądowanie na Księżycu, jego długotrwałe badania i eksploatację, jako pierwszorzędny cel amerykańskiego programu kosmicznego.
NASA wystąpiła z manewrem wyprzedzającym pod nazwą Deep Spece Gateway (brama do dalekiego kosmosu), jakąś mini-ISS umieszczoną w bliżej nieokreślonej lokalizacji pomiędzy Ziemią a Księżycem, pośrednio dając znać, że z lądowaniem można poczekać. Ale rok później Trump postawił NASA pod ścianą i nakazał wykonać swoje zamierzenia do końca drugiej kadencji prezydenckiej. Termin był mobilizujący, ale czy realny?
Jego kluczowy element, czyli lądownik, nie był jeszcze nawet zaprojektowany, NASA jedynie rozpisała konkurs na jego wersje o różnym udźwigu. Jednakże administracja Trumpa naciska właśnie na lądowanie. W swym wystąpieniu z 26 marca Pence powiedział dalej: To, co nam jest teraz potrzebne, to czas. Nie, to nie pomyłka, teraz, tak jak w latach 60. XX wieku, również znajdujemy się w wyścigu kosmicznym, tyle, że stawka jest coraz wyższa.
Przypomniał, że w styczniu bieżącego roku Chińska Republika Ludowa została pierwszym krajem, który osadził lądownik z łazikiem na odwrotnej stronie Księżyca i niezmiennie wyrażaja chęć zostania liderem w kosmosie. Tymczasem Stany Zjednoczone już ponad siedem lat nie posiadają własnego statku kosmicznego i są zmuszone płacić Federacji Rosyjskiej ponad 80 milionów dolarów za każde miejsce w statku Sojuz, lecącym do ISS.
Waldemar Zwierzchlejski
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/artemis-siostra-apolla-cz-1/
-
9/2019. W sprzedaży od 03.09.2019 r.
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Artemis siostra Apolla cz.2
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/09/Rakieta-SLS.jpg)
30 kwietnia dyrektor programów załogowych NASA William Gerstenmeier przedstawił wstępny wariant planu lotu na Księżyc we wskazanym przez prezydenta Stanów Zjednoczonych, Donalda Trumpa, terminie. Na papierze wygląda on realistycznie – powiedział, po czym dodał: Plan jest trudny i ryzykowny.
Pod znakiem Artemidy
W celu wypełnienia zadania przewidziane są zaledwie trzy starty superciężkiej rakiety SLS (Space Launch System). Tak, jak wcześniej, celem pierwszego lotu EM‑1 (Exploration Mission – 1) będzie przetestowanie nowej rakiety i statku Orion w locie do Księżyca i na jego orbicie. Lot załogowy EM‑2 na orbitę Księżyca zaplanowano na 2022 r., a lądowanie na Księżycu – już w misji EM‑3 w 2024 r. Dla przypomnienia: pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu w lipcu 1969 r. było wykonane w szóstym starcie Saturna‑5, a przed nim zrealizowano cztery loty załogowe statku Apollo.
Tymczasem rakieta SLS jest daleka od gotowości, a data jej pierwszego startu nie jest ustalona. Data wskazana w dyrektywie dla NASA (lipiec 2020 r.) jest już nierealna. W najlepszym razie, rzekł Gerstenmeier, do startu może dojść w końcu 2020 r., jednak o wiele bardziej prawdopodobne jest, że dopiero gdzieś w roku 2021. Jednak w NASA uważa się, że to opóźnienie w żaden sposób nie odbije się na dalszym przebiegu programu, ponieważ pomiędzy pierwszą a drugą misją i tak jest roczny zapas czasu.
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/09/Orion.jpg)
Orion zbliża się do okołoksiężycowej stacji kosmicznej LOP‑G (Lunar Orbital Platform — Gateway) w wersji rozbudowanej.
Obecnie podstawowe problemy superciężkiej rakiety związane są z przygotowaniem sekcji silnikowej bloku centralnego: aby skompensować związane z tym opóźnienia, inżynierowie zaproponowali rzecz dla NASA niezwykłą – montaż rakiety w położeniu poziomym, zamiast zwyczajowo pionowym. Jednakże w każdym przypadku, przed pierwszym lotem koniecznie trzeba wykonać odpalenie próbne na hamowni – czynności tej nie wolno pominąć nie tylko dlatego, że taka jest ogólnoświatowa praktyka, ale i zdanie Rady Konsultacyjnej ds. Bezpieczeństwa dla Lotnictwa i Astronautyki ASAP (Aerospace Safety Advisory Panel).
Tymczasem agencja rozważa możliwość zastąpienia pełnego odpalenia na hamowni w Centrum Kosmicznym im. Stennisa na krótkie, przez zaledwie 10-sekundowe odpalenie klastera silników bezpośrednio na wyrzutni kompleksu LC-39B w Centrum Lotów Kosmicznych im. Kennedy’ego, choć Gerstenmeier przyznaje, że nie da ono odpowiedzi na wszystkie kwestie z nim związane. Równolegle ze „szlifowaniem” SLS w warunkach ostrego deficytu czasu rozpoczyna się opracowywanie infrastruktury dla pilotowanego lądowania na Księżycu. Znów przypomnijmy: od podpisania kontraktu z firmą Grumman na lądownik LM w listopadzie 1962 r. do jego pierwszego lotu na orbicie okołoziemskiej minęło ponad pięć lat. W tej chwili właśnie tyle pozostaje do daty lądowania, zawartej w dyrektywie!
NASA otrzymuje już od firm aerokosmicznych propozycje według tzw. scenariusza zintegrowanego, w skład którego wchodzi środek transportu pomiędzy stacją okołoksiężycową Gateway i niską orbitą okołoksiężycową oraz modułu lądującego i powrotnego z możliwością dotankowania. Gerstenmeier odpowiada im na to: Zapraszamy… w sprawie kompleksowego rozwiązania usług lądowania. Konkurs NextSTEP‑2 (Next Space Technologies for Exploration Partnerships) początkowo był ogłoszony przez NASA dla wyboru propozycji komercyjnej w celu dostarczenia na powierzchnię Księżyca ładunków o różnych masach, ale już 7 lutego bieżącego roku został uzupełniony o lądownik załogowy.
Propozycje były przyjmowane do 25 marca (cóż za tempo!), a 16 maja oznajmiono nazwy jedenastu firm (Aerojet Rocketdyne, Blue Origin, Boeing, Dynetics, Lockheed Martin, Masten Space Systems, Northrop Grumman Innovation Systems, OrbitBeyond, Sierra Nevada Corporation, SpaceX i SSL), które w ciągu sześciu miesięcy mają rozpracować wybrane przez siebie elementy infrastruktury, za co otrzymają łącznie 45,5 mln USD. Wśród opracowywanych elementów nie ma powrotu z Księżyca, ten temat będzie przedmiotem osobnego konkursu, który ma zostać dopiero ogłoszony w najbliższym czasie.
Należy tu dodać, że pierwsze lądowanie będzie dosyć spartańskie, z małym lądownikiem, zapewne bez żadnego środka lokomocji w rodzaju LRV z programu Apollo oraz krótkotrwałe (maksymalnie trzy doby) i z minimalnym programem naukowym. W krótkim czasie musi też zostać opracowany, wykonany i przetestowany nowy skafander dla selenonautów.
Jest oczywistością, że nowe inicjatywy prezydenta Trumpa są niewykonalne bez znacznego wzrostu budżetu. Zaproponowany 11 marca budżet agencji na rok finansowy 2020 w sumie 21,019 mld USD jest jawnie niewystarczający tym bardziej, że w bieżącym roku budżetowym agencja rozporządza kwotą nieco większą (21,5 mld USD). Administrator NASA James Bridenstine na przesłuchaniach w senackim komitecie ds. wydatków 1 maja zapewnił prawodawców, że dodatkowa kwota, o która poprosi agencja nie będzie tak duża, jak twierdzą niektórzy (8 mld USD rocznie przez pięć lat, czy, według innych, również nieoficjalnych danych, „zaledwie” 3 – 5 mld USD rocznie). Dokładna kwota ma być ustalona wspólnie przez NASA i NSC (Narodową Radę ds. Kosmosu, National Space Council).
Waldemar Zwierzchlejski
To jest skrócona wersja artykułu.
Działalność kosmiczna Profesora – Piotra Wolańskiego
Jerzy Gruszczyński
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/09/Profesor.jpg)
Lista osiągnięć Profesora Wolańskiego jest długa: wynalazki, patenty, badania naukowe, projekty ze studentami. Podróżuje po całym świecie z odczytami i wykładami i wciąż otrzymuje wiele ciekawych propozycji w ramach międzynarodowej współpracy. Profesor przez wiele lat był opiekunem grupy studentów Politechniki Warszawskiej, która zbudowała pierwszego polskiego studenckiego satelitę PW-Sat. Realizuje wiele międzynarodowych projektów związanych z budową silników odrzutowych, jest ekspertem światowych instytucji zajmujących się badaniem i wykorzystaniem kosmosu.
Profesor Piotr Wolański urodził się 16 sierpnia 1942 r. w Milówce, na Żywiecczyźnie. W szóstej klasie szkoły podstawowej, w kinie „Tęcza” w Milówce, oglądając Kronikę Filmową zobaczył start amerykańskiej rakiety badawczej Aerobee. To wydarzenie wywarło na nim tak ogromne wrażenie, że stał się entuzjastą techniki rakietowej i kosmicznej. Wystrzelenie pierwszego sztucznego satelity Ziemi Sputnika‑1 (wyniesiony na orbitę przez ZSRR 4 października 1957 r.) tylko umocniło go w tym przekonaniu.
Po wystrzeleniu pierwszego i drugiego sputnika, redakcja „Świata Młodych”, tygodnika dla młodzieży szkolnej, ogłosiła ogólnopolski konkurs o tematyce kosmicznej: „Astroekspedycja”. W konkursie tym zajął 3 miejsce i w nagrodę wyjechał na miesięczny obóz pionierski do miejscowości Złote Piaski pod Warną w Bułgarii.
W 1960 r. został studentem wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa (MEiL) Politechniki Warszawskiej. Po trzech latach studiów wybrał specjalizację „Silniki lotnicze” a studia ukończył w 1966 r. uzyskując dyplom magistra inżyniera ze specjalnością Mechanika.
Tematem Jego pracy dyplomowej była konstrukcja przeciwpancernego pocisku kierowanego. W ramach pracy dyplomowej chciał robić projekt rakiety kosmicznej, ale dr Tadeusz Litwin, który był prowadzącym, nie zgodził się na ten temat mówiąc, że taka rakieta nie zmieści się na desce kreślarskiej. Ponieważ obrona pracy dyplomowej wypadła bardzo dobrze, Piotr Wolański otrzymał od razu propozycję pozostania na Politechnice Warszawskiej, którą przyjął z dużym zadowoleniem.
Już na pierwszym roku studiów zapisał się do Oddziału Warszawskiego Polskiego Towarzystwa Astronautycznego (PTA). Oddział ten organizował comiesięczne spotkania w sali kinowej „Muzeum Techniki”. Bardzo szybko włączył się do aktywnej działalności tego towarzystwa, początkowo przedstawiając na comiesięcznych zebraniach „aktualności kosmiczne”. Wkrótce został członkiem Zarządu Oddziału Warszawskiego, następnie wice-sekretarzem, sekretarzem, wiceprezesem i prezesem Oddziału Warszawskiego.
Podczas studiów miał możliwość uczestniczyć w Kongresie Astronautycznym International Astronautical Federation (IAF), zorganizowanym w Warszawie w 1964 r. To właśnie podczas tego kongresu po raz pierwszy miał styczność z prawdziwą światową nauką i techniką, oraz spotkał ludzi, którzy tworzyli te niezwykłe wydarzenia.
W latach 70. Profesor był często zapraszany do Polskiego Radia aby komentować najważniejsze wydarzenia kosmiczne takie jak: loty księżycowe z programu Apollo a następnie lot Sojuz-Apollo. Po locie Sojuz-Apollo w Muzeum Techniki zorganizowano specjalną wystawę poświęconą tematyce kosmicznej, której tematem przewodnim był właśnie ten lot. Został wtedy Kuratorem tej wystawy.
W połowie lat 70. Profesor Piotr Wolański opracował hipotezę powstania kontynentów w wyniku zderzenia bardzo dużych asteroidów z Ziemią w zamierzchłej przeszłości, oraz hipotezę powstania Księżyca, jako efektu podobnego zderzenia. Jego hipoteza dotycząca wyginięcia gadów olbrzymów (dinozaurów) oraz wielu innych katastroficznych zdarzeń w historii Ziemi opiera się na twierdzeniu, że było to wynikiem zderzeń dużych obiektów kosmicznych, takich jak asteroidy czy komety z Ziemią. Została ona przez niego zasugerowana na długo przed uznaniem teorii Alvareza o wyginięciu dinozaurów. Dziś te scenariusze są powszechnie akceptowane przez naukowców, ale wtedy nie udało się mu opublikować swoich prac ani w „Nature” ani w „Science” tylko w „Postępach Astronautyki” oraz w czasopiśmie naukowym „Geofizyka”.
Gdy w Polsce zaczęły być dostępne szybkie komputery razem z prof. Karolem Jachem z Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie wykonał obliczenia numeryczne tego rodzaju zderzeń a w 1994 r. mgr inż. Maciej Mroczkowski (obecnie Prezes PTA) obronił pod jego kierunkiem rozprawę doktorską z tej tematyki, pt.: „Analiza teoretyczna dynamicznych efektów zderzenia dużych asteroidów z ciałami planetarnymi”.
W drugiej połowie lat 70. został poproszony przez płk. prof. Stanisława Barańskiego, Komendanta Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej (WIML) w Warszawie, o zorganizowanie serii wykładów dla grupy pilotów, spośród których mieli być wybrani kandydaci do lotu w kosmos. Grupa początkowo liczyła około 30 osób. Po zakończeniu wykładów zostało pięciu najlepszych, spośród których ostatecznie wybrano dwóch: mjr. Mirosława Hermaszewskiego oraz ppłk. Zenona Jankowskiego. Historyczny lot M. Hermaszewskiego w kosmos miał miejsce w dniach 27 czerwca – 5 lipca 1978 r.
Kiedy w latach 80. Prezesem Polskiego Towarzystwa Astronautycznego został płk Mirosław Hermaszewski, Piotr Wolański został wybrany na jego zastępcę. Po zakończeniu kadencji generała Hermaszewskiego został Prezesem PTA. Tę funkcję pełnił od 1990 do 1994 r. i od tego roku jest Honorowym Prezesem PTA. Polskie Towarzystwo Astronautyczne wydawało dwa periodyki: popularnonaukowy „Astronautyka” i naukowy kwartalnik „Postępy Astronautyki”. Przez długi czas był redaktorem naczelnym tego ostatniego.
W 1994 r. zorganizował pierwszą konferencję „Tendencje rozwojowe napędów kosmicznych” a prace tej konferencji były przez kilka lat publikowane w „Postępach Astronautyki”. Pomimo różnych problemów, na jakie napotkano w owym czasie, konferencja przetrwała do dnia dzisiejszego i stała się platformą spotkań i wymiany poglądów przez specjalistów z wielu krajów świata. W tym roku odbędzie się XI konferencja poświęcona tej tematyce, tym razem w Instytucie Lotnictwa w Warszawie.
W 1995 r. został wybrany na członka Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych (KBKiS) Polskiej Akademii Nauk, a cztery lata później został powołany na wiceprzewodniczącego tego Komitetu. Przewodniczącym Komitetu został wybrany w marcu 2003 r. i pełnił tę funkcję przez cztery kolejne kadencje, do 22 marca 2019 r. W uznaniu zasług, został jednomyślnie wybrany Honorowym Przewodniczącym tego Komitetu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/artemis-siostra-apolla-cz-2/
-
10/2019 W sprzedaży od 9.10.2019 r.
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
XXVII Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego. Lotnictwo i obrona powietrzna – Stanisław Kutnik
Międzynarodowy Salon Lotniczo-Kosmonautyczny MAKS 2019 – Piotr Butowski
Wahadłowce kosmiczne X‑37B i ich misje
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/10/X-37B.jpg)
X-37B (OTV-1) podczas testów na lotnisku firmy Astrotech Space Operations, w Titusville na Florydzie; 30 marca 2010 r.
Należące do Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych dwa wahadłowce typu Boeing X‑37B to pierwsze na świecie bezzałogowe pojazdy kosmiczne wielokrotnego użytku. Wynoszone na orbitę za pomocą rakiet nośnych, powracają autonomicznie na Ziemię lądując na lotnisku tak jak klasyczne wahadłowce załogowe. Obydwa pojazdy spędziły już w kosmosie łącznie ponad 2800 dni. Od samego początku misje X‑37B skryte są zasłoną tajemnicy wojskowej, co zrodziło szereg spekulacji na temat ich funkcji oraz zadań. Wydaje się jednak, że stanowią niezwykle efektywne narzędzie do testowania różnorodnych technologii wykorzystywanych w amerykańskich programach kosmicznych.
Pomysł zbudowania „samolotu kosmicznego”, który wynoszony byłby na orbitę przez rakietę nośną i powracałby lotem szybowym lądując na lotnisku tak jak samolot, pojawił się w Stanach Zjednoczonych po raz pierwszy w połowie 50. XX wieku. Siły powietrzne (US Air Force, USAF) rozpoczęły wówczas program budowy załogowego wahadłowca X‑20 Dyna-Soar (Dynamic Soarer). W czerwcu 1959 r. kontrakt na budowę pojazdu przyznano firmie Boeing. USAF nie ukrywały, że X‑20 będzie pojazdem bojowym do którego głównych zadań będzie należało m.in. prowadzenie rozpoznania, ratownictwo kosmiczne, serwisowanie i naprawa satelitów, ale też przechwytywanie i zwalczanie satelitów przeciwnika oraz bombardowanie strategiczne prowadzone za pomocą bomb atomowych. Zakładano, że X‑20 wykorzystując własny napęd oraz oddziaływanie górnych warstw atmosfery będzie zdolny do zmiany inklinacji orbity. Miało mu to umożliwić przechwytywanie satelitów przeciwnika. Po wielu dywagacjach, w grudniu 1961 r. jako platformę nośną dla X‑20 wybrano rakietę Titan IIIC. Ówczesne możliwości technologiczne nie nadążały jednak za ambitnymi założeniami programu. Ponadto zbyt wysokie koszty oraz brak jednoznacznego celu sprawiły, że ostatecznie w grudniu 1963 r. Pentagon postanowił go skasować. Wiele wniosków oraz koncepcji analizowanych w ramach programu X‑20 zostało jednak później wykorzystanych w kolejnych przedsięwzięciach takich jak program budowy wahadłowców kosmicznych, czy program X‑37B.
Pomimo niewątpliwego sukcesu amerykańskiego programu budowy wahadłowców kosmicznych (Space Transportation System, STS), ich eksploatacja okazała się o wiele za droga oraz zbyt skomplikowana w stosunku do pierwotnych założeń. Przygotowanie orbiterów STS (wahadłowców) do kolejnego lotu trwało miesiącami i rozmijało się z koncepcją szybkiego i relatywnie taniego wynoszenia ładunków na orbitę. Fakt, że były to pojazdy załogowe znacznie komplikował proces przygotowania do lotu i podnosił koszty eksploatacji. Katastrofa promu kosmicznego Challenger w 1986 r., a później promu Columbia w 2003 r. pokazały też z jak olbrzymimi stratami mogą wiązać się misje załogowe. Dlatego już na początku lat 90. XX wieku NASA rozpoczęła badania nad opracowaniem nowego pojazdu kosmicznego wielokrotnego użytku (Reusable Launch Vehicle, RLV). Celem programu była budowa załogowego pojazdu jednoczłonowego (Single-Stage-To-Orbit, SSTO) nazwanego Venture Star. Zbudowany w technologii kadłuba nośnego pojazd miał startować pionowo dzięki własnym (nieodrzucanym) silnikom, a później powracać na Ziemię lotem szybowym – tak jak wahadłowiec.
W 1996 r. NASA przyznała firmie Lockheed Martin kontrakt na opracowanie demonstratora technologii oznaczonego jako X‑33. Miała to być pomniejszona (w skali 1:2), bezzałogowa wersja pojazdu Venture Star. W tym samym czasie przyznano też kontrakt firmie Orbital Sciences na budowę demonstratora technologii oznaczonego jako X‑34. Miał to być relatywnie tani, bezzałogowy, autonomiczny pojazd suborbitalny przypominający mały wahadłowiec. Podczas budowy X‑33 napotkano problemy technologiczne, gdy okazało się, że kompozytowy zbiornik paliwa (ciekłego wodoru) jest z jednej strony zbyt ciężki, a z drugiej nie przeszedł testów wytrzymałościowych. Zastosowanie zaawansowanych kompozytów było niezbędne.
Jeśli pojazd miał o własnych siłach (bez rakiety nośnej) osiągnąć niską orbitę okołoziemską (Low Earth Orbit, LEO) jego masa własna musiała wynosić jedynie 10% masy pojazdu napełnionego paliwem. Ostatecznie, w lutym 2001 r., NASA przerwała program X‑33, pomimo że prototyp był ukończony w osiemdziesięciu pięciu procentach, a centrum startowe całkowicie przygotowane do użytku. W marcu 2001 r. skasowano też program X‑34, a dwa zbudowane egzemplarze testowe przesunięto w stan magazynowy.
Boeing X‑40A SMV oraz Boeing X‑37A
Jeszcze w połowie lat 90. XX wieku NASA zaczęła rozważać odejście od lotów załogowych na rzecz bezzałogowych lotów autonomicznych. Bezzałogowe statki wielokrotnego użytku mogłyby znacznie obniżyć koszty umieszczania ładunków na orbicie okołoziemskiej. W tym samym kierunku szły również analizy USAF, które szukały możliwości relatywnie taniego i szybkiego umieszczania na orbicie satelitów wojskowych za pomocą tzw. kosmicznego pojazdu manewrującego (Space Maneuver Vehicle, SMV).
US Air Force zleciły wówczas Boeingowi zbudowanie demonstratora technologii, który miał mieć 85% wielkości pojazdu docelowego. Pojazd oznaczony jako X‑40A miał służyć do testów aerodynamicznych oraz testowania autonomicznego systemu lotu. X‑40A zbudowany został w konfiguracji dolnopłata z trzypunktowym chowanym podwoziem i przypominał miniaturowy wahadłowiec. Długość kadłuba X‑40A wynosiła 6,4 m, natomiast rozpiętość skrzydeł 3,4 m. 11 sierpnia 1998 r., w bazie sił powietrznych Holloman AFB w Nowym Meksyku, przeprowadzono pierwszy test X‑40A. Podwieszony pod śmigłowcem UH-60 Black Hawk pojazd wyniesiono na wysokość 2800 m, w odległości ok. 4 km od pasa startowego. Po odczepieniu, X‑40A wykonał autonomiczny lot szybujący zakończony zwiększeniem kąta natarcia i przyziemieniem. Zatrzymanie na dystansie 2100 m odbyło się dzięki spadochronom hamującym.
W 1999 r. US Air Force wypożyczyły X‑40A NASA, która zmodyfikowała pojazd na potrzeby własnego programu testów. W okresie od 4 kwietnia do 19 maja 2001 r. X‑40A wykonał siedem lotów szybowych w centrum testowym NASA Dryden FRC w Kalifornii (obecnie: Neil A. Armstrong FRC, Centrum Badania Lotu im. Neila A. Armstronga). Badano wówczas autonomiczne systemy nawigacji i sterowania. Do wynoszenia X‑40A na pułap startowy wykorzystywano należący do armii Stanów Zjednoczonych śmigłowiec typu CH-47D Chinook. Pojazd zrzucano z wysokości ok. 4570 m. Na ówczesnym etapie programu, NASA planowała zbudowanie dwóch pojazdów: jednego do testowania podejścia i lądowania na lotnisku (Approach and Landing Test Vehicle, ALTV) i drugiego do testów orbitalnych (Orbital Vehicle, OV). Do głównych zadań pojazdu orbitalnego miało należeć przeprowadzanie inspekcji i ewentualnych napraw sztucznych satelitów. Początkowo planowano, że pojazd OV wynoszony będzie na orbitę okołoziemską w luku transportowym orbitera STS (wahadłowca). Rozwiązanie takie jednak było mało ekonomiczne i zdecydowano, że pojazd będzie wynoszony za pomocą rakiety nośnej Delta IV lub innej o podobnych parametrach.
Paweł Henski
To jest skrócona wersja artykułu.
Chandrayaan‑2 O włos od sukcesu
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/10/Rakieta-no%C5%9Bna-GSLV-Mk-3-M1.jpg)
Rakieta nośna GSLV Mk 3-M1 na kompleksie startowym SLP.
Wieczorem 6 września indyjski lądownik Vikram, będący częścią misji Chandrayaan‑2, zbliżał się do powierzchni Księżyca, by osiąść na niej i zbadać rejon nieopodal jego południowego bieguna. Gdy do celu pozostały zaledwie dwa kilometry, kontrola misji nagle utraciła z nim łączność, która nie została do dziś odzyskana.
Choć nadal nie ma pewności co do losu sondy, można założyć z wysokim prawdopodobieństwem, że Vikram rozbił się, niwecząc nadzieję Hindusów na zostanie czwartą nacją, zdolną do umieszczania swego sprzętu badawczego na Srebrnym Globie. Dotąd potrafiła to robić jedynie Federacja Rosyjska (jeszcze pod flagą ZSRR), Stany Zjednoczone i Chińska Republika Ludowa. W kwietniu bieżącego roku o powierzchnię Księżyca rozbił się izraelski lądownik Beresheet.
Chandrayaan‑1
Sonda Chandrayaan‑2 (CY‑2) nie była pierwszym zbudowanym w Indiach aparatem kosmicznym, który sięgnął Księżyca. 22 października 2008 r. wystrzelona z kosmodromu Sriharikota rakieta PSLV-XL wyniosła na orbitę okołoziemską sondę Chandrayaan‑1 (CY‑1, w sanskrycie nazwa ta oznacza księżycowy statek). Po serii manewrów weszła ona 8 listopada na orbitę okołoksiężycową. Aparat o masie startowej 1304 kg (na orbicie wokół naszego satelity spadła ona do 590 kg) niósł 55 kg aparatury naukowej. Wśród dziesięciu przyrządów, najważniejsza była panchromatyczna kamera TMC (Terrain Mapping Camera) o rozdzielczości 5 metrów na piksel. Celem misji było wykonanie trójwymiarowej mapy wysokiej rozdzielczości powierzchni Księżyca w zakresach promieniowania widzialnego, bliskiej podczerwieni, X i niskoenergetycznego gamma, ze szczególnym uwzględnieniem rejonów polarnych. Prócz tego na powierzchni orbitera umieszczony był 29-kilogramowy impaktor MIP (Moon Impact Probe), wyposażony w silnik hamujący.
12 listopada, po serii manewrów, osiągnięta została orbita robocza – polarna, o pułapie 100 km. 14 listopada impaktor został skierowany ku powierzchni Księżyca, przekazując dane, dotyczące budowy jego warstwy podpowierzchniowej. Po zakończeniu podstawowego programu misji (trwał on sześć miesięcy) orbita sondy została podniesiona do 200 km, a misja została przedłużona do listopada 2010 r. Jednak 28 sierpnia 2009 r. łączność z sondą została utracona nagle i bez żadnych widocznych wcześniej powodów. Prawdopodobną przyczyną awarii była zbyt mała odporność elektroniki zasilaczy komputerów pokładowych na poziom radiacji i wyższa, niż zakładano, temperatura we wnętrzu sondy. Od strony technicznej misja została wykonana w 100%, od strony kartograficznej i naukowej w 90 – 95%. Podczas 3400 okrążeń Księżyca uzyskano 70 tys. fotografii jego powierzchni.
Chandrayaan‑2: geneza projektu i zmiany
12 listopada 2007 r. przedstawiciele Rosyjskiej Federalnej Agencji Kosmicznej (Roskosmos) oraz Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych (Indian Space Research Organisation, ISRO) podpisali umowę o wspólnym przegotowaniu następcy orbitera. Znacznie bardziej ambitny projekt zakładał, że prócz orbitera, na powierzchni Księżyca znajdzie się też łazik. Podział prac był następujący: strona indyjska miała zbudować orbiter oraz łazik, a także dokonać wyniesienia za pomocą rakiety GSLV Mk2, Rosja miała dostarczyć lądownik a także drugi, własny łazik. Masa startowa zestawu została określona na 2457 kg, a termin realizacji projektu na 2013 r. Budżet misji był stosunkowo niewielki, sięgał zaledwie 90 milionów USD. Wspólna akceptacja projektu została wykonana w sierpniu 2009 r.
Projekt przebiegał bez większych opóźnień, gdy najpierw w 2010 r. doszło do dwóch kolejnych katastrof rakiety GSLV, a potem, w listopadzie następnego roku, do awarii podczas wynoszenia na trajektorię wiodącą ku Marsowi rosyjskiego próbnika Fobos-Grunt. Ponieważ stopień lądujący CY‑2 miał być oparty na stopniu napędowym Fłagman, użytym w niedoszłej sondzie marsjańskiej, Rosjanie poprosili o opóźnienie misji o trzy lata. Dla ISRO takie opóźnienie było nie do przyjęcia i w styczniu 2013 r. zdecydowano o zakończeniu wspólnych prac i ich kontynuacji wyłącznie przez stronę indyjską. Termin startu wyznaczono wstępnie na 2015 r. Dyrektorem projektu został mianowany Muthayya Vanitha, a dyrektorem misji Ritu Karidhal. Jak w wielu projektach, realizowanych niemalże od zera i z zerowym doświadczeniem, termin ten nie mógł być dotrzymany. W pierwszych miesiącach 2014 r. ISRO podało nowy termin startu – lata 2016 – 17.
W październiku tego samego roku okazało się, że sonda przybiera na wadze i to tak znacząco, że niemożliwe będzie jej wyniesienie za pomocą GSLV Mk 2. W tym czasie Indie nie dysponowały jeszcze wersją GSLV Mk 3 – jej pierwszy lot w zredukowanej wersji bez trzeciego stopnia miał się odbyć dopiero w końcu roku, a dwa loty doświadczalne w pełnej skali najwcześniej w 2017 r. Jednak nie było innego wyboru, co oznaczało nie tylko kolejne opóźnienie, ale też podrożenie projektu. W wersji finalnej budżet sięgnął 141 milionów USD, z czego na rakietę nośną przypadły 54 miliony. 22 czerwca 2015 r. Ośrodek Satelitów ISRO otrzymał od firmy Hindustan Aeronautics Limited strukturę sondy i można było rozpocząć konstruowanie i testowanie podzespołów.
Waldemar Zwierzchlejski
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-102019/
-
11/2019
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
W sprzedaży od 20.11.2019 r.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-112019/
-
12/2019
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Legenda kosmonautyki Aleksiej Leonow nie żyje
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2019/12/Sojuz-19.jpg)
Start statku kosmicznego Sojuz-19 do misji ASTP.
Jest 11 października 2019 r. Kanał telewizyjny NASA relacjonuje rozpoczętą o 11:38 EVA-56. Pod akronimem tym kryje się pięćdziesiąte szóste amerykańskie wyjście z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Astronauci Andrew Morgan i Christina Koch mają wymienić kolejną porcję przestarzałych baterii stacji na nowe. To rutynowa operacja, jeśli komuś chce się jeszcze liczyć, 409 w historii astronautyki. Nieoczekiwanie kwadrans po jej rozpoczęciu transmisja zostaje przerwana, by podać przekazaną przed chwilą przez Roskosmos smutną wiadomość. O 9:40 zmarł Aleksiej Leonow, pierwszy w historii człowiek, który opuścił wnętrze statku kosmicznego. Kosmonauta-legenda, pionier załogowej astronautyki, człowiek o niezwykłym życiorysie…
Aleksiej Archipowicz Leonow urodził się 30 maja 1934 r. we wiosce Listwianka w obwodzie kemerowskim. Był dziewiątym dzieckiem elektromontera kolejowego Archipa (1893−1981) i Jewdokii (1895−1967). Naukę w szkole podstawowej rozpoczął w Kemerowie, gdzie 11-osobowa rodzina mieszkała w jednej izbie o powierzchni 16 m². W 1947 r. przeprowadzili się do Kaliningradu, Aleksiej ukończył tam w 1953 r. dziesięcioklasową szkołę średnią.
Początkowo chciał zostać artystą, gdyż odkrył u siebie talent malarski, jednak wstąpienie do Ryskiej Akademii Sztuk Pięknych okazało się niemożliwe, ze względu na brak środków do życia poza rodziną. W tej sytuacji wstąpił do Dziesiątej Wojskowej Szkoły Lotniczej w mieście Kremenczug, która szkoliła w zakresie podstawowym przyszłych adeptów lotnictwa wojskowego. Ukończył ją dwa lata później, a następnie podjął naukę w elitarnej Szkole Pilotów Lotnictwa Wojskowego (WAUŁ) w Czugujewie pod Charkowem.
Ukończył ją w 1957 r. i 30 października rozpoczął w stopniu lejtnanta służbę wojskową w 113. pułku lotnictwa myśliwskiego, należącym do Kijowskiego Okręgu Wojskowego. W tym czasie od kilku tygodni Ziemię okrążał pierwszy sztuczny satelita Ziemi Sputnik, wyniesiony przez rakietę R‑7. Aleksiej nie miał wówczas pojęcia, że wkrótce rozpocznie loty na rakiecie, będącej jej wersją rozwojową. Od 14 grudnia 1959 r. służył jako pilot 294. samodzielnego pułku lotnictwa rozpoznawczego, stacjonującego w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Tam otrzymał propozycję udziału w lotach „na nowej technice” jak wówczas sekretnie nazywano załogowe loty kosmiczne. Miał wówczas wylatane 278 godzin.
Kosmonauta
Pierwsza grupa słuchaczy-kosmonautów została utworzona 7 marca 1960 r., w jej skład weszło początkowo dwunastu, a w ciągu kolejnych trzech miesięcy jeszcze ośmiu pilotów samolotów myśliwskich. Ich selekcja rozpoczęła się w październiku 1959 r.
W kręgu zainteresowań było łącznie 3461 lotników sił powietrznych, lotnictwa marynarki i obrony powietrznej, z których na rozmowy wstępne wybrano 347. Budowane dopiero Centrum Przygotowań Kosmonautów (CPK), zlokalizowane koło Moskwy, nie było gotowe do przyjęcia takiej liczby kursantów zarówno od strony bytowej (mieszkania, zaopatrzenie) jak i szkoleniowo-sprzętowej (brak trenażerów). Z powodu niedostatków sprzętowych, które umożliwiały jedynie jednoczesne szkolenie sześciu pilotów, dokonano selekcji takiej grupy, biorąc pod uwagę głównie wyniki testów psychofizycznych. W jej składzie nie było starszego lejtnanta Leonowa (awansowany został 28 marca), musiał czekać na swoją kolej w drugim rzucie.
Pierwsza szóstka po zdaniu egzaminów uzyskała 25 stycznia 1961 r. tytuł „Kosmonauta WWS”, Leonow, wraz z siedmioma innymi, zakończył przygotowania ogólne 30 marca 1961 r., a oficjalnie został kosmonautą 4 kwietnia tego samego roku, zaledwie osiem dni przed lotem Jurija Gagarina. 10 lipca 1961 r. został awansowany do stopnia kapitana. We wrześniu wraz z kilkoma kolegami z oddziału rozpoczyna studia w Akademii Inżynieryjno-Lotniczej im. Żukowskiego na kierunku „Konstrukcja i eksploatacja aparatów atmosferyczno-kosmicznych i ich silników”. Studia zakończy w styczniu 1968 r.
W związku z pojawieniem się w CPK nowej grupy kandydatów na kosmonautów i związanej z tym reorganizacji, od 16 stycznia 1963 r. nosił tytuł „Kosmonauty CPK WWS”. Trzy miesiące później rozpoczął przygotowania w składzie grupy kosmonautów, z których jeden miał wziąć udział w locie statku Wostok‑5. Prócz niego do lotu pretendowali Walerij Bykowskij, Boris Wołynow i Jewgienij Chrunow. Ponieważ statek jest bliski górnej granicy dozwolonej masy, jednym z najważniejszych kryteriów jest w tej sytuacji waga kosmonauty. Bykowski wraz ze skafandrem waży niespełna 91 kg, Wołynow i Leonow po 105.
Miesiąc później przygotowania zostają zakończone, 10 maja zapada decyzja – w kosmos leci Bykowski dubluje go Wołynow, Leonow pozostaje w rezerwie. 14 czerwca lot Wostoka‑5 dochodzi do skutku, dwa dni później na orbicie pojawia się Wostok‑6 z Walentiną Tierieszkową na pokładzie. We wrześniu wszystko wskazuje na to, że w kolejnym Wostoku poleci kosmonauta, który spędzi na orbicie 8 dni, a później odbędzie się lot grupowy dwóch statków, z których każdy potrwa 10 dni.
Leonow wchodzi w skład dziewięcioosobowej grupy, której szkolenie rozpoczyna się 23 września. Do końca roku plan lotów statków i skład załóg kilkakrotnie się zmienia, lecz Leonow za każdym razem jest w grupie. W styczniu Siergiej Korolow, szef cywilnego programu kosmicznego szokuje wszystkich, proponując przebudowanie Wostoków na statki trzymiejscowe. Po uzyskaniu poparcia Chruszczowa, dotychczasowe załogi zostają rozformowane. 11 stycznia 1964 r. Leonow zostaje awansowany do stopnia majora, a 1 kwietnia rozpoczyna przygodę z programem „Woschod”. Wchodzi w skład grupy, która przygotowuje się do pierwszego lotu trzyosobowej załogi. Szkolenie do tej wyprawy obliczonej na 8 – 10 dni, rozpoczyna się 23 kwietnia.
21 maja szef wyszkolenia kosmonautów, generał Kamanin, formuje dwie załogi – w pierwszej są Komarow, Bielajew i Leonow, w drugiej Wołynow, Gorbatko i Chrunow. Jednak Korolow widzi sprawę inaczej – w załodze mają znaleźć się także cywile. Po ostrych starciach 29 maja osiągnięty zostaje kompromis, tym razem wygrywa Korolow – w pierwszym Woschodzie nie będzie miejsca dla Leonowa. Ale w drugim?
Woschod
14 czerwca 1964 r. ukazało się rozporządzenie o realizacji lotu z wyjściem człowieka w kosmos. W oddziale kosmonautów WWS niezajętych innymi zadaniami było jedynie siedmiu – Bielajew, Gorbatko, Leonow, Chrunow, Bykowski, Popowicz i Titow. Jednak trzech ostatnich, jako tych z odbytymi lotami, postanowiono do przygotowań nie zaliczać. W tej sytuacji w lipcu 1964 r. rozpoczęto szkolenie do zadania „Wyjście” jedynie pierwszej czwórki, przy czym pierwszą dwójkę jako dowódców, a drugą jako wychodzących. Jednak już 16 lipca przygotowania przerwano, gdy okazało się, że lot odbędzie się dopiero w przyszłym roku.
Po miesięcznym pobycie kandydatów w sanatorium, trening został wznowiony 15 sierpnia, a do grupy dołączyli Zaikin i Szonin. Trening był ciężki, gdyż nie istniał wówczas symulator Woschoda i kosmonauci musieli korzystać ze statku, w którym mieli wykonać lot, a który był wówczas na etapie montażu. Cały proces wyjścia ze śluzy został przetrenowany w grudniu w stanie nieważkości, wywoływanym na krótko podczas lotów parabolicznych w samolocie Tu-104. Leonow wykonał 12 takich lotów i jeszcze sześć na samolocie Ił-18.
Waldemar Zwierzchlejski
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/legenda-kosmonautyki-aleksiej-leonow-nie-zyje/
-
1/2020
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Debiut Starlinera
Waldemar Zwierzchlejski
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/01/Atlas.jpg)
Po marcowym pierwszym locie orbitalnym statku kosmicznego Crew Dragon firmy SpaceX, pod koniec roku przyszła kolej na debiut konstrukcji konkurenta w ramach projektu NASA Commercial Crew Program – Starlinera firmy Boeing. Statek co prawda wypełnił dwa podstawowe zadania, czyli przetrwał bezzałogowy lot orbitalny, po czym bezpiecznie wylądował w wyznaczonym miejscu, jednak połączenie z Międzynarodową Stacją Kosmiczną nie zostało zrealizowane.
Choć brzmi to nieprawdopodobnie, okazało się, że inżynierowie programiści koncernu-giganta chyba nie znają się na zegarku. Przynajmniej tak wynika z przebiegu lotu OFT, który w wyniku niewychwyconego podczas testowania błędu o mało nie zakończył się tuż po jego rozpoczęciu wodowaniem na Oceanie Indyjskim, a może nawet utratą statku. Ale po kolei.
Dwa statki dla NASA
Jedenaście lat temu NASA podała założenia dla statku kosmicznego, który miał umożliwić stały dostęp do ISS na „amerykańskich warunkach” – start za pomocą amerykańskiej rakiety i z amerykańskiego terytorium, powrót także na terytorium Stanów Zjednoczonych, bądź na ich wodach przybrzeżnych. Warunki brzegowe dla nowego statku były proste – miał być przynajmniej czteroosobowy, posiadać możliwości dostarczania i zwożenia z powrotem ładunków o masie co najmniej 500 kg, zapewnić załodze nieprzerwany ratunek od chwili wejścia do kabiny do jej opuszczenia przez 24 godziny na dobę przez okres nie krótszy, niż 210 dni (siedem miesięcy) – to ostatnie oczywiście przyłączony do ISS. NASA nie narzucała firmom żadnych rozwiązań, ani też żadnych nie wykluczała. Tak w 2009 r. powstał trójfazowy, konkursowy program doświadczalny CCP (Commercial Crew Program). Ponieważ przebieg programu został szczegółowo opisany w artykule „Debiut nowego statku kosmicznego” (LAI, nr 4/2019), obecnie przypomnę jedynie go w części, dotyczącej propozycji Boeinga.
W fazie pierwszej (Commercial Crew Development, lata 2010 – 2011) na nagrody przeznaczono zaledwie 50 mln USD, z czego Boeing otrzymał 18 milionów na budowę statku pod nazwą roboczą CST-100. W drugiej rundzie (Commercial Crew Development Round 2, lata 2011 – 2012) z sumy łącznej 269,3 mln USD Boeing uzyskał pierwotnie aż 92,3 miliona, a później jeszcze dodatkowo 20,6 miliona dolarów. Podczas rundy trzeciej (Commercial Crew integrated Capability, lata 2012 – 2014) firma dostała 480 mln USD na kontynuację budowy statku. Od 2012 r., niezależnie od biegnących programów, rozpoczęto kolejne rundy współzawodnictwa, obejmujące certyfikację powstających statków zgodnie z wymaganiami NASA.
W ramach Certification Products contracts (lata 2013 – 2014) Boeing uzyskał około 10 mln USD, natomiast najważniejsza transza trafiła do niego w ramach finalnego programu CCtCap (Commercial Crew Transportation Capability), realizowanego w latach 2014 – 2019. Boeing otrzymał 4,2 mld USD, a drugi zwycięzca – SpaceX – 2,6 miliarda dolarów. Kwoty te obejmowały dokończenie budowy statków, ich certyfikację, loty bezzałogowe, a także załogowy lot testowy do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz 2 – 6 lotów regularnych. Zatem Boeing dostał od NASA na ten cel łącznie 4,8209 miliarda dolarów. Zgodnie z warunkami kontraktu, przynajmniej jeden z wybranych statków – a więc CST-100 bądź Crew Dragon, powinien być gotów do pierwszej regularnej misji najpóźniej w trzecim kwartale 2017 r.
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/01/Zespolenie-kabiny.jpg)
Zespolenie kabiny z modułem serwisowym.
CST-100
Zacznijmy od nazwy. CST jest skrótem od Crew Space Transportation, liczba 100 zaś, wbrew rozpowszechnionej opinii, nie pochodzi od wyrażonej w kilometrach umownej granicy, od której zaczyna się kosmos, tzw. linii Kármána. Jest to po prostu numer nadany projektowi, niemający odniesienia do czegokolwiek. Ponieważ nazwa była mało chwytliwa, 4 września 2015 r. Boeing poinformował o nadaniu statkowi oficjalnej nazwy CST-100 Starliner, z czasem pozostając tylko przy jej drugim członie. Zgodnie z definicją, Starliner to załogowy statek kosmiczny z kabiną wielokrotnego (do 10 razy) użytku, przeznaczony do operowania na niskiej orbicie okołoziemskiej. Jego głównym zadaniem będzie dostarczanie i wymiana stałych załóg Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz potencjalnie innych stacji, np. planowanych przez firmą Bigelow. Może pomieścić w swym wnętrzu do siedmiu osób.
Składa się z dwóch podstawowych elementów – modułu załogowego (Crew Module, CM) i modułu serwisowego (Service Module, SM). Moduł załogowy ma kształt ściętego u wierzchołka stożka, jego średnica wynosi 4,56 m, wysokość zaś około 2,2 m (te i następne dane są przybliżone, gdyż firma, jak dotąd, nie udostępniła dokładnej specyfikacji statku), a objętość hermetyzowana 11 m³. Moduł serwisowy w kształcie niskiego walca ma identyczną średnicę, natomiast jego wysokość wynosi około 2,5 m. Podczas startu szczyt statku jest chroniony przez pokrywę startową o wysokości około 30 cm i średnicy o podstawy 1,7 m. Jej masa wynosi około 100 kg, zostaje ona odrzucona przed zapłonem silnika drugiego stopnia rakiety nośnej.
Wokół górnej części kabiny została umieszczona osłona termiczna w kształcie kołnierza, przykrywającego delikatne elementy konstrukcji, głównie węzeł połączeniowy oraz spadochrony (statek ląduje na trzech czaszach). Ma ona masę 150 kg. Węzeł cumowniczy NDS/iLIDS, umożliwia automatyczne bądź ręczne cumowanie do jednego z węzłów ISS, wyposażonych w adapter IDA (International Docking Adapter). Adaptery IDA umieszczone są na łącznikach PMA‑2 i PMA‑3 (Pressurized Mating Adapter), przytwierdzonych do modułu Harmony (Node 2) stacji. Na spodzie kabiny umieszczono dolną osłonę termiczną w postaci tarczy o masie 750 kg. Pomiędzy nimi umieszczono cztery nadmuchiwane mieszanką azotowo-tlenową poduszki amortyzacyjne. Kabina jest wyposażona w silniczki orientacji, napędzane hydrazyną (90 kg).
Sucha masa kabiny bez ładunku i załogi wynosi około 6,4 t, maksymalna startowa około 8,3 t, a maksymalna po lądowaniu około 7,2 t. Moduł serwisowy ma suchą masę około 3,3 t i mieści w sobie około 2,3 t materiałów pędnych (hipergolicznej mieszanki monometylohydrazyna i czterotlenku azotu). Napędzają one 20 silników manewrowych OMAC o ciągu 6 kN każdy, cztery silniki przerwania startu LAE (Launch Abort Engine, będące pochodną silników RS-88) o ciągu 176,6 kN każdy, a także 28 silniczków systemu orientacji RCS. Na jego spodzie umieszczono panele solarne, generujące ponad 2,9 kW energii elektrycznej. Łączna długość statku wynosi 5,03 m a masa podczas pierwszego startu była rzędu 13,9 t.
Ponieważ średnica statku przewyższa średnicę drugiego stopnia rakiety nośnej, w celu zapobieżenia powstaniu niebezpiecznie dużych sił aerodynamicznych, wokół górnego adaptera zamontowano pierścieniową osłonę o średnicy 4,56 m i wysokości 1,8 m. Osłona o masie około jednej tony zostaje podzielona na dwie części i odrzucona krótko po uruchomieniu silnika drugiego stopnia. Statek jest budowany i serwisowany w wynajętej w 2011 r. od NASA hali Commercial Crew and Cargo Processing Facility (C3PF), dawnej OPF‑3 służącej do obsługi orbiterów programu STS, zlokalizowanej w Centrum Kosmicznym im. Kennedy’ego (KSC).
Centrum kontroli misji Starlinera mieści się w jednym z pomieszczeń w budynku Ośrodka Kontroli Misji (MCC), zlokalizowanej w Centrum Kosmicznym im. Johnsona (JSC). Statek ma żywotność 60 godzin w locie autonomicznym lub 210 dni (siedem miesięcy) w stanie hibernacji w składzie ISS. Podstawową rakietą nośną Starlinera jest oferowany przez United Launch Alliance (ULA) Atlas‑5 w wersji N22, czyli bez osłony startowej, z dwiema rakietami pomocniczymi AJ-60A i z podwójną jednostką napędową RL-10A‑4 – 2 w drugim stopniu DEC (Dual Engine Centaur). Rakieta ta może startować z kompleksu SLC-41 na Cape Canaveral. W przyszłości zostanie ona zastąpiona rakietą Vulcan, co uniezależni ULA od stosowania w pierwszym stopniu rosyjskich silników RD-180. W szczególnych wypadkach, gdyby Atlas był z jakichś przyczyn niedostępny, Starlinera mógłby wynosić Falcon‑9 bądź Delta-4H.
Podczas startu maksymalne przeciążenie w żadnej fazie lotu nie przekracza g+3,5. Wyprodukowane zostały trzy egzemplarze kabiny, oznaczone SV‑1, SV‑2 i SV‑3. Pierwszy z nich został użyty podczas PAT, trzeci został przeznaczony na potrzeby bezzałogowej misji demonstracyjnej (Orbital Flight Test, OFT), drugi zaś jest przygotowywany dla załogowej misji demonstracyjnej (Crew Flight Test, CFT). Podstawowym miejscem lądowania Starlinera jest White Sands Missile Range (Nowy Meksyk), zapasowe to Dugway Proving Ground (Utah), Wilcox Playa (Arizona) i Edwards AFB (Kalifornia).
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/debiut-starlinera/
-
2/2020
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Inwazja na Marsa
Waldemar Zwierzchlejski Leszek A. Wieliczko
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/02/smiglowiec.jpg)
Śmigłowiec misji NASA Mars 2020.
Pod koniec lipca lub na początku sierpnia ma dojść do czterech startów rakiet, z których każda ma wynieść ku Marsowi sondę kosmiczną. Takie zagęszczenie nie jest niczym dziwnym, w lotach ku innym planetom Układu Słonecznego istnieją warunkowane mechaniką niebieską okna startowe. Są to okresy czasu, w których z jednej strony wzlot nie wymaga zbyt wielkiego nakładu energii, a co za tym idzie większej rakiety, z drugiej zaś, podczas przylotu, prędkość jest na tyle niska, by hamowanie atmosferyczne nie było poza wytrzymałością samej sondy.
W skład „floty inwazyjnej” wejdą amerykański łazik i śmigłowiec, chiński orbiter i łazik, rosyjski lądownik i europejski łazik oraz wyniesiony japońską rakietą nośną orbiter ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
NASA Mars 2020
Najnowszy amerykański łazik występuje na razie pod nazwą projektu, ogłoszonego w grudniu 2012 r. Jego rzeczywista nazwa zostanie wybrana w marcu spośród propozycji, zgłaszanych w ostatnich miesiącach przez uczniów szkół ze Stanów Zjednoczonych. Do finału zostały zakwalifikowane następujące nazwy: Endurance, Tenacity, Promise, Perseverance, Vision, Clarity, Ingenuity, Fortitude i Courage. Ogólna koncepcja będzie oparta na funkcjonującym na Marsie od sierpnia 2012 r. łaziku Curiosity.
Przy tych samych wymiarach: długość (nie uwzględniając manipulatora) – 3,00 m, szerokość – 2,77 m, wysokość (wraz z masztem i kamerami) – 2,13 m, jest od niego cięższy o 151 kg i waży 1050 kg. System napędu został wzmocniony w stosunku do Curiosity, średnica kół wynosi 0,525 m. Maksymalna prędkość łazika wynosi 4 cm/s. Łazik jest napędzany z dwóch generatorów radioizotopowych typu MMRTG o masie 45 kg, zawierających 4,8 kg plutonu-238. Wydzielające się z jego rozpadu ciepło jest zamieniane na energię elektryczną (2,7 kWh/sol). Maksymalny czas pracy generatora wynosi 14 lat, a samego łazika minimum rok marsjański, czyli dwa lata ziemskie. Centralną jednostką komputerową pojazdu jest zdublowany procesor RAD 750 o częstotliwości taktowania 200 MHz z pamięcią ROM 256 kB, RAM 256 MB i dodatkową pamięcią flash 2 GB. Do planowania ruchu służy obraz uzyskiwany z 23 kamer (Curiosity miał ich dwanaście), w większości dających obraz w kolorze. Siedem z nich będzie użyte podczas lądownia, kolejne siedem do badań naukowych, a dziewięć będzie miało przeznaczenie inżynieryjne.
Do bezpośredniej łączności z Ziemią służy 15-watowy nadajnik i dwie anteny pasma X (kilka kbps), jednak podstawową metodą transmisji danych jest ich przekaz w zakresie UKF poprzez orbitery Mars Odyssey (0,25 Mbps) lub Mars Reconnaissance Orbiter (2 Mbps). Ponieważ program naukowy misji jest nieco inny, zmieniło się też wyposażenie naukowe. Obecnie w skład aparatury naukowej pojazdu wchodzą następujące instrumenty:
MastCam‑Z: kamera do wielospektralnej stereofotografii oraz filmowania z wysoką rozdzielczością do 10 obrazów na sekundę, wyposażona w zoom 3,6:1.
SuperCam: urządzenie do zdalnej detekcji składu chemicznego i biochemicznego oraz mikrofotografii powierzchni próbek poddanych działaniu dwóch wiązek laserowych z odległości do 7 (czerwony) i 12 metrów (zielony).
PIXL (Planetary Instrument for X‑Ray Lithochemistry): rentgenowski spektrometr fluorescencyjny do precyzyjnego ustalania składu chemicznego powierzchni.
RIMFAX (Radar Imager for Mars subsurface experiment): radar podpowierzchniowy do wykrywania skał, meteorytów i lodu wodnego do głębokości 10 m.
MEDA (Mars Environmental Dynamics Analyzer): zestaw sensorów do pomiaru temperatury, prędkości i kierunku wiatru, ciśnienia, wilgotności, promieniowania oraz kształtu i wielkości cząsteczek pyłu.
MOXIE (Mars Oxygen ISRU Experiment): eksperyment polegający na wytwarzaniu tlenu z atmosferycznego dwutlenku węgla.
SHERLOC (Scanning Habitable Environments with Raman and Luminescence for Organics and Chemicals): spektrometr ultrafioletu do precyzyjnego ustalania składu mineralogicznego i wykrywania substancji organicznych.
Dwa mikrofony przekazujące dźwięk podczas lądowania, wiercenia i zbierania próbek.
Dodatkowym ładunkiem będzie MHS (Mars Helicopter Scout). To niewielki, napędzany energią słoneczną śmigłowiec o masie 1,8 kg do testowania stabilności lotu i ustalania optymalnej drogi dla łazika. Jego jedynym wyposażeniem będą kamery. Podczas testów, w ciągu 30 soli powinien wykonać do pięciu lotów nie dłuższych, niż 3 minuty każdy.
Podstawowym celem misji łazika będą badania astrobiologiczne – zbadanie, czy w przeszłości środowisko marsjańskie mogło być przyjazne dla jakichś form życia, a także poszukiwanie ich ewentualnych śladów. Dodatkowo zostanie pobranych 20 do 30 próbek gruntu, które zostaną zamknięte w specjalnych kontenerach i rozmieszczone wzdłuż trasy.
W przypadku realizacji amerykańsko-europejskiego projektu sprowadzenia na Ziemię próbek z Marsa, stanowiłyby one cel dla specjalnego pojazdu, który by je zebrał i dostarczył do statku, który z kolei dostarczyłby go na naszą planetę.
Start sondy zostanie przeprowadzony w oknie startowym 17 lipca do 5 sierpnia. Rakieta Atlas‑5 w wersji 541 wystartuje z kompleksu SLC-41 na Cape Canaveral. Lądownie ma się odbyć 18 lutego 2021 r. na terenie Syrtis Major w kraterze Jezero, który kiedyś był zbiornikiem wodnym. Technika lądowania będzie identyczna, jak przy misji Curiosity, użyty zostanie system SkyCrane, w którym łazik jest umieszczony nie wewnątrz lądownika, lecz jest podwieszony pod nim.
Mars Global Remote Sensing Orbiter and Small Rover
Pod tą przydługą nazwą (globalny orbiter teledetekcyjny Marsa i mały łazik) kryje się pierwsza chińska sonda Marsa. Jej oficjalna nazwa ma być podana wkrótce, na razie znamy osiem nazw zaproponowanych w głosowaniu. Są to: Fenghuang (feniks), Tianwen (badacz nieba), Huoxing (Mars), Tenglong (lecący smok), Qilin (jednorożec), Zhuque (dziwonia), Zhuimeng (podążać za marzeniami) i Fengxiang (lecący feniks). Nieoficjalnie używa się nazwy Huoxing‑1 (HX‑1).
W styczniu 2016 r. Chiny oficjalnie poinformowały, że zamierzają w 2020 r. wysłać na Marsa sondę. Miała się ona składać z orbitera oraz lądownika, który miał dostarczyć na powierzchnię pojazd samobieżny. To bardzo ambitny plan, jak na rozpoczęcie badań Czerwonej Planety, jednak Chiny już kilkakrotnie udowodniły na przykładzie Księżyca, że potrafią konstruować sondy kosmiczne.
Na temat sondy znane są jedynie podstawowe informacje. Cała konstrukcja ma mieć masę 5 t, z czego na orbiter, pełniący jednocześnie rolę modułu przelotowego, przypadnie 3175 kg, a na łazik 240 kg. Ma on mieć wymiary 2,0×1,65×0,8 m. Pozostałe 1585 kg przypada na lądownik, który po wtargnięciu w atmosferę będzie hamować początkowo aerodynamicznie, później rozłoży spadochron supersoniczny, a końcowej fazie uruchomi silnik hamujący o ciągu 7,5 kN, by w końcu osiąść na poduszce amortyzującej przyziemienie.
Aparatura badawcza orbitera składać się będzie z sześciu instrumentów: kamery średniej rozdzielczości (100 m/pix), kamery wysokiej rozdzielczości (0,5 m/pix), radaru podpowierzchniowego, spektrografu mineralogicznego, magnetometru oraz analizatora cząstek. Także na pokładzie łazika znajdzie się sześć instrumentów naukowych: kamera multispektralna, radar podpowierzchniowy, analizator chemiczny gruntu, magnetometr, zestaw urządzeń meteorologicznych oraz kamery topograficzna i nawigacyjne.
Start zostanie przeprowadzony w oknie startowym 23 lipca do 5 sierpnia. Rakieta CZ‑5 wystartuje z kompleksu LC101 kosmodromu Wenchang. Wejście na orbitę Marsa ma zostać przeprowadzone w dniach 11 – 24 lutego 2021 roku, a samo lądowanie 23 kwietnia 2021. Miejsce lądowania zostanie wybrane spośród dwóch lokalizacji, obie mieszczą się na obszarze Utopia Planitia. Elipsy lądowania maja rozmiary 100×40 km. Planowany okres żywotności orbitera to jeden rok, a łazika 90 soli.
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/inwazja-na-marsa/
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-22020/
-
Powstało zamieszanie dotyczące autora powyższego artykułu
-
3/2020
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Co piszczy w Układzie Słonecznym?
Waldemar Zwierzchlejski
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/03/Jowisz.jpg)
Przed czterema laty, w artykule pod identycznym tytułem, zamieściłem zestawienie i krótki opis misji wszystkich sond kosmicznych, które funkcjonowały na i w pobliżu planet i innych ciał naszego układu w latach 2014 – 15. Sondy podzieliłem w zależności od celu, który miały, bądź mają zbadać. Dodatkowo w zestawieniu umieściłem plany badań Układu Słonecznego na najbliższe lata. Pora zatem na przedstawienie zmian, jakie zaszły w tym okresie oraz weryfikację zamierzeń.
Księżyc
Od końca czerwca 2009 r. naszego naturalnego satelitę obiega amerykański LRO (Lunar Reconnaissance Orbiter). Od październiku 2012 r. misja sondy, polegająca na tworzeniu profili wysokościowych powierzchni, pomiarach radiacji oraz poszukiwaniu śladów wody, co dwa lata jest przedłużona o kolejne dwa lata, to już czwarte rozszerzenie. Od maja 2018 r. sonda funkcjonuje bez platformy inercyjnej, której żywotność dobiega końca (obliczona była na jeden rok) i zostaje uruchamiana jedynie w koniecznych wypadkach, np. podczas zaćmień. W ubiegłym roku LRO uzyskało fotografie pozostałości po rozbiciu dwóch niedoszłych lądowników – izraelskiego i indyjskiego, co pozwoliło jednoznacznie potwierdzić ich katastrofy.
We lutym 2017 r. zakończyła się druga przedłużona misja dwóch próbników programu ARTEMIS (Acceleration, Reconnection and Turbulence, and Electrodynamic of Moon’s Interaction with the Sun) i rozpoczęła kolejna. Próbniki oznaczone P1 i P2 badają Księżyc i wpływ wiatru słonecznego na jego okolicę. Obecnie przy ich pomocy jest tworzona trójwymiarowa mapa szczątkowego pola magnetycznego Srebrnego Globu. Sondy wystartowały z Ziemi w lutym 2007 r.
W szczątkowym stopniu trwa misja pierwszego chińskiego lądownika księżycowego Chang’e‑3 (CE‑3). Po lądowaniu w grudniu 2013 r. zjechał z niego łazik Yutu. W styczniu 2014 r. napęd Yutu uległ uszkodzeniu, przesyłał on dane telemetryczne do połowy 2016 r. Prawdopodobnie nadal funkcjonuje kamera ultrafioletowa lądownika, który okresowo przesyła z niej wyniki badań – ostatni oficjalny raport pochodzi z lipca 2018 r.
Nadal okrąża Księżyc inny chiński próbnik, nazwany Chang’e‑5 T1. Niektóre źródła podają, że okresowo nawiązuje on łączność z kontrolą misji, jednak nie ma oficjalnego potwierdzenia tego faktu.
Od maja 2018 r. na orbicie wokół punktu libracyjnego L2 układu Ziemia-Księżyc znajduje się satelita retransmisyjny dla misji Chang’e‑4. Wraz z nim wystartowały dwa mikrosatelity Longjiang, z których pierwszy uległ awarii krótko po starcie, drugi zaś wszedł na orbitę wokół Księżyca i funkcjonował na niej aż do upadku na jego powierzchnię 31 lipca ubiegłego roku. Badał on emisję radiową nieba w zakresie 1 – 30 MHz, która nie może być obserwowana z Ziemi, ze względu na obecność jonosfery.
3 grudnia 2019 r. na odwróconej od Ziemi części Księżyca, w rejonie krateru von Kármán, wylądowała sonda Chang’e‑4 z łazikiem Yutu‑2 – było to pierwsze w historii lądowanie na tej półkuli. Lądownik i łazik są prawie identyczne z tymi z misji CE‑3. Oba funkcjonują do chwili obecnej, Yutu‑2 przebył do końca piętnastego dnia księżycowego, co nastąpiło na początku marca bieżącego roku dystans 400 m. Wykonał w tym czasie wiele pomiarów powierzchni, w tym sondowanie radarowe do głębokości 40 m.
W lutym ubiegłego roku został wystrzelony izraelski lądownik księżycowy Beresheet, który 11 kwietnia rozbił się w ostatniej fazie lądowania z powodu błędu w oprogramowaniu. Podobny los spotkał 6 września indyjski lądownik Vikram. Na szczęście orbiter Chandrayaan‑2, który dostarczył go w pobliże naszego naturalnego satelity, okrąża go i bada z wysokości nieco ponad 100 km.
Jakie są dalsze plany badań Księżyca? W końcu tego roku ma być wykonana misja Chang’e‑5, której zadaniem będzie przywiezienie dwukilogramowej próbki gruntu. Misja została opóźniona o blisko trzy lata z powodu awarii rakiety nośnej CZ‑5 w 2017 r. W pierwszej połowie 2021 r. Chandrayaan‑3 ma spróbować umieścić na powierzchni Księżyca drugiego Vikrama, a w drugiej rosyjski lądownik Łuna-25 ma osiąść w pobliżu południowego bieguna. W tym czasie mogą też w kierunku Księżyca podążać rozliczne demonstratory projektu Artemis, jednak program notuje znaczne opóźnienia i terminy te mogą być niedotrzymane.
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/03/sonda-LRO.jpg)
Sonda LRO na orbicie Księżyca.
Słońce
Z dwóch sond programu STEREO (Solar Terrestrial Relations Observatory), wystrzelonych pod koniec 2006 r., nadal funkcjonuje STEREO‑A.
W sierpniu 2018 r. rozpoczęła się misja amerykańskiego próbnika Słońca Parker Solar Probe, znanego wcześniej pod nazwą Solar Probe +. Począwszy od listopada 2018 r. rozpoczęła ona serię 24 zbliżeń do Słońca, z których ostatnie będzie na odległość zaledwie 6,28 mln km. W rejonach tych sonda badać będzie powstawanie, strukturę i dynamikę pól magnetycznych, wiatru słonecznego i cząstek o wysokiej energii.
Podobne zadania, choć wykonywane z większej odległości (43 mln km), ma europejska sonda SolO (Solar Orbiter), do startu której doszło z wynoszącym 2,5 roku opóźnieniem w lutym bieżącego roku. W odróżnieniu od poprzedniczki, będzie ona obrazować także rejony podbiegunowe naszej gwiazdy dziennej.
Merkury
Z trzyletnim opóźnieniem doszło do startu europejsko-japońskiej sondy Bepi-Colombo. Wystartowała ona w październiku 2018 r. Po serii dziewięciu manewrów grawitacyjnych przy Ziemi, Wenus i Merkurym, w 2025 r. ma umieścić na różnych orbitach pierwszej planety układu dwa niezależne satelity – zbudowany przez ESA Mercury Planetary Orbiter oraz należący do JAXA Mercury Magnetospheric Satellite. Przez dwa lata będą one kompleksowo badać wnętrze, powierzchnię oraz magnetosferę planety.
Wenus
Japońska sonda Akatsuki (Venus Climate Orbiter) bada od grudnia 2015 r. dynamikę atmosfery planety, a zwłaszcza jej górnych warstw, śledzić będzie także ewentualną aktywność wulkaniczną i wyładowania atmosferyczne.
W lutym bieżącego roku NASA wybrała w ramach programu Discovery cztery misje, z których zostaną zrealizowane dwie – decyzja zapadnie w przyszłym roku. Wśród propozycji są dwie, których celem jest Wenus. Są to DAVINCI+ (Deep Atmosphere Venus Investigation of Noble gases, Chemistry, and Imaging Plus) oraz VERITAS (Venus Emissivity, Radio Science, InSAR, Topography, and Spectroscopy). Pierwsza miałaby się składać z orbitera, analizującego skład mineralogiczny powierzchni oraz opadającej na spadochronie sondy, badającej parametry atmosfery oraz obrazującej powierzchnię planety. Druga ma wykorzystać radar SAR do trójwymiarowego zobrazowania powierzchni planety, a także zmapować jej emisję w podczerwieni.
Mars
Flotylla aż ośmiu sond bada w ostatnich latach Marsa. Ponad 14 lat teren Meridiani Planum przemierzał łazik Opportunity. Pojazd o zakładanej żywotności trzech miesięcy i przebiegu niespełna kilometra przemierzył ponad 45 km, przejechanych w surowym marsjańskim klimacie. Pokonany został przez potężną burzę pyłową, która spowiła łazik 4 czerwca 2018 r., odcinając dopływ światła słonecznego, zasilającego ogniwa fotowoltaiczne. Sześć dni później z Marsa odebrano ostatnie sygnały z łazika, w 5111 solu jego pracy. Do lutego 2019 r. wykonano ponad tysiąc prób nawiązania łączności, zanim misje oficjalnie uznano za zakończoną.
Od sierpnia 2012 r. na Czerwonej Planecie funkcjonuje łazik Curiosity, który wylądował w kraterze Gale i obecnie podąża w kierunku Mount Sharp. Łazik przebył, jak dotąd, 25 km. Pojazd kompleksowo bada mijany teren, wykonując analizy skał i atmosfery oraz dokumentując przebytą trasę tysiącami zdjęć. Uzyskane dane pozwoliły m. in. bezspornie potwierdzić, że w zamierzchłych epokach na powierzchni Marsa utrzymywały się przez długi czas duże zbiorniki i cieki wodne. Misja łazika jest systematycznie przedłużana o dwa lata.
Z dwuletnim opóźnieniem na Marsie znalazł się amerykański InSight (Interior Exploration using Seismic Investigations, Geodesy and Heat Transport), lądownik oparty na platformie Phoenix, którego zadaniami jest ustalenie rozmiarów, składu i stanu fizycznego jądra, miąższości i struktury skorupy, składu i struktury płaszcza, stanu cieplnego wnętrza, wielkości, częstotliwości i dystrybucji geograficznej aktywności sejsmicznej oraz pomiar częstotliwości upadków meteorytów. Po lądowaniu w listopadzie 2018 r. sonda rozstawiła na powierzchni sejsmometr, który wykrył, że we wnętrzu planety nadal toczą się procesy tektoniczne oraz sondę cieplną, która miała się wgryźć na 5 m w głąb gruntu. Niestety trwające już ponad rok próby wbicia sondy, jak dotąd nie przyniosły rezultatu – po osiągnięciu głębokości 30 cm wbijak wyskakuje na powierzchnię.
ExoMars-2016, europejsko-rosyjska sonda TGO (Trace Gas Orbiter) przeznaczona do badania dystrybucji metanu w atmosferze Marsa i przekazu danych z orbity i powierzchni oraz europejski demonstrator lądowania EDM Schiaparelli ze stacją meteorologiczną, który miał być osadzony na powierzchni, wystartowały w marcu 2016 r. 19 października TGO weszła na orbitę, ale lądownik rozbił się o powierzchnię. Powodem katastrofy była zbyt duża prędkość rotacji lądownika po otwarciu spadochronu, która spowodowała błędne określenie wysokości przez system kontroli i przedwczesne wyłączenie silników.
Prócz wspomnianego TGO, z orbity Marsa podgląda go pięć satelitów. Pierwszym jest amerykański 2001 Mars Odyssey, którego misja pomału dobiega końca, ze względu na wyczerpujące się zapasy paliwa. Już kilkakrotnie przedłużony został lot europejskiego Mars Express, dla której również jedynym kryterium zakończenia funkcjonowania będzie zapas paliwa. Sonda działa bez uwag, podobnie jak i amerykański MRO (Mars Reconnaissance Orbiter), który ma zapewnioną obsługę nie krócej, niż do końca 2025 r.
Amerykańska sonda MAVEN (Mars Atmosphere and Volatile Evolution), działa na orbicie planety od 2014 r. Jej zadanie to badanie atmosfery i jonosfery Czerwonej Planety. Marsa okrąża od 2014 r. także pierwsza indyjska sonda międzyplanetarna MOM (Mars Orbiter Mission). Jest to głównie misja technologiczna, aparatura naukowa sondy jest stosunkowo prosta i o niewielkiej rozdzielczości, niemniej sonda sprawuje się dobrze i jej pierwotnie półroczna misja została najpierw wydłużona o kolejne półrocze, po upłynięciu zaś tego czasu – bezterminowo.
Latem bieżącego roku w stronę Marsa ma udać się flotylla czterech sond – amerykański łazik i śmigłowiec, chiński orbiter i łazik, rosyjski lądownik i europejski łazik (termin startu jest zagrożony z powodu problemów ze spadochronem) oraz orbiter ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Drobne ciała Układu Słonecznego
Sonda ESA Rosetta badała kometę Czuriumow-Gierasimienko do końca września 2016 r. Krótko przed upadkiem na powierzchnię odnalazła zagubiony lądownik Philae, który pechowo osiadł we wnęce skalnej.
Amerykańska sonda Dawn badała planetę karłowatą Ceres aż do wyczerpania paliwa, co nastąpiło z końcem października 2018 r. Japoński próbnik Hayabusa‑2 doleciał do planetki Ryugu w czerwcu 2018 r. Jej pobyt w jej rejonie zakończył się 13 listopada ubiegłego roku. W tym czasie sonda pobrała z powierzchni Ryugu dwie próbki – jedną z powierzchni, a drugą z wnętrza krateru, który powstał w wyniku zdetonowania dwukilogramowego ładunku wybuchowego tuż nad powierzchnią.
Zrzucono na powierzchnie cztery miniaturowe sondy mobilne (skoczki), trzy japońskie (MINERVA-II‑1 Rover 1A i 1B oraz MINERVA-II‑2 Rover 2), a także niemiecko-francuski MASCOT (Mobile Asteroid Surface Scout). Oprócz Rovera 2 wszystkie funkcjonowały prawidłowo i przekazały z powierzchni fotografie i pomiary. Powrót kapsuły z próbkami na Ziemię ma nastąpić w grudniu bieżącego roku.
We wrześniu 2016 r. nastąpił start amerykańskiej sondy OSIRIS-Rex (Origins, Spectral Interpretations, Resource Identifications, Security-Regolith Explorer), której głównym celem jest dostarczenia na Ziemię próbki gleby (w zakresie 60 – 2000 gramów) z planetki Bennu. Sonda okrąża planetkę od grudnia 2018 r. W sierpniu ma nastąpić pobranie próbki, a w marcu przyszłego roku odlot ku Ziemi. W końcu września 2023 r. sonda ma powrócić na Ziemię.
W planach badań pasa planetoid w najbliższym czasie zaplanowano misje DART, Lucy, Psyche i Hera. DART (Double Asteroid Redirection Test) to amerykańska sonda przeznaczona do zbadania efektu zderzenia z prędkością 6,6 km/s z niewielkim satelitą planetki Didymos. Start zaplanowany jest na koniec lipca przyszłego roku, zderzenie, rejestrowane przez włoskiego cubesata LICIACube, nastąpi 14 miesięcy później.
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/co-piszczy-w-ukladzie-slonecznym-2/
-
4 – 5/2020 W sprzedaży od 20.05.2020 r. (1)
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Broń pierwszego uderzenia
Paweł Henski
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/05/B-52H.jpg)
Broń hipersoniczna jest uważana za konwencjonalną alternatywę dla broni jądrowej oraz rakietowych pocisków balistycznych. Ze względu na prędkości osiągane przez pojazdy i pociski hipersoniczne oraz ich płaską trajektorię lotu, jest to broń niezwykle trudna do przechwycenia w locie. W przypadku ataku bronią hipersoniczną obrońcom pozostaje bardzo mało czasu na reakcję. W kwestii szybkości ustępuje jedynie pociskom balistycznym. Nie mniej niż siedem państw prowadzi prace nad bronią hipersoniczną. W ostatnich latach Chiny i Rosja znacznie rozwinęły programy hipersoniczne. Po okresie przestoju, i w odpowiedzi na chińskie i rosyjskie zbrojenia, Stany Zjednoczone również przyspieszyły swoje programy hipersoniczne.
Broń hipersoniczna ma umożliwić wykonanie szybkiego ataku konwencjonalnego na skalę globalną, bez potrzeby implementacji międzykontynentalnych pocisków balistycznych. Opracowano koncepcję budowy silnika strumieniowego (ramjet) oraz silnika strumieniowego z naddźwiękową komorą spalania (scramjet – supersonic combustion ramjet). Silniki te wykorzystują przepływające przez nie z olbrzymią prędkością rozgrzane i skompresowane powietrze, które zapalając podawane paliwo wytwarza ciąg umożliwiający osiągnięcie prędkości Ma=5 i większej. W przypadku silnika typu scramjet do komory spalania powietrze wpada z prędkością naddźwiękową, co znacznie zwiększa wytwarzany przez silnik ciąg. Silniki strumieniowe mogą być wykorzystywane jako napęd samolotów oraz pocisków samosterujących (cruise). Żeby silnik strumieniowy zaczął działać musi osiągnąć odpowiednią prędkość początkową. W przypadku pocisków samosterujących prędkość początkową zapewnia z reguły człon rakietowy, który po rozpędzeniu pocisku do odpowiedniej prędkości, zostaje odrzucony.
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/05/Boeing-X-51A-WaveRider.jpg)
Eksperymentalny samolot hipersoniczny Boeing X‑51A WaveRider (wraz z rakietowym silnikiem rozpędzającym) na podwieszeniu B‑52H. W latach 2010 – 2013 wykonano cztery loty testowe osiągając w ostatnim Ma=5,1 (5440 km/h; 1 maja 2013 r.).
Drugim kierunkiem rozwoju broni hipersonicznej są tzw. hipersoniczne pojazdy szybujące (HGV – Hipersonic Glide Vehicle). Pojazdy te mogą mieć stożkowy lub klinowy kształt i przypominają głowice jądrowe. Podobnie jak głowice, pojazdy HGV nie posiadają własnego napędu. Wynoszone są w górne warstwy atmosfery przez pociski rakietowe, które nadają im odpowiednią prędkość początkową. Po odłączeniu się od pocisku-nosiciela pojazd hipersoniczny obniża wysokość i kontynuuje samodzielny lot do celu. W przeciwieństwie jednak do pocisków balistycznych, pojazd HGV nie opuszcza atmosfery ziemskiej, a jego trajektoria lotu pozostaje płaska. Ze względu na brak silnika oraz relatywnie prostą konstrukcję, pojazdy szybujące mogą uzyskać prędkości rzędu Ma=10 – 20 i większe. Pomimo, że szybujące pojazdy hipersoniczne operują na wysokościach 20 – 40 km olbrzymim wyzwaniem pozostaje kwestia tarcia i wytrzymałości materiałowej. Zastosowane w pociskach elementy mechaniczne i elektroniczne muszą być odporne na bardzo wysokie temperatury dochodzące do 2500 °C.
Zarówno pociski samosterujące jak i pojazdy HGV mają podwójne przeznaczenie: może to być broń konwencjonalna lub jądrowa. W wersji konwencjonalnej pojazdy HGV nie muszą przenosić ładunku bojowego. Ich olbrzymia prędkość wystarczy do kinetycznego niszczenia celów. Jak na razie tylko Rosja zapowiedziała uzbrojenie w ładunki jądrowe swoich pojazdów HGV typu Awangard, natomiast Chiny rozważają taką możliwość w przypadku przyszłych systemów.
Wprowadzenie do służby broni hipersonicznej otwiera nowe możliwości ofensywne i jednocześnie stanowi olbrzymie wyzwanie dla systemów obronnych. Przykładowo, gdyby ze wschodniego wybrzeża Chin wystrzelono w kierunku oddalonej o 2500 km wyspy Guam poddźwiękowy pocisk samosterujący lecący z prędkością Ma=0,8 (0,27 km/s), osiągnął by on swój cel po około 2,5 godzin lotu. Pocisk hipersoniczny lecący z prędkością Ma=5 (1,72 km/s) osiągnąłby Guam po 25 minutach lotu. Dla pocisku lub pojazdu HGV lecącego z prędkością Ma=10 (3,43 km/s), byłoby to już tylko około 12 minut. Dla celów położonych bliżej Chin czas lotu w przypadku prędkości Ma=10 byłby wyjątkowo krótki. Osiągnięcie celów w Republice Korei, Japonii czy na Filipinach zajęłoby 6 – 10 minut, natomiast Tajwan miałby już tylko półtorej minuty na reakcję.
Programy hipersoniczne w USA
Eksperymentalne programy hipersoniczne rozpoczęto w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat 90. XX wieku. Pod egidą NASA rozpoczęto program Hyper‑X – budowy bezzałogowego samolotu hipersonicznego X‑43A napędzanego silnikiem typu scramjet. Zbudowano trzy jednorazowe egzemplarze, które miały być wynoszone w powietrze podwieszone pod skrzydłem bombowca B‑52H. Pierwszy lot testowy, przeprowadzony w 2001 r., nie udał się. W marcu 2004 r., podczas drugiego testu, X‑43A osiągnął prędkość Ma=6,83 na wysokości 24 000 m, a jego silnik strumieniowy działał przez 11 s. Trzeci egzemplarz odbył lot 16 listopada 2004 r. Silnik działał przez 12 s rozpędzając X‑43A do rekordowej prędkość Ma=9,64 (10 240,8 km/h) na wysokości 33 000 m. Lot z użyciem silnika strumieniowego trwał 12 s, po czym silnik uległ stopieniu.
W 2006 r. laboratorium badawcze sił powietrznych (AFRL – Air Force Research Laboratory) rozpoczęło program budowy eksperymentalnego samolotu X‑51A WeaveRider. W programie brała udział również agencja ds. zaawansowanych projektów obronnych – DARPA, NASA, Boeing (budowa płatowca) oraz Pratt & Whitney Rockedyne (budowa silnika). Do napędu wybrano opracowany jeszcze pod koniec lat 90. przez AFRL silnik strumieniowy SJX61 typu scramjet. Do początkowej prędkości Ma=4,5 samolot miał rozpędzić odrzucany silnik rakietowy na paliwo stałe typu MGM-140 ATCMS (Army Tactical Missile System). Pierwszy lot X‑51A odbył się 26 maja 2010 r. Samolot po zwolnieniu z B‑52H osiągnął prędkość Ma=5 (5327 km/h) na wysokości 21 000 m. Drugi lot X‑51A odbył się 13 czerwca 2011 r., jednakże zakończył się przedwcześnie z powodu awarii silnika. Trzeci test, przeprowadzony 14 sierpnia 2012 r., również okazał się nieudany. Z powodu awarii sterolotki samolot wpadł w niekontrolowany korkociąg. 1 maja 2013 r., podczas czwartego testu, osiągnął on prędkość Ma=5,1 (5440 km/h). Lot trwał 210 s – aż do planowego wypalenia paliwa. Był to najdłuższy lot z użyciem silnika strumieniowego w historii amerykańskich testów.
W latach 2003 – 2006 siły powietrzne wraz z agencją DARPA realizowały dwuczłonowy program o nazwie FALCON (Force Application and Launch from CONtinental United States). Zakładał budowę zarówno startującego konwencjonalnie samolotu hipersonicznego jak i hipersonicznego pojazdu szybującego (HGV) przeznaczonego do zwalczania odległych celów bezpośrednio z terytorium USA. Samolot hipersoniczny oznaczony jako X‑41 CAV (Common Aero Vehicle) miał osiągać prędkości rzędu Ma=7 – 9. W 2007 r. projektowi X‑41 zmieniono nazwę na HTV-3X Blackswift (HTV – Hypersonic Technology Vehicle), jednakże już rok później Pentagon skasował cały program.
Dopiero w 2010 r. DARPA powróciła do koncepcji hipersonicznego pojazdu szybującego, który oznaczono jako HTV‑2. Pojazd w kształcie spłaszczonego klina miał być wynoszony w powietrze przez rakietę Minotaur IV. 22 kwietnia 2010 r. przeprowadzono pierwszy test podczas którego pojazd osiągnął prędkość Ma=20. Jego lot zakończył się przedwcześnie, gdyż pojazd rozpoczął w niekontrolowany sposób wirować wokół własnej osi. Drugi test odbył się 11 sierpnia 2011 r. HTV‑2 rozpędził się do prędkości Ma=20, jednakże ponownie, po około 9 minutach lotu przedwcześnie spadł do Pacyfiku.
W tym samym okresie swój program rozpoczęła armia Stanów Zjednoczonych. Zakładał on budowę prototypu pojazdu hipersonicznego nazwanego AHW (Advanced Hypersonic Weapon). W przeciwieństwie do HTV‑2, pojazd miał mieć kształt wydłużonego stożka i osiągać mniejsze prędkości, rzędu Ma=6 – 8. W powietrze miał być wynoszony przez trzystopniową rakietę nośną. AWH zaprojektowano jako broń kinetyczną zdolną do uderzenia w wybrany cel powierzchniowy na odległości do 6000 km, z dokładnością do 10 m. Pierwszy test pojazdu odbył się 18 listopada 2011 r. AHW został wystrzelony z poligonu rakietowego na Hawajach, by po niecałych 30 minutach i przeleceniu 3700 km spaść na obszar poligonowy w pobliżu atolu Kwajalein. Próba zakończyła się pełnym sukcesem. Drugi test przeprowadzono 25 sierpnia 2014 r. w centrum rakietowym Kodiak na Alasce. Jednakże już 4 s po starcie rakieta nośna zboczyła z planowanego toru lotu i musiała zostać zniszczona.
Po opisanym okresie testów i prób rozwój programów hipersonicznych w Stanach Zjednoczonych wyraźnie zwolnił. Wynikało to z cięć budżetowych, które dotknęły w tamtym okresie Pentagon. Zdobyte doświadczenia wykorzystano jednak do sformułowania docelowych programów, które objęły budowę broni hipersonicznej zarówno dla sił powietrznych (USAF), armii (US Army) jak i marynarki wojennej (US Navy). Wobec wyraźnego przyspieszenia programów hipersonicznych w Rosji i Chinach, wszystkie rodzaje amerykańskich sił zbrojnych zwiększyły zainteresowanie bronią hipersoniczną.
Po przyłączeniu się do programu AWH marynarki wojennej oraz sił powietrznych zmieniono jego oznaczenie na C‑HGB. Pierwszy test wspólnego szybującego pojazdu hipersonicznego miał miejsce 1 października 2017 r. (Flight Experiment 1).
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/bron-pierwszego-uderzenia/
-
4 – 5/2020 W sprzedaży od 20.05.2020 r. (2)
Misja Apollo-13
Waldemar Zwierzchlejski
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/05/Apollo-13.jpg)
Jest późny poniedziałkowy wieczór 13 kwietnia 1970 r. W Centrum Kontroli Misji, zlokalizowanym na terenie Ośrodka Lotów Załogowych (Manned Spacecraft Center, MSC) w Houston trwają przygotowania kontrolerów do przekazania zmiany. Nadzorowaną misją jest Apollo-13 – ma to być trzecie lądowanie ludzi na Księżycu. Przebiega, jak dotąd, bez większych problemów aż do chwili, gdy z odległości ponad 300 tys. km do MSC dobiegają słowa jednego z astronautów, Jacka Swigerta: Dobra, Houston, mamy tu problem. Ani Swigert, ani MCC jeszcze nie wiedzą, że ten problem będzie największym w historii astronautyki wyzwaniem, w którym życie załogi przez kilkadziesiąt godzin będzie wisiało na włosku.
Wyprawa Apollo-13 była drugą z zaplanowanych trzech, realizowanych w ramach misji H programu, mających na celu precyzyjne lądowanie w wyznaczonym miejscu i przeprowadzenie tam rozszerzonych badań. 10 grudnia 1969 r. NASA wybrała dla niej cel na powierzchni Srebrnego Globu. Miejscem tym była wyżynna okolica krateru Cone (stożek), zlokalizowana w pobliżu formacji Fra Mauro na terenie Morza Deszczów. Uważano, że miejsce to, położone w pobliżu krateru o tej samej nazwie, powinno zawierać dużo materiału z głębszych warstw Księżyca, powstałego w wyniku wyrzutu materii spowodowanego upadkiem wielkiego meteorytu. Termin startu ustalono na 12 marca 1970 r., rezerwowy na 11 kwietnia. Start miał być przeprowadzony z kompleksu LC-39A na Przylądku Kennedy’ego (tak w latach 1963 – 73 nazywał się Przylądek Canaveral). Rakieta nośna Saturn‑5 miała numer seryjny AS-508, statek macierzysty CSM-109 (hasło wywoławcze Odyssey), a statek wyprawowy LM‑7 (hasło wywoławcze Aquarius). Zgodnie z niepisaną regułą rotacji załóg programu Apollo, załoga dublerska odczekiwała dwie misje, po czym leciała jako podstawowa. Zatem w przypadku Apollo-13 powinniśmy się spodziewać nominacji do lotu Gordona Coopera, Donna Eisele oraz Edgara Mitchella, rezerwowych z Apolla-10. Jednak z różnych względów dyscyplinarnych dwaj pierwsi nie wchodzili w rachubę i odpowiedzialny za dobór astronautów do lotów Donald Slayton postanowił w marcu 1969 r. sformować zupełnie inną załogę, w składzie Alan Shepard, Stuart Roosa i Edgar Mitchell.
Ponieważ Shepardowi dopiero niedawno przywrócono status astronauty aktywnego po skomplikowanej operacji ucha, wyższe czynniki zdecydowały w maju, że będzie on potrzebować dłuższego treningu. W związku z tym 6 sierpnia załoga ta dostała przydział do Apolla-14, mającego lecieć pół roku później, a do „trzynastki” postanowiono przerzucić przygotowujących się do „czternastki” dowódcę (commander, CDR) Jamesa Lovella, pilota modułu dowodzenia (command module pilot, CMP) Thomasa Mattingly’ego i pilota modułu księżycowego (lunar module pilot, LMP) Freda Haise’a. Ich załogę rezerwową stanowili John Young, John Swigert oraz Charles Duke. Jak się okazało krótko przed startem, trenowanie do każdej misji dwóch załóg miało głęboki sens…
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/05/SH-3D.jpg)
Członek załogi Apollo-13 wciągany na pokład śmigłowca ratowniczego SH-3D Sea King ze śmigłowcowca desantowego USS Iwo Jima.
Start
Z powodu cięć budżetowych, z planowanych początkowo 10 lądowań ludzi na Księżycu skreślono najpierw wyprawę mająca nosić oznaczenie Apollo-20, a później jeszcze Apollo-19 i 18. Pozostałe siedem misji miano wykonać w ciągu około półtora roku, mniej więcej co cztery miesiące jedna, poczynając od pierwszej w lipcu 1969 r. Rzeczywiście, Apollo-12 poleciał jeszcze w listopadzie 1969 r., na marzec 1970 r. zaplanowano „13”, a na lipiec „14”. Poszczególne elementy infrastruktury „trzynastki” zaczęły pojawiać się na przylądku jeszcze przed startem pierwszej wyprawy księżycowej. 26 czerwca North American Rockwell dostarczył do KSC oba moduły statku macierzystego – dowodzenia (Command Module, CM) i serwisowy (Service Module, SM). Z kolei Grumman Aircraft Corporation przywiózł obie części statku wyprawowego odpowiednio 27 (moduł wzlotowy) i 28 czerwca (moduł lądujący). 30 czerwca CM i SM zostały połączone, natomiast LM został skompletowany 15 lipca, po uprzednim przetestowaniu połączenia CSM z LM.
Rakieta nośna dla „trzynastki” została skompletowana 31 lipca 1969 r. 10 grudnia ostatecznie zakończono integrację wszystkich elementów i rakieta była gotowa do wytoczenia z budynku VAB. Transport na stanowisko startowe LC-39A nastąpił 15 grudnia, gdzie w ciągu kilku tygodni przeprowadzano różne testy integracyjne. 8 stycznia 1970 r. misja zostaje przesunięta na termin rezerwowy – kwiecień. 16 marca, podczas próbnej symulacji odliczania (Countdown Demonstration Test, CDDT), ćwiczono m.in. procedurę przedstartową, przed którą napełnione są także zbiorniki kriogeniczne z tlenem. Próba ujawniła problemy z opróżnieniem zbiornika nr 2. Postanowiono włączyć w nim grzałki elektryczne, aby ciekły tlen odparował. Ta procedura zakończyła się powodzeniem i ekipa naziemna nie stwierdziła żadnych z tym związanych problemów. Bomba wybuchła na 72 godziny przed startem. Okazało się, że dzieci Duke’a z załogi rezerwowej zachorowały na różyczkę. Szybki wywiad pozwolił ustalić, że spośród wszystkich astronautów „13” jedynie Mattingly nie przechodził tej choroby i mógł nie posiadać odpowiednich przeciwciał, co groziło zachorowaniem już podczas lotu. Spowodowało to odsunięcie go od lotu i zastąpienie przez Swigerta.
Odliczanie przedstartowe rozpoczęto od stanu T‑28 godzin w przeddzień wyznaczonego na 11 kwietnia startu. Apollo-13 startuje dokładnie o 19:13:00,61 czasu uniwersalnego, w Houston jest wówczas 13:13… Początek lotu napędowego przebiega wzorcowo – wyłączone zostają silniki pierwszego stopnia, zostaje on odrzucony, pracę rozpoczynają silniki drugiego stopnia. Odrzucona zostaje rakieta ratunkowa LES. Pięć i pół minuty po starcie zaczynają narastać wibracje rakiety (pogo). Wywołane są one przez przepływ paliwa w układzie napędowym, który wchodzi w rezonans z drganiami pozostałych elementów rakiety. Grozi to zniszczeniem układu napędowego, a w konsekwencji całej rakiety. Centralny silnik, będący źródłem tych drgań zostaje awaryjnie wyłączony ponad dwie minuty przed planem. Wydłużenie pracy pozostałych o ponad pół minuty pozwala na zachowanie prawidłowego toru lotu. Trzeci stopień rozpoczyna swą pracę pod koniec dziesiątej minuty. Trwa ona nieco ponad dwie i pół minuty. Zestaw osiąga orbitę parkingową o pułapie 184 – 186 km i inklinacji 32,55°. W ciągu kolejnych dwóch godzin kontrolowane są wszystkie systemy statku i trzeciego stopnia. W końcu wyrażona zostaje zgoda na wykonanie manewru Trans Lunar Injection (TLI), który wyśle statek Apollo w kierunku Księżyca.
Manewr rozpoczęto w T+002:35:46 i trwał on prawie sześć minut. Kolejnym etapem misji jest odłączenie statku CSM od stopnia S‑IVB, a następnie zadokowanie do LM. W trzeciej godzinie i szóstej minucie lotu następuje separacja CSM od S‑IVB. Trzynaście minut później załoga dokuje do LM. W czwartej godzinie misji załoga wyciąga lądownik księżycowy ze stopnia S‑IVB. Połączone statki CSM i LM razem kontynuują już samodzielny lot w kierunku Księżyca. W czasie lotu beznapędowego w kierunku księżyca zestaw CSM/LM był wprawiany w kontrolowany ruch obrotowy tzw. Passive Thermal Control (PTC), aby zapewnić równomierne nagrzewanie się statku na skutek promieniowania słonecznego. W trzynastej godzinie lotu załoga udaje się na 10-godzinny odpoczynek, pierwszy dzień misji zostaje zaliczony jako bardzo udany. W dniu następnym, w T+30:40:50, załoga wykonuje manewr wejścia na orbitę hybrydową. Umożliwia ona dotarcie do miejsc na Księżycu o wyższej szerokości selenograficznej, jednak nie zapewnia swobodnego powrotu na Ziemię w wypadku awarii napędu. Załoga ponownie udaje się na spoczynek, nie mając pojęcia, że będzie to ostatni porządny odpoczynek w nadchodzących dniach.
Eksplozja!
Wejście do LM i test jego systemów zostaje przyspieszone o cztery godziny, zaczyna się w 54 godzinie misji. W jego trakcie przeprowadzana jest bezpośrednia transmisja TV. Krótko po jej zakończeniu i powrocie do CSM kontrola lotu wydaje polecenie przemieszania zbiornika ciekłego tlenu nr 2, którego czujnik wykazuje nienormalne odczyty. Destratyfikacja zawartości zbiornika może przywrócić go do normalnego działania. Włączenie i wyłączenie mieszalnika zajęło zaledwie kilka sekund. 95 s później, w T+55:54:53 astronauci słyszą głośne uderzenie i czują, jak statek zaczyna się trząść. Jednocześnie rozświetlają się lampki alarmowe informujące o fluktuacjach natężenia w sieci elektrycznej, włączają się silniczki orientacji, statek traci na krótko łączność z Ziemią, odzyskuje ją za pomocą anteny o szerszej wiązce. 26 s później Swigert wygłasza pamiętne słowa: Okay, Houston, we’ve had a problem here. Na prośbę o powtórzenie, dowódca precyzuje: Houston, we’ve had a problem. We’ve had a Main B Bus undervolt. Zatem Ziemia ma informacje, że szyna zasilania B wykazuje spadek napięcia. Ale co jest jego przyczyną?
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/misja-apollo-13/
-
6/2020
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/lotnictwo-aviation-international-62020/
-
8/2020
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Debiut statku załogowego „Made in China”
Waldemar Zwierzchlejski
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/08/Kabina.jpg)
Kabina po lądowaniu.
W dniach 5 do 8 maja Chiny przeprowadziły kompleksowe próby jednocześnie kilku elementów, kluczowych dla ich przyszłego programu kosmicznego. Przetestowano w nich kolejno – rakietę nośną w wersji do budowy modułowej stacji kosmicznej, prototyp nowego załogowego statku kosmicznego, który w zależności od wielkości sekcji serwisowej obsługiwać będzie wspomniana stację, bądź posłuży do lotów w stronę Księżyca, oraz eksperymentalną nadmuchiwaną osłonę termiczną, która może znacząco ułatwić zwożenie na Ziemię ładunków z orbity okołoziemskiej.
Ciężka rakieta kosmiczna Chang Zheng‑5 (Długi Marsz‑5) startowała dotąd trzykrotnie, w różnych konfiguracjach i ze zmiennym powodzeniem. W debiucie 3 listopada 2016 r. zastosowano od razu jej najbardziej skomplikowaną wersję. Rakieta o numerze seryjnym Y1 składała się z czterech rakiet pomocniczych (każda z nich była napędzana dwoma silnikami YF-100), pierwszego stopnia z dwoma silnikami YF-77, drugiego z parą silników YF-75D oraz dodatkowego stopnia Yuanzheng‑2 z dwoma silnikami wielokrotnego uruchomienia YF-50D. Taka wersja, nazywana CZ‑5/YZ‑2 jest używana do wynoszenia satelitów bezpośrednio na orbitę geostacjonarną. Jej moc wystarcza do umieszczania tam ładunków o masie do 4500 kg. W locie drugim (2 lipca 2017 r.), rakieta CZ‑5 Y2 została zmontowana bez dodatkowego stopnia YZ‑2. Taka konfiguracja jest wykorzystywana do umieszczania satelitów o masie do 13000 kg na orbicie przejściowej do geostacjonarnej o nominalnym pułapie 200 – 46 000…68 000 km i inklinacji 19,5°.
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/08/Przygotowania-statku..jpg)
Przygotowania statku.
W przypadku ładunku umieszczanego na orbicie zsynchronizowanej z pozornym ruchem Słońca (heliosynchronicznej) o pułapie 600…900 km i inklinacji 98°, jego masa może sięgać 15 000 kg. Lot drugiej CZ‑5 przebiegał prawidłowo aż do momentu T+347 s, kiedy to doszło do awarii turbopompy jednego z silników YF-77. Rakieta osiągnęła wysokość 170 km i rozpadła się po ponownym wtargnięciu w atmosferę. Przeprojektowanie silnika, jego przetestowanie i ponowna certyfikacja zajęły ponad dwa lata. Powrót do służby CZ‑5 Y3 wykonała 27 grudnia 2019 r. Nowo użyta CZ-5B jest najprostszą wersją rakiety z tej rodziny. Składa się jedynie z pierwszego stopnia i czterech rakiet pomocniczych. Wersja taka jest w stanie umieścić na niskiej orbicie okołoziemskiej o pułapie ok. 200 km ładunek o masie do 23 000 – 25 000 kg. Zostanie ona użyta do wyniesienia trzech modułów planowanej stacji orbitalnej Tiangong oraz do wynoszenia załogowych statków kosmicznych nowego pokolenia do tejże stacji oraz do lotów w kierunku Księżyca.
Mierząca 53,7 m Chang Zheng-5B ma masę startową ponad 900 t i rozwija ciąg około 1,2 MN. Dla ochrony jej ładunku została zbudowana dwusegmentowa osłona aerodynamiczna o średnicy 5,2 m i długości 20,5 m. Dla rakiet rodziny CZ‑5 zbudowany został w ośrodku kosmicznym Wenchang Satellite Launch Center na wyspie Hajnan dedykowany kompleks startowy LP-101.
Statek nowego pokolenia
Pierwsze informacje na temat istnienia projektu nowego chińskiego statku kosmicznego pojawiły się w maju 2016 r., przy okazji pierwszego startu rakiety CZ‑7. Rakieta ta wystartowała z kompleksu startowego LP-201 ośrodka kosmicznego Wenchang Satellite Launch Center na wyspie Hajnan 25 czerwca 2016 r. Był to dla Chińczyków start przełomowy – zadebiutowały w nim nie tylko nowy kosmodrom i nowa, ekologicznie czysta rakieta, ale przetestowano też szereg technologii, technik i urządzeń dla potrzeb załogowego programu kosmicznego Państwa Środka. Podstawowym ładunkiem użytecznym był zmniejszony do 60% rzeczywistych wymiarów model technologiczny kabiny przyszłego statku kosmicznego, przeznaczonego do lotów na i poza orbitę Ziemi. Miał on wysokość 2,3 m, średnicę 2,6 m i masę 2600 kg. Wyposażony był jedynie w system nawigacji, osłonę termiczną, spadochrony oraz system łączności. Dzień po starcie, wykorzystując do wyhamowania stopień Yuanzheng-1A (kabina nie miała dołączonej sekcji serwisowej z silnikiem), kabina wylądowała w Siziwang Qi w Mongolii Wewnętrznej, zwyczajowym miejscu lądowań statków Shenzhou. Lot demonstratora wypadł pomyślnie, wobec czego można było przystąpić do projektowania właściwego statku i budowy jego elementów.
Jak już wspomniałem, nowy statek będzie występował w dwóch wersjach. Lżejsza, o masie startowej ok. 14 000 kg, będzie używana do lotów do planowanej stacji orbitalnej Tiangong. Wersja cięższa, o masie startowej 21 600 kg, posłuży jako statek do lotów księżycowych. Będzie składać się z dwóch podstawowych elementów – kabiny i sekcji serwisowej. Kabina będzie miała kształt ściętego stożka o wysokości 3,0 m i średnicy 3,3 m. Przeznaczona będzie dla maksymalnie 6‑osobowej załogi, lub 3‑osobowej i ładunku o masie do 500 kg. Wyposażona będzie w androgyniczny węzeł cumowniczy typu iLIDS (international Low Impact Docking System) co – przynajmniej teoretycznie – umożliwi jej połączenie z Międzynarodową Stacją Kosmiczną bądź planowaną okołoksiężycową LOP‑G (Lunar Orbital Platform-Gateway). W kapsule zastosowano nowatorski silnik na paliwo jednoskładnikowe – azotan hydroksyloaminy (HAN) o ciągu 400 N. Stosunkowo nietoksyczne paliwo ma ułatwić ponowne użycie kapsuły.
Zastosowano wymienialną osłonę termiczną o średnicy 3,6 m, co pozwoli na nawet 10-krotne użycie tej samej kabiny do misji kosmicznych. Lądowanie kabiny zostanie przeprowadzone na spadochronach (dwóch hamujących i trzech głównych), a samo przyziemienie na nadmuchiwanych poduszkach amortyzacyjnych. Objętość hermetyzowana kabiny wynosi 11 m³. Moduł serwisowy w kształcie walca o średnicy 3,3 m będzie miał długość w zależności od celu misji 5,8 bądź 8,8 m i będzie wyposażony w cztery silniki manewrowe o ciągu 2500 N, wywodzące się z silnika Shenzhou i 20 silniczków orientacji (paliwo tradycyjne UDMH+NTO). Zasilanie w energię elektryczną pochodzi z dwóch rozkładanych paneli ogniw fotowoltaicznych.
Statek został zaprojektowany i zbudowany przez CAST (China Academy of Space Technology), głównym konstruktorem jest Zhang Bainan.
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/debiut-statku-zalogowego-made-in-china/
-
9/2020
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Amerykanie znów latają w kosmos
Waldemar Zwierzchlejski
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/09/Za%C5%82oga-w-kabinie.jpg)
Załoga w kabinie statku kosmicznego SpaceX Dragon przed startem.
Tytuł artykułu jest nieco mylący, gdyż Amerykanie przebywają przecież nieprzerwanie na orbicie okołoziemskiej już od końca roku 2000, kiedy to na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej znalazła się jej pierwsza stała załoga. Ale Bill Shepherd dotarł tam na pokładzie rosyjskiego statku kosmicznego, wyniesionego rosyjską rakietą z rosyjskiego kosmodromu. Od chwili, gdy w połowie 2011 r. amerykańskie promy kosmiczne zakończyły swe loty, Stany Zjednoczone przez prawie dekadę musiały korzystać z tego jedynego dostępnego środka transportu kosmicznego. Wreszcie pomiędzy końcem maja a początkiem sierpnia wykonał swój pierwszy lot nowy amerykański statek z załogą. Hasło „amerykański statek, z amerykańskimi astronautami, startujący z terenu Ameryki, stało się, pomimo kilkuletniego opóźnienia, faktem.
Crew Dragon
Crew Dragon to załogowy statek kosmiczny z kabiną wielokrotnego użytku. Masa startowa statku wynosi około 13 t, sucha 4,2 t, masa ładunku wynoszonego w kabinie do 3,3 t, zwożonego do 2,5 t, długość 6,1 m, średnica 3,66 m. Żywotność wynosi 7 dni w locie autonomicznym lub 2 lata w stanie hibernacji w składzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), cho w pierwszym locie załogowym była ograniczona do około czterech miesięcy, ze względu na użycie paneli ogniw fotowoltaicznych o krótszym okresie gwarantowanego funkcjonowania. Statek jest wynoszony z wyrzutni kompleksu startowego LC-39A Ośrodka Kosmicznego im. Kennedy’ego (Kennedy Space Center, KSC) na florydzkim Przylądku Canaveral za pomocą rakiety Falcon-9R w wersji Block 5. Crew Dragon składa si z dwóch zasadniczych części kabiny i sekcji transportowej.
Czteroosobowa (wcześniej planowano pomieszczenie do siedmiu osób) kabina o objętości wnętrza 11 m³ ma kształt ściętego zaoblonego na wierzchołku stożka przechodzącego w walec, o średnicy podstawy 3,7 m. W jej górnej części, pod otwieraną na zawiasach pokrywą ochronną, umieszczony jest węzeł cumowniczy NDS/iLIDS, umożliwiający automatyczne bąd ręczne cumowanie do jednego z węzłów ISS, wyposażonych w adapter IDA (International Docking Adapter). Adaptery IDA umieszczone są na łącznikach PMA‑2 i PMA‑3 (Pressurized Mating Adapter), przytwierdzonych do modułu Harmony (Node 2). Na ścianie bocznej znajdują si właz oraz cztery gondole, z których każda zawiera dwa silniki SuperDraco (ciąg 8×71 kN). Silniki te pełnią rol systemu ratunkowego.
Do lądowania stosowany jest system spadochronowy, w którym ilość spadochronów głównych została zwiększona na prośb NASA z trzech do czterech. Prócz tego, kabina posiada zestaw 16 silników manewrowo-korekcyjnych Draco. Wszystkie silniki napędzane są mieszanką hipergoliczną składającą si z monometylohydrazyny i czterotlenku azotu, a czynnikiem wypychającym jest hel. Składniki systemu napędowego umieszczone są w kulistych zbiornikach zbudowanych z kompozytów węglowych, otoczonych warstwą tytanu. Na spodzie kabiny umieszczona jest osłona ablacyjna PICA‑X (Phenolic Impregnated Carbon Ablator‑X) trzeciej generacji. Maksymalne planowane przeciążenie ma nie przekracza w żadnej fazie lotu g+3,5.
Nieciśnieniowa sekcja transportowa ma kształt walca o długości 2,3 m, średnicy 3,6 m i objętości 14 m³, umieszczona jest bezpośrednio pod kapsułą i może pomieści do 850 kg ładunku. Jest odrzucana kilka minut przed deorbitacją i oczywiście nie jest przewidziana do odzyskania. Na jej zewnętrznej powierzchni umieszczone są baterie słoneczne, radiatory systemu termoregulacji oraz brzechwy stabilizacyjne.
(http://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/09/Na-stacji.jpg)
Na stacji znów trzech Amerykanów.
PAT – pierwszy test
27 stycznia 2015 r., występując na konferencji prasowej w Houston, dyrektor SpaceX Gwynne Shotwell oznajmiła, że pierwszy lot załogowy Dragona planowany jest na początek 2017 r. i wezmą w nim udział astronauci z NASA oraz ze SpaceX. W marcu, na podstawie dokumentów planistycznych NASA, doprecyzowano, że lot oznaczony jako SpX-DM‑2 powinien mieć miejsce w kwietniu 2017 r. i trwać 14 dni.
Początkowo wszystko wyglądało dobrze. Już 6 maja 2015 r. SpaceX przeprowadził pierwszy test lotu statku pod nazwą PAT (Pad Abort Test). Było to naziemne symulowane przerwanie startu, wykonane z kratownicowej konstrukcji, umieszczonej na wyrzutni SLC-40 na Cape Canaveral. Test od startu do wodowania trwał 96 s, kabina – prototyp o numerze seryjnym 200 – opadła do Atlantyku w odległości 1202 m od miejsca startu. Uzyskana prędkość maksymalna wyniosła 155 m/s na końcu pracy silników, niespełna sześć sekund od startu. Maksymalne przeciążenie wyniosło g+6, maksymalna wysokość 1187 m, spadochrony główne – wówczas jeszcze tylko trzy – otwarły się na wysokości 970 m.
W kabinie umieszczony był manekin, używany zwykle podczas samochodowych testów zderzeniowych, wyposażony w szereg czujników. 9 lipca 2015 r. ówczesny administrator NASA Charles Bolden oznajmił na swoim blogu, że wybrana została czteroosobowa grupa astronautów, którzy wykonają pierwsze loty na pokładzie statków Dragon v2.0 (tak wówczas nazywano Crew Dragona firmy SpaceX) oraz CST-100 (obecnie Starliner firmy Boeing). W skład grupy weszli: Douglas Hurley, Robert Behnken, Sunita Williams oraz Eric Boe. Od tej chwili temat astronauty SpaceX zniknął, choć nie zostało to nigdy oficjalnie potwierdzone.
Załoga DM‑2 i opóźnienia
Pierwszy kontakt ze statkiem Crew Dragon w siedzibie SpaceX w Hawthorne miał miejsce 23 listopada 2015 r., a z CST-100 7 stycznia 2016 r. u Boeinga w St. Louis. 4 lutego 2016 r. Shotwell oznajmiła, że zarówno lot kwalifikacyjny z załogą, jak i pierwszy eksploatacyjny (United States Crew Vehicle‑1, USCV‑1), powinny odbyć się w 2017 r. Według grafiku NASA, opublikowanego 31 marca 2016 r., USCV‑1 powinien startować w lipcu 2017 r. Jednak z upływem czasu, terminy te ulegały rosnącym opóźnieniom. Na przykład 7 lipca 2016 r. start misji DM‑2, mającej trwać 22 dni, wyznaczono na 24 sierpnia 2017 r. A podczas posiedzenia Rady Konsultacyjnej NASA (NASA Advisory Council, NAS), która miała miejsce 14 listopada 2016 r., termin ten został już przesunięty na listopad 2017 r. Zaledwie miesiąc później na stronie internetowej NASA nastąpił kolejny przeskok, tym razem aż do maja 2018 r. Ta sama strona, w informacji datowanej na 5 października 2017 r. skorygowała termin startu DM‑2 na sierpień 2018 r. A 23 grudnia 2017 r., w ramach prezentu świątecznego, dostaliśmy kolejne opóźnienie, tym razem już do początku 2019 r. Choć ta informacja była nieoficjalna, NASA potwierdziła ją 26 marca 2018 r., doprecyzowując datę startu na 17 stycznia 2019 r. Jednocześnie czas trwania lotu ponownie ograniczono do 14 dni.
2 sierpnia 2018 r. dowiedzieliśmy się, że NASA planuje wstawić do grafiku ISS misję DM‑2 w kwietniu 2019 r. Dwuosobowa załoga pierwszej misji załogowej SpaceX, nazwanej po prostu Demo Mission‑2 (DM‑2), została sformowana i podana do wiadomości publicznej przez nowego administratora NASA Jima Bridenstine a na konferencji prasowej w Ośrodku Kosmicznym im. Johnsona (Johnson Space Center, JSC) w Houston 3 sierpnia 2018 r. Znaleźli się w niej, bez formalnych przydziałów funkcji, Hurley i Behnken. Dublerem obu astronautów został mianowany Kjell Lindgren. Tymczasem 18 września 2017 r. Elon Musk skorygował kwietniowy termin startu na drugi kwartał 2019 r. Niedługo później, 4 października 2018 r., NASA doprecyzował ten termin na czerwiec 2019 r. Tymczasem astronauci, oprócz przygotowania ogólnego, pojawiali się w ciągu ostatnich miesięcy średnio 2 – 3 w miesiącu w firmowym symulatorze Dragona, by zapoznawać się z jego poszczególnymi systemami, głównie z systemem kierowania. Nowością była sesja treningowa, wykonana 2 listopada 2018 r. Wówczas astronauci po raz pierwszy ćwiczyli na symulatorze w skafandrach.
Skafandry te zaprojektowano w firmie producenta statku. Są one typu awaryjnego, co oznacza, że nadają się do podtrzymywania ciśnienia i odpowiedniego składu atmosfery w ich wnętrzu przez kilka godzin, ale zasilane są z zasobów statku, a zatem nie nadają się do użycia ich poza jego wnętrzem. Cechują się dość nowatorską konstrukcją – składają się z wewnętrznej warstwy hermetycznej, na które nakładany jest dwuczęściowy kostium, składający się ze spodni wraz z butami oraz kurtka. Całość uzupełniają rękawice, umożliwiające korzystanie z panelu dotykowego (Dragon wyposażony jest w trzy takie panele, na których są wyświetlane informacje o jego działaniu, parametry orbity, widoki z kamer itp.) oraz indywidualnie dopasowywane hełmy z otwieraną przyłbicą, wytwarzane w technologii drukowania 3D. Podłączenie skafandra do systemów zasilania, wentylacyjnego oraz przesyłu danych wykonane jest za pomocą jednego zunifikowanego przyłącza, znajdującego się w okolicy biodra. 6 lutego 2019 r. dowiedzieliśmy się z informacji opublikowanej w KSC, że termin startu DM‑2 przesunął się na lipiec 2019 r. Ale wcześniej musiał odbyć się bezzałogowy lot demonstracyjny DM‑1.
DM‑1 – lot jak maśle
Celem misji miało by przetestowanie statku jako całości, a przede wszystkim systemów automatycznego zbliżenia i cumowania do ISS. W połowie lipca statek o numerze seryjnym 201 przybył na Floryd, pojawiła si szansa, że Demo Mission‑1 odbędzie si jeszcze przed końcem roku. Jednak w listopadzie uznano, że nie ma szans na taki scenariusz i podano oficjalną dat startu 8 stycznia 2019 r. 5 grudnia nastąpiło kolejne przesunięcie terminu, na 18 stycznia.
Na opóźnienie miały wpływ trzy czynniki opóźnienie certyfikacji, czasowe zamknięcie instytucji rządowych USA (tzw. shutdown) oraz przeprowadzenie misji transportowej Dragon-16. Rakieta Falcon-9R (z pierwszym stopniem o numerze seryjnym B.1051) trafiła na wyrzutni 27 grudnia. Celem było sprawdzenie dopasowania infrastruktury wyrzutni (głównie systemów mocowania, tankowania oraz ramienia dostępu załogi) i rakiety oraz samego statku. W żargonie kosmicznym nazywane jest to suchym testem, gdyż nie dochodzi do tankowania materiałów pędnych. Po kilku dniach testów rakieta powróciła do hangaru HIF, a data startu została przesunięta na 10 lutego. Po raz drugi rakieta trafiła na stanowisko startowe 22 stycznia, tym razem celem był test tankowania i odliczania aż do krótkotrwałego zapłonu silników pierwszego stopnia (WDR, Wet Dress Rehearsal, test mokry). Został on wykonany 24 stycznia i zakończył si sukcesem. W międzyczasie termin startu „popłynął najpierw na 16, a potem na 23 lutego, a 30 stycznia na początek marca.
Rakieta powróciła do HIF, a 6 lutego oficjalnie wyznaczono start na sobot 2 marca. Rakieta ponownie trafiła na wyrzutni 28 lutego. Tego samego dnia, 36 godzin przed planowanym startem, trzy jednostki pływające barka OCISLY (Of Course I Still Love You) oraz statki Hollywood i GO Quest dotarły do miejsca planowanego lądowania pierwszego stopnia. W kabinie, oprócz 200 kg ładunków, przeznaczonych dla załogi ISS, było też dwoje „pasażerów. W lewym fotelu, ubrany w skafander, siedział opleciony czujnikami manekin ATD (Anthropomorphic Test Device), nazwany przez Elona Muska „Ripley, na cześć granej przez Sigourney Weaver postaci astronautki w filmie „Obcy ósmy pasażer Nostromo. Obok spoczywała maskotka Earth (Ziemia), którą Musk określił jako „super high tech zero‑g indicator super zaawansowany technologicznie wskaźnik nieważkości.
2 marca moment startu, uwzględniający korekt orbity ISS i jej aktualną pozycj, wyznaczono na 07:49:03, okno startowe było stałe, czyli rakieta musiała wystartowa dokładnie w tej chwili, bąd odczeka prawie 24 godziny. Zautomatyzowana procedura startowa zaczęła si w czasie T‑45:00 [minuty:sekundy] od wydania zgody dyrektora startu na tankowanie. W T‑37:00 uzbrojono system ratunkowy statku. Dwie minuty później rozpoczęto tankowanie paliwa RP‑1 do zbiorników obu stopni rakiety, a w T‑33:00 rozpoczęto tankowanie ciekłego tlenu do pierwszego stopnia. Tlen do drugiego stopnia zaczął płyną 16 minut przed startem. Chłodzenie dysz pierwszego stopnia rozpoczęto, gdy do T‑0 pozostało siedem minut. Dragon został przełączony na zasilanie wewnętrzne 5 minut przed startem. 60 sekund przed startem rozpoczęła si rozgrzewka komputer rakiety przejął nadzór nad odliczaniem i lotem, a w zbiornikach materiałów pędnych zamknięto zawory upustowe i zaczęto podnosi ciśnienie, W T‑45 sekund dyrektor startu wydał zgod na start, w T‑3 sekundy rozpoczęła si sekwencja zapłonu silników pierwszego stopnia. Start nastąpił zgodnie z planem. W T+58 sekund nastąpiło maksymalne obciążenie mechaniczne na rakiet, w T+02:35 wyłączone zostały silniki pierwszego stopnia. Trzy sekundy później stopnie rozdzieliły si, po kolejnych czterech uruchomiono silnik drugiego stopnia. Funkcjonował on do chwili T+08:59.
Tymczasem pierwszy stopie po wykonaniu dwóch manewrów hamujących (w T+07:48 i w T+09:24) wylądował na OCISLY w T+09:52. Po wygaszeniu ciągu i ustabilizowaniu pozycji, 11 minut po starcie Crew Dragon DM‑1 odłączył si od drugiego stopnia, minut później rozpoczęto otwieranie pokrywy startowej. Osiągnięta orbita była zgodnie z założeniami na pułapie 194 – 358 km o inklinacji 51,66°. Drugi stopie wykonał zapłon deorbitacyjny i spłonął na zachód od Australii około 08:39. W ciągu dnia statek wykonał dwie korekty orbity, a w dniu następnym dwie kolejne, po czym znalazł si w pobliżu ISS. Dokowanie w trybie automatycznym poprzez IDA‑2/PMA‑2 wykonano 3 marca o 10:51, statek miał wówczas mas 12055 kg. Po wykonaniu testów hermetyczności, załoga stacji dokonała inspekcji wnętrza Dragona, wchodząc na wszelki wypadek w maskach przeciwgazowych, jednak po analizie składu atmosfery nie wykryto w niej żadnych szkodliwych gazów.
Statek Crew Dragon DM‑1 przebywał w składzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zaledwie niespełna pięć dni, do odłączenia doszło 8 marca o 07:32. Dragon odmanewrował na orbit o pułapie 395 – 401, na której odrzucił o 12:48 bagażnik. O 12:52:53 włączono silniki hamujące, które funkcjonowały około 15 minut. Spowodowało to zejście z orbity i wtargnięcie w atmosfer o 13:33. Wodowanie nastąpiło o 13:45 na Atlantyku na wschód od Florydy, w punkcie o przybliżonych współrzędnych 76,7°W, 30,5°N. Kabina została wyłowiona przez statek odbiorczy GO Searcher i dostawiona do portu Canaveral w dniu następnym. Pierwsza misja nowego statku została zakończona pełnym sukcesem.
To jest skrócona wersja artykułu.
http://zbiam.pl/artyku%C5%82y/amerykanie-znow-lataja-w-kosmos/
-
10/2020
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-102020/
11/2020 [brak]
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-112020/
-
12/2020
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
http://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
Rosyjski zwiad satelitarny
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/12/Sojuz-2.1b.jpg)
Rakieta Sojuz 2.1b najcięższa odmiana Sojuza do wynoszenia satelitów w kosmos.
Federacja Rosyjska ma na orbicie jedynie dwa operacyjne satelity rozpoznania optycznego, których okres gwarantowanej eksploatacji jest prawdopodobnie przekroczony. Mają one zostać zastąpione bardziej wydajnymi satelitami ze zwierciadłem głównym mniej więcej tej samej wielkości, które są używane w amerykańskich satelitach rozpoznawczych, jednak nie wiadomo, kiedy będą one gotowe do wystrzelenia. Wystrzelony w 2018 r. eksperymentalny satelita jest prawdopodobnie prototypem konstelacji znacznie mniejszych satelitów szpiegowskich, które będą uzupełniać obrazy dostarczane przez satelity większe.
Satelity rozpoznania obrazowego w czasach ZSRR
Większość satelitów rozpoznawczych, które eksploatowano w czasach radzieckich, przywoziła naświetlony film na Ziemię w lądownikach. Satelity tego typu były nadal używane po upadku Związku Radzieckiego, ostatni z nich został wystrzelony w 2015 r. Nosiły one nazwę Zenit (łącznie dziewięć typów, ponad 600 startów w latach 1961-1994), Jantar (pięć typów, prawie 180 startów w latach 1974-2015) i Orlec (dwa typy, 10 startów w latach 1989-2006). Wszystkie te satelity zostały zaprojektowane i zbudowane przez Centralne Biuro Projektów Specjalnych (CSKB) i jego spółkę zależną Progress w Kujbyszewie (od 1991 r. – Samara). Zostało ono założone w 1958 r. jako filia biura doświadczalno-konstrukcyjnego OKB-1 Siergieja Korolowa, a w 1974 r. uzyskało niezależność.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2020/12/KH-11.jpg)
amerykański satelita zwiadowczy KH-11 KENNEN.
Wadami satelitów z systemem powrotu filmu była po pierwsze jego ograniczona ilość, którą mogły przenosić (a tym samym ich ograniczona żywotność) i, co ważniejsze, ich niezdolność do przesyłania obrazów w czasie rzeczywistym. Tymczasem Stany Zjednoczone już w 1976 r. wysłały na orbitę pierwszego cyfrowego satelitę rozpoznawczego Keyhole-11 (KH-11/KENNEN), wykorzystującego technologię optoelektroniczną do przesyłania obrazów na Ziemię w czasie rzeczywistym. Wystrzelono dotąd 16 satelitów tego typu, cztery z nich nadal znajdują się na orbicie i funkcjonują. Wyposażone są w teleskop z głównym zwierciadłem o średnicy 2,4 m, praktycznie identycznym z tym, który jest umieszczony na pokładzie HST, Kosmicznego Teleskopu Hubble'a. Różnica polega na tym, że patrzą one na Ziemię, a nie na Wszechświat. Ich teoretyczna rozdzielczość wynosi 0,15 m. Obraz na Ziemię jest przesyłany za pośrednictwem satelitów przekazu danych, umieszczonych na orbitach geostacjonarnych i wysokoeliptycznych.
Związek Radziecki wystrzelił pierwszego optoelektronicznego satelitę rozpoznawczego dopiero w grudniu 1982 r. Wykorzystywał on platformę satelitów Jantar i tradycyjną kamerę optyczną, która nie mogła dorównać rozdzielczości teleskopu KENNEN-a. Wyposażony on był jednak w kamerę na podczerwień do obserwacji nocnych. Satelity pierwszej generacji (Jantar-4KS1 lub Terilen) o rozdzielczości projektowej 1 m z wysokości 200 km, zostały wystrzelone dziewięć razy w latach 1982-1989. Ulepszony satelita drugiej generacji (Jantar-4KS1M lub Neman) miał rozdzielczość mniejszą niż metr, w okresie 1986-2000 przeprowadzono 15 startów. Czas trwania lotu stopniowo wydłużał się, z sześciu miesięcy do ponad roku, ale nawet to było znacznie krótsze niż w przypadku wieloletnich misji realizowanych przez amerykańskie cyfrowe satelity rozpoznawcze.
Dopiero w 1983 r. rząd radziecki uznał, że jest możliwe opracowanie w ZSRR satelity o charakterystyce zbliżonej do KENNEN-a. W tym celu Leningradzkie Zakłady Optyczno-Mechaniczne (ŁOMO) otrzymały polecenie zbudowania układu optycznego 17B317 z teleskopem o średnicy lustra 1,5 m. Miał on być używany na dwóch różnych typach satelitów. Jeden, zwany Safir, miał zostać zbudowany przez CSKB Progress i operować na niskich orbitach w celu wykonania dokładnego rozpoznania obiektu zainteresowania, a drugi, zwany Araks (Arkon), miał być produkowany przez NPO im. Ławoczkina i latać na znacznie wyższych orbitach, służąc do rozpoznania dużych obszarów. Wersja Safir nigdy nie został wystrzelona, a dwa satelity Araks, które zostały wysłane w kosmos w latach 1997 i 2002, uległy awariom długo przed wygaśnięciem gwarantowanego okresu użytkowania.
Persona
Po awarii drugiego satelity Araks w 2003 r., Federacja Rosyjska została pozbawiona cyfrowych satelitów rozpoznawczych na orbicie i była zmuszona do polegania jedynie na okresowych startach satelitów z lądownikami, które jednak znajdowały się na orbicie nie dłużej niż trzy miesiące. Na przełomie wieków rosyjskie Ministerstwo Obrony ogłosiło przetarg na nowego cyfrowego satelitę rozpoznawczego. NPO im. Ławoczkina zaoferowało zmniejszoną wersję Araksa lecz nie zyskała ona uznania i 15 marca 2001 r. podpisano kontrakt z CSKB Progress (od 2014 r. – Centrum Rakietowo-Kosmiczne Progress). Kontrakt przewidywał budowę trzech satelitów nazwanych Persona, znanych także pod kodem GRAU 14F137.
Po kilku latach opóźnień, 26 lipca 2008 r., pierwszy satelita Persona został wystrzelony pod nazwą Kosmos 2441, ale rosyjskie doniesienia prasowe podały, że przestał działać zaledwie dwa miesiące później, rzekomo z powodu uszkodzenia bloków elektroniki komputera pokładowego przez wysokoenergetyczne cząstki promieniowania kosmicznego. Nawiasem mówiąc, to ulubione tłumaczenie producentów rosyjskiej aparatury kosmicznej w wypadku jej awarii. Następny satelita, Kosmos 2486, jakoby wyposażony w bezpieczne już elementy elektroniczne, został wyniesiony na orbitę 7 czerwca 2013 r. Rosyjska prasa spekulowała, że wkrótce po starcie pojawiły się problemy i z tym satelitą, Roskosmos nie potwierdzał ani nie zaprzeczał im i dopiero dokumenty sądowe, opublikowane w 2017 r. potwierdziły, że testy orbitalne satelity były przerywane od sierpnia 2013 do lutego 2014 r. z powodu nieokreślonych problemów na pokładzie i nie zostały zakończone do października 2014 r.
Trzeci satelita Persona, znany pod szyldem Kosmos 2506, został wystrzelony 23 czerwca 2015 r. Umieszczony został na orbicie zsynchronizowanej z orbitą drugiego satelity, w celu zapewnienia maksymalnego pokrycia obszarów zainteresowania na Ziemi. Według tych samych dokumentów sądowych, podczas wstępnych testów na orbicie napotkał on również problemy techniczne i został uznany za operacyjny dopiero w listopadzie 2016 r. Pomimo niezbyt zachęcających początków misji Kosmosów 2486 i 2506, oba satelity najprawdopodobniej od tego czasu działają normalnie.
Wydaje się, że platforma satelitarna Persona jest oparta na platformie Jantar-4KS1M, przy czym zawiera ulepszenia, które znacznie zwiększyły jej żywotność. W artykule opublikowanym przez RCC Progress w 2016 r. i rzekomo opisującym Personę, projektowany okres życia określono na pięć lat. Chociaż nazwa Persona w artykule nie pada, jawnie odnosi się do satelity krążącego wokół Ziemi na orbicie o wysokości 730 km, nachylonej do płaszczyzny równika pod kątem 98,3°, co dokładnie odpowiada parametrom orbity Persona. Rozdzielczość naziemna układu optycznego wynosi 0,5 m. System optyczny został opracowany przez ŁOMO i został zidentyfikowany w kilku źródłach jako 17B321, chociaż dokumenty sądowe opublikowane w 2012 r. określają go jako 14M339M.
Rosjanie nigdy nie opublikowali rysunków czy zdjęć Persony, ale rozmyte zdjęcie naziemne pierwszego satelity Persona, wykonane przez brytyjskiego obserwatora-amatora w 2008 r., daje wyobrażenie o jego kształcie. Wygląda ona jak pomniejszona wersja HST, z panelami słonecznymi zamontowanymi równolegle do kadłuba satelity. Taka konfiguracja paneli słonecznych jest również widoczna w patencie, opisującym mechanizm rozmieszczania paneli słonecznych satelity Persona.
Cywilnym odpowiednikiem Persony będzie zapewne Resurs-PM, który ma zacząć zastępować obecnie działające satelity teledetekcyjne Resurs-P w 2023 r. Zapowiedziana orbita tych satelitów jest praktycznie identyczna z orbitą Persony. Platforma satelity jest prawdopodobnie bardzo podobna, chociaż panele słoneczne są instalowane inaczej. Podobnie jak Persona, Resurs-PM wykorzysta teleskop ŁOMO z 1,5-metrowym zwierciadłem głównym, ale montaż optyczny będzie inny, wykorzystując teleskop z dwoma zwierciadłami typu Ritcheya–Chrétiena.
Pomimo niezbyt zachęcającego rozpoczęcia misji obu Person, wydaje się, że od tego czasu oba satelity działają normalnie. Jeśli jednak ich żywotność projektowa rzeczywiście wynosi pięć lat, obie już ją przekroczyły. Chociaż mogą one być eksploatowane jeszcze kilka lat, Federacja Rosyjska nie może pozwolić sobie na ryzyko utraty możliwości obrazowania w wysokiej rozdzielczości oferowanych przez te satelity i aktywnie pracuje nad modernizacją swojej floty satelitów szpiegowskich.
https://zbiam.pl/artykuly/rosyjski-zwiad-satelitarny/
-
2/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Z Ziemi na Księżyc i z powrotem
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2021/02/CZ-5.png)
Rakieta CZ-5 z sondą Chang'e-5.
W grudniu ubiegłego roku, realizując misję bezzałogowej sondy pod nazwą Chang’e-5, Chińska Republika Ludowa dołączyła do niezwykle elitarnego grona państw, które sprowadziły z Księżyca próbki jego gruntu. Dotychczas dokonały tego jedynie Stany Zjednoczone (6-krotnie w latach 1969-1972) oraz Związek Radziecki (3-krotnie w latach 1970-1976). Tym samym ChRL rozpoczęła trzeci etap badań naszego naturalnego satelity, który rozpoczęła przed kilkunastoma laty. Jego zwieńczeniem będzie nie tylko lądowanie przedstawicieli ChRL na Księżycu, ale też założenie tam stałej bazy naukowej oraz eksploatacja surowców naturalnych.
W 2003 r. ogłoszono chiński projekt bezzałogowych badań Księżyca, znany pod angielską nazwą CLEP (Chinese Lunar Exploration Program). Przewidywano wówczas jego realizację w latach 2007-2020. Etap pierwszy miał obejmować umieszczenie na orbicie Księżyca orbiterów Chang’e-1 i Chang’e-2. Miały one za zadanie sporządzenie trójwymiarowej mapy powierzchni Srebrnego Globu, zbadanie rozkładu i ilości pierwiastków w gruncie księżycowym, zmierzenie gęstości powierzchni Księżyca oraz monitorowanie środowiska w jego otoczeniu. W drugim etapie miano umieścić na powierzchni za pomocą sond Chang’e-3 i Chang’e-4 łaziki przeznaczone do badań powierzchni skał i gruntu księżycowego. Etap trzeci zakładał umieszczenie na powierzchni Księżyca za pomocą sond Chang’e-5 i Chang’e-6 lądowników z powrotnikami, które miały dostarczyć na Ziemię próbki gleby.
W miarę realizacji projektu, gdy okazało się, że osiągane rezultaty są lepsze, niż zakładano, wprowadzony został etap czwarty, obejmujący testowanie w warunkach księżycowych technologii ISRU (in situ resource utilization), czyli pozyskiwania miejscowych surowców i przetwarzania ich w celu uzyskiwania najważniejszych dla życia i stworzenia bazy załogowej materiałów – tlenu, wody, paliw oraz materiałów konstrukcyjnych i budowlanych. Cały program, jak również poszczególne sondy, zostały nazwane od imienia chińskiej bogini Księżyca, Chang’e.
CLEP – Etap 1
Pierwsza sonda projektu – Chang’e-1 (CE-1) – została wysłana z kosmodromu Xichang za pomocą rakiety nośnej Chang Zheng-3A (CZ-3A) 24 października 2007 r. Satelita Księżyca został zbudowany na bazie sprawdzonej platformy satelitów telekomunikacyjnych Dong Fang Hong-3 (DFH-3) i miał masę startową 2350 kg, z czego 130 kg przypadało na aparaturę naukową częściowo zaadaptowaną z satelitów teledetekcyjnych Zi Yuan. Ze względu na użycie rakiety o nie największej wówczas nośności odlot ku Księżycowi musiał być rozłożony na trzy raty, niemniej został wykonany bez problemów Po dwunastu dniach CE-1 weszła na eliptyczną orbitę okołoksiężycową, którą po dwóch dniach ukołowiono na pułapie 200 km.
Po roku, gdy zakładana żywotność sondy dobiegła końca, lecz w jej zbiornikach było jeszcze ponad 200 kg zaoszczędzonych materiałów pędnych, orbitę obniżono najpierw do 100 km, a później jej periselenium do 17 km. Manewr taki jest charakterystyczny dla doprowadzenia do punktu, w którym rozpoczyna się hamowanie do lądowania. Lądowanie oczywiście nie leżało jeszcze w możliwościach sondy, zatem po 30 godzinach pobytu na takiej orbicie (warto dodać, że jest ona nietrwała i w tym czasie perturbacje obniżyły minimalną wysokość do 15 km) powróciła ona na pułap 100 km. Misja CE-1 dobiegła końca 1 marca 2009 r., gdy został on zdeorbitowany i spadł na powierzchnię Księżyca.
Chang’e-2, który był egzemplarzem zapasowym na wypadek awarii poprzednika, wysłano z Xichang za pomocą rakiety nośnej CZ-3C 1 października 2010 r. Pomimo że aparat był o około 200 kg cięższy od poprzednika, zastosowanie mocniejszej rakiety umożliwiło wysłanie go bezpośrednio w kierunku Księżyca, do którego dotarł po 112 godzinach. Początkowa orbita eliptyczna została dwoma manewrami ukołowiona na pułapie 100 km. 26 października wykonano manewr, który obniżył periselenium do 15 km. Następnie sonda rozpoczęła fotografowanie obszaru Sinus Iridum, będącego podstawowym miejscem lądowania sondy Chang'e-3. 1 kwietnia 2011 r. orbiter wykonał wszystkie zaplanowane dla niego czynności, po czym wykonał zdjęcia obu obszarów biegunowych Księżyca, oraz, po ponownym obniżeniu periselenium do 15 km, Sinus Iridum.
8 czerwca 2011 r. sondę wprowadzono na trajektorię wiodącą do punktu równowagi grawitacyjnej L2 układu Ziemia-Słońce, dokąd dotarła 25 sierpnia. Po zakończeniu badań w tym punkcie, rozważano trzy rozszerzenia misji: lot do punktu L1 układu Ziemia-Słońce, przelot w pobliżu planetki o orbicie bliskiej do orbity Ziemi (Near-Earth Object, NEO) bądź komety lub powrót na orbitę Księżyca. Po oszacowaniu możliwości energetycznych sondy, zdecydowano, że odwiedzi ona planetkę (4179) Toutatis. Odlot w jej kierunku nastąpił 15 kwietnia 2021 r. Trzynastego grudnia 2012 r. sonda przeleciała w odległości zaledwie 3,2 km od Toutatis, przekazując pomiary i zdjęcia. Błąd nawigacyjny o mało nie spowodował zderzenia z planetką, przed spotkaniem zakładano, że sonda minie ją w odległości 100 km. Sonda została wyłączona prawdopodobnie w końcu 2014 r.
CLEP – Etap 2
Drugi etap badań Księżyca rozpoczął się startem sondy Chang’-3 z kosmodromu Xichang 1 grudnia 2013 r. Sonda miała masę startową 3780 kg, z czego 2440 kg przypadało na materiały pędne, 1200 kg na sam lądownik, a 130 kg na łazik Yutu. Łazik został tak nazwany na cześć mitycznego Nefrytowego Królika, który był współtowarzyszem bogini Chang’e. Do wyniesienia tak ciężkiego aparatu musiano użyć najcięższej wówczas chińskiej rakiety CZ-3B.
Lądownik zasilany był energią elektryczną pochodzącą z radioizotopowych generatorów termoelektrycznych (radioisotope thermoelectric generator, RTG), jego funkcjonowanie przewidziane było na rok. Sześciokołowy łazik zasilany był energią elektryczną pochodzącą z ogniw fotowoltaicznych. Miał funkcjonować na powierzchni trzy miesiące. Lot po 112-godzinnej orbicie zakończył się pomyślnym wejściem na orbitę selenocentryczną. Po kilku korektach 14 grudnia nastąpiło lądowanie na obszarze Mare Imbrum, a zatem w obszarze zapasowym. W późniejszym czasie rejon ten nazwano Guang Hangong (Księżycowy Pałac). Tego samego dnia łazik zjechał na powierzchnię. Łazik przetrwał dwa dni księżycowe i noc pomiędzy nimi (każdy z tych okresów trwa 14 ziemskich dni), przebywając w tym czasie dystans ponad 100 m. Na czas nocy był wprowadzany w stan hibernacji elektronicznej.
Pod koniec tego okresu stwierdzono mechaniczny problem z jednym z jego silników elektrycznych, odpowiedzialnych za przekazywanie napędu na koła i inne elementy ruchome. Nie doszło do wciągnięcia masztu, zamknięcia i termicznego uszczelnienia wnętrza przez jeden z paneli baterii słonecznych. Choć nie był już w stanie jeździć, funkcjonował w ograniczonym zakresie do połowy 2016 r. Niektóre przyrządy lądownika funkcjonują do dziś.
Podobnie jak w pierwszym etapie, również w drugim sporządzono duplikat sondy i także postanowiono go później wysłać na Księżyc pod nazwą Chang’e-4. Tym razem jednak postanowiono dokonać lądowania na stronie Księżyca, trwale odwróconej od Ziemi. By umożliwić komunikację z sondą, zdecydowano wcześniej wysłać satelitę przekazu danych i łączności i umieścić go w okolicy punktu libracyjnego L2 układu Ziemia-Księżyc. Satelita o masie 448 kg nazwany Chang’e-4R i nazwie własnej Queqiao (Sroczy Most, kolejny artefakt z mitologii chińskiej, związany z Chang’e) wystrzelony został z Xichang za pomocą rakiety CZ-4C 20 maja 2018 r. Na miejsce dotarł trzy tygodnie później.
Sama sonda Chang’e-4 wraz z łazikiem Yutu-2 wystrzelona została 7 grudnia 2018 r. za pomocą rakiety CZ-3B z kosmodromu Xichang. Po 112-godzinnym locie weszła na orbitę Księżyca, a 3 stycznia 2019 r. wylądowała na terenie Basenu Apollo, w rejonie krateru von Kármána. Było to pierwsze w historii lądowanie ziemskiego aparatu na odwrotnej stronie Srebrnego Globu. Zarówno sam lądownik, jak i łazik funkcjonują do dzisiaj. Yutu-2 przebył dotąd ponad 600 m i wykonał wiele analiz gruntu.
https://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
-
Koniec miesiąca, a w największej gazeciarni na terytorium RP jest tylko nr styczniowy dostępny.
Wcześniej na stronie była informacja od kiedy dany numer jest w sprzedaży.
Dziś dopiero strona internetowa zawiera fragmenty niektórych tekstów :)
-
2/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-32021/
-
4/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Katastrofy kosmiczne drugiej dekady XXI wieku –
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2021/05/Electron.png)
Pierwszy start rakiety Electron zakończył się niepowodzeniem, ale wina leżała po stronie infrastruktury naziemnej.
Rok 1984 to nadal jedyny rok ery kosmicznej, w którym rakiety kosmiczne nie odniosły ani jednej porażki, choć przeprowadzono w nim aż 129 startów. W pierwszej dekadzie XXI wieku doszło do 22 przypadków, w których rakiety nie osiągnęły orbity i wraz ze swym drogocennym ładunkiem eksplodowały, bądź z powrotem weszły w gęste warstwy atmosfery, w której w większości spłonęły, a ich szczątki spadły na Ziemię. Do tego trzeba dodać te, w których nie ma pewności, że były to w zamierzeniu starty kosmiczne, a nie tylko testy balistyczne rakiet międzykontynentalnych, a także te sytuacje, w których rakiety uległy zniszczeniu krótko przed startem.
Statystyka dla drugiej dekady XXI wieku wygląda znacznie gorzej, choć trzeba zauważyć, że w sporej mierze odpowiada za to wprowadzenie do eksploatacji wielu nowych typów rakiet, dla których awarie w fazie lotów testowych są rzeczą normalną. Do wykazu nie dodano przypadków, w których co prawda rakieta wyniosła ładunek na orbitę, ale zbyt niską i bezużyteczną.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2021/05/Antares-744x528.png)
Rakieta Taurus z satelitą Glory startuje z Vandenberg. Lot zakończy się fiaskiem.
2011
4 marca z Vandenberg AFB wystartowała rakieta Taurus-XL w wersji 3110. Miała ona wynieść na orbitę o pułapie 705 km satelitę Glory oraz trzy mikrosatelity: KySat-1, Hermes i Explorer-1. Jednak w T+3 min nie doszło do oddzielenia osłony aerodynamicznej i choć kontynuowała ona lot, to była zbyt ciężka, niedobór prędkości do orbitalnej wyniósł około 200 m/s. Ostatni stopień rakiety i satelity krótko po tym wpadły do Oceanu Spokojnego u wybrzeży Antarktydy, a być może także na jej obszar. Było to drugie z rzędu niepowodzenie tego typu rakiety, poprzednie, identyczne, miało miejsce w 2009 r. Przyczyny nieodrzucenia osłony w obu wypadkach nie udało się ustalić, wiadomo jedynie, że połówki nie rozdzieliły się całkowicie w okolicy szczytu owiewki. Ta wersja rakiety nie była już więcej używana.
16 sierpnia z Jiuquan Satellite Launch Center wystartowała rakieta Chang Zheng-2C, która miała wynieść na niską orbitę okołoziemską (LEO, Low Earth Orbit) tajnego satelitę Shijian 11-04, którego zadaniem miało być wczesne uprzedzanie o startach rakiet balistycznych bądź zwiad elektroniczny. W T+171 s, około 50 s po uruchomieniu silnika drugiego stopnia, doszło do awarii. Drugi stopień wraz z ładunkiem spadły w prowincji Qinghai. Badanie znalezionych szczątków pozwoliło ustalić przyczynę usterki: zablokował się w skrajnym położeniu siłownik silnika sterującego nr 3, co doprowadziło do utraty kontroli i gwałtownego przechylenia rakiety, a w konsekwencji do jej rozłamania.
24 sierpnia z Bajkonuru wystartowała rakieta Sojuz-U, która miała wynieść na orbitę LEO automatyczny statek transportowy Progress M-12M z zaopatrzeniem dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. W T+325 s doszło do awarii i przerwania pracy silnika RD-0110 trzeciego stopnia rakiety. Jej pozostałości spadły w rejonie czojskim Republiki Ałtajskiej we wschodniej Syberii. 29 sierpnia komisja powypadkowa poinformowała, że przyczyną nieprawidłowej pracy silnika trzeciego stopnia była awaria generatora gazu, napędzającego pompę turbinową. Spowodowana ona została częściowym zatkaniem przewodu doprowadzającego paliwo do generatora. Komisji nie udało się ustalić, czym został zatkany przewód, dwie najbardziej prawdopodobne wersje to oderwany fragment szwu spawalniczego bądź fragment izolacji lub uszczelki. Zalecono dokładniejszy nadzór podczas montażu silników, w tym wideorejestrację całości jego przebiegu. Kolejny Sojuz-U – zresztą również ze statkiem Progress – poleciał już w październiku.
23 grudnia z Plesiecka wystartowała rakieta Sojuz-2-1b z dodatkowym stopniem Fregat, która miała wynieść na wysokoeliptyczną orbitę typu Mołnia z apogeum na pułapie 40 tys. km wojskowego satelitę telekomunikacyjnego Meridian-5. W czasie pracy trzeciego stopnia rakiety, w T+421 s nastąpiła awaria silnika. Tym samym satelita nie osiągnął orbity i jego szczątki spadły w okolicach wioski Wagajcewo w rejonie nowosybirskim. Jeden z fragmentów, zbiornik gazu o średnicy 50 cm, przebił dach domu, na szczęście nie raniąc nikogo. Ironią losu dom stał przy ulicy Kosmonautów. Ta wersja rakiety ma w trzecim stopniu czterokomorowy silnik RD-0124. Analiza telemetrii pokazała, że ciśnienie w przewodzie paliwowym przed wejściem do układu wtryskowego silnika spowodowało wybrzuszenie ściany komory spalania nr 1, prowadzące do jej przepalenia i katastrofalnego wycieku paliwa, a w konsekwencji eksplozji. Pierwotnej przyczyny awarii nie udało się ustalić.
[...]
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-42021/
-
5/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-52021/
-
6/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-62021/
-
7/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Chińska astronautyka: dzień dzisiejszy i perspektywy – Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2021/07/Jiuquan-1.png)
Jiuquan - kompleks startowy dla lotów załogowych statków kosmicznych Shenzhou.
Przez dziesięciolecia Chiny nieśpiesznie rozwijały swój potencjał astronautyczny. Ich początkowe rozwiązania pochodziły wprost z radzieckich rakiet balistycznych lat 50., a możliwości elektroniki dalece odstawały od rozwiązań, używanych nie tylko w USA, ale także w innych krajach. Także jedne z najważniejszych kryteriów – odporność na warunki kosmiczne i żywotność, były dalece niezadawalające. Ot, popularna „chińszczyzna”. Sytuacja zaczęła się wyraźnie zmieniać dopiero na przełomie wieków. Już nie tylko pod względem ilości startów kosmicznych, ale też i rezultatów Chiny prześcignęły dawnego mistrza – Rosję, a nawet zaczęły zbliżać się do gracza numer 1, czyli USA.
Kosmodromy
Chiny dysponują obecnie czterema kosmodromami lądowymi oraz jednym morskim, co pod względem ilości stawia ich w światowej czołówce. Są to: Jiuquan Satellite Launch Center (lokalizacja 40,6°N, 99,9°E), Xichang Space Center (28,3°N, 102,0°E), Taiyuan Satellite Launch Center (37,5°N, 112,6°E) oraz Wenchang Spacecraft Launch Site (19,3°N, 109,8°E). Jeżeli weźmiemy pod uwag ilość aktywnych kompleksów startowych, wydaje się, że ich liczba w zupełności zaspokaja bieżące potrzeby, a podołają one także w przypadku dalszego zwiększenia częstotliwości startów.
Kosmodrom Jiuquan ma dwa aktywne kompleksy, dodatkowo z jego terenu realizowane są starty szeregu niewielkich rakiet z wyrzutni mobilnych. Jest jedynym dotychczas obiektem, wyposażonym w infrastrukturę przeznaczoną do startów statków załogowych. Kosmodrom Xichang również posiada dwa aktywne kompleksy startowe, z których realizowane są głównie misje na orbity wysokoenergetyczne. Taiyuan, z którego rakiety udają się głównie na orbity około polarne, także posiada dwa kompleksy startowe, używany jest też do startów z wyrzutni mobilnych. Najnowszy chiński kosmodrom posiada po jednej wyrzutni dla rakiet o średnim i dużym udźwigu, planowana jest trzecia dla super rakiety CZ-9.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2021/07/Statek-DeBo.png)
Statek DeBo-3 to pływający po Morzu Żółtym chiński kosmodrom.
Rakiety
Chiny używają obecnie zarówno rakiet starej generacji Chang Zheng-2, -3 i -4, które będą stopniowo wypierane przez nowsze rozwiązania (CZ-6, CZ-7), jak i budują rakiety oparte na zupełnie innych technologiach i o wiele większych możliwościach (CZ-5, CZ-8, CZ-9). Rakiety starej generacji cechują się zastosowaniem systemów napędowych opartych głównie na składnikach toksycznych – hydrazynie i czterotlenku azotu, w nowych rakietach jest to kerozyna i ciekły tlen oraz ciekły wodór i ciekły tlen. W przyszłości w niektórych modelach stosowany będzie w miejsce kerozyny ciekły metan. Ze starych rozwiązań w dalszym ciągu w użyciu są następujące modele:
CZ-2C – dwustopniowa w wersji bazowej rakieta o udźwigu 2500 kg na niską orbitę okołoziemską (LEO) i 3850 kg w wersji trzystopniowej oraz 750 kg na orbitę heliosynchroniczną (SSO) w wersji dwustopniowej i 1400 kg w wersji trzystopniowej.
CZ-2D – rakieta dwustopniowa o udźwigu na LEO 3500 kg i na SSO 2000 kg.
CZ-2F – dwustopniowa rakieta z czterema rakietami pomocniczymi o udźwigu 8400 kg na LEO. Jest certyfikowana do lotów załogowych, wynosi statki kosmiczne Shenzhou.
CZ-3B – trójstopniowa rakieta z czterema rakietami startowymi, ostatni stopień na kriogeniczne materiały pędne. Udźwig 11 500 kg na LEO, 5500 kg na orbitę przejściową do geostacjonarnej (GTO), 3800 kg ku Księżycowi.
CZ-4B – trójstopniowa rakieta o udźwigu 4200 kg na LEO i 2800 kg na SSO.
CZ-4C – trójstopniowa rakieta o udźwigu 4200 kg na LEO i 2800 kg na SSO, różni się od poprzedniej wersji trzecim stopniem, który może być ponownie uruchomiony.
Nowe rakiety to:
CZ-5 – dwustopniowa kriogeniczna z czterema rakietami pomocniczymi (kerozyna, ciekły tlen) o udźwigu 13 000 kg na GTO, 8200 kg ku Księżycowi, 5000 kg ku Marsowi.
CZ-5/YZ-2 – dwustopniowa kriogeniczna z czterema rakietami pomocniczymi (kerozyna, ciekły tlen) i dodatkowym restartowalnym stopniem Yuangzheng-2, udźwig 4500 kg bezpośrednio na orbitę geostacjonarną (GEO).
CZ-5B - jednostopniowa kriogeniczna z czterema rakietami pomocniczymi (kerozyna, ciekły tlen) o udźwigu 25 000 kg na LEO.
CZ-6 – trójstopniowa (kerozyna, ciekły tlen) o udźwigu 1500 kg na LEO i 1080 kg na SSO.
CZ-7 – dwustopniowa z czterema rakietami wspomagającymi (całość kerozyna, ciekły tlen), udźwig 10 000 kg na LEO.
CZ-7A – dwustopniowa z czterema rakietami wspomagającymi (całość kerozyna, ciekły tlen), z dodatkowym stopniem kriogenicznym, udźwig 5000 kg na GTO.
CZ-8 – dwustopniowa z dwiema rakietami wspomagającymi (pierwszy stopień i rakiety boczne kerozyna i ciekły tlen, drugi stopień – kriogeniczny), udźwig 7600 kg na LEO, 4500 kg na SSO, 2500 kg na GTO. W przyszłości pierwszy stopień rakiety ma być odzyskiwalny, lądując na ogniu.
Projektowana jest superciężka rakieta księżycowa CZ-9 o udźwigu 140 t na LEO i 50 t ku Księżycowi.
Prócz rakiet na paliwo ciekłe istnieje też kilka rakiet na paliwo stałe, pochodzących z wycofanych z użytku wojskowych rakiet balistycznych. Są to:
Kuaizhou-1A – czterostopniowa rakieta o nośności 400 kg na LEO.
Kuiazhou-11 – trójstopniowa rakieta o nośności 1000 kg na LEO i 700 kg na SSO.
CZ-11 – czterostopniowa rakieta o nośności 700 kg na LEO i 350 kg na SSO. Jej odmiana startująca ze statku nosi nazwę CZ-11H.
W ostatnich latach kilka firm komercyjnych z różnym skutkiem próbowało wprowadzić do eksploatacji kilka innych rakiet na paliwo stałe, również w większości pochodzących z demobilu. Są to:
Gushenxing-1 (Ceres-1) – czterostopniowa rakieta firmy Galactic Energy o udźwigu na LEO/SSO 350/270 kg.
Shian Quxian-1 (SQX-1, Hyperbola-1) – czterostopniowa rakieta firmy Beijing Interstellar Glory Space Technology o udźwigu na LEO/SSO 300/260 kg.
ZhuQue-1 (LandSpace-1) – trzystopniowa rakieta firmy LandSpace o udźwigu na LEO/SSO 300/200 kg.
Jielong-1 (Smart Dragon-1) – czterostopniowa rakieta zaproponowana przez China Aerospace Science and Technology Corporation o udźwigu 150 kg na SSO.
Chongqing (OS-M) – czterostopniowa rakieta firmy OneSpace o udźwigu na LEO/SSO 205/83 kg.
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-72021/
-
8/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-82021/
9/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-92021/
-
10/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Europejska Agencja Kosmiczna
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2021/10/Columbus.png)
Columbus, europejskie laboratorium naukowe, element Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, katalizatorem wydarzeń, mających w przyszłości doprowadzić do powstania wspólnej agencji kosmicznej, był pierwszy start radzieckiego Sputnika w październiku 1957 r. Już na początku następnego roku miało miejsce pierwsze spotkanie naukowców z ośmiu krajów Europy Zachodniej, zorganizowane z inicjatywy dwóch sławnych fizyków atomowych – Francuza Pierre’a Augera i Włocha Edoarda Amaldiego, poświęcone możliwości stworzenia czysto naukowej organizacji kosmicznej. Naukowcy ci, którzy zaledwie cztery lata wcześniej stworzyli wspólny europejski instytut badań jądrowych – słynny genewski CERN – tym razem postulowali utworzenie analogicznej organizacji, której celem badań byłby jednak nie mikro, lecz makrokosmos.
Działając pod nazwą GEERS (Groupe d’etudes europeen pour la Collaboration dans le domaine des recherches spatiales), z brytyjskim fizykiem nuklearnym Harrie Masseyem jako przewodniczącym, doprowadzili do powstania 1 grudnia 1960 r. międzyrządowej komisji, która miała zdefiniować ramy prawne i finansowe przyszłej organizacji. Nosiła ona nazwę COPERS (Commission préparatoire européenne de recherches spatiales). W wyniku jej prac 14 czerwca 1962 r. podpisano konwencję o powstaniu ESRO (European Space Research Organisation). Państwami założycielskimi ESRO były: Belgia, Dania, Francja, Republika Federalna Niemiec, Włochy, Holandia, Hiszpania, Szwecja, Szwajcaria, Wielka Brytania, zaś Austria, Norwegia i Irlandia uzyskały status obserwatorów.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2021/10/Thomasa-Pesqueta.png)
Spacer kosmiczny Thomasa Pesqueta w dniu 25 czerwca 2021 r.
Konwencja weszła w życie 20 marca 1964 r. Jednocześnie utworzono drugą organizację, pod nazwą ELDO (European Launcher Development Organisation), celem której było zapewnienie ESRO samowystarczalności w zakresie wynoszenia ładunków zarówno na orbity niskie, jak i na geostacjonarną. W skład ELDO weszły Belgia, Wielka Brytania, Francja, RFN, Holandia i Włochy, zaś członkiem stowarzyszonym została Australia, która dostarczyła w posagu rzecz w Europie niedostępną – teren pod kosmodrom w postaci poligonu Woomera. W 1972 r. było oczywistością, że o ile ESRO funkcjonuje doskonale, to ELDO poniosła klęskę, ponieważ program rozwoju rakiet Europa I i Europa II nie zakończył się sukcesem. Pojawiły się głosy o jej rozwiązaniu, bądź wchłonięciu w struktury ESRO.
Tymczasem rok później, w lipcu 1973 r. przystąpiono do realizacji wielkiego, jak na dotychczasowe możliwości, programu Spacelab. Zakładał on zbudowanie modularnego laboratorium załogowego wielokrotnego użytku, które mogłoby wykonać począwszy od lat 80. XX wieku kilkadziesiąt lotów na orbitę okołoziemską w ładowni amerykańskich wahadłowców programu Space Shuttle. W zamian za to, w jego misjach mogliby brać udział astronauci z Europy, a wyniki przeprowadzanych doświadczeń byłyby również wspólną własnością NASA i ESRO. Jednocześnie podjęto decyzję o rozpoczęciu budowy rakiety Ariane i utworzeniu w 1975 r. jednolitej, Europejskiej Agencji Kosmicznej. ESA (European Space Agency) została utworzona na mocy Konwencji podpisanej w Paryżu 30 maja 1975 r., a jej członkami założycielami była ta sama dziesiątka państw, która zakładała ESRO. Jest organizacją międzyrządową. Jej zadaniem jest realizacja wspólnego, europejskiego programu badania i wykorzystania przestrzeni kosmicznej. Agencja wspiera również rozwój nowoczesnego i konkurencyjnego przemysłu w państwach członkowskich.
Obecnie w skład ESA wchodzą 22 państwa członkowskie: Austria, Belgia, Czechy, Dania, Estonia, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Luksemburg, Niemcy, Norwegia, Polska (od listopada 2012 r.), Portugalia, Rumunia, Szwajcaria, Szwecja, Wielka Brytania, Węgry i Włochy. Na podstawie osobnej umowy w pracach ESA uczestniczy również Kanada. Państwami stowarzyszonymi z ESA są Litwa, Łotwa i Słowenia, zaś współpracującymi Bułgaria, Chorwacja, Cypr, Malta i Słowacja. Dyrektorem Generalnym jest obecnie Niemiec Josef Aschbacher.
[...]
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-102021/
-
11/2021
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
12/2021
---
https://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
1/2022
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
2/2022
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-22022/
3/2022 Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Space Launch System
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/03/High-Bay-3-VAB.png)
Gotowa rakieta SLS ze statkiem Orion dla misji Artemis I w High Bay 3 VAB.
14 grudnia 1972 r., podczas trzeciego i ostatniego spaceru na powierzchni Księżyca w misji Apollo-17, astronauci Cernan i Schmitt odsłonili plakietkę umieszczoną na podwoziu lądownika. Słowa na niej umieszczone brzmiały: Tu ludzie zakończyli pierwszą fazę eksploracji Księżyca, grudzień, A.D. 1972. Oby duch pokoju, w którym tutaj przybyliśmy, znalazł odzwierciedlenie w życiu całego rodzaju ludzkiego. Po odsłonięciu plakietki Cernan oświadczył: To nasza pamiątka, którą zostawiliśmy tutaj, dopóki ktoś taki jak my, ktoś spośród was, tam na Ziemi, będących obietnicą przyszłości, nie powróci tutaj, by ją odczytać oraz kontynuować dzieło twórców programu Apollo – podbój Księżyca. W najbliższych miesiącach, po upływie niemal dokładnie pół wieku, dojdzie do debiutu rakiety, która umożliwi powrotu ludzi na Srebrny Glob.
Space Launch System (SLS) to amerykańska superciężka jednorazowa rakieta nośna, projektowana przez NASA od 2011 r. Zastępuje ona rakiety Ares I i Ares V, które zostały anulowane wraz z resztą programu Constellation. SLS ma stać się następcą wycofanego promu kosmicznego, jako główny nosiciel w planach NASA dotyczących eksploracji kosmosu w trzeciej dekadzie XXI wieku i później. Z jej wykorzystaniem w ramach programu Artemis planowane są załogowe loty księżycowe, które utorują w przyszłości misję załogową na Marsa. SLS jest rozwijana w trzech głównych wariantach o rosnących możliwościach: Block 1, Block 1B i Block 2, z kolei każdy z nich występować będzie w wersji załogowej ze statkiem Orion oraz bezzałogowej. Rakiety SLS Block 1 mają wynieść pierwsze trzy misje Artemis, pięć następnych lotów będzie korzystać z Block 1B, a wszystkie kolejne z Block 2. SLS ma startować z kompleksu startowego LC-39B w Kennedy Space Center na Florydzie. Premierowy start został pierwotnie zaplanowany na 2016 r., ale został opóźniony już blisko dziesięć razy. W chwili obecnej najwcześniejsza data startu to 8-23 kwietnia, bądź 7-21 maja br.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/03/Artemis-I.png)
Statek kosmiczny Orion z wieżą ratunkową LAS zamontowany na szczycie gotowej rakiety SLS dla misji Artemis I
Opis
SLS jest rakietą dwuipółstopniową (według innej nomenklatury – dwustopniową z pomocniczymi rakietami startowymi), opartą na elementach promu kosmicznego Space Shuttle (STS). Pierwszy stopień rakiety składa się z identycznego dla wszystkich wersji bloku centralnego i dwóch stopni pomocniczych na paliwo stałe, występujących w dwóch wersjach. Drugi stopień będzie występował także w dwóch wersjach. Odpowiednie kombinacje stopni wpłyną bezpośrednio na udźwig rakiety, wynoszący odpowiednio – na trajektorię doksiężycową – 27, 38 i 43 t w wersji załogowej, bądź 27, 42 i 46 t w wersji cargo. Na niską orbitę okołoziemską, z uwzględnieniem masy ostatniego stopnia, rakieta będzie w stanie dostarczyć odpowiednio 95, 105 i 130 t. Wysokość rakiety w wariancie Block 2 Cargo wyniesie 111,25 m. Ciąg startowy wyniesie dla wariantów Block 1 i Block 1B 39 MN, a dla wariantu Block 2 – 31 MN. Masa startowa wariantu Block 1 wyniesie 2,6 tys. ton.
Blok centralny, wraz z rakietami startowymi, jest odpowiedzialny za wyniesienie górnego stopnia i ładunku poza atmosferę oraz przyspieszenie go do prędkości bliskiej orbitalnej. Zawiera zbiorniki paliwa (ciekłego wodoru) i utleniacza (ciekłego tlenu), przednie i tylne punkty mocowań rakiet startowych, awionikę i główny układ napędowy MPS (Main Propulsion System). MPS jest odpowiedzialny za zaopatrywanie czterech silników RS-25 w paliwo i utleniacz, wychylanie silników za pomocą siłowników hydraulicznych oraz zwiększanie ciśnienia w zbiornikach paliwa. Zapewnia on około 25% ciągu pojazdu podczas startu. Ma długość 65 m i średnicę 8,4 m i jest zarówno strukturalnie, jak i wizualnie podobny do zewnętrznego zbiornika promu kosmicznego ET (External Tank).
Każdy z pierwszych czterech lotów będzie wykorzystywał i zużywał cztery z pozostałych szesnastu silników RS-25D, które były wcześniej wykorzystywane w misjach promu kosmicznego. Producent, Aerojet Rocketdyne, zmodyfikował je poprzez modernizację sterowników, podwyższenie limitów przepustnicy, a także dodanie izolacji termicznej, z powodu obciążeń w tym zakresie jakich będzie doświadczać sekcja silnikowa ze względu na ich położenie w pobliżu rakiet wspomagających. Późniejsze loty zostaną przełączone na wariant RS-25E, zoptymalizowany pod kątem intensywnego użytkowania, który obniży koszt silnika o ponad 30%. Ciąg każdego silnika RS-25D został zwiększony z 2188 kN w wersji stosowanej w promie kosmicznym, do 2281 kN, oraz do 2321 kN w wersji RS-25E.
Dwie rakiety wspomagające, zapewniające około 75% ciągu pojazdu podczas pierwszych dwóch minut lotu, w wersjach Block 1 i 1B będą pięciosegmentowymi silnikami rakietowymi na paliwo stałe. Wykorzystywać będą segmenty obudowy, które latały na misjach wahadłowca, jako wersje czterosegmentowe. Posiadają one dodatkowy segment centralny, nową awionikę i lżejszą izolację, ale nie mają spadochronowego systemu odzyskiwania. Takie rakiety wspomagające zapewniają około 25% większy impuls całkowity. Zapas segmentów obudowy pozostałych po STS wystarczy dla ośmiu lotów rakiet SLS Block 1 i 1B. W marcu 2019 r. ogłoszono program Booster Obsolescence and Life Extension. W ramach tego programu opracowane zostaną nowe rakiety startowe na paliwo stałe dla wersji Block 2, które mają być zbudowane przez Northrop Grumman Space Systems. Pochodzić one będą z rakiet z kompozytową obudową, które były opracowywane dla anulowanego programu rakiety nośnej OmegA.
Jako górny (drugi) stopień, w pierwszych trzech misjach programu Artemis, użyty zostanie Interim Cryogenic Propulsion Stage (ICPS). Jest to wydłużony do 13,7 m i certyfikowany do lotów załogowych wariant górnego stopnia Delta Cryogenic Second Stage rakiety nośnej Delta IV. Napędzany będzie przez pojedynczy silnik kriogeniczny RL10. Pierwszy ICPS będzie wykorzystywał wariant RL10B-2, a drugi i trzeci – wariant RL10C-2. Blok 1 ma być w stanie umieścić 95 t na niskiej orbicie okołoziemskiej, w tym ICPS jako część ładunku użytecznego. ICPS umieści bezzałogowy statek Orion misji Artemis 1 na początkowej trajektorii suborbitalnej o pułapie 30-1806 km, aby zapewnić bezpieczne opadnięcie bloku centralnego w rejonie Oceanu Indyjskiego. ICPS wykona następnie najpierw manewr osiągnięcia orbity trwałej, poprzez podniesienie jej perigeum, a później wejście na orbitę kuksiężycową TLI (TransLunar Injection).
W pozostałych misjach, począwszy od Artemis 4, użyty zostanie Exploration Upper Stage (EUS). Zakończy on najpierw fazę wznoszenia SLS Block 1B i Block 2, a następnie ponownie uruchomi się, aby wysłać swój ładunek na TLI. EUS będzie mieć średnicę 8,4 m i będzie napędzany aż czterema silnikami RL10C-3. Przewiduje się, że w późniejszym czasie zostanie jeszcze zmodernizowany, poprzez zastosowanie czterech silników RL10C-X o powiększonych osiągach. Stopień został pierwotnie nazwany Dual Use Upper Stage (DUUS), ale później został przemianowany na Exploration Upper Stage, ponieważ DUUS brzmiało wulgarnie w języku japońskim, a Japonia będzie uczestnikiem międzynarodowego programu utworzenia okołoksiężycowej załogowej stacji orbitalnej.
Rozwój i finansowanie
Podczas wspólnej prezentacji Senatu i NASA we wrześniu 2011 r. stwierdzono, że przewidywany koszt rozwoju programu SLS wyniesie 18 mld USD do 2017 r., z czego 10 miliardów dolarów na rakietę SLS, 6 mld na statek kosmiczny Orion i 2 mld USD na modernizację kompleksu startowego i innych obiektów w Kennedy Space Center. Te koszty i harmonogramy zostały uznane za nadmiernie optymistyczne w niezależnym raporcie z audytu oceny kosztów. Wewnętrzny dokument NASA z tego samego roku oszacował koszt programu do 2025 r. na co najmniej 41 mld USD za pierwsze cztery starty, przy czym nie zawierał kosztów EUS, który miał być gotowy dopiero nie wcześniej, niż w 2030 r.
https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/03/Artemis-I.png
4/2022
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/04/LAI-4-2022-420x594.jpg)
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Zimna wojna w kosmosie – Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/05/Kompleks-startowy.png)
Kompleks startowy Sojuza w Gujanie Francuskiej został zamknięty.
Gdy rankiem 24 lutego Federacja Rosyjska rozpoczynała swoją „specjalną operację wojskową” przeciwko Ukrainie, na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej amerykańsko-niemiecko-rosyjska załoga spała w najlepsze przed kolejnym dniem pracy. Na Bajkonurze integrowano z rosyjską rakietą nośną satelity spółki OneWeb, a w Gujańskim Centrum Kosmicznym rozpoczynała się kampania startowa innej rosyjskiej rakiety, mającej wynieść dwa satelity dla europejskiej sieci nawigacyjnej. Rosyjskie przyrządy na amerykańskich orbiterach i łazikach badały powierzchnię Księżyca i Marsa, niemiecki teleskop fotografował źródła promieniowania rentgenowskiego na rosyjskim obserwatorium satelitarnym. Jednym słowem – międzynarodowa przyjaźń i współpraca. Wszystko to prysło jak bańka mydlana. W kosmosie nastała zimna wojna, która zapowiada się nie na miesiące, a na lata.
Roskosmos czy OneWeb: kto więcej stracił?
Pierwszą ofiarą sankcji wprowadzonych na rosyjski sektor kosmiczny stało się wystrzelenie z kosmodromu Bajkonur rakiety Sojuz-2.1b z dodatkowym stopniem Fregat, która miała wynieść 4 marca 36 satelitów Internetu satelitarnego w ramach misji OneWeb-14, organizowanego przez Arianespace i Starsem. Miały one wejść w skład konstelacji liczącej obecnie 428 jednostek, co stanowi dwie trzecie zakładanej całości. Satelity zostały dostarczone 15 lutego na lotnisko Krajnyj na kosmodromie z miejsca powstania na Przylądku Canaveral samolotem An-124 rosyjskich linii lotniczych Wołga-Dniepr. 26 lutego satelity umieszone w dyspenserze zamknięto w osłonie startowej. 2 marca rakietę umieszczono na stanowisku startowym 31/PU-6. Tego samego dnia Roskosmos, ustami swego szefa Dmitrija Rogozina postawił spółce OneWeb ultimatum: do startu dojdzie jedynie wtedy, jeśli spółka OneWeb Satellites zapewni, że satelity nie będą używane przez nią, ani nie będą wynajmowane innym użytkownikom w celach wojskowych. Spółka odmówiła wydania takiego zobowiązania.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/05/Dmitrij-Rogoz.png)
Dmitrij Rogozin - szef Roskosmosu.
Jednocześnie Roskosmos oświadczył, że w związku z wrogim stanowiskiem Wielkiej Brytanii (tak szef agencji nazwał wprowadzenie przez W. Brytanię sankcji) wobec Rosji, kolejnym warunkiem wystrzelenia satelitów, jest wycofanie się brytyjskiego rządu z udziałów w OneWeb. Dodał też, że w przypadku zdjęcia rakiety z wyrzutni, Rosja nie zwróci OneWeb zapłaconej już kwoty za start. Jako środek nacisku zdecydowano odkleić z owiewki flagi brytyjską, indyjską, amerykańską i japońską. Oczywiście Wielka Brytania także odmówiła. Dzień później Rada Dyrektorów OneWeb zdecydowała o zawieszeniu wszystkich planowanych startów z Bajkonuru. W tej sytuacji 4 marca rakieta została zdjęta ze stanowiska startowego, a satelity zdemontowane. Zostały one zakonserwowane przez techników firmy i złożone w sterylnym pomieszczeniu na kosmodromie, które następnie zostało przez nich opieczętowane. Dopiero wówczas, 27 marca, ekipa startowa OneWeb opuściła kosmodrom.
W roku bieżącym Rosjanie mieli wynieść z Bajkonuru sześć zestawów satelitów OneWeb, co umożliwiłoby firmie rozpoczęcie funkcjonowania sieci w jej nominalnej konfiguracji. Oczywiście wszystkie te starty zostały również formalnie zawieszone, a w praktyce skasowane. Rogozin buńczucznie zapewnił, że oznacza to upadek całego projektu, tym bardziej, że wynoszenie rakietami Sojuz-2 satelitów OneWeb nie było jedynym rosyjskim udziałem w tym przedsięwzięciu. Każdy z satelitów, budowanych przez spółkę joint venture pod egidą Airbus Defence and Space, wyposażony jest bowiem w silnik jonowy SPD-50, który powstaje w zakładach Fakieł w Kaliningradzie. Oczywiście zmiana dostawcy jest możliwa, ale wymagać będzie czasu i pieniędzy oraz modyfikacji samych satelitów.
Jednak najistotniejszym problemem dla OneWeb, był brak na rynku rakiety, mogącej zastąpić Sojuza-2. Europa, kończąca eksploatację Ariane-5 i Vegi na rzecz Ariane-6 i Vegi-C nie jest zdolna do przejęcia takiego wolumenu ładunków przez okres minimum dwóch lat. W przypadku Vegi-C dodatkowym problem jest silnik RD-869 jej czwartego stopnia, którego producentem jest firma „Piwdienmasz” (znana bardziej pod rosyjską nazwą „Jużmasz”). Stany Zjednoczone również kończą eksploatację Atlasa-5, a jego następca Vulcan oraz rakieta New Glenn firmy Blue Origin są nadal pieśnią przyszłości, ze względu na opóźniające się dostarczenie silników BE-4 do nich. Także Japonia nie może już zaoferować wychodzącej z użytku H-IIA, a debiut jej następczyni ciągle się oddala. Indie mogłyby zaproponować PSLV, ale wymagałoby to jej wielu startów lub GSLV, ale ta jest po raz kolejny na etapie powrotu do lotów po ostatniej katastrofie. Chiny nie wchodzą w rachubę ze względu na ograniczenia eksportowe technologii ITAR (International Traffic in Arms Regulations).
Oczywiście na rynku była SpaceX z Falconem-9, ale czy Elon Musk zdecydowałby się na wynoszenie satelitów konkurencji dla swojego Starlinka? O dziwo, już 21 marca okazało się, że odpowiedź jest twierdząca. Co więcej, do pierwszego startu mogłoby dojść już pod koniec trzeciego kwartału, pomimo dużej liczby lotów Falcona. Zatem odpowiedź na zadane pytanie jest jednoznaczna – mimo wzrostu kosztów, OneWeb uruchomi swój system w terminie, bądź z nieznacznym opóźnieniem, natomiast Rosja utraci wpływy za kilka startów. Zysk za niezrealizowany marcowy start na pewno ich nie zrównoważy.
Rosja zamyka kompleks startowy
W październiku 2011 r. wystartowała z kompleksu startowego ELS (L’Ensemble de Lancement Soyouz) Gujańskiego Centrum Kosmicznego w Kourou pierwsza rosyjska rakieta Sojuz-2, wynosząc na orbitę dwa przedseryjne satelity systemu nawigacji Galileo. W marcu 2021 r., gdy okazało się, że rakieta Ariane-62, która miała wynieść kolejne dwa satelity tej konstelacji nie będzie gotowa na czas, postanowiono je przenieść na Sojuza-ST-B. Kampania VS-28 rozpoczęła się 17 lutego, z datą startu 6 kwietnia. Rozpoczęto wyładunek bloków pierwszego i drugiego stopnia oraz stopnia Fregat-MT z kontenerów transportowych. 19 lutego z belgijskiego Liège na pokładzie samolotu Ił-76 linii Wołga-Dniepr zostały dostarczone do Gujany satelity. 26 lutego Roskosmos oznajmił, że wobec wprowadzenia przez Unię Europejską sankcji wobec Rosji, ta całkowicie zawiesza organizację startów swoich rakiet z Kourou.
Personel, w którego skład wchodziło 87 pracowników RKC „Progress” (producent rakiety nośnej), NPO im. Ławoczkina (producent stopnia Fregat) oraz CENKI (Centrum Eksploatacji Obiektów Naziemnej Infrastruktury Kosmicznej), zajął się konserwacją kompleksu startowego oraz dostarczonych na kosmodrom elementów trzech rakiet Sojuz i stopni Fregat. Zostały one opłacone, zatem Rosja nie będzie domagać się ich zwrotu, natomiast nie jest możliwe ich użycie bez udziału przedstawicieli rosyjskich producentów. Po zakończeniu wszystkich prac, 3 marca ostatnia grupa rosyjskich specjalistów opuściła kosmodrom i powróciła do Rosji. 27 marca Rogozin oznajmił, że kompleks prawdopodobnie został zamknięty na zawsze. A jeszcze kilka tygodni wcześniej, 17 lutego, rozpoczęły się rozmowy pomiędzy Roskosmosem a Europejską Agencją Kosmiczną, na temat modernizacji kompleksu ELS. Chodziło o zamontowanie dodatkowego wyposażenia, umożliwiającego prowadzenie z Ameryki Południowej startów załogowych statków kosmicznych typu Sojuz. Dałoby to europejskim astronautom możliwość samodzielnego dostania się na ISS częściej, niż raz na mniej więcej dwa lata, jak to jest dotychczas. W tej sytuacji rozmowy na ten temat zerwano.
https://zbiam.pl/artykuly/zimna-wojna-w-kosmosie/
-
5/2022
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Rakieta Angara. Ślepy zaułek rosyjskiej kosmonautyki? – Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/05/Rakieta-nosna.png)
Rakieta nośna Angara-1.2 na wyrzutni.
29 kwietnia z kosmodromu Plesieck wystrzelona została rakieta nośna Angara-1.2 o numerze seryjnym 1Ł. Wyniosła ona na orbitę (perigeum 279 km, apogeum 294 km, inklinacja 96,45°) satelitę Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej o nazwie Kosmos 2555. Był to pierwszy start orbitalny tej wersji rakiety z rodziny Angara. Rakieta Angara w ciężkiej wersji ma wkrótce zamienić niebezpieczne ekologicznie Protony, a w wersji lekkiej, po zaprzestaniu eksploatacji rakiet Dniepr i Rokot, przywrócić możliwość wynoszenia lżejszych ładunków, zbyt małych dla Sojuza-2. Ale czy Angara spełni pokładane w niej nadzieje?
Po upadku Związku Radzieckiego rosyjska kosmonautyka znalazła się w głębokim kryzysie. Okazało się, że główne wyrzutnie i znaczna część produkcji znajdują się co prawda w bliskiej, ale jednak zagranicy. Program superciężkich rakiet Energia został wstrzymany, zamówienia obronne znacznie ograniczono. Przed całkowitym upadkiem przemysł kosmiczny uratowała współpraca międzynarodowa – zamówienia amerykańskich korporacji lotniczych, wspólne programy z europejskimi i azjatyckimi agencjami kosmicznymi. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna została umieszczona na orbicie okołoziemskiej, wykorzystując technologie sowieckiej stacji orbitalnej Mir. Rozpoczął działalność pływający kosmodrom Sea Launch. Było jednak jasne, że wsparcie międzynarodowe nie jest wieczne i już w latach 90. rozpoczęto prace nad zapewnieniem Rosji niezależności kosmicznej.
Zadanie było trudne, bowiem wszystkie wyrzutnie rakiet ciężkich i superciężkich ZSRR znalazły się na terytorium Kazachstanu. Do dyspozycji Rosji pozostał tylko kosmodrom wojskowy Plesieck na dużych szerokościach geograficznych, który pierwotnie został stworzony do wystrzeliwania rakiet balistycznych w kierunku Stanów Zjednoczonych, a później był używany do wystrzeliwania satelitów – głównie zwiadowczych - na orbity bliskie Ziemi (LEO). Przemyśliwano też o budowie nowego kosmodromu w rejonie bazy rakietowej Swobodnyj na Dalekim Wschodzie. Obecnie kosmodrom ten, nadal w powijakach, nosi nazwę Wostocznyj. W przyszłości powinien stać się głównym kosmodromem cywilnym Rosji i zastąpić dzierżawiony od Kazachstanu Bajkonur. Najtrudniejsza sytuacja powstała w segmencie rakiet ciężkich o ładowności +20 t. Te rakiety z serii Proton były używane w ZSRR do wystrzeliwania satelitów komunikacyjnych na orbitę geostacjonarną, stacji orbitalnych na LEO, sond do badania Księżyca i planet oraz nielicznych satelitów o przeznaczeniu wojskowym. Wszystkie wyrzutnie Protonów pozostały w Kazachstanie. Jednocześnie proste rozwiązanie – budowa nowych kompleksów startowych w Rosji – było nie do przyjęcia, ze względów środowiskowych.
Protony działały na agresywnej chemicznie hydrazynie i ich starty wywołałyby protesty ludności na terenach, na których spadałyby zużyte dwa pierwsze stopnie. Był to czas, kiedy opinii publicznej nie można było już ignorować. Przeniesienie wyrzutni do Rosji musiało rozpocząć się od opracowania dla nich nowej rakiety na paliwo przyjazne dla środowiska. Już w 1992 r. ogłoszono konkurs na stworzenie pierwszej rosyjskiej rakiety kosmicznej. Jej rozwój został sformalizowany dekretem Prezydenta Rosji z 6 stycznia 1995 r. Termin pierwszego lotu został wyznaczony na 2005 r. Gdyby został on dotrzymany, stworzenie takiej rakiety miałoby sens – dzięki unifikacji jej modułów można było (pod warunkiem, że byłoby produkowane wiele rakiet rocznie) uzyskać obniżkę ceny nawet w stosunku do Protona. Postanowiono, że Angara będzie modułowa: uniwersalne moduły rakietowe (URM) mogły być konfigurowane od wersji lekkiej (jeden moduł w pierwszym stopniu), aż do wersji ciężkiej (siedem modułów). Każdy URM mógł być transportowany koleją osobno, a następnie łączony na kosmodromie. Jego długość miała wynosić 25,1 m, a średnica 3,6 m. W Rosji, gdzie rakiety są transportowane koleją, było to bardzo istotne.
Dlaczego tak długo powstawała Angara?
W latach 1994-1995 wszyscy specjaliści w przemyśle rakietowym i kosmicznym zgadzali się z poglądem, że niemożliwe będzie opracowanie nowych silników rakietowych na wysokoenergetycznych paliwach kriogenicznych (te używane w Energii były po prostu za duże), dlatego projekt przewidywał wykorzystanie sprawdzonej technologii – silników zasilanych naftą i ciekłym tlenem (tzw. kerolox). I tu nastąpił dziwny zwrot sytuacji – zamiast spodziewanego kontraktu na rakietę dla NPO Energia, mającego duże doświadczenie w technice kriogenicznej, jak i dużych silnikach w technologii kerolox, otrzymał go… producent Protona – Centrum Chruniczewa. Obiecał on zrobić rakietę również opartą na technologiach Energii, ale tańszą w produkcji, logistyce i eksploatacji.
Niestety, było to zadanie ponad siły Chruniczewa. Czas mijał, projekt przechodził niezliczone metamorfozy, zmieniały się koncepcje ilości modułów. Rakieta ciągle istniała wyłącznie na papierze, pomimo pochłaniania wielkich środków z budżetu. Dlaczego tworzenie rakiety trwało tak długo, skoro w ZSRR te same zadania rozwiązywano w znacznie krótszym czasie? Najprawdopodobniej dlatego, że Angara nie była potrzebna – zwłaszcza Chruniczewowi. Jego Proton latał z Bajkonuru w programach wojskowych, naukowych, cywilnych, międzynarodowych i komercyjnych. Strona kazachska co prawda narzekała na „truciznę”, ale nie mogła domagać się zamknięcia tak ważnej dla całego świata rakiety. Przenoszenie startów kosmicznych na Angarę było dla Chruniczewa nieopłacalne, ponieważ nowa rakieta była droższa od poprzedniej – najwięcej przecież kosztuje rozwój.
(...)
https://zbiam.pl/artykuly/rakieta-angara/
-
6/2022
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Turystyka kosmiczna
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/06/Pierwszy-samolot-nosiciel-WK2.png)
Pierwszy samolot-nosiciel WK2 otrzymał nazwę własną „Eve” na cześć matki Bransona.
Koncepcje tanich statków przeznaczonych do załogowych lotów balistycznych, pojawiały się od trzydziestu lat. Projektowania i budowy takiego statku podejmowały się różne firmy i osoby prywatne, jednak wszelkie wysiłki kończyły się fiaskiem. W najlepszym wypadku powstawały makiety, a jeśli nawet dochodziło do próbnego startu modelu, to kończył się on zazwyczaj na wysokości kilkuset metrów. Sytuacja zmieniła się diametralnie w 2004 r., gdy Scaled Composites z powodzeniem wyniósł na wysokość ponad 100 km swój niewielki pilotowany samolot rakietowy, znany pod nazwą SpaceShipOne. Jednak mimo obiecujących wyników, na pierwszy lot pasażerski trzeba było poczekać jeszcze blisko dwie dekady.
Na wstępie trzeba wyjaśnić, że nie istnieje żadna fizyczna definicja, określająca wysokość, od której zaczyna się kosmos. Nie da się jej powiązać z ziemską atmosferą, gdyż jej ślady są obecne nawet w odległości dziesięciu tysięcy kilometrów od powierzchni Ziemi, z kolei grawitacyjne panowanie naszej planety rozciąga się do około półtora miliona kilometrów, kiedy to w końcu górę bierze siła pochodząca ze Słońca. Tymczasem satelity z powodzeniem mogą przez wiele miesięcy krążyć na wysokości zaledwie około 250 km, a przecież trudno im odmówić przymiotnika „kosmiczne”.
W związku z tym, że w wielu krajach czy organizacjach używa się różnych definicji pojęcia „lot kosmiczny”, co niejednokrotnie prowadzi do komplikacji, a nawet sporów, należy podać niektóre kryteria tyczące się tego tematu. FAI (Fédération Aéronautique Internationale) stoi na stanowisku, że granicą oddzielającą loty aeronautyczne od astronautycznych jest „linia Karmana” (w sposób teoretyczny wyznaczona w połowie XX wieku przez Theodora von Kármána), przebiegająca na wysokości 100 km nad poziomem morza. Jej pomysłodawca uznał, że na tym pułapie gęstość atmosfery jest zbyt mała, by jakikolwiek statek powietrzny, korzystający w locie z wytwarzania siły nośnej, był w stanie kontynuować lot poziomy. W związku z tym FAI dzieli loty kosmiczne na balistyczne i orbitalne, przy czym do tych pierwszych zalicza wszystkie te, w których długość orbity przebiegającej na wysokości powyżej 100 kilometrów jest krótsza od 40 000 km.
Co znamienne, konsekwencją takiego sposobu liczenia powinno być niezaliczenie lotu Jurija Gagarina w statku Wostok jako misji orbitalnej, gdyż co prawda długość trajektorii lotu od startu do lądowania była rzędu 41 000 km, jednak ponad 2000 km z tego leżało poniżej wymaganego pułapu. Pomimo to lot jest uznawany – i słusznie – jako orbitalny. Do balistycznych lotów kosmicznych zaliczane też są przez FAI dwa loty samolotów rakietowych X-15 i trzy loty samolotu rakietowego SpaceShipOne.
COSPAR (Committee on Space Research) jako sztucznego satelitę Ziemi definiuje obiekt, który bądź wykonał przynajmniej jedno okrążenie naszej planety, bądź przebywał nie krócej niż 90 minut poza jej atmosferą. Ta definicja jest jeszcze bardziej problematyczna, gdyż nie tylko nie ustala, choćby arbitralnie, zasięgu atmosfery do pułapu 100 czy 120 km, ale wprowadza dodatkowe zamieszanie. Wszak pojęcie „okrążenie” może dotyczyć okrążenia Ziemi przez samolot, czy nawet balon (zanotowano już takie przypadki), a nie przez satelitę. Z kolei USAF (United States Air Force) oraz Kongres USA przyznają tytuł astronauty każdemu pilotowi, który przekroczy wysokość 50 mil, to jest 80 467 m. Na podstawie tej definicji „skrzydełka astronauty” zostały przyznane m. in. kilku pilotom doświadczalnego samolotu rakietowego X-15, a także dwójce pilotów statku SpaceShipOne.
Istnieje też inna definicja lotu kosmicznego, która jest w pełni podzielana m.in. przez autora artykułu. Mówi ona o przypadku, w którym doszło do satelizacji obiektu na orbicie trwałej, czyli takiej, na której możliwe jest wykonanie przynajmniej jednego okrążenia Ziemi bez wykorzystania silników bądź powierzchni aerodynamicznych. Jeżeli z jakichś przyczyn (test statku kosmicznego bądź awaria rakiety nośnej) nie doszło do satelizacji obiektu, można wówczas mówić o balistycznym locie kosmicznym. Zgodnie z powyższą definicją, w przypadkach wspomnianych lotów wysokościowych nie należy używać pojęcia „lot kosmiczny”. Dlatego też nie ulega wątpliwości, że piloci i pasażerowie SpaceShipTwo nie powinni sobie rościć pretensji do tytułu astronauty, jednak tak oczywiście nie jest.
Ostatnio pojawiło się też i robi coraz większą karierę określenie mezonauta. Określa ono osobę, która osiągnie wysokość pomiędzy 50 a 80 km nad powierzchnią Ziemi, czyli w granicach mezosfery, która rozciąga się pomiędzy 45-50 a 85-90 km. Jak dalej zobaczymy, mezonauci będą mieć poważny udział w turystyce kosmicznej.
Virgin Galactic i SpaceShipTwo
W połowie 2005 r., na kanwie sukcesu odniesionego przez Scaled Composites i jego system White Knight/SpaceShipOne, magnat branży przemysłu komunikacyjnego i turystycznego Richard Branson założył wraz ze znanym konstruktorem samolotów Burtem Rutanem firmę Virgin Galactic, mającą być pierwszą regularną linią przewozową, świadczącą załogowe loty balistyczne. Jej flota składać się miała z pięciu statków SpaceShipTwo, zdolnych zabrać w niezapomniany lot szóstkę pasażerów i dwóch pilotów.
Branson szacował, że zyski z przedsięwzięcia przekroczą po kilku latach miliard dolarów. Bilet na taką wyprawę miał kosztować około 300 tys. USD (początkowo kosztował „zaledwie” 200 tys. USD), jednak z czasem cena ta miałaby spaść do poziomu około 25-30 tys. USD. Samoloty miały startować ze specjalnie budowanego w tym celu w stanie Nowy Meksyk kosztem 212 mln dolarów Spaceport America (otwarcie pasa startowego miało miejsce 22 października 2011 r.) i tamże lądować.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/06/Richard-Branson-w-stanie-niewazkosci-768x501.png)
Richard Branson w stanie nieważkości.
Lot balistyczny nie będzie dostępny dla wszystkich chętnych. Będą oni musieli mieć przynajmniej przeciętne zdrowie, gdyż przeciążenia podczas startu, a także lądowania, będą na poziomie g+4-5. W związku z tym, prócz podstawowych badań lekarskich, będą oni musieli też przejść test na przeciążenie w granicach g+6-8 na wirówce. Z około 400 chętnych, którzy już mają wykupione bilety na pierwsze loty, około 90% już przeszło go z powodzeniem. Oczywiście zarówno nosiciel – nazwany White Knight Two (WK2), jak i samolot rakietowy SpaceShipTwo (SST), są nie tylko znacznie większe, ale i odmienne konstrukcyjnie od swych pierwowzorów.
WK2, czyli Model 348, ma długość 24 m, rozpiętość 43 m i udźwig 17 t na wysokość 18 km. Napędzany jest dwiema parami silników turbowentylatorowych Pratt and Whitney PW308A. Kompozytowy samolot został zbudowany jako dwukadłubowy, w ścisłym tego pojęcia znaczeniu. Jeden z kadłubów jest repliką SST, dzięki czemu będzie używany jako trenażer dla pasażerów. Symulacja obejmować będzie nie tylko przeciążenia, ale i nieważkość (do kilku sekund). Drugi kadłub będzie oferowany pasażerom, chcącym oglądać naszą planetę z wysokości ponad 20 km. Pierwszy egzemplarz WK2 nosi numer N348MS i nazwę własną VMS (Virgin Mothership) Eve, na cześć matki Bransona. Samolot po raz pierwszy wzniósł się w powietrze 21 grudnia 2008 r., z Sieboldem i Nicholsem za sterami. Virgin Galactic zamówiła dwa egzemplarze WK2, drugi, jeszcze niegotowy, będzie nosił prawdopodobnie nazwę VMS Spirit of Steve Fossett, na cześć sławnego lotnika, baloniarza i podróżnika. [...]
https://zbiam.pl/artykuly/turystyka-kosmiczna/
https://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
7/2022
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
Antonow An-225 historia pewnego marzenia
Michał Petrykowski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/07/Pierwsze-ladowanie-An-225-scaled.jpg)
Pierwsze lądowanie An-225 z wahadłowcem Buran w maju 1989 r., na lotnisku Jubiliejnyj położonym na terenie kosmodromu Bajkonur.
Historia rozwoju największego na świecie eksploatowanego do niedawna samolotu transportowego związana jest z prowadzoną w okresie zimnej wojny rywalizacją o prymat w podboju kosmosu między dwoma supermocarstwami. W odpowiedzi na realizowany w Stanach Zjednoczonych program budowy wahadłowców 17 lutego 1976 r. na posiedzeniu Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego podjęto decyzję o rozpoczęciu prac nad podobnymi konstrukcjami w ZSRR.
Podobnie jak Amerykanie także Sowieci docenili zalety wahadłowców i możliwość ich wielokrotnego wykorzystania do wynoszenia i sprowadzania z orbity sztucznych satelitów oraz innych ładunków. W teorii promy miały pozwolić na zmniejszenie kosztów podroży kosmicznych – do startu wynoszone były tradycyjną rakietą nośną lub na pokładzie większego samolotu-nosiciela, po powrocie z przestrzeni mogły lądować na lotniskach. Uruchomienie sowieckiego programu promu kosmicznego Buran (ros. Буран, „burza śnieżna”) wymusiło konieczność stworzenia samolotu, który zdolny byłby do transportu zarówno wahadłowców jak i elementów rakiet wykorzystywanych do ich wynoszenia.
W odróżnieniu od amerykańskiej koncepcji Buran nie był zaprojektowany jako system zdolny do samodzielnego osiągnięcia przestrzeni kosmicznej. Amerykański Space Shuttle wyposażony był we własne główne silniki rakietowe, wspomagane dwoma pomocniczymi na paliwo stałe (SRB, Solid Rocket Booster). Buran nie miał silników nośnych, a jedynie pomocnicze. Do jego wyniesienia w kosmos wymagana była oddzielna rakieta nośna, Energia. Posiadała ona własne silniki startowe na paliwo ciekłe, cztery RD-0120 oraz cztery RD-170, i mogła posłużyć do transportu na orbitę także innych ładunków o masie do 100 t Podzespoły promu oraz rakiety nośnej wytwarzane były w wielu zakładach na terenie ZSRR, zaś ostateczny montaż elementów kompleksu wykonywano na kosmodromie Bajkonur, na terenie dzisiejszego Kazachstanu.
Zakładano że na etapie prac konstrukcyjnych wymagany będzie transport elementów o długości do 60 m i średnicy do 8 m na odległość od 1500 do 2000 km, zaś po wprowadzeniu wahadłowca Buran do eksploatacji – transport promu kosmicznego po zakończeniu misji z miejsca lądowania do bazy (kosmodromu). Ze względów logistycznych przemieszczanie promu i elementów rakiety drogą lądową nie wchodziło w grę – jedynym wyjściem był przewóz powietrzny. Podczas prac nad systemem transportowym wzorowano się na rozwiązaniach przyjętych w Stanach Zjednoczonych, gdzie do podobnych celów wykorzystywane były samoloty Boeing 747 należące do NASA (egz. B747-100 o znakach N905NA oraz B747-SR4, rej. N911NA). Sowieccy konstruktorzy przystąpili do poszukiwania płatowca, który po niezbędnych modyfikacjach mógłby transportować gotowy prom kosmiczny i elementy rakiety.
Początkowo zadanie budowy samolotu zlecono OKB Antonowa (ОКБ – Oпытное Конструкторское Бюро – biuro doświadczalno-konstrukcyjne). Na przełomie 1980 i 1981 r., główny konstruktor kompleksu Buran, Gleb Łozino-Łoziński, podczas spotkań z Olegiem Konstantinowiczem Antonowem określił wstępne wymagania dotyczące nowego samolotu-nosiciela. Zgodnie z oczekiwaniami transportowiec miał służyć nie tylko do przenoszenia promu Buran lub elementów rakiety Energia. Docelowo miał być platformą wykorzystywaną do wynoszenia załogowych lub bezzałogowych statków kosmicznych – w projekcie uwzględniono bowiem możliwość startu z grzbietu samolotu „mniejszego” wahadłowca wraz ze zbiornikami paliwa. Wraz z nowymi zadaniami rosły wymagania dotyczące osiągów – minimalny udźwig maszyny określono na 170 t.
Nieprzypadkowo temat budowy nosiciela skierowany został do OKB Antonowa. W tym czasie w biurze powstawał projekt ciężkiego samolotu transportowego An-124. Okazało się jednak że czterosilnikowy kolos nie spełnia wszystkich wymagań „kosmicznego” programu. Po pierwsze obliczenia wykazały że dysponuje on zbyt małym udźwigiem (choć jak się później okazało podczas lotów testowych wyniósł ładunek o masie ponad 171 t). Po drugie Rusłan zbudowany był w układzie z klasycznym usterzeniem, co wykluczało możliwość startu z jego grzbietu statków kosmicznych – usterzenie znalazłoby się bowiem w strefie oddziaływania gazów z silników rakietowych przenoszonych pojazdów. W tym czasie prace nad An-124 znajdowały się w zaawansowanym stadium. Projekt przyjęty był na najwyższych szczeblach, wykluczona była modyfikacja samolotu, nie była także możliwa budowa nowej odmiany płatowca. Doraźnym rozwiązaniem proponowanym przez OKB Antonowa było dostosowanie do roli nosiciela ciężkiego czterosilnikowego turbośmigłowego samolotu An-22. Transport tak dużych ładunków na jego grzbiecie wiązałby się z poważnymi problemami ze statecznością maszyny, a ze względów konstrukcyjnych i wytrzymałościowych modyfikacja kabiny transportowej do przewozu ładunków o średnicy 8,3 m w jej wnętrzu okazała się niemożliwa.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/07/prezentacja-An-225-744x496.jpg)
Oficjalna prezentacja An-225 miała miejsce 30 listopada 1988 r. na lotnisku Kijów-Swiatoszyn. Dobrze widoczne podwójne usterzenie i dodatkowa sekcja płatów w przykadłubowej części samolotu.
Ponieważ biuro Antonowa nie mogło zrealizować budowy samolotu-nosiciela zadanie powierzono OKB Miasiszczewa, które zaproponowało modyfikację wojskowego czterosilnikowego samolotu 3M. Do roli transportowca przebudowane zostały latające zbiornikowce, płatowce w wersji 3MN-2. Otrzymały one nową, przedłużoną o 7 m i wygiętą nieco ku górze tylną sekcję kadłuba z węzłami do mocowania ładunków w jego górnej części oraz podwójne usterzenie; do wspomagania hamowania wykorzystywane były spadochrony. W płatowcu wzmocniono elementy strukturalne i zmodyfikowano system sterowania, zastosowano silniki o większym ciągu. Opracowano kilka wersji cylindrycznych osłon montowanych na kadłubie wewnątrz których transportowany był ładunek. Prace nad nową konstrukcją rozpoczęto na początku 1978 r. a trzy lata później, 29 kwietnia 1981 r., oblatany został samolot oznaczony jako 3M-T. Wkrótce potem nazwę konstrukcji zmieniono na WM-T Atlant (ros. ВМ-Т Атлант). Transportowiec został dostosowany do przenoszenia na grzbiecie elementów rakiet Energia.
Pierwszy lot z ponadgabarytowym ładunkiem na kadłubie wykonany został na początku 1982 r., a pierwszy lot z wahadłowcem Buran 1 marca 1983 r. Powstały dwa egzemplarze WM-T, które początkowo nosiły znaki rejestracyjne CCCP-01402 i CCCP-01502, oraz jeden płatowiec do testów statycznych. Maszyna o długości 51,23 m i rozpiętości 53,14 m wyposażona była w cztery silniki Dobrynin VD-7MD o ciągu 195,45 kN każdy. Masa pustego samolotu wynosiła 81,2 t, maks. dźwig 45,3 t a maksymalna masa do startu z ładunkiem na grzbiecie określona została na 187 t (docelowo 200 t). W latach 1982-1988 WM-T wykonały około 150 lotów na Bajkonur z elementami rakiet kosmicznych, jednak możliwości transportowe maszyny okazały się niewystarczające, a ich eksploatacja przysparzała trudności. Z uwagi na ograniczenia wymiarów i maksymalnej masy nosiciela wiele elementów kompleksu Buran nie mogło być przewożonych na grzbiecie Atlanta. Dodatkowo z uwagi na zbyt mały udźwig Miasiszczew przenosił orbiter ze zdemontowanym usterzeniem pionowym bądź zdemontowaną częścią systemów.
https://zbiam.pl/artykuly/antonow-an-225-historia-pewnego-marzenia/
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-72022/
8/2022
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Postępy amerykańskich programów hipersonicznych – Paweł Henski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-82022/
9/2022
Aktualności z kosmosu – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-92022/
-
10/2022
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Co piszczy w Układzie Słonecznym? – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-102022/
11/2022
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Samobójcza misja sondy DART
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/11/Chwila-przed-zderzeniem-grafika..jpg)
Chwila przed zderzeniem (grafika).
Ponad 66 milionów lat temu asteroida o średnicy 10 km i masie biliona ton uderzyła z prędkością 10-20 km/s w naszą planetę w miejscu dzisiejszego Półwyspu Jukatan w Meksyku. W wyniku zderzenia wyzwoliła się energia równa około 4×1023 J, której ekwiwalentem jest eksplozja 100 bilionów ton TNT. Ta potworna siła spowodowała przebicie skorupy ziemskiej do głębokości 30 km i powstanie krateru Chicxulub o średnicy wewnętrznej 150 km, a zewnętrznej 240 km. Potężne tsunami zniszczyło wszystko w promieniu tysięcy kilometrów.
Wyrzucone w górę rozżarzone skały, pył i gazy, głównie związków siarki, spowodowały nastanie „zimy nuklearnej”, która na kilka lat spowiła naszą planetę nieprzeniknionym obłokiem, uniemożliwiającym fotosyntezę. Spowodowało to drastyczną zmianę klimatu – spadek temperatury o 8 stopni. W efekcie w krótkim czasie na naszej planecie wymarło 75% istot żywych. O ile jednak zagłada dinozaurów dała szansę ewolucji ssakom, z których i my się wywodzimy, to nauczeni tą historią, powinniśmy przedsięwziąć konkretne środki, by uniemożliwić zajście kolejnego takiego wydarzenia w przyszłości. Czy to w ogóle jest możliwe? Odpowiedź na to fundamentalne pytanie ma nam dać misja DART.
Jak duże jest zagrożenie?
Chociaż prawdopodobieństwo poważnej kolizji w najbliższym czasie jest niskie, jest prawie pewne, że w końcu się to stanie, o ile nie zostaną podjęte środki obronne. Wydarzenia astronomiczne – takie jak uderzenie komety Shoemaker-Levy-9 w Jowisza w 1994 r., czy meteor z Czelabińska w 2013 r., wraz z rosnącą liczbą odkrywanych obiektów bliskich Ziemi – ponownie zwróciły uwagę na takie zagrożenia. Powstała definicja potencjalnie niebezpiecznego obiektu PHO (Potentially Hazardous Object). Jest to obiekt – asteroida lub kometa – znajdujący się na orbicie, która może zbliżać się do orbity Ziemi i jest wystarczająco duży, aby w przypadku uderzenia spowodować znaczne regionalne szkody. Uznano, że taką graniczną bezpieczną odległością jest 0,05 jednostki astronomicznej, czyli około 7,5 miliona kilometrów. Natomiast wielkość asteroidy, czy ściślej mówiąc jej masa, ma decydujące znaczenie dla skali szkód, jakie może wyrządzić. Oszacowanie tego przedstawia Tabela 1.
Według stanu na czerwiec 2022 r. istnieje 2270 znanych PHO (około 8% całej populacji w pobliżu Ziemi), z których 150 szacuje się na średnicę większą niż kilometr. Należy jednak pamiętać, że orbity tak małych ciał ulegają z czasem znacznym zmianom, głównie ze względu na wpływy grawitacyjne Słońca, Ziemi, a w mniejszym stopniu innych planet. Przez setki i tysiące lat, potencjalnie bezpieczne orbity asteroid mogą tak wyewoluować, że staną się PHO. Jednak dla urealnienia ewentualnej obrony planetarnej dodatkowo zawężono kryteria zagrożenia do najbliższych 100 lat. W efekcie okazało się, że rzeczywiste zagrożenie stanowi 17 obiektów.
Jak możemy odsunąć asteroidę?
Istnieją różne techniki unikania kolizji, można je podzielić za względu na rodzaj łagodzenia zagrożenia na odchyleniowe (opóźnieniowe) lub fragmentacyjne, a ze względu na rodzaj zastosowanej energii na kinetyczne, elektromagnetyczne, grawitacyjne, słoneczne/termiczne lub jądrowe. W każdym z tych przypadków należy uwzględnić znacznie nieraz się różniące możliwości w odniesieniu do wydajności, kosztów, ryzyka awarii, czy gotowości technologii. Fragmentacja generalnie koncentruje się na unieszkodliwianiu celu poprzez jego rozdrobnienie i rozproszenie odłamków tak, że omijają Ziemię lub są na tyle małe, by spłonąć w atmosferze. Opóźnienie wykorzystuje fakt, że zarówno Ziemia, jak i cel znajdują się na orbitach. Uderzenie może mieć miejsce jedynie wtedy, gdy oba ciała osiągną ten sam punkt w kosmosie w tym samym czasie. Opóźnienie lub przyspieszenie przybycia asteroidy o czas rzędu siedmiu minut może, w zależności od dokładnej geometrii uderzenia, spowodować ominięcie Ziemi. Siedem minut to czas, w którym Ziemia przesuwa się na orbicie o swoją średnicę.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2022/11/Start-sondy-DART-do-misji-samobojczej-744x496.jpg)
Start sondy DART do misji samobójczej. Miał on miejsce 24 listopada 2021 r. ze stanowiska SLC-4C w Vandenberg.
W przypadku technik odchyleniowych najbardziej radykalnym i jednocześnie najszybszym rozwiązaniem wydaje się być zastosowanie głowicy nuklearnej, przy czym nie ma większego znaczenia, czy zostanie ona zdetonowana nad, na, czy pod powierzchnią zagrażającej asteroidy. Istotne jest, że powstałe w chwili wybuchu ciepło gwałtownie, ablacyjnie odparuje całą powierzchnię celu, co spowoduje stworzenie wyrzutów rozżarzonej materii, tzw. dżetów, które zgodnie z III zasadą dynamiki Newtona spowodują zmianę prędkości ruchu asteroidy. Obliczenia wykazują, że do wystarczającej zmiany orbity PHO o średnicy około 1 km wystarczyłoby 6 ładunków termonuklearnych B83 o mocy po 1,2 Mt TNT, do wyniesienia których trzeba byłoby użyć dwóch największych obecnie rakiet Falcon Heavy. Znacznie łatwiejszą, choć oczywiście mniej efektywną metodą jest użycie impaktora kinetycznego. Jest to w zasadzie nieuzbrojony pocisk o dużej masie, który zderza się z asteroidą z dużą prędkością, najlepiej po kursie przeciwbieżnym (ale nie jest to konieczne) i zgodnie z zasadą zachowania momentu pędu powoduje niewielkie zmniejszenie jego prędkości, co z kolei modyfikuje jego orbitę. Wielką zaletą tego rozwiązania jest jego prostota i niezawodność, nie wymaga też zastosowania superciężkich rakiet.
https://zbiam.pl/artykuly/samobojcza-misja-sondy-dart/
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-112022/
12/2022
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-122022/
-
1/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Chińska stacja orbitalna Tiangong gotowa – Waldemar Zwierzchlejski
Mirosław Hermaszewski. Polski lotnik kosmonauta – Henryk Czyżyk
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-12023/
2/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Ostatni Boeing 747. Koniec pewnej epoki – Paweł Bondaryk
Przechwytywanie balonów w ZSRR – Piotr Butowski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-22023/
Artemis 1. Wracamy na Księżyc
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/02/selfie-oriona-z-28-listopada-13-dnia-lotu.jpg)
Selfie statku kosmicznego Orion z 28 listopada 2022 r., trzynastego dnia lotu. Z największego podczas lotu dystansu, widoczne Księżyc i Ziemia.
Pomiędzy 16 listopada a 11 grudnia ubiegłego roku zrealizowany został lot bezzałogowego statku kosmicznego Orion. Była to pierwsza misja programu Artemis, czyli powrotu ludzi na Księżyc, zrealizowana niemal dokładnie 50 lat po ostatnim, jak dotąd, lądowaniu ludzi w ramach programu Apollo. Był to jednocześnie pierwszy start rakiety księżycowej SLS, pierwszy lot Oriona w stronę Księżyca, oraz pierwsze wejście statku kosmicznego na odległą orbitę wsteczną (DRO). Ponieważ wszystkie cele pierwotne i wtórne misji zostały zrealizowane z sukcesem, droga do misji Artemis 2, czyli załogowego oblotu Księżyca, została otwarta.
Artemis 1, dawniej zwana Exploration Mission-1 (EM-1), była pierwszym zintegrowanym testem w locie statku kosmicznego Orion i rakiety Space Launch System (SLS). Jego głównym celem było przetestowanie Oriona, a zwłaszcza jego osłony termicznej. SLS w wariancie Block 1 składała się ze stopnia podstawowego, dwóch 5-segmentowych rakiet wspomagających na paliwo stałe (SRB) i stopnia górnego ICPS. Stopień podstawowy CS-1 wykorzystywał cztery silniki RS-25D, z których wszystkie wcześniej używano w misjach promów kosmicznych. Został on zbudowany w Michoud Assembly Facility przez Boeinga i wyposażony w silniki w listopadzie 2019 r. Następnie skierowano go na serię testów Green Run w Stennis Space Center, która składała się z ośmiu testów o rosnącej złożoności. Były to kolejno: testy wibracyjne, elektroniki, odporności na awarie, napędu bez uruchamiania silników, układu sterowania wektorem ciągu, symulacji odliczania, próba generalna z napełnianiem zbiorników materiałami pędnymi (tzw. próba mokra, wet dress rehearsal, WDR) oraz statyczny zapłon silników na pełny czas pracy ośmiu minut. Pierwszy test przeprowadzono w styczniu 2020 r., kolejne przebiegły bezproblemowo, aż do ostatniego, 16 stycznia 2021 r.
Silniki wyłączyły się już po jednej minucie pracy, co było spowodowane spadkiem ciśnienia w układzie hydraulicznym układu sterowania wektorem ciągu silników poniżej wartości granicznych ustalonych w teście. Test powtórzono 18 marca, tym razem osiągając pełne 8-minutowe odpalenie. Następnie stopień opuścił Centrum Stennisa 24 kwietnia 2021 r. i został przetransportowany drogą morską barką Pegasus do Centrum Kosmicznego im. Kennedy’ego, gdzie dotarł trzy dni później. Znacznie wcześniej, bo już od lipca 2017 r. przebywał tam kriogeniczny stopień górny ICPS (Interim Cryogenic Propulsion Stage). Poszczególne segmenty rakiet SRB przybyły do KSC koleją w czerwcu 2020 r., adapter LVSA, łączący ze sobą oba stopnie SLS, przypłynął Pegasusem w końcu lipca. Składanie SLS, rozpoczęto 23 listopada 2020 r. w hali wysokiej nr 3 (High Bay 3) w VAB (budynku montażu pojazdów), rozpoczynając go od dwóch dolnych segmentów rakiet wspomagających SRB.
Składanie SRB zakończono 2 marca 2021 r. W czerwcu do SRB zostały dołączone stopień centralny i LVSA, a 8 lipca 2021 r. ICPS. Po zakończeniu serii testów retrakcji pępowiny startowej i integracji, 8 października 2021 r. na szczycie zestawu umieszczono adapter Oriona OSA (Orion Stage Adapter) wraz z 10 ładunkami dodatkowymi. Jednocześnie w Multi-Payload Processing Facility trwała obsługa samego statku kosmicznego Orion (Orion Multi-Purpose Crew Vehicle), składającego się z kabiny CM-002 oraz europejskiego modułu serwisowego ESM-01. Został on zatankowany 16 stycznia 2021 r. 20 października został on skompletowany wraz z systemem awaryjnego przerwania startu LAS i osłoną awaryjną, a następnie przewieziony do VAB i ułożony na szczycie rakiety SLS, kończąc składanie całości.
Kłopoty z tankowaniem
17 marca 2022 r. Artemis 1 po raz pierwszy wyjechał z VAB na kompleks startowy LC-39B, aby przeprowadzić próbę mokrą WDR. Pierwsza taka próba, przeprowadzona 3 kwietnia, została przerwana z powodu problemów z utrzymaniem ciśnienia w systemach wyrzutni mobilnej. Druga próba wykonania testu, przeprowadzona 4 kwietnia, została także przerwana po wystąpieniu szeregu problemów – z dostarczeniem gazowego azotu do kompleksu startowego, utrzymaniem temperatury ciekłego tlenu i zablokowaniem zaworu odpowietrzającego w pozycji zamkniętej. Podczas przygotowań do trzeciej próby 14 kwietnia zawór zwrotny helu w górnym stopniu ICPS był utrzymywany w pozycji półotwartej przez mały kawałek gumy wystający z jednego z pępowinowych ramion wyrzutni, zmuszając przewody testowe do opóźnienia tankowania stopnia. Okazało się, że zawór można wymienić jedynie w VAB. W tej sytuacji postanowiono test przeprowadzić bez tankowania ICPS.
Zbiornik ciekłego tlenu rakiety zaczął się napełniać, jednak podczas tankowania ciekłego wodoru wykryto wyciek na płycie pępowinowej masztu, znajdującej się po stronie wyrzutni, co wymusiło kolejne wcześniejsze zakończenie testu. NASA zdecydowała się przetoczyć pojazd z powrotem do VAB, aby naprawić wyciek wodoru i zawór zwrotny helu ICPS, jednocześnie ulepszając dopływ azotu do LC-39B po długich przerwach w trzech poprzednich próbach kostiumów na mokro. Artemis 1 został wycofany do VAB 26 kwietnia. Po zakończeniu napraw i modernizacji wyjechał na kompleks startowy 39B po raz drugi 6 czerwca.
Podczas czwartej próby WDR 20 czerwca rakieta została w pełni zatankowana na obu stopniach. Mimo to, z powodu wycieku wodoru na szybkozłączu przewodu pępowinowego, odliczanie nie mogło osiągnąć planowanego momentu T-9,3 s i zostało zatrzymane w chwili T-29 s. Jednakże NASA orzekła, że osiągnięto prawie wszystkie zaplanowane cele testowe i ogłoszono zakończenie WDR. 2 lipca Artemis 1 został przeniesiony z powrotem do VAB w celu wykonania ostatecznych przygotowań do startu i naprawienia wycieku wodoru. Powrót na kompleks startowy nastąpił 17 sierpnia. SLS przeszedł przegląd gotowości do lotu 23 sierpnia. Start zaplanowano na dwa okna startowe, 29 sierpnia i 5 września. Tankowanie rozpoczęto 29 sierpnia Przed startem zaobserwowano, że silnik nr 3 znajduje się powyżej maksymalnej dopuszczalnej temperatury startu. Inne trudności techniczne obejmowały opóźnienie w komunikacji między statkiem kosmicznym a naziemną kontrolą, niewielki wyciek paliwa i pęknięcie pianki izolacyjnej połączeń między zbiornikami ciekłego wodoru i ciekłego tlenu. NASA odwołała start, gdyż usterek nie udało się usunąć podczas dwugodzinnego okna startowego. Inspekcja wykazała, że to uszkodzenie czujnika spowodowało podawanie błędnie wysokiej temperatury silnika. Druga próba startu została zaplanowana na 3 września. Okno startowe trwało także dwie godziny.
Ponownie zaobserwowano wyciek z przewodu paliwowego w ramieniu serwisowym. Przyczyna wycieku była niepewna, podejrzewano, że nadciśnienie w przewodzie ciekłego wodoru interfejsu szybkiego odłączania podczas próby startu mogło uszkodzić uszczelkę. Jako kolejną datę startu rozważano 19 września, jednak okazało się, że jest problem z certyfikacją systemu autodestrukcji rakiety, gdyż mijał 25-dniowy termin gwarantowanego działania baterii zasilającej, a jej wymiana nie była możliwa na wyrzutni. Start miał być wykonany 27 września, jednak dzień wcześniej rakieta w trybie pilnym została zawrócona do VAM, gdyż nad Florydę nadciągał huragan Ian. Huragan okazał się niegroźny, ale wykonano wszystkie prace naprawcze. Rakieta SLS po raz kolejny wróciła na wyrzutnię 4 listopada. Dwunastego listopada, po kolejnym opóźnieniu spowodowanym huraganem Nicole, menedżerowie NASA postanowili wystrzelić SLS 16 lub 19 listopada. Początkowo poprosili o możliwość wystrzelenia 14 listopada, ale powstrzymała ich Nicole – kolejny huragan. NASA zdecydowała pozostawić rakietę na wyrzutni, powołując się na niskie prawdopodobieństwo, że prędkość wiatru przekroczy ograniczenia projektowe rakiety. Oczekiwano, że prędkość wiatru osiągnie 47 km/h, w porywach do 74 km/h. Tymczasem Nicole okazała się groźniejsza, wiatr w KSC osiągnął aż 137 km/h, a w porywach do 160 km/h. Weryfikacja rakiety pod kątem uszkodzeń fizycznych nie wykazała na szczęście żadnych istotnych uszkodzeń. 15 listopada zespół zarządzający misją wydał komendę „GO” do rozpoczęcia odliczania.
Czytaj pełną wersję artykułu ...
https://zbiam.pl/artykuly/artemis-1-wracamy-na-ksiezyc/
3/2023
Aktualności kosmiczne – Krzysztof Kuska, Waldemar Zwierzchlejski
Nadchodzi Starship
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/04/sls-block-1-i-starship.jpg)
Porównanie rozmiarów superrakiet SLS Block 1 i Starship.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to być może jeszcze w marcu będziemy świadkami pierwszej próby lotu największej rakiety kosmicznej na świecie, jaką ma się stać Starship. Projekt zaproponowany przed laty przez Elona Muska, założyciela, dyrektora generalnego i głównego inżyniera Space Exploration Technologies Corporation (SpaceX), po kilku zmianach wyglądu, może nie tylko zrewolucjonizować transport kosmiczny. Może też zupełnie zmienić podejście ludzkości do kosmosu, umożliwiając w perspektywie nie tylko loty wieloosobowych załóg na Księżyc, ale nawet na Marsa, czy ku innym ciałom Układu Słonecznego.
Starship nie będzie pierwszą superrakietą, zdolną do umieszczenia na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO) ładunków o masie rzędu 100 t, a w kierunku Księżyca kilkudziesięciu. Palmę pierwszeństwa dzierży tu amerykański Saturn-V, który w latach 1967-72 wykonał 12 udanych startów, umożliwiając po raz pierwszy w historii dotarcie ludzi na Księżyc. Jeśli chodzi o parametry, to jest problem z porównaniem. Rakieta była skrojona wyłącznie do wynoszenia na trajektorię wiodącą ku Księżycowi zestawu statku macierzystego Apollo i lądownika LM, o łącznej masie 47 t. Natomiast by to osiągnąć, nie wystarczały dwa pierwsze stopnie, konieczny był trzeci, którego krótkotrwały zapłon umożliwiał osiągnięcie niskiej orbity okołoziemskiej. Stąd dopiero następował długi strzał w stronę Srebrnego Globu, a łączna masa, która rozpoczynała daleki lot sięgała 118 t. Przez długi czas była to rekordowa masa, jaką udało się umieścić na orbicie LEO, dopiero w latach 80. ub. wieku, nieznacznie, bo zaledwie o 2 t, szala przechyliła się na korzyść wahadłowca systemu STS, używanego w latach 1981-2011.
Tu z kolei należy zauważyć, że sam prom kosmiczny był zazwyczaj środkiem transportu, a ładunek użyteczny, który mógł przewieźć w ładowni, był lżejszy, niż 30 t. W dodatku prom musiał się wspomagać własnymi silnikami, by osiągnąć orbitę. W przypadku Saturna-V doszło w 1973 r. do lotu bez użycia trzeciego stopnia, wyniesiony wówczas na LEO ładunek – stacja orbitalna Skylab – miała masę 76 t, natomiast dwustopniowy Saturn mógłby wynieść na LEO 116 t – ale do takiego jego użycia nigdy nie doszło. Konkurencją dla rakiety amerykańskiej była radziecka księżycowa N-1, która w latach 1969-72 wykonała cztery loty – wszystkie zakończone awarią pierwszego stopnia. Dodać tu należy, że w pierwszym stopniu N-1 miała aż 30 silników NK-15, gdyż Rosjanie nie dysponowali wówczas technologią, umożliwiającą zbudowanie silnika o wysokim ciągu. Dla porównania, Saturn-V miał w pierwszym stopniu jedynie 5 silników. N-1 umożliwiała wyniesienie na LEO około 70 t, z czego większość przypadała na dwa kolejne stopnie oraz kompleks księżycowy Ł-1/Ł-3. Kolejną superrakietą była radziecka Energia, mogąca umieścić na LEO masę 88 t w wersji trzystopniowej, bądź w wersji dwustopniowej orbiter Buran o masie 105 t, który wspomagając się własnymi silnikami wchodził na LEO. Została ona użyta jedynie dwukrotnie, w roku 1987 i 1988. Jak widać, wszystkie wspomniane konstrukcje dawno wyszły z użycia.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/04/start-sn15-768x512.jpg)
Testy prototypów drugiego stopnia: start SN15. 5 maja 2021 r. wykonano z jego udziałem pierwszy w pełni udany lot wykorzystujący wszystkie elementy mechaniki w pojeździe.
Współcześnie parametry nieco zbliżone do nośności superrakiet na LEO może mieć Falcon Heavy w nieużywanej dotąd wersji bez odzyskiwania wszystkich stopni – około 64 t, jednak jest to wartość teoretyczna, gdyż nie są planowane misje na LEO bez odzyskiwania przynajmniej bocznych stopni. Jedyną obecnie superrakietą, która spełnia podane wyżej kryteria jest, amerykański Space Launch System (w skrócie SLS), który zadebiutował w swej najlżejszej wersji w końcu ubiegłego roku. Rakieta generalnie jest przeznaczona do lotów księżycowych, zatem znów trudno mówić o jej teoretycznych osiągach na LEO. Jednak są to wartości oficjalnie podawane, zatem zostaną przytoczone dla jej trzech wersji: Block 1 – 70 t na LEO i 27 t ku Księżycowi, Block 1A 105/42 t i Block 2 130/46 t. A ile udźwigu będzie mieć Starship? 150 t w wersji odzyskiwalnej i 250 t w jednorazowej!
Koncepcja pierwotna i jej zmiany
Elon Musk w kilku wywiadach stwierdzał, że jego dalekosiężnym celem jest załogowa eksploracja, a w dalszej perspektywie kolonizacja Marsa. W 2011 r. określił czas potrzebny na realizację projektu wysłania załogowej misji na Marsa na 10-20 lat. W 2013 r. przedstawił wizję założenia na Marsie kolonii liczącej kilkadziesiąt tysięcy ludzi, z których pierwsi mogliby udać się tam już pod koniec lat 20. Koncepcja rakiety nośnej zakładała, że jednorazowo będzie możliwy transport ok. 100 ludzi. Podczas Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego, który odbywał się 26-30 września 2016 r. w Guadalajarze w Meksyku, Musk przedstawił bardziej szczegółowo koncepcję systemu transportu marsjańskiego, której nadano nazwę Interplanetary Transport System (ITS) – system transportu międzyplanetarnego. Łączna wysokość planowanego pojazdu miała wynosić 122 m, a średnica 12 m. Statek miał być w stanie wynieść 550 t na niską orbitę okołoziemską.
19 lipca 2017 r. podczas wystąpienia na konferencji ISS Research & Development Musk oświadczył, że do wyprawy marsjańskiej zostanie zaprojektowana znacznie mniejsza rakieta niż ITS, którą można będzie zastosować również do celów komercyjnych w lotach na LEO. Szczegóły zmniejszonej wersji systemu nazwanego BFR (ang. Big Falcon Rocket) zostały przedstawione podczas Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego w 2017 r. w Adelajdzie w Australii. Pojazd miał mieć łączną wysokość 106 m i średnicę 9 m i być w stanie wynieść 150 t ładunku na niską orbitę okołoziemską. Pierwszy stopień rakiety miał być wyposażony w 31 silników Raptor 2, natomiast drugi stopnień w 6 identycznych silników, przy czym cztery z nich byłyby zoptymalizowane do używania w próżni. Przedstawiona została propozycja zastosowania rakiety również jako środek transportu między oddalonymi od siebie punktami na Ziemi. We wrześniu 2018 r. SpaceX zaprezentował kolejne zmiany, które zaszły w projekcie. Jednocześnie ogłoszono szczegóły pierwszego planowanego turystycznego lotu załogowego tworzonym statkiem. Lot dookoła Księżyca wykupiony został przez japońskiego biznesmena i mecenasa sztuki Yusaku Maezawa i zaplanowany wówczas na rok 2023.
W listopadzie 2018 r. drugiemu stopniowi pojazdu nadano nazwę Starship, a pierwszy stopień nazwano Super Heavy. W styczniu 2019 r. nazwa całego pojazdu, na który składają się oba człony, zmieniona została również na Starship. Podczas prezentacji we wrześniu 2019 r., Elon Musk omówił zmiany, które zaszły w projekcie, zademonstrowany został również pierwszy pełnowymiarowy prototyp statku. W marcu 2020 r. SpaceX umieścił na swojej stronie internetowej podręcznik użytkownika statku Starship, w którym zawarto informacje istotne z punktu widzenia klientów planujących zamówić transport ładunków. W podręczniku tym zawarto m.in. wartości przeciążeń, a także poziomy natężenia fal akustycznych w zależności od częstotliwości, jakim poddane będą ładunki podczas lotu. W chwili obecnej znane są cztery wersje drugiego stopnia – transportowa, załogowa, lądownik księżycowy oraz zbiornikowiec. Ten ostatni będzie wykorzystywany do lotów poza LEO. Projekt, mimo dość powszechnego niedowierzania co do jego wielkości i rozmachu, zaczął być realizowany.
Konstrukcja i wybór paliwa
Starship to dwustopniowy pojazd kosmiczny o łącznej wysokości 120 m i średnicy 9 m. Do budowy obu stopni pojazdu zamiast włókna węglowego użyto stali nierdzewnej. W ten sposób obniżano koszty produkcji, przy jednoczesnym zwiększeniu wytrzymałości w temperaturach kriogenicznych. Stal, ze względu na wyższą temperaturę topnienia, zmniejszyła również potrzebną grubość osłon termicznych. Pierwszy stopień Super Heavy, o wysokości ok. 70 m i średnicy 9 m posiada 33 silniki Raptor 2, dające około dwa razy więcej ciągu niż pierwszy stopień Saturna-V. Zbiorniki Super Heavy mają pojemność 3600 t, przy czym 2800 t przypada na ciekły tlen, a 800 t na ciekły metan. Tutaj pojawia się kolejna wielka zmiana, w stosunku do poprzednich superrakiet. O ile dotychczas stosowano w nich jako paliwo wyłącznie naftę, bądź wodór, teraz pojawił się na arenie metan.
Najłatwiejszym w użyciu jest paliwo rakietowe bazujące na ropie naftowej. Ma ono dużą gęstość (co przekłada się na małą objętość zbiorników) i zapewnia duży ciąg silnika. Podstawową jednak przeszkodą w zastosowaniu tego paliwa w lotach na Marsa jest skomplikowana budowa chemiczna oraz fakt, że nie jest możliwe otrzymywanie go na Marsie. Z kolei najwydajniejszym z paliw rakietowych jest wodór. Spala się oferując bardzo dobre parametry silników. Jest jednak najtrudniejszy i najbardziej kosztowny w użyciu, a jego niewielka gęstość (70 kg/m³ w porównaniu z 1000 kg/m³ dla paliwa rakietowego ropopochodnego) wymaga stosowania ogromnych zbiorników. W dodatku w stanie ciekłym wodór jest paliwem kriogenicznym i ma bardzo niską temperaturę przechowywania -253ºC). Kompromisowym paliwem pod względem parametrów silnika i wygodą użytkowania okazał się skroplony metan. Ma niewielką gęstość, co powoduje, że zbiorniki są znacznie mniejsze niż w przypadku wodoru i zapewnia bardzo dobre parametry silnika. Temperatura ciekłego metanu wynosi około -162ºC, jest on zatem łatwiejszy do przechowywania od wodoru. Podobnych warunków wymaga przechowywanie ciekłego tlenu. Metan jest tani i prosty do uzyskania, można go w prosty sposób wytworzyć na Marsie, wykorzystując dostępne na tej planecie surowce, tj. wodę i dwutlenek węgla. Jest to także bardzo dobre paliwo dla silników wielokrotnego użytku, gdyż nie tworzy osadów węglowych, jak nafta lotnicza.
(...)
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-32023/
-
4/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Programy lotniczo-kosmiczne Pentagonu na rok 2024
Paweł Henski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/05/b-21a-raider-usaf.jpg)
W 2024 r. na program budowy trudnowykrywalnych, strategicznych bombowców B-21A Raider USAF chcą wydać 2,98 mld USD. Nie ujawniono ile egzemplarzy ma zostać zakupionych w 2024 r.
Plany wydatkowe departamentu obrony Stanów Zjednoczonych na rok 2024 przewidują zakup około 152 samolotów załogowych i 20 bezzałogowych oraz 120 śmigłowców. Jednocześnie, siły powietrzne (USAF) planują w 2024 r. wycofanie ze służby 224 samolotów załogowych (w tym 89 myśliwców) i 49 bezzałogowych oraz 37 śmigłowców. Wciąż największą inwestycją lotniczą jest zakup trzech wersji wielozadaniowego samolotu myśliwskiego o cechach utrudnionej wykrywalności Lockheed Martin F-35 Lightning II oraz modernizacja posiadanej floty. Zakupy w 2024 r. mają objąć łącznie 107 myśliwców, w tym 83 F-35 Lightning II oraz 24 F-15EX Eagle II. Drugi na liście wydatków jest program budowy nowych strategicznych samolotów bombowych Northrop Grumman B-21A Raider. Znaczne dofinansowanie mają otrzymać, realizowane równolegle przez USAF oraz marynarkę wojenną (US Navy), programy budowy tzw. platformy przewagi powietrznej następnej generacji (NGAD).
13 marca 2023 r. departament obrony Stanów Zjednoczonych (Pentagon) opublikował projekt budżetu obronnego na rok fiskalny 2024. Wydatki Pentagonu mają zamknąć się w kwocie 842 mld USD. Jest to o 26 miliardów, czyli 3,2 procent, więcej niż wyniósł budżet obronny zatwierdzony ostatecznie przez Kongres na rok fiskalny 2023. Projekt zawiera rekordową kwotę 170 mld USD na zakupy i równie rekordową kwotę 145 miliardów USD na badania, rozwój, testy i ewaluacje systemów bojowych (RDT&E). Na systemy kosmiczne przeznaczono, również najwyższą do tej pory, kwotę wynoszą 26,1 mld USD, z czego 20,9 miliarda na RDT&E oraz 5,1 miliarda na zakupy. Na programy obrony przeciwrakietowej przeznaczono 14,8 mld USD, z czego na RDTE&E 10,6 miliarda oraz na zakupy 4,1 miliarda. Na pociski kierowane różnych typów oraz amunicję (nie tyko lotniczą) Pentagon przeznaczył ogółem 30,6 mld USD, z czego 10,9 miliarda na RDT&E oraz 19,8 miliarda na zakupy.
Na lotnictwo i systemy pokrewne dla trzech rodzajów sił zbrojnych – sił powietrznych (USAF), marynarki wojennej (US Navy) oraz armii (US Army) – w budżecie zarezerwowano kwotę 61,1 miliarda USD. Jest to o 4,6 miliarda dolarów więcej niż zatwierdzono w budżecie na rok 2023. Kwota 61, 1 miliarda USD obejmuje 42,7 miliarda na zakupy oraz 18,4 miliarda na RDT&E. Z puli 61,1 miliarda USD kwotę 25,6 miliarda przeznaczono na samoloty bojowe, 9,6 miliarda na zaplecze logistyczne, 9,2 miliarda na modyfikacje i modernizacje floty, 5,2 miliarda na samoloty transportowe, 4,5 miliarda na tzw. samoloty wspierające, 4,4 miliarda na rozwój technologii oraz 2,6 miliarda na systemy bezzałogowe.
W przypadku lotnictwa wciąż największy i najdroższy program obejmuje zakup i modyfikację myśliwców 5 generacji Lockheed Martin F-35 Lightning II (JSF – Joint Strike Fighter). Ogółem Pentagon planuje w 2024 r. wydać na program JSF kwotę 13,6 miliarda USD. Obejmuje ona zakup łącznie 83 egzemplarzy wszystkich trzech wersji – F-35A, F-35B oraz F-35C – jak również program modyfikacji floty do standardu TR 3/Block 4 (C2D2 – Continuous Capability Development and Delivery). Kolejne największe wydatki obejmują m.in. program budowy bombowców strategicznych Northrop Grumman B-21A Raider (5,3 miliarda USD), zakup 24 myśliwców Boeing F-15EX Eagle II (3 miliardy USD), zakup 15 samolotów tankowania powietrznego Boeing KC-46A Pegasus i program modyfikacji floty (3 miliardy USD), zakup 15 ciężkich śmigłowców transportowych Sikorsky CH-53K King Stallion (2,4 miliarda USD), modernizację floty myśliwców bazowania pokładowego Boeing F/A-18E/F Super Hornet (1,8 miliarda USD), modernizację floty myśliwców 5 generacji Lockheed Martin F-22A Raptor (1,5 miliarda USD), modernizację floty bombowców strategicznych Rockwell B-1B Lancer, Northrop Grumman B-2A Spirit oraz Boeing B-52H Stratofortress (1,2 miliarda USD).
W przypadku uzbrojenia lotniczego największe wydatki obejmują programy zakupu oraz RDT&E pocisków samosterujących o zwiększonym zasięgu AGM-158B/D JASSM--ER (1,8 miliarda USD), pocisków „powietrze-powietrze” AIM-120D AMRAAM (1,2 miliarda USD), samosterujących pocisków przeciwokrętowych AGM-158C LRASM (1,06 miliarda USD), jak również program budowy strategicznych, samosterujących pocisków z jądrowymi ładunkami bojowymi typu LRSO (978,2 miliarda USD).
Budżet i zakupy US Air Force
W roku fiskalnym 2024 siły powietrzne Stanów Zjednoczonych wnioskują o kwotę 215,1 miliarda USD. Jest to o 9,3 miliarda, czyli 4,5 procent, więcej niż otrzymały w budżecie na rok 2023. Z proponowanej kwoty, 185,1 miliarda mają otrzymać bezpośrednio siły powietrzne (USAF). Jest to więcej o 5,4 miliarda niż w roku 2023. Pozostałą część – około 30 miliardów USD – mają otrzymać siły kosmiczne (USSF – US Space Force). Jest to o 3,9 miliarda więcej niż w roku 2023. Wzrost wydatków siły powietrzne argumentują przede wszystkim potrzebą zwiększenia wydatków na badania, rozwój i testy systemów bojowych (RDT&E). Na ten cel USAF chcą przeznaczyć w roku fiskalnym 2024 kwotę około 5 miliardów USD.
Ogółem siły powietrzne planują w 2024 r. zakup około 96 samolotów i śmigłowców. Największe zakupy obejmują, tak jak w poprzednich latach, myśliwce wielozadaniowe. W 2024 r. USAF planują zakup 48 samolotów myśliwskich F-35A za kwotę 5,3 miliarda oraz 24 F-15EX za 2,89 miliarda USD. W ten sposób są w stanie osiągnąć roczny pułap zakupu 72 nowych egzemplarzy. Według USAF jest on niezbędny do sprawnej modernizacji floty i utrzymania średniego wieku myśliwców na poziomie 29 lat. USAF wracają też do pierwotnego planu kupowania m.in. 48 egzemplarzy F-35A rocznie. Jest to wzrost po „chudych” poprzednich latach fiskalnych, gdy w roku 2022 zakupiły 41 egzemplarzy oraz 43 w roku 2023. 10 marca sekretarz sił powietrznych Frank Kendall ujawnił, że USAF będą chciały kupić dodatkowe 24 myśliwce F-15EX zwiększając ich całkowitą liczbę z 80 do 104 egzemplarzy. Zakup ten ma zostać sfinansowany w roku fiskalnym 2025.
USAF kontynuują zakup samolotów tankowania powietrznego KC-46A. W roku 2024 chcą, tak jak w roku poprzednim, kupić 15 egzemplarzy za kwotę 2,88 miliarda USD. Realizowany na potrzeby dowództwa operacji specjalnych (SOCOM – Special Operations Command) program Armed Overwatch kontynuuje zakup lekkich samolotów rozpoznawczo-szturmowych typu Air Tractor/L3Harris OA-1K Sky Warden (AT-802U). W roku fiskalnym 2024 ma to być 12 egzemplarzy za kwotę 266,8 miliona USD. Jest to o trzy samoloty więcej niż w roku 2023 i o sześć więcej niż w roku 2022. Siły powietrzne przyspieszają też zakupy śmigłowców wielozadaniowych typu Boeing–Leonardo MH-139A Grey Wolf. W 2024 r. chcą pozyskać siedem egzemplarzy za kwotę 249 miliona USD. Jest to o dwa więcej niż w roku poprzednim. Oznacza to rozpoczęcie długo oczekiwanej produkcji seryjnej śmigłowca, którą opóźniały problemy związane z procesem certyfikacyjnym.
Na liście zakupów USAF znalazł się też jeden egzemplarz samolotu komunikacji pola walki typu Northrop Grumman/Bombardier E-11A BACN (Battlefield Airborne Communications Node). Z powodu opóźnienia programu, zakupy w 2024 r. nie obejmą odrzutowych samolotów szkolnych Boeing T-7A Red Hawk. USAF rozpoczną kupowanie egzemplarzy seryjnych T-7A dopiero w roku fiskalnym 2025.
Siły powietrzne nie ujawniły ile egzemplarzy trudnowykrywalnego bombowca strategicznego Northrop Grumman B-21A Raider ewentualnie kupią w roku 2024. Ujawniono, że sześć egzemplarzy jest na różnych etapach produkcji. Nie wykluczone, że przyszłoroczny budżet sfinansuje zakup kolejnych samolotów tego typu. USAF w 2024 r. chcą przeznaczyć na etap RDT&E programu B-21A niebagatelną kwotę 2,98 miliarda USD. Z kwoty tej 1,67 miliarda przeznaczonych jest na ogólnie pojęty proces produkcji. Budżet programu B-21A będzie jednakże mniejszy niż w roku 2023, kiedy to przeznaczono na niego kwotę 3,1 miliarda.
Kolejnym dużym wydatkiem jest faza RDT&E programu budowy tzw. platformy przewagi powietrznej następnej generacji – NGAD (Next-Generation Air Dominance). USAF chcą przeznaczyć na ten program 1,9 miliarda USD – o 275 milionów więcej niż w roku 2023. Z programem NGAD powiązany jest nowy program budowy rodziny tzw. współpracujących, bojowych samolotów bezzałogowych nazwany CCA (Collaborative Combat Aircraft). Platformy CCA mają wspomagać myśliwce załogowe na zasadzie „lojalnego skrzydłowego”. USAF przewidują, że docelowo będą potrzebowały minimum 1000 samolotów CCA. Przydzielone zostaną one do około 200 załogowych myśliwców NGAD oraz 300 myśliwców F-35A. Rok fiskalny 2024 będzie pierwszym rokiem finansowania programu CCA. Faza RDT&E programu ma otrzymać kwotę 522 miliony USD.
Siły powietrzne rozpoczynają też systematyczne finansowanie potencjalnego nowego programu budowy systemu przekazywania dodatkowego paliwa w powietrzu następnej generacji – NGAS (Next-Generation Air Refueling System). Jego celem jest wdrożenie latających cystern o większej przeżywalności na polu walki w porównaniu z samolotami użytkowanymi dotychczas. W tym roku USAF sfinansowały tzw. analizę alternatyw programu (AoA – Analysis of Alternatives). W roku 2024 program ma otrzymać kwotę 8 milionów USD.
Duże dofinansowanie otrzyma program zakupu nowych samolotów pełniących rolę powietrznych centrów dowodzenia siłami strategicznymi – SAOC (Survivable Airborne Operation Center). Celem programu SAOC jest pozyskanie następcy dla samolotów typu Boeing E-4B NAOC (National Airborne Operations Center). W 2023 r. na program SAOC wydano 98 milionów USD, natomiast w roku 2024 ma on otrzymać kwotę 899 milionów.
W związku z planem wycofania samolotów wczesnego ostrzegania i kontroli powietrznej typu Boeing E-3G Sentry (AWACS – Airborne Warning and Control System), siły powietrzne przyspieszają program zakupu ich następcy typu Boeing E-7A Wedgetail. Program ma otrzymać w roku 2024 kwotę 681 milionów USD – o 254,2 miliony więcej niż w roku 2023. Są to kwoty przeznaczone na sfinansowanie budowy m.in. trzech prototypów. Produkcja E-7A ma rozpocząć się w roku fiskalnym 2025, a pierwszy z 26 planowanych do pozyskania egzemplarzy ma rozpocząć służbę w roku 2027.
Program budowy dwóch samolotów przeznaczonych do transportu prezydenta Stanów Zjednoczonych typu Boeing VC-25B ma otrzymać w 2024 r. kwotę 491,7 milionów USD. Jest to kwota większa niż w 2023 r., gdy program otrzymał 147,9 miliona USD, ale zbliżona do roku 2022, gdy USAF przeznaczyły na niego 407 milionów USD.
Program CRH (Combat Rescue Helicopter) – budowy nowych śmigłowców ratownictwa bojowego typu Sikorsky HH-60W Jolly Green II, nie przewiduje zakupu kolejnych egzemplarzy. W roku 2024 ma on otrzymać kwotę 330,8 miliona USD na modyfikację zakupionych już śmigłowców oraz fazę RDT&E. W marcu 2022 r. USAF ogłosiły zmniejszenie docelowej liczby kupowanych HH-60W ze 113 do 75 egzemplarzy. Zakup ostatnich 20 egzemplarzy za kwotę 1,2 miliarda USD zrealizowano w roku fiskalnym 2023.
Tak jak w poprzednich latach, duże wydatki zostaną przeznaczone na programy modernizacyjne posiadanych przez USAF bombowców strategicznych oraz myśliwców. Na modernizację samolotów bombowych B-1B, B-2A oraz B-52H siły powietrzne chcą przeznaczyć łącznie 1,25 miliarda USD. Najwyższy priorytet ma modernizacja floty B-52H. Bombowce te przechodzą przez program modernizacji awioniki, instalacji nowych radarów pokładowych oraz silników. Jako jedyne spośród „legendarnej” trójki mają służyć przez kolejne dekady u boku nowych B-21A.
Flota samolotów myśliwskich F-22A przechodzi m.in. przez program modernizacji do standardu Increment 3.2B. Myśliwce F-22A mają również otrzymać nowe podskrzydłowe zbiorniki paliwa o zmniejszonych oporach powietrza oraz o obniżonej wykrywalności przez stacje radiolokacyjne. W 2024 r. USAF planują przeznaczyć na modernizację samolotów F-22A kwotę 1,52 miliarda USD. Modernizacja floty samolotów myśliwsko-bombowych typu Boeing F-15E Strike Eagle ma zostać w 2024 r. dofinansowana kwotą 380,4 miliony USD.
Na modernizację floty zmiennowirnikowców Sikorsky--Boeing CV-22B Osprey siły powietrzne planują przeznaczyć w 2024 r. kwotę 268,7 miliona USD. Dalsza modernizacja floty średnich samolotów transportowych Lockheed Martin C-130J Super Hercules oraz samolotów transportowych specjalnego przeznaczenia Lockheed Martin MC-130J i HC-130J ma wynieść około 90 milionów USD.
Wycofywanie samolotów przez USAF
W roku fiskalnym 2024 siły powietrzne planują wycofać ze służby aż 310 samolotów i śmigłowców. Oczywiście nie wiadomo, czy plan ten zaakceptuje Kongres. W budżecie na rok 2023 legislatorzy zgodzili się ostatecznie na wycofanie 115 samolotów i śmigłowców. Było to jednak mniej niż wówczas wnioskowały siły powietrzne. Ogółem, w ramach wieloletniego programu cięć, w latach 2024–2028 siły powietrzne planują systematyczne zmniejszenie swojej floty statków powietrznych z ok. 5150 posiadanych obecnie do ok. 4450.
W 2024 r. największa redukcja ma objąć flotę samolotów myśliwskich. USAF chcą wycofać 57 najbardziej wyeksploatowanych myśliwców McDonnell Douglas F-15C/D Eagle, ale również 32 F-22A Raptor (Block 20). Są to niezmodernizowane F-22A, które nie posiadają pełnej zdolności operacyjnej i wykorzystywane są przez USAF jedynie w procesie szkolenia. W zeszłym roku Kongres zablokował ich wycofanie. USAF chcą też przyspieszyć wycofywanie samolotów szturmowych Fairchild A-10C Thunderbolt II. W 2023 r. ma zostać wycofanych 21 egzemplarzy, natomiast na rok 2024 zaplanowano wycofanie kolejnych 42. W ten sposób flota A-10C ma zostać zmniejszona do 218 egzemplarzy. Jak na razie legislatorzy sprzeciwiali się radykalnej redukcji floty szturmowców A-10C. USAF planują jednakże do 2029 r. ostateczne wycofanie wszystkich samolotów tego typu.
2024 ma być ostatnim rokiem użytkowania przez USAF: samolotów tankownia powietrznego McDonnell Douglas KC-10A Extender (24 egz. do wycofania), samolotów dowodzenia i zarządzania polem walki Northrop Grumman E-8C Joint STARS (Joint Surveillance Target Attack Radar System; 3 egz. do wycofania), samolotów walki psychologicznej Lockheed Martin EC-130J Commando Solo (4 egz. do wycofania) oraz lekkich samolotów szturmowych Sierra Nevada Corp./Embraer A-29B Super Tucano (3 egz. do wycofania). Pewnym zaskoczeniem może być plan wycofania relatywnie młodych i regularnie modernizowanych EC-130J. Może to jednak wynikać z ostatecznego zarzucenia przez USAF wykonywania misji walki psychologicznej. Podobnie, może też dziwić wycofywanie A-29B. Samoloty te zostały zakupione przez USAF w lutym 2020 r., głównie z myślą o programie szkoleniowym dla pilotów-instruktorów prowadzonym w ramach tzw. misji wsparcia bojowego dla sił powietrznych państw-sojuszników (CAA – Combat Aviation Advisory). Program ten został wstrzymany głównie z powodu wycofania się Stanów Zjednoczonych z Afganistanu.
Na liście do wycofania w 2024 znalazły się również: dwa samoloty walki elektronicznej Lockheed EC-130H Compass Call, dwa średnie samoloty transportowe C-130H Hercules, dwa samoloty wczesnego ostrzegania i kontroli powietrznej Boeing E-3G Sentry (AWACS), jeden bombowiec Rockwell B-1B Lancer, 52 samoloty szkolne Raytheon T-1A Jayhawk, 48 samolotów bezzałogowych General Atomics MQ-9A Reaper, jeden samolot bezzałogowy Northrop Grumman RQ-4B Global Hawk oraz 37 śmigłowców ratownictwa bojowego Sikorsky HH-60G Pave Hawk.
W 2023 r. siły powietrzne planowały wycofanie 15 z 31 posiadanych E-3G. Kongres zatwierdził wówczas wycofanie 13 egzemplarzy. W 2024 r. USAF planują zredukować flotę E-3G do 16 egzemplarzy. Kongres prawdopodobnie zgodzi się z tą decyzją, biorąc pod uwagę szybko pogarszający się stan techniczny floty oraz sprawną (jak na razie) realizację programu zakupu następców E-3G, czyli samolotów E-7A. Podobnie jak w przypadku samolotów E-3G czy E-8C, coraz gorszy stan techniczny floty śmigłowców HH-60G jest przyczyną ich masowego wycofywania. Bombowiec strategiczny B-1B, który znalazł się na liście do wycofania to egzemplarz, który w kwietniu 2022 r. ucierpiał z powodu pożaru silnika. USAF uznały jego remont za nieopłacalny. Całkowite wycofanie pozostałych 44 samolotów B-1B ma zostać zrealizowane w pierwszych latach czwartej dekady XXI wieku.
[...]
https://zbiam.pl/artykuly/programy-lotniczo-kosmiczne-pentagonu-na-rok-2024/
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-42023/
5-6/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
7/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
54. International Paris Air Show
Łukasz Pacholski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/07/makieta-wielozadaniowego-smiglowca-transportowego-sredniego-turkish-aerospace-industries-t925.jpg)
Makieta wielozadaniowego śmigłowca transportowego średniego Turkish Aerospace Industries T925. Otwarte pozostaje pytanie: jak potoczą się losy tego projektu?
Paris Air Show to jedna z najstarszych i największych międzynarodowych wystaw lotniczych na świecie, organizowana co dwa lata przez SIAE, spółkę zależną GIFAS, Francuskiego Stowarzyszenia Przemysłu Lotniczego i Kosmicznego, która w tym roku odbyła się w dniach 19-25 czerwca. Tutaj prezentowane są najnowsze rozwiązania z przemysłu lotniczego i kosmonautycznego oraz związanego z nim otoczenia. Pierwsze dni Paris Air Show zarezerwowane są wyłącznie dla branżowych gości, dopiero potem impreza otwiera się dla szerokiej publiczności. Uzupełnieniem wystawy są spotkania B2B, ukierunkowane na wymianę wiedzy i doświadczeń, wraz z poszukiwaniem konkretnych rozwiązań. W bieżącym roku zaprezentowano 150 statków powietrznych, goszczono 2498 wystawców i 292 579 zwiedzających, w tym 127 312 specjalistów i 165 267 zwiedzających. Ze względu na objętość relację podzielono na dwie części – do przeczytania drugiej zapraszamy na łamy miesięcznika „Wojsko i Technika”, gdzie omówiono wielozadaniowe samoloty bojowe, tankowania powietrznego, patrolowe, specjalnego przeznaczenia oraz obronę przed bronią hipersoniczną.
https://zbiam.pl/artykuly/54-international-paris-air-show/
Początek lotów demonstracyjnych X-59 w programie QueSST – Paweł Henski
https://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-72023/
8/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Rosyjskie satelity rozpoznania elektromagnetycznego – Waldemar Zwierzchlejski
Naddźwiękowy samolot pasażerski Tupolew Tu-144 – Piotr Butowski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-82023/
-
9/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Drugi lot Polaka w kosmos – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-92023/
10/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-102023/
11/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-112023/
12/2023
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Skylab amerykańska stacja kosmiczna
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/12/start-stacji-kosmicznej-skylab-768x512.jpg)
Rakieta Saturn-1B ze statkiem Apollo do misji SL-2 na wyrzutni.
Skylab amerykańska stacja kosmiczna
20 listopada minęło 25 lat od rozpoczęcia montażu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do stałej obecności ludzi na orbicie, ale warto sobie przypomnieć, jak to wszystko się zaczynało. Owszem, pierwszą stacją kosmiczną formalnie był rosyjski Salut, wyniesiony w kwietniu 1971 r. (przyjął on tylko jedną załogę, która zresztą zginęła podczas powrotu na Ziemię po 24 dniach lotu), ale nie wytrzymywał porównania z amerykańskim Skylabem. Ten został wyniesiony co prawda dwa lata później, w maju 1973 r., ale był intensywnie eksploatowany przez blisko rok. Pięćdziesiąt lat po tym wydarzeniu warto je przypomnieć.
W 1963 r. Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych (USAF) rozpoczęły projekt małej stacji kosmicznej MOL (Manned Orbiting Laboratory). Bazowała ona na dwuosobowych statkach Gemini i miała cele zwiadowcze. Wybrano 17 kandydatów na astronautów i rozpoczęto budowę infrastruktury. Jednak okazało się, że do celów zwiadowczych obecność człowieka na orbicie jest nie tylko niepotrzebna, ale wręcz szkodliwa – przede wszystkim ze względu na konieczność precyzyjnej orientacji optyki. W 1969 r. program został zarzucony. Tymczasem NASA, rozwijając program Apollo – dotarcia ludzi na Księżyc – już począwszy od 1962 r. zaczęła zastanawiać się, jak w przyszłości wykorzystać powstające rakiety i statki kosmiczne. Zdawano sobie sprawę, że po dziesięciu początkowo planowanych lądowaniach trzeba będzie wskazać inne cele. Pierwszym i najbardziej oczywistym wydawała się duża stacja kosmiczna umieszczona na niskiej orbicie wokółziemskiej, w której kilku, czy nawet kilkunastoosobowa załoga mogłaby przeprowadzać badania z zakresu medycyny, biologii, technologii, teledetekcji, astronomii i innych. Prócz tego planowano loty na orbitę geostacjonarną, pogłębione badania Księżyca z jego orbity i powierzchni, loty ciężkich stacji międzyplanetarnych, a nawet lot człowieka ku Marsowi. W 1965 r., a zatem dwa lata przed pierwszym załogowym lotem statku kosmicznego Apollo, powstał Apollo Aplication Program (AAP), łączący te cele w jedno.
W tym samym czasie Ośrodek Kosmiczny im. Marshalla, kierowany przez Wernhera von Brauna, rozpoczął projektowanie stacji nazwanej Orbital Workshop (Laboratorium Orbitalne), wykorzystując jako podstawę trzeci stopień rakiety księżycowej Saturn-V (S-IVB), do którego miały być dołączane najrozmaitsze kompleksy aparatury. Ambitne plany AAP, a obejmowały one łącznie 26 startów rakiet Saturn-IB i 19 Saturn-V, rozbiły się o brak finansowania. Nawet z dziesięciu lotów na Księżyc w ramach programu Apollo zrealizowano jedynie sześć (plus jeden nieudany). W remanencie pozostały trzy rakiety Saturn-V, pięć Saturn-IB, pięć statków CSM Apollo oraz jeden lądownik księżycowy LM. 18 lipca 1969 r. (dwa dni przed pierwszym lądowaniem ludzi na Księżycu) zapadła decyzja – stacja zostanie wyniesiona dwustopniowym Saturnem-V, od razu wyposażona w śluzę i moduł połączeniowy oraz blok przyrządów astronomicznych. Do stacji dolecą kolejno trzy załogi, które spędzą tam odpowiednio 28, 56 i 56 dni. 17 lutego 1970 r. nazwę AAP zmieniono na Skylab (sky – niebo, lab – laboratorium).
Wykonanie jednego lub dwóch egzemplarzy Skylaba powierzono firmie McDonell Douglas, przy czym drugi miał być wyposażony w węzeł cumowniczy dla radzieckiego Sojuza, gdyż przez pewien czas rozważano wspólny lot międzynarodowy z wykorzystaniem nie tylko samych statków Apollo i Sojuz, ale i stacji kosmicznej. Pierwsza stacja miał być wyniesiona w lipcu 1972 r., druga dwa lata później. 13 sierpnia 1973 r., kiedy pierwszy Skylab z powodzeniem funkcjonował na orbicie, aczkolwiek nie bez początkowych problemów, ze zbudowania i wyniesienia drugiego egzemplarza zrezygnowano.
Skylab
Parametry stacji były imponujące, do dzisiaj jest to najcięższa i największa pod względem objętości jednostka, jaką kiedykolwiek wyniesiono na orbitę, przewyższająca trzykrotnie współczesne moduły, z których budowane są stacje orbitalne. Składała się z czterech podstawowych elementów: właściwego laboratorium (Orbital Workshop, OW), śluzy (Airlock Module, AM), adaptera dokującego (Multiple Docking Adapter, MDA) oraz kompleksu teleskopów i aparatury teledetekcyjnej (Apollo Telescope Mount, ATM). Ponadto w skład stacji wchodził statek załogowy Apollo (Command and Service Module, CSA).
Długość kompleksu w postaci rozłożonej, wraz ze statkiem Apollo wynosiła 35,6 m, rozpiętość projektowa (wraz z dwoma panelami baterii słonecznych) 27 m, masa stacji 75 050 kg, a wraz ze statkiem Apollo 90 600 kg. Wewnętrzna objętość hermetyzowana wynosiła 330 m3. W stacji utrzymywana była atmosfera składająca się w 72-74% z tlenu i w 26-28% z azotu pod ciśnieniem 0,33 atm. Podczas startu moduł ATM ze względu na rozmiary był umieszczony z przodu stacji, dopiero na orbicie został na specjalnych zawiasach przekręcony o 90° i zajął pozycję u góry Skylaba. W ATM znajdowało się łącznie 10 przyrządów do obserwacji Słońca (m. in. koronograf, spektrograf rentgenowski, spektroheliometr, teleskop rentgenowski, dwa spektrografy UV i dwa teleskopy do obserwacji w zakresie Hα) oraz zestaw teledetekcyjny EREP (Earth Resources Experiments Package). W jego skład wchodziło 11 różnych urządzeń (sześć kamer dla różnych zakresów widma, spektroskop podczerwieni i wielozakresowy, radiometry itp.). ATM był wyposażony w cztery panele ogniw fotowoltaicznych. Ważną częścią były trzy żyroskopy systemu kontroli orientacji stacji. W przedziale MDA rozmieszczone były: konsole sterowania aparaturą ATM i EREP, piec do tworzenia kryształów i stopów w warunkach mikrograwitacji oraz osiowy (podstawowy) i boczny (zapasowy) węzeł połączeniowy.
Skylab amerykańska stacja kosmiczna
W module śluzowym zamontowano trzy włazy: jeden na boku, do wyjścia na zewnątrz i dwa na obu końcach, prowadzące do MDA i OW. W śluzie mieściły się też akumulatory NiCd o pojemności 621Ah (26 szt.), agregaty systemu podtrzymywania warunków życia, zbiorniki tlenu (2690 kg) i azotu (720 kg) itp. Główna część stacji zachowała pierwotną strukturę stopnia. W dużym zbiorniku wodoru urządzono dwa przedziały rozdzielone kratownicą siatkową – właściwe laboratorium o wysokości 6 m oraz mieszkalny (wysokość 2,4 m), w małym zbiorniku tlenu, połączonym poprzez śluzę – magazyn odpadków. Przedział laboratoryjny wykorzystywany był do przeprowadzania większości eksperymentów oraz do zakładania skafandrów i jako magazyn. W magazynie, zajmującym 16,5 m3, znajdowało się m.in. około 5 t zapasów, w tym 210 kompletów bielizny, 60 sztuk odzieży wierzchniej, 15 par obuwia i rękawic, 95 kg ręczników, 1800 worków na śmieci, 13 aparatów fotograficznych, 104 kasety z filmami i apteczka o masie 34 kg. W przedziale mieszkalnym był również wydzielony obszar do prowadzenia eksperymentów, ale poza tym były tam trzy kajuty indywidualne, kuchnia, jadalnia, toaleta i prysznic. Jeśli chodzi o aprowizację, to astronauci nie mogli narzekać – na pokładzie było 907 kg żywności w postaci mrożonej i liofilizowanej oraz 2722 l wody. Ogniwa słoneczne generowały średnio 3,7 kWh a szczytowo 12,4 kWh (na ATM) oraz 1,9/5,2 kWh (na boku).
Zobacz więcej materiałów w pełnym wydaniu artykułu w wersji elektronicznej >>
https://zbiam.pl/artykuly/skylab-amerykanska-stacja-kosmiczna/
-
LAI 12/2023
I nie tylko
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-122023/
Bracia Wright 120 lat lotnictwa silnikowego
Jerzy Liwiński
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/12/moment-oderwania-sie-od-ziemi-samolotu-pilotowanego-przez-orvilla.jpg)
Słynne zdjęcie Johna T. Danielsa; 17 grudnia 1903 r., godzina 10:35. Aparat fotograficzny był ustawiony na końcu szyny startowej i zarejestrował moment oderwania się od ziemi samolotu pilotowanego przez Orvilla. Wilbur biegnie obok.
120 lat temu, 17 grudnia 1903 r., dwaj Amerykanie Orville i Wilbur Wright dokonali pierwszych udanych lotów na płatowcu wyposażonym w silnik. Samolot, który został przez nich zaprojektowany i zbudowany, otrzymał nazwę Flyer. Pierwszy lot trwał 12 s, a pokonana odległość wynosiła 37 m, natomiast ostatni czwarty lot wykonany tego dnia trwał już 59 s, a pokonana odległość wynosiła 260 m. Tak zaczęła się era podboju nieba i rozwoju lotnictwa.
Marzenia o wzniesieniu się w powietrze, wzorem ptaków i zdobywanie przestworzy, towarzyszyły człowiekowi od początku jego dziejów. Dowodzą tego najstarsze mity i legendy, w których ludzie mają skrzydła i unoszą się w przestworzach. Pierwszym w historii człowiekiem, który uniósł się w powietrze był Francuz Pilatre de Rozier, który 15 października 1783 r. na królewskim dworze w Wersalu wykonał lot balonem wypełnionym ogrzanym powietrzem (lot na uwięzi). Po nim, w 1849 r., nieznany z imienia i nazwiska 10-letni chłopiec, wykonał kilka lotów na trójpłatowym szybowcu skonstruowanym przez Anglika George’a Cayley’a. Jednak pierwszym człowiekiem, który od 1891 r. odbywał regularne loty szybowcowe był Niemiec Otto Lilienthal. Był ich konstruktorem i pionierem prób w locie. Wykonał około 2000 lotów ślizgowych, najdłuższe na odległość 400 m. Zmarł w 1986 r. wskutek wypadku jakiemu uległ podczas jednego z nich.
Daleko w przeszłość sięgają też próby zbudowania latającej maszyny cięższej od powietrza, wyposażonej w zespół napędowy. Jednak dopiero pod koniec XIX wieku, wraz z pojawieniem się lekkich i sprawnych silników spalinowych, stały się one realne (powstałe wcześniej silniki parowe były zbyt duże i ciężkie). Powstało wiele projektów takich maszyn, w różnych układach aerodynamicznych, w tym:
» model samolotu w układzie tandemowego dwupłata zbudowany w 1874 r. przez Anglika Thomasa W. Moya, napędzany silnikiem parowym o mocy 3 KM;
» samolot Aerodrome zaprojektowany przez Amerykanina Samuela P. Langleya, napędzany silnikiem spalinowym o mocy 53 KM;
» maszyna latająca zbudowana w 1894 r. przez Amerykanina Hirama S. Maxima, o masie 3,5 t, napędzana dwoma silnikami parowymi o mocy 180 KM;
» ornitopter zbudowany w 1877 r. przez Anglika Edwarda P. Frosta, napędzany silnikiem o mocy 5 KM;
» modele maszyn latających budowane przez Anglika Horatio F. Philipsa, w tym z 1893 r., ze skrzydłem żaluzjowym składającym się z kilkudziesięciu płatów;
» model samolotu napędzanego silnikiem parowym zbudowany w 1884 r. przez rosyjskiego kontradmirała Aleksandra F. Możajskiego.
Należały do nich także eksperymentalne szybowce: zbudowane przez Otto Lilienthala, w układzie wielopłatów budowane przez Octave Chanute (Amerykanina pochodzenia francuskiego), zbudowane w układzie skrzynkowych dwupłatów przez Australijczyka Lawrence Hargrave oraz budowane w latach 1895-1899 przez Brytyjczyka Percy S. Pilchera.
Wymienione projekty maszyn latających nie zdołały wykonać lotu głównie z powodu niedoskonałości konstrukcji, niewystarczającej mocy zastosowanych napędów oraz wykorzystania tylko w niepełnym zakresie zasad aerodynamiki. Dopiero pod koniec XIX wieku poziom wiedzy w zakresie budowy płatowców, silników i śmigieł, a także faktyczne dokonania z zakresu awiacji pozwoliły na osiągnięcie celu jakim było zbudowanie maszyny latającej z napędem silnikowym. Jej realizacja stawała się tylko kwestią czasu.
Orville i Wilbur Wright
Działalność braci Wright jest tak z sobą silnie powiązana, że tylko razem może być przedstawiana ich historia życia i droga do sukcesu. Wilbur urodził się w 1867 r. w Millville w stanie Indiana, a jego młodszy brat Orville w 1871 r. w Dayton w stanie Ohio. Byli synami wielebnego Miltona Wrighta, biskupa pewnej protestanckiej sekty i młodzieńcze lata spędzili w Dayton. Od najmłodszych lat przejawiali ogromne zainteresowanie i zdolności do majsterkowania, a w szkole interesowały ich tylko przedmioty techniczne i matematyka. Obaj otrzymali średnie wykształcenie, ale żaden nie uzyskał dyplomu ukończenia college’u. Nie było to jednak związane z brakiem zdolności, lecz z sytuacją życiową w jakiej się znaleźli. Ich przypadek jest więc kolejnym dowodem na to, że to nie formalne wykształcenie, ale zdolności, upór i pasja mogą zdecydować o sukcesie.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/12/na-zdjeciu-proby-szybowca-wright-glider-nr-1-768x512.jpg)
Przeprowadzane jesienią 1900 r. próby z szybowcem nr 1 miały głównie na celu zbadanie jego charakterystyk aerodynamicznych: oporu, nośności i sterowności. Na zdjęciu próby szybowca Wright Glider Nr 1.
We wszystkich biografiach Orville’a i Wilbura pojawia się wzmianka o wydarzeniu, które mogło przesądzić o ich późniejszym zainteresowaniu maszynami latającymi. Pewnego dnia ojciec ofiarował im jako prezent bożonarodzeniowy latającą zabawkę, tzw. chińskiego bączka. Były to wykonane z korka, bambusa i papieru latające dwuwirnikowe zabawki napędzane skręconymi włóknami gumowymi, którebyły zdolne do kilkusekundowych wzlotów do wysokości 5 m. Żadna inna zabawka nigdy ich tak nie zafascynowała. Zaczęli budować i puszczać podobne większe urządzenia, szybko przekonując się, że dobrze latają tylko miniaturki. Jednak pierwszym technicznym urządzeniem uzdolnionych braci była własnego projektu maszyna do pisania, którą wykorzystywali do sporządzania gazetki szkolnej. Kilka lat później zaczęli wydawać lokalną gazetę, ale ze względu na konkurencję na rynku prasy w rodzinnym Dayton nie osiągnęli sukcesu.
Od 1892 r. prowadzili wytwórnię i warsztaty rowerowe Wright Cycle Company – na punkcie tego środka lokomocji szalała wówczas Ameryka. Cały czas ciągle coś nowego konstruowali i ulepszali. Byli autorami wielu udoskonaleń zastosowanych w rowerach, w tym uszczelnionej samosmarującej się piasty rowerowej. Rowerowy biznes rozwijał się w szybkim tempie i był źródłem dużych przychodów finansowych. W 1895 r. w Dayton otworzyli dobrze prosperujący elegancki salon sprzedaży i wytwórnię rowerów własnej produkcji (średnia cena wynosiła 60 dolarów). W ich budowie szeroko wykorzystywali swój nowy wynalazek jakim były koła z balonowymi oponami.
Bracia Wright. 120 lat lotnictwa silnikowego
Sukcesy finansowe w branży rowerowej pozwoliły braciom, pracującym zawsze w rodzinnym tandemie, spokojnie oddać się ich prawdziwej pasji: maszynom latającym. Bracia Wright wzorowali się głównie na „ojcu lotnictwa” Otto Lilienthalu, który stworzył naukowe podstawy teorii lotu. Jego doświadczenia zebrane przy projektowaniu i badaniu lekkich szybowców wykonanych z: drewna, rurek metalowych i drutu były wzorcem do podjęcia się budowy podobnych maszyn latających. Studiowanie opisów ślizgów szybowcowych było wsparte obserwacją i analizą lotu ptaków (zrozumienie zagadnień stateczności i zmiany kierunku lotu). Zaplanowali także pozyskać więcej informacji o fascynujących eksperymentach Otto Lilienthala. Niestety, kiedy podjęli próbę nawiązania z nim korespondencji, dotarła do nich tragiczna wiadomość, że w czasie jednej z prób poniósł śmierć. Ta informacja nie odwiodła braci od zainteresowań związanych z lataniem, lecz odwrotnie, całkowicie zaprzątnęła ich myśli awiacją.
Wiedząc, że zagadnienia lotu człowieka są przedmiotem zainteresowania Instytutu Smithsoniańskiego (Smithsonian Institution) w Waszyngtonie, w maju 1899 r. zwrócili się do tej instytucji z prośbą o przysłanie publikacji z zakresu awiacji. Po spełnieniu prośby przystąpili do studiowania całej dostępnej wiedzy, głównie opracowań największych ówczesnych autorytetów: Octave’a Chanute’a, Samuela P. Langleya i Jamesa Meansa, a także artykułów związanych z lataniem i praktycznymi doświadczeniami z wykonywania lotów ślizgowych. Zainteresowanie wykonywaniem takich lotów doprowadziło braci do kontaktu z Chanute, który wykonywał loty na samodzielnie zbudowanych szybowcach i jako pierwszy stosował w nich stery wysokości i kierunku. To on w krótkim czasie stał się ich głównym doradcą w pracach projektowo-konstrukcyjnych.
1900 r. Wright Glider Nr 1
Efektem pierwszych kontaktów z Octave Chanute była współpraca przy projektowaniu latawca/szybowca nr 1. Był on budowany w zakładzie rowerowym w Dayton, od jesieni 1899 r. do lata 1900 roku. Jego montaż ostateczny był wykonany na miejscu prób. Masa latawca wynosiła 23,5 kg, rozpiętość skrzydeł 5,33 m, a powierzchnia nośna 15,4 m². Był dwupłatem z usztywnieniami pionowymi i drutowym naciągiem. Na wysięgniku przed skrzydłami był zabudowany ster poziomy (w dużym przybliżeniu był to układ konstrukcyjny canard, po polsku zwany „kaczką), ale nie było usterzenia ogonowego.
Miejscem prób w locie były wzgórza na wybrzeżu Atlantyku, koło małej rybackiej wioski Kitty Hawk (Północna Karolina). Znajdowały się tam szerokie plaże o 30-metrowych wydmach o nachyleniu 10 stopni. Nosiły one nieco złowieszczą nazwę Kill Devil Hills (Wzgórze Zabij Diabła). Od strony oceanu wiały silne wiatry, które ułatwiały start, a piaszczysta plaża pozwalała na łagodne lądowanie. Z danych statystycznych wynikało, że średnia miesięczna prędkość wiatru wynosiła 24 km/h, ale często występowały dni bezwietrzne jak i wiatry wiejące 100 km/h. Dlatego też Wrightowie musieli się przygotować na oczekiwanie na dogodne warunki wietrzne do prowadzenia prób.
Z uwagi na korzystną lokalizację do realizacji prób, corocznie zakładali tam obóz, a w specjalnie zbudowanej szopie były montowane i przechowywane statki latające. Miejsce to było oddalone od ludzkich siedzib, a największymi obiektami była stacja ratownictwa morskiego i posterunek meteorologiczny. Odległość od rodzinnej miejscowości Dayton wynosiła 1000 km, a jej pokonanie koleją a następnie łodzią zajmowało około trzech dni.
Wykonywane jesienią 1900 r. próby z latawcem nr 1 miały głównie na celu zbadanie jego charakterystyk aerodynamicznych (oporu, nośności i sterowności). Latawiec był obciążany balastem, którym były worki z piaskiem lub łańcuchy (przy prędkości wiatru 30 km/h maksymalne obciążenie do lotu wynosiło 25 kg). Podczas pierwszych prób latawiec był na uwięzi i ustawiany pod wiatr, a sterowano nim za pomocą linek, tak, aby utrzymywał się w napływających strugach powietrza. Ruchami steru wymuszano jego wznoszenie lub opadanie. Wielkości wytworzonych sił aerodynamicznych były określane przy użyciu sprężynowych wag zamontowanych do linek. Najdłuższe ślizgi miały po kilkadziesiąt metrów i trwały po kilkanaście sekund. Próby zakończyły się w listopadzie i wykazały, że do uniesienia człowieka koniecznym jest zbudowanie większego szybowca o nieznacznie zmienionym profilu aerodynamicznym.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/12/proby-w-locie-szybowca-nr-3-768x512.jpg)
Próby w locie szybowca nr 3 były prowadzone w Kitty Hawk od sierpnia do późnej jesieni 1902 r. Wykonanych zostało około 1000 różnych ślizgów; najdłuższe na odległość 200 m. Na zdjęciu Wright Glider Nr 3 podczas jednego z lotów.
1901 r. Wright Glider Nr 2
Korzystając z doświadczeń z szybowcem nr 1 bracia Wright przystąpili do prac nad nowym dwa razy większym. Był budowany zimą 1900/1901 r. w takim samym układzie aerodynamicznym, posiadał przedni ster wysokości i dwa skrzydła. Szybowiec nr 2 posiadał skrzydła o rozpiętości 6,1 m i powierzchni nośnej 27,6 m² oraz ważył 45 kg. Przedni statecznik o powierzchni 1,7 m² był wysunięty przed krawędzie natarcia skrzydeł na odległość 0,76 m. Pilot zajmował pozycję leżącą na specjalnej ruchomej kołysce.
Do prób z udziałem pilota na wzgórzach w Kitty Hawk przystąpiono pod koniec lipca 1901 r. i prowadzono je do połowy sierpnia. Odbywały się w obecności Octave Chanute, który przyglądał się próbom i na bieżąco udzielał wskazówek. Największym problemem był start, gdyż dwóch ludzi trzymając za umieszczone na końcach skrzydeł uchwyty musiało biec z szybowcem pod wiatr co sił w nogach, aż do momentu wytworzenia przez płaty wystarczającej do lotu siły nośnej. Próby podejmowane przy wietrze wiejącym z prędkością 10 m/s pozwalały na loty ślizgowe o długości 100 m, a ich czas wynosił kilkanaście sekund.
Bracia Wright. 120 lat lotnictwa silnikowego
Uzupełnieniem prób w locie były prowadzone w Dayton badania charakterystyk profili skrzydeł. Do tego celu był wykorzystywany zbudowany jesienią 1901 r. specjalny tunel aerodynamiczny. Była to drewniana skrzynia o długości 1,8 m i przekroju 40,6x40,6 cm, do której wentylator dmuchał powietrze, z prędkością 12 m/s. Przy wykorzystaniu wagi i własnej metody badań charakterystyk, Wrightowie ocenili 200 różnych kształtów i profili skrzydeł. Badania miały na celu określenie, które z nich wytwarzają największą siłę nośną i jak się zachowują przy różnych kątach natarcia. Profile skrzydeł miały powierzchnię około 40 cm², a zakres badanych kątów natarcia od 0° do 45°.
18 września 1901 r. Wilbur Wright na zaproszenie Octave Chanute wygłosił odczyt na zgromadzeniu Zachodniego Stowarzyszenia Inżynierów w Chicago pod tytułem „O pewnych doświadczeniach aeronautycznych”. Przedstawił w nim wszystkie dotychczas przeprowadzone eksperymenty w Kitty Hawk i Dayton, wykład został wysłuchany z wielkim zainteresowaniem i aplauzem zebranych.
https://zbiam.pl/artykuly/bracia-wright-120-lat-lotnictwa-silnikowego/
-
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2023/12/start-stacji-kosmicznej-skylab-768x512.jpg)
Rakieta Saturn-1B ze statkiem Apollo do misji SL-2 na wyrzutni.
Oczywiście podpis do zdjęcia jest do bani (to Saturn-5 ze Skylabem), ale sprawdziłem - ja przesłałem plik z prawidłowym opisem.
-
Rakieta Saturn-1B ze statkiem Apollo do misji SL-2 na wyrzutni.
Oczywiście podpis do zdjęcia jest do bani (to Saturn-5 ze Skylabem), ale sprawdziłem - ja przesłałem plik z prawidłowym opisem.
W wydaniu papierowym jest prawidłowo.
Teraz z kolei w wersji internetowej zaczęły pojawiać się identyczne śródtytuły.
1/2024
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-12024/
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Skylab. Amerykańska stacja kosmiczna cz.2
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2024/01/stacja-kosmiczna-skylab-na-tle-ziemi.jpg)
Stacja kosmiczna Skylab na tle Ziemi
Dla lekarzy 28-dniowy lot pierwszej załogi nie do końca był dobrym testem wpływu długotrwałej nieważkości na organizm ludzki. Tłumaczyli to tym, że przez pierwsze dwa tygodnie załoga działała pod wpływem adrenaliny, co znacząco aktywizowało reakcje organizmu. Naczelny lekarz programu Apollo, dr Charles Berry, powiedział: Podwojenie czasu trwania lotu kosmicznego jest niezwykle ważne – nadal też jest wiele rzeczy, których nie rozumiemy na temat skutków nieważkości. Zmniejszenie objętości serca wynosi około 3% i wynika częściowo ze straty płynów, ale jeżeli okaże się, że straty dotyczą samego mięśnia sercowego, to może to być proces nieodwracalny. Z kolei procesy redukcji czerwonych krwinek o 14%, objętości osocza o 4% i wiele innych też nie są jasne.
Słowa Berry’ego należało rozumieć w ten sposób, że załoga SL-3 po prostu musi przeskoczyć przez ten próg. Dlatego naukowcy z wielkimi nadziejami czekali na drugą misję załogową, zaplanowaną na dokładnie dwa razy dłuższy okres, czyli 56 dni. Jednak kilka dni przed startem czas ten wydłużono do 59 dni, żeby miejsce wodowania wypadło bliżej wybrzeża Stanów Zjednoczonych, co oczywiście miało ułatwić operację ewakuacji załogi. Te 59 dni załogi SL-3 w zerowej grawitacji miało być punktem zwrotnym załogowej astronautyki – albo szeroko otworzy bramę w kosmos, albo ją zatrzaśnie.
Druga załoga
Rakieta Saturn-IB o numerze seryjnym AS-207 została wystrzelona do misji SL-3 z kompleksu startowego LC-39B na Przylądku Kennedy’ego 28 lipca 1973 roku. Trzyosobową załogą dowodził weteran Alan Bean, mający już za sobą lot w Apollo-12 – drugim lądowaniu ludzi na Księżycu. Pozostała dwójka – pilot Jack Lousma i fizyk jonosfery dr Owen Garriot debiutowała w kosmosie. Statek Apollo (CSM-117) został bezproblemowo wyniesiony na orbitę, ale już trzy godziny po starcie, po przeprowadzeniu pierwszej korekty orbity na początku trzeciego okrążenia, astronauci odkryli rój błyszczących cząstek otaczających statek. Wygląda na to, że wokół nas pada śnieg, pędzimy przez burzę śnieżną – relacjonował Lousma. Okazało się, że zawór silnika orientacji nr 3 w prawym bloku (B) zaciął się i wyciekło przez niego 23 kg utleniacza. Trzeba było wyłączyć cały blok, jego funkcję przejął symetryczny blok D.
Pod koniec piątego okrążenia, gdy załoga spostrzegła już światła pozycyjne stacji kosmicznej Skylab, Bean zauważył, że za prawym oknem, przy którym siedział Lousma, coś przeleciało. Ten, zapytany przez dowódcę, co to było, odparł z niedowierzaniem, że wyglądało to na silnik manewrowy. Bean, jako bardziej doświadczony, od razu zrozumiał, że był to zamarznięty w dyszy silnika sopel utleniacza, który wypadł podczas wstrząsu. Ale to oznaczało, że paliwo mogło się gromadzić równie dobrze wewnątrz kadłuba modułu serwisowego, grożąc w każdej chwili eksplozją.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2024/01/02_widok-wzdluz-stacji-od-strony-sluzy-dobrze-widoczne-azurowe-sufity-pokladow-768x512.jpg)
Widok wzdłuż stacji od strony śluzy, dobrze widoczne ażurowe sufity pokładów.
Z drugiej strony silniki były niezbędne do wykonania hamowania i precyzyjnego zbliżenia się do stacji. W tej sytuacji okazało się, jak dobrze mieć na pokładzie fizyka. Kilkakrotnie zwracał on uwagę dowódcy, że hamowanie jest niewystarczające, przecież działała tylko połowa silników. Gdyby nie jego dokonywane w pamięci obliczenia i wydawane ostrzeżenia, Apollo zderzyłby się ze stacją. Statek zaparkował dokładnie przed stacją i załoga ze zdziwieniem zauważyła, że prowizoryczny parasol, rozpięty przez poprzedników, delikatnie porusza się, jak żagiel. Szybko okazało się, że spowodowane to było przez wyciek z Apolla, który choć niewielki, trwał nadal.
Skylab. Amerykańska stacja kosmiczna cz.2
Dwie godziny po zadokowaniu załoga weszła do Skylaba, w którym panowała temperatura 26°C. Włączono oświetlenie i klimatyzację, ale wszyscy trzej zaczęli odczuwać zawroty głowy oraz nudności, a później również inne, bardziej przykre objawy choroby lokomocyjnej. Pomimo zredukowania szybkości przemieszczania się, objawy zaczęły się nasilać i kontrola lotu zdecydowała o zmianie planu lotu – program drugiego dnia misji został zmieniony – załoga dostała wolne. Niestety kolejnego dnia załoga czuła się jeszcze gorzej. 30 lipca rano było lepiej, ale wieczorem znów było gorzej, zwłaszcza podczas posiłków. Astronauci ratowali się skopolaminą, Lousma zażył jej cztery tabletki, Bean i Garriott po dwie.
Przedłużający się proces adaptacji wzbudził wiele pytań, zwłaszcza że zarówno pierwsza, jak i druga załoga przeszły na Ziemi dokładnie takie samo szkolenie. Zasugerowano – jak się okazało trafnie – że załoga Beana od razu przeniosła się na obszerną stację, a pierwsza załoga zmuszona była spędzić dużo czasu w ciasnej kabinie CM i długo działać w stanie wysokiego napięcia emocjonalnego (wyjście na zewnątrz, wielokrotne próby połączenia się ze Skylabem). Jak to ujął szef NASA James Fletcher: astronauci nie mieli czasu, aby czuć się źle. Z kolei jego zastępca ds. lotów załogowych George Low, martwił się tą perspektywą:
Jeśli stracimy trzy lub cztery dni z każdego siedmiodniowego lotu wahadłowca, cały program promu kosmicznego będzie zagrożony.
Na szczęście 31 lipca sytuacja się unormowała. 2 sierpnia załogę obudził alarm – doszło do wycieku utleniacza z bloku D silników manewrowych statku. Załoga zamknęła zawory tego bloku i pozostała na minimalnej potrzebnej do powrotu ilości silników – zestawach A i C. Kontrola lotu stanęła przed nieprostą decyzją – powrót na Ziemię nazajutrz, albo możliwe uwięzienie na orbicie. Po kilku godzinach i starannej analizie telemetrii wykluczono, by bloki A lub C mogły mieć przeciek, a także możliwość wycieku utleniacza z pozostałych bloków do wnętrza statku. Natomiast na wszelki wypadek zaczęto szykować statek ratowniczy. Z załogi rezerwowej wybrano do niego dwóch astronautów – Vance’a Branda i Dona Linda. Ich statek zaczęto intensywnie, całodobowo przerabiać, by mógł pomieścić pięć osób, Jego start zaplanowano najpierw na 5 września, potem start opóźniono do 10 września. Na szczęście 12 sierpnia stało się jasne, dlaczego doszło do przecieku i start statku ratowniczego został odwołany.
3 sierpnia był pierwszym dniem normalnego programu naukowego, ale zaczął się od nocnego zwarcia w sieci elektrycznej ATM. 4 sierpnia z kolei nie udało się odzyskać fotometru, umieszczonego w śluzie naukowej przez załogę SL-2, niestety trzeba było go wyrzucić. Ciekawy eksperyment przeprowadzono 5 sierpnia – dziewięć statków naukowych i 138 łodzi rybackich wypłynęło na wody Zatoki Meksykańskiej. Nad zatoką krążyły dwa samoloty z tymi samymi kamerami, jakie znajdują się na pokładzie kompleksu EREP. Celem było porównanie informacji uzyskanych ze Skylaba z tymi uzyskanymi drogą lotniczą.
Skylab. Amerykańska stacja kosmiczna cz.2
6 sierpnia Lousma i Garriott wyszli na zewnątrz stacji. Celem było zamontowanie nowej osłony termicznej w miejsce tymczasowej, która zresztą zdołała się znacznie zdegradować pod wpływem promieniowania ultrafioletowego. Zadanie było trudne, najpierw zmontowano z półtorametrowych rur dwa 17-metrowe słupy, które zamontowano u podstawy ATM, a następnie, nie bez problemów, rozwinięto na nich nową osłonę. Wykonanie zadania zajęło 4 godziny, kolejne 2,5 poświęcono na wymianę filmów w czterech przyrządach ATM, usunięcie wadliwej przesłony spektroheliometru oraz zainstalowanie pułapki mikrometeorytowej. Po dwóch dniach temperatura na stacji spadła z 27 do 21°C, a w miejscach nieosłoniętych parasolem – z 43-49 do 32°C.
8 sierpnia w celu kalibracji kompleksu instrumentów EREP sfotografowano jednocześnie kilka obszarów z pięciu samolotów. NASA stwierdziła, że aby zebrać informacje uzyskane ze Skylab w ciągu 30 minut, fotografia lotnicza wymagałaby co najmniej 170 godzin lotu, a obserwatorzy naziemni potrzebowaliby kilkudziesięciu lat, a na koniec badania ich wyniki byłyby całkowicie nieaktualne.
7 sierpnia załoga pokazała, jaką sieć utkał w swojej klatce pająk-krzyżak Arabella. Dwie samice tych pająków – Anita i Arabella zostały „astronautami” za namową licealistki Judith Miles – był to pierwszy w historii eksperyment, który dziś nazywamy studenckim.
13 sierpnia rozpoczęto serię testów urządzeń do autonomicznego przemieszczania się w przestrzeni z wykorzystaniem sprężonego azotu. Na pokładzie znajdowały się trzy takie urządzenia. Pierwszym było ASMU, ulepszona wersja urządzenia AMU ze statku kosmicznego Gemini 9. Mocowało się je do pleców astronauty za pomocą pasków i posiadało ono czternaście dysz. W podłokietnikach wbudowane były dwa panele sterujące. Drugim był ręczny pistolet HHMU, analog używanego w Gemini 4 i 10, posiadający dwie dysze. Zasilany był azotem przez elastyczny wąż z jednostki ASMU. Trzecim był sterowany pedałami FCMU, w którym to astronauta siedział w siodle opartym na desce, wyposażonej w dysze.
Skylab. Amerykańska stacja kosmiczna cz.2
Testy, zarówno w kombinezonach roboczych, jak i w skafandrach, przeprowadzano do końca sierpnia, rezultaty były zgodne z kolejnością – najlepszy okazał się ASMU, najmniej zaś użyteczny FCMU. Eksperymenty biologiczne także szły pełną parą – 16 sierpnia w akwarium wykluła się pierwsza rybka, która, w odróżnieniu od rodziców, pływała od razu głową do przodu (dorosłe ryby nie zaadaptowały się do nieważkości do końca lotu). Prace z kompleksem ATM zajmowały nawet ponad 9 godzin dziennie.
https://zbiam.pl/artykuly/skylab-cz-2/
2/2024
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-22024/
Strategiczna Inicjatywa Obronna czyli gwiezdne wojny
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2024/02/koncepcja-niszczenia-rakiet-wroga-za-pomoca-lasera-orbitalnego.jpg)
Koncepcja niszczenia rakiet wroga za pomocą lasera orbitalnego.
Strategiczna Inicjatywa Obronna, czyli gwiezdne wojny
Jest 23 marca 1983 r., Prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan w swoim orędziu do narodu otwarcie krytykuje dotychczasową strategię MAD (Mutually Assured Destruction, gwarantowanego wzajemnego zniszczenia), jako samobójczą. Rzeczywiście, jaki jest zysk ze zniszczenia przeciwnika rakietami z głowicami nuklearnymi wystrzeliwanymi z ziemi, czy z okrętów podwodnych, jeśli nie będzie komu świętować zwycięstwa? Reagan wzywa naukowców i inżynierów do opracowania systemu który sprawi, że broń nuklearna stanie się przestarzała. Program rozpocznie się rok później, uzyska nazwę oficjalną Strategic Defense Initiative (SDI) – Strategiczna Inicjatywa Obronna – jednak przejdzie do historii pod nazwą zaczerpniętą z przeboju kinowego „Star Wars” – Gwiezdne Wojny.
Koncepcja obrony przeciwrakietowej rozwijana była przez Stany Zjednoczone od przełomu lat 50. i 60. ubiegłego wieku, w związku z pojawieniem się broni rakietowej i zaistnieniem potencjalnego zagrożenia ze strony ZSRR. W jej ramach rozwijano projekt Nike-Zeus oraz dołączano sukcesywnie programy Defender, Sentinel i Safeguard. Podstawowymi założeniami systemu były zestawy przeciwrakiet rozmieszczonych na wyrzutniach naziemnych, mogących zestrzelić nadlatujące pociski przeciwnika z dużej odległości, poza atmosferą ziemi lub w przypadku zmasowanego ataku (po przeniknięciu rakiet z głowicami atomowymi poza pierwszą linię obrony w przestrzeni kosmicznej) także w stratosferze – za pomocą ściany ognia stworzonej przez szereg wybuchów ładunków jądrowych wystrzeliwanych we własnych rakietach.
W projekcie SDI system naziemnej obrony przeciwrakietowej rozszerzono o wyrzutnie rakiet i platformy z działami laserowymi, znajdujące się w przestrzeni kosmicznej, aby zminimalizować czas identyfikacji i zniszczenia wrogich obiektów oraz zapobiec potencjalnemu skażeniu promieniotwórczemu ziemi i atmosfery. W założeniach zniszczenie wrogich rakiet w pierwszym etapie następowałoby tuż po odpaleniu pocisku przez nieprzyjaciela, ponad jego terytorium i miało się obrócić przeciwko atakującemu, gdyż opad promieniotwórczy skaziłby terytorium wroga. Budowa systemu Strategic Defense Initiative miała trwać 17 lat do roku 2000 i kosztować 125 miliardów USD. SDI była najszerzej zakrojonym projektem ze wszystkich kiedykolwiek podejmowanych amerykańskich programów obrony przeciwrakietowej i jedynym, w którego założeniach znajdowało się wykorzystanie broni rozmieszczonej w przestrzeni kosmicznej.
Czy to możliwe?
W 1984 r. w celu nadzorowania programu utworzono w strukturze Departamentu Obrony SDIO (Strategic Defense Initiative Organization), której przewodniczył generał broni James Abrahamson z USAF, były dyrektor programu promu kosmicznego NASA. Od samego początku do programu zaprzęgnięto najlepsze ośrodki naukowe, technologiczne i komputerowe Stanów Zjednoczonych. Należało przebadać szeroką gamę zaawansowanych koncepcji broni, w tym różne rodzaje laserów, broń opartą o emisję wiązki cząstek oraz naziemne i kosmiczne systemy rakietowe, różne systemy czujników, dowodzenia i kontroli oraz wysokowydajne systemy komputerowe, które byłyby potrzebne do kontrolowania systemu składającego się z setek ośrodków bojowych i satelitów rozmieszczonych na całym świecie i biorących udział w bardzo krótkiej bitwie.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2024/02/pocisk-brilliant-pebbles-w-oslonie-kamuflujacej-768x574.jpg)
Pocisk Brilliant Pebbles w osłonie kamuflującej.
Wiele z tych koncepcji nieźle wyglądało na papierze, jednak należało ich elementy przetestować w miejscu zastosowania, czyli na orbicie. Niektóre, takie jak lasery naziemne, odpadły w przedbiegach – już w roku 1985 okazało się, że moc niezbędna do ich uruchomienia przekraczała o dwa do trzech rzędów wielkości ówczesne możliwości. Z kolei orbitalny laser rentgenowski zaproponowany przez Edwarda Tellera (Projekt Excalibur), nie przeszedł kilku kluczowych testów naziemnych w 1986 r. i w praktyce mógł być wykorzystany wyłącznie w roli antysatelity. Wykazano też, że koncepcja działa strzelającego wiązką cząstek nie działa wystarczająco dobrze. Projekty upadały jeden po drugim, wydawało się, że jedynie laser orbitalny, czy raczej flota takich laserów ma szansę na spełnienie oczekiwań.
Strategiczna Inicjatywa Obronna, czyli gwiezdne wojny
W 1987 r. Amerykańskie Towarzystwo Fizyczne (American Physical Society) stwierdziło, że rozważane technologie dzielą dziesięciolecia od gotowości do użycia i potrzeba co najmniej kolejnej dekady badań, aby dowiedzieć się, czy taki system jest w ogóle możliwy. Po publikacji raportu APS budżet SDI był wielokrotnie obcinany. Pod koniec lat 80. wysiłki skupiono na koncepcji Brilliant Pebbles, opracowanej w Lawrence Livermore National Laboratory, wykorzystującej szereg małych rakiet krążących na orbicie, podobnych do konwencjonalnych rakiet powietrze-powietrze, których opracowanie i rozmieszczenie miało być znacznie tańsze i przede wszystkim możliwe do realizacji. Wyposażone one były w głowice kinetyczne.
Podstawową niedogodnością projektu była ilość rakiet, którą trzeba by wynieść, by system był efektywny. Otóż konstelacja ta miała wynieść 1600 jednostek, a biorąc pod uwagę ówczesne możliwości rakiet nośnych, wymagałaby takiej samej liczby startów! Niemniej jednak technologia śledzenia użyta w projekcie, znana pod nazwą Brilliant Eyes, została później wykorzystana jako komponent systemu śledzenia przestrzeni kosmicznej i rakiet SBIRS (Space-Based Infra-Red System).
Testy orbitalne
Pomimo olbrzymich problemów naukowcy i inżynierowie nie ustawali w wysiłkach by dowieść, że poszczególne systemy mogą – bądź nie – spełniać założenia programu. Oprócz niezliczonych testów naziemnych, część z nich przeprowadzono na orbicie. Pierwsza orbitalna misja w ramach SDI rozpoczęta została 5 września 1986 r. startem rakiety Delta z Cape Canaveral. Mimo, że była to niezwykle złożona misja, która kosztowała 150 mld USD, trwała tylko 205 minut. Nosiła nazwę VSE (Vector Sum Experiment), a jej celami było zbierać optyczne dane widmowe ze źródeł napędu rakietowego i potwierdzić algorytmy prowadzenia i nawigacji do przechwytywania. Wiązało się to z umieszczeniem drugiego stopnia Delty i systemu wspomagania ładunku PAS na dwóch synchronicznych w czasie orbitach o wysokości 220 km i nieco różnych nachyleniach.
Z początkowej orbity wypuszczono główny ładunek, zamontowany na platformie PAS (Payload Assist System), napędzanej silnikiem TR-201. Wyposażony był on w zaawansowane czujniki podczerwieni i ultrafioletowe oraz montowany na maszcie lidar i radar poszukiwawczy Phoenix AIM-54C+. Ładunek zbliżył się na odległość 200 km od celu (drugiego stopnia) i wykonywał różne manewry. Po 92 minutach czujniki podczerwieni zarejestrowały wystrzelenie rakiety Aries z poligonu White Sands w Nowym Meksyku. Wreszcie po 205 minutach satelita został doprowadzony do czołowego zderzenia z drugim stopniem. Z bazy Kwajalein na Pacyfiku zaobserwowano uderzenie i błysk ładunku samozniszczenia, który miał zapewnić całkowite unicestwienie tajnych instrumentów. Sam drugi stopień Delty został wyposażony w szereg czujników skierowanych do przodu, służących do oceny smug odrzutu głównego ładunku, oraz w czujniki skierowane do tyłu, umożliwiające ocenę własnej smugi.
Strategiczna Inicjatywa Obronna, czyli gwiezdne wojny
Jako druga, 8 lutego 1988 r., wystartowała misja TVE (Thrusted Vector Experiment). Ponownie użyto rakiety Delta startującej z Florydy. TVE obejmował rozmieszczenie dwóch ładunków jako obiektu do przeprowadzenia serii eksperymentów na orbicie. Jednym z nich był SPV, pakiet generatora smugi z silnikiem Star-13A, a drugim pakiet naukowy zawierający osiem obiektów testowych i cztery obiekty referencyjne. Moduł czujnika, składający się z systemu dowodzenia i przetwarzania danych oraz siedmiu eksperymentów naukowych, pozostał w drugim stopniu Delty w celu skanowania elementów obu pakietów po ich uruchomieniu.
Moduł czujnika został wyposażony w sensory ultrafioletu, podczerwieni, radaru i lasera, aby zebrać ogromną ilość danych na temat sygnatur generowanych przez rozmieszczone ładunki. Dane te przesyłano za pośrednictwem dwóch szerokopasmowych łączy telemetrycznych do stacji naziemnych. Dane z około stu źródeł naziemnych przetransmitowano na przylądek Canaveral za pośrednictwem satelitów komunikacyjnych. Misja wymagała ponad 200 manewrów śledzenia radarowego w ciągu dwóch dni, a zarejestrowane dane napływały przez około dziesięć dni po zakończeniu eksperymentalnej części misji. Była to jedna z najbardziej złożonych misji w historii.
https://zbiam.pl/artykuly/strategiczna-inicjatywa-obronna-czyli-gwiezdne-wojny/
-
3/2024
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
Lockheed Martin X-59 QueSST. Nowa era lotnictwa pasażerskiego – Paweł Henski
https://zbiam.pl/czasopisma/lotnictwo-aviation-international-32024/
Czy grozi nam wojna jądrowa w kosmosie?
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2024/03/aktualna-mapa.jpg)
Aktualna mapa aktywnych satelitów.
Czy grozi nam wojna jądrowa w kosmosie?
14 lutego Michael R. Turner, szef komisji wywiadu w Izbie Reprezentantów Stanów Zjednoczonych poinformował, że udostępniła ona wszystkim członkom Kongresu informację o poważnym zagrożeniu dla bezpieczeństwa narodowego. Choć Turner nie sprecyzował jasno, o jakie zagrożenie chodzi, amerykańskie media wskazują, że ma ono związek z Federacją Rosyjską, a konkretnie z rzekomymi planami wystrzelenia przez nią broni nuklearnej w przestrzeń kosmiczną. Informacja ta wzbudziła – nie tylko w Stanach Zjednoczonych – wielkie zaniepokojenie. Jednocześnie Turner wezwał prezydenta Bidena, by odtajnił wszystkie informacje związane z tym zagrożeniem tak, aby Kongres, administracja i nasi sojusznicy mogli otwarcie rozmawiać o działaniach, które należy podjąć w odpowiedzi na nie.
Tymczasem doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych ds. bezpieczeństwa narodowego Jacob J. Sullivan 15 lutego spotkał się z Turnerem i innymi kongresmanami zajmującymi się kwestiami bezpieczeństwa i obrony. Wyraził zdziwienie tym, że Turner wypowiedział się publicznie jeszcze przed tym, zaplanowanym wcześniej spotkaniem. Dwa źródła zaznajomione z obradami na Kapitolu stwierdziły w rozmowie z ABC News, że ostrzeżenie rzeczywiście ma związek z planami Rosjan wystrzelenia broni nuklearnej w przestrzeń kosmiczną. Podkreśliły jednak, że nie chodzi o zrzucenie broni nuklearnej na Ziemię, a raczej o jej ewentualne użycie przeciwko satelitom.
W odpowiedzi na publikacje mediów prezydent Joseph R. Biden Jr. potwierdził, że Rosja opracowuje broń przeciwsatelitarną, o czym USA wiedzą od kilku lat, ale w jego ocenie nie zdecyduje się na jej umieszczenie w kosmosie. Podkreślił, że nie stanowi ona zagrożenia dla życia ludzkiego. Równocześnie rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow zasugerował, że doniesienia w tej sprawie mają stanowić sztuczkę Białego Domu, której celem jest przekonanie Kongresu do przegłosowania kolejnego pakietu pomocy finansowej dla Ukrainy. A zatem – czy takie zagrożenie rzeczywiście istnieje?
Jak działa wybuch nuklearny?
Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, czym eksplozja nuklearna w kosmosie, a ściślej mówiąc w jonosferze, różni się od nadziemnej, czy podziemnej (podwodnej). Wybuch jądrowy prowadzi do wydzielenia olbrzymich ilości energii, w bardzo krótkim czasie, rzędu 10−6s, w niewielkiej objętości materii. W jego wyniku produkty rozszczepienia, obudowa wraz z innymi częściami broni oraz otaczające powietrze ogrzane zostają do temperatury kilku milionów stopni Celsjusza.
Czy grozi nam wojna jądrowa w kosmosie?
Tak wysoka temperatura powoduje, że w czasie wybuchu w fazę gazową przechodzą wszystkie materiały. Powstaje wówczas ogromne ciśnienie rzędu kilku miliardów atmosfer. Spowodowane jest to tym, że początkowa objętość powstających w czasie wybuchu gazów ograniczona jest przez rozmiary bomby. W pierwszej fazie po eksplozji dochodzi do powstania ognistej kuli gazów, której temperatura jest bardzo wysoka i ciśnienie jest ogromne. Taka kula rozszerza się w bardzo krótkim czasie, jednocześnie zmniejsza się jej temperatura i ciśnienie, przez co obniża się również jasność świecenia.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2024/03/02_rakieta-x-17a-oczekuje-na-start-na-wyrzutni-na-okrci-uss-norton-sound-768x512.jpg)
Rakieta X-17A oczekuje na start na wyrzutni na okręcie USS Norton Sound.
Ognista kula składa się z radioaktywnych produktów rozszczepienia uranu lub plutonu, a także różnych składników bomby. Około 50% uwolnionej energii powoduje powstanie fali uderzeniowej, która powoduje zniszczenie obiektów znajdujących się w zasięgu wybuchu. Około 30% zmienia się w promieniowanie świetlne, a pozostałe 10% w promieniowanie jonizujące. Sytuacja zmienia się, gdy ośrodkiem eksplozji jest próżnia. Ze względu na małą ilość materii (w praktyce sama masa bomby) oraz brak powietrza, fala uderzeniowa jest znikoma, natomiast pojawia się inne zagrożenie, mianowicie impuls elektromagnetyczny (EMP – electromagnetic pulse).
Składa się on z kilku faz. W ciągu pierwszych kilku dziesiątych nanosekundy około 0,1% energii eksplozji powstaje jako promieniowanie gamma o energii 1-3 MeV. Promienie gamma przenikają przez atmosferę i zderzają się z cząsteczkami powietrza, tworząc ogromne ilości jonów dodatnich i elektronów odrzutu (znanych również jako elektrony Comptona) o energii MeV, które następnie przyspieszają i poruszają się spiralnie wzdłuż linii pola magnetycznego Ziemi.
Czy grozi nam wojna jądrowa w kosmosie?
Powstałe przejściowe pola elektryczne i powstające prądy generują emisje elektromagnetyczne w zakresie częstotliwości radiowych od 15 MHz do 250 MHz. To zjawisko EMP występujące na wysokości od 30 do 50 km nad powierzchnią Ziemi. Jeżeli w obrębie działania tego pola znajdzie się jakikolwiek obwód elektroniczny bądź elektryczny, np. linia przesyłowa, telefoniczna, domowa instalacja elektryczna, antena telewizyjna itp. to w obwodzie tym zostanie wyindukowane napięcie o wartości przekraczającej wartość dopuszczalną, wskutek czego te instalacje i urządzenia podłączone do nich mogą ulec uszkodzeniu.
Co więcej, w wyniku tzw. efektu Christofilosa, spora część elektronów zostanie uwięziona w ziemskim polu magnetycznym i utworzy dodatkowy pas promieniowania uwięzionego, na wzór pasów Van Allena. Nicholas Christofilos zasugerował, że efekt ten może mieć potencjał obronny w przypadku wojny nuklearnej, jeśli w odpowiednim miejscu zostanie uwięzionych tak wiele elektronów, że głowice bojowe przelatujące przez ten region byłyby narażone na ogromne prądy elektryczne, które zniszczyłyby ich elektronikę, ponadto degradacji uległyby transmisje radiowe i radarowe.
Wybuchy pozaatmosferyczne i ich skutki
Pierwsze detonacje bomb nuklearnych w kosmosie były wykonane już w latach 1958-62. Jako pierwsi testowanie tego typu broni rozpoczęli Amerykanie. W pierwszej fazie, nazwanej Hardtack I lub Operation Newsreel, wykonano trzy testy, odpowiednio na wysokości 26 km, 77 km (inne źródła podają 81 km) i 34 km. W zasadzie tylko drugi, o nazwie Teak, można zaliczyć jako test kosmiczny.
Wykonano go 1 sierpnia 1958 r. na atolu Johnstona przy użyciu rakiety Redstone i głowicy W-39 o ekwiwalencie 3,8 Mt TNT. Niestety złe zaprogramowanie rakiety spowodowało wybuch bezpośrednio nad miejscem startu, gdzie nie sięgała aparatura pomiarowa, stwierdzono jedynie zakłócenia łączności radiowej w wyniku samego wybuchu. Kolejna seria eksperymentów, znana pod kryptonimem Argus, w rejonie anomalii południowoatlantyckiej, została przeprowadzona w dniach 27 i 30 sierpnia oraz 6 września 1958 roku.
Do wyniesienia głowic W-25 o ekwiwalencie 1,7 kt TNT użyto rakiet Lockheed X-17, wystrzeliwanych z okrętu USS Norton Sound. Osiągnęły one wysokość odpowiednio 170 km, 310 km i 794 km. W celu uzyskania danych z testów na dużych wysokościach podjęto próbę wystrzelenia dwóch satelitów. Explorer 4 został pomyślnie wyniesiony na orbitę 26 lipca 1958 r. za pomocą rakiety Juno I z przylądka Canaveral. 24 sierpnia 1958 r. bliźniaczy Explorer 5 doświadczył niepowodzenia podczas startu. Oprócz satelitów stworzono sieć złożoną z wielu systemów śledzenia, wojskowych, akademickich i przemysłowych. Chociaż Argus potwierdził efekt Christofilosa, to jednak ze wzglądu na małą moc użytych ładunków, utrzymywał się on jedynie przez kilka tygodni, po czym zanikł.
Czy grozi nam wojna jądrowa w kosmosie?
Trzecia i ostatnia seria eksperymentów otrzymała nazwę kodową Dominic I. Obejmowała ona eksplozje podwodne, nadwodne, podziemne, atmosferyczne oraz interesujące nas – kosmiczne. Te realizowane były w ramach podprogramu Operation Fishbowl. Wykorzystano rakietę PGM-17 Thor – rakietę balistyczną średniego zasięgu (IRBM), a miejscem startu ponownie był atol Johnstona.
Testy wykonano pomiędzy 3 czerwca a 4 listopada 1962 roku. W ramach testów podjęto łącznie dziewięć prób wyniesienia różnych głowic na różne wysokości, ale aż cztery z nich zakończyły się niepowodzeniem startu i zniszczeniem rakiety wraz z ładunkiem, w tym jedna bezpośrednio na wyrzutni.
https://zbiam.pl/artykuly/czy-grozi-nam-wojna-jadrowa-w-kosmosie/
4/2024
Aktualności kosmiczne – Waldemar Zwierzchlejski
https://zbiam.pl/nasze-wydawnictwa/lotnictwo-aviation-international/
Co poleciało spaść musi
Waldemar Zwierzchlejski
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2024/04/1_symboliczna-grafika-szczatkow-orbitalnych.jpg)
8 marca o godzinie 19:34 czasu uniwersalnego (14:34 lokalnego) w miejscowości Naples w stanie Floryda, jakiś obiekt spadając z nieba przebił dach domu, a następnie stropy pomiędzy dwoma piętrami, by w końcu spocząć na parterze. W chwili zdarzenia w domu przebywał syn właściciela, który nie odniósł żadnych obrażeń. Po powrocie do domu, właściciel posesji Alejandro Otero znalazł na podłodze ważący około kilograma metaliczny odłamek, który, jak wszystko na to wskazuje, pochodzi z palety ze zużytymi bateriami, odrzuconej od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w 2021 roku. To zdarzenie upadku szczątków satelitów na Ziemię, aczkolwiek daleko nie pierwsze tego rodzaju, niesie za sobą ciekawe implikacje.
Czym był odłamek?
Począwszy od 2016 r. na ISS rozpoczęto proces wymiany akumulatorów, których żywotność i sprawność dobiegała pomału wyznaczonego limitu. Procedura ta wykorzystywała japońskie statki towarowe typu HTV, mające ze wszystkich dostępnych transportowców dostatecznie dużą przestrzeń ładunkową. Przebieg wymiany był następujący – po przyłączeniu do ISS, paleta z sześcioma nowymi bateriami i ich złączami była wyjmowana i mocowana najpierw w magazynie na zewnętrznej powierzchni stacji. Należy tu zauważyć, że nowe baterie były znacznie mniejsze od dotychczas stosowanych (sześć sztuk zastępowało 12 dotychczasowych) i wykonane w innej technologii (litowo-jonowe w miejsce niklowo-wodorowych). Następnie para astronautów dokonywała wymiany zestawu baterii, po czym stare umieszczane były ponownie w bagażniku HTV. Po odłączeniu od stacji, transportowiec był deorbitowany w taki sposób, by zakończyć swój lot w cmentarzysku satelitów – na południowym Pacyfiku, gdzieś w połowie drogi pomiędzy Nową Zelandią a Ameryką Południową, z dala od szlaków żeglugowych, czy tras przelotów samolotów. Proces ten rozpoczął się misją HTV-6 w grudniu 2016 roku.
Niestety już podczas drugiej dostawy wydarzyła się rzecz nieprzewidziana. Statek co prawda dostarczył we wrześniu 2018 r. drugi zestaw baterii na ISS, jednak załoga nie mogła dokonać ich wymiany, z powodu awarii rakiety nośnej rosyjskiego statku załogowego Sojuz MS-10, mającego dostarczyć na pokład członków nowej załogi. Jeden z nich, Tyler Hague, był specjalnie przeszkolony do wymiany baterii. W tej sytuacji HTV-7 pozostawił na ISS nowe baterie, ale powrócił pusty, bo Hague dotarł na ISS dopiero pół roku później. W kolejnych lotach HTV-8 (wrzesień 2019 r.) i HTV-9 (maj 2020 r.) statki dostarczyły pozostałe dwie palety, ale wracały z paletą poprzedniego transportowca. Jednak HTV-9 był ostatnim transportowcem z tej serii i paleta EP-9 po jego odlocie w sierpniu 2020 r. pozostała na stacji. Po przeprowadzeniu serii analiz, NASA zdecydowała się ją odrzucić od stacji, gdyż wydawało się, że spowodowanie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa w wyniku upadku jej szczątków na Ziemię jest wykluczone. EP-9, ważąca ponad 2,6 t, została odrzucona od ISS 11 marca 2021 r. za pomocą ramienia mechanicznego CanadArm-2.
(https://zbiam.pl/wp-content/uploads/2024/04/schemat-rozpadu-satelity-768x434.jpg)
Schemat rozpadu satelity.
Było to zdarzenie niemające dotychczas precedensu. Od kompleksu orbitalnego odrzucano różne elementy, jednak ich masa nie przekraczała kilku, najwyżej kilkudziesięciu kilogramów. Ich los był w chwili odrzucenia całkowicie przesądzony – po miesiącach krążenia na coraz bardziej zacieśniającej się orbicie wchodziły w końcu w gęste warstwy atmosfery, gdzie w całości płonęły, jak meteory. Tymczasem platforma EP-9 weszła w gęste warstwy atmosfery 8 marca o 19:29, śledzona przez radary Dowództwa Kosmicznego USA. Obiekt znajdował się wówczas nad Zatoką Meksykańską, pomiędzy Cancun a Kubą, kierując się w stronę południowo--zachodniej Florydy. Niestety ze względu na niestabilność atmosfery, predykcje dotyczące wtargnięcia w nią satelity, obarczone są dużym błędem.
Nawet na 12 godzin przed upadkiem palety, szacunki Dowództwa Kosmicznego Stanów Zjednoczonych zawierały się w okresie niepewności obejmującym sześć godzin, czyli cztery okrążenia Ziemi. Wszystko wskazuje więc na to, że nie tylko nie spłonął w całości, ale i spowodował dość poważne straty, na szczęście tylko materialne. Otero zgłosił zdarzenie do NASA i zażądał od agencji odszkodowania. Inżynierowie z Centrum Kosmicznego im. Kennedy’ego rozpoczęli analizę obiektu, ale tu pojawił się problem proceduralny…
Kto odpowiada za szkody?
W pierwszej chwili wydawało się, że za szkody powinna odpowiadać NASA, czy szerzej – Stany Zjednoczone. Jednak sprawa ta nie jest taka prosta i jest uregulowana przez „Konwencję o międzynarodowej odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez obiekty kosmiczne”, sporządzoną w Moskwie, Londynie i Waszyngtonie 29 marca 1972 r. Otóż artykuł 2 tej konwencji mówi jednoznacznie, że: Państwo wypuszczające jest bezwzględnie zobowiązane do zapłacenia odszkodowania za szkodę, którą wypuszczony przez nie obiekt kosmiczny wyrządził na powierzchni ziemi lub statkowi powietrznemu podczas lotu. A zatem nie właściciel satelity, czy też jego ładunku, ale państwo, które wystrzeliło satelitę. W takim wypadku byłaby to Japonia, bo to ona wystrzeliła paletę. Ale powstaje tu kolejne pytanie proceduralne – czy inkryminowany fragment był częścią palety, czy też pozostałością jednej z baterii? Baterie były wynoszone w latach 2000-2009 w czterech startach przez amerykańskie wahadłowce, wraz z poszczególnymi sekcjami kratownicy głównej stacji. A wtedy odpowiedzialność jednoznacznie spadnie na USA. Do czasu wydania ostatecznej ekspertyzy, trudno będzie uznać czyjąkolwiek winę.
Jednak po zdarzeniu przeanalizowano ponownie ocenę NASA, dotyczącą ewentualnego niebezpieczeństwa upadku fragmentów palety na Ziemię. Rzecznik NASA w Johnson Space Center w Houston powiedział, że: agencja kosmiczna przeprowadziła dokładną analizę elementów złożonych na palecie i ustaliła, że nieszkodliwie wejdą one ponownie w atmosferę ziemską. Nie spodziewamy się, by jakakolwiek część przetrwała ponowne przejście przez atmosferę. Jednak oceny innych ekspertów kosmicznych, nie pokrywały się z oświadczeniem NASA. Aerospace Corporation, finansowane ze środków federalnych centrum badawczo-rozwojowe, stwierdziło, że: ogólna zasada jest taka, że od 20 do 40 procent masy dużego obiektu może dotrzeć do Ziemi. Dokładny procent zależy od konstrukcji obiektu, ale akumulatory niklowo--wodorowe zostały wykonane z metali o stosunkowo dużej gęstości. Również eksperci z Europejskiej Agencji Kosmicznej przyznali, że niektóre fragmenty palety z akumulatorami mogą przetrwać wtargnięcie. Niestety głos NASA był ważniejszy. Z drugiej strony, trzeba bezstronnie przyznać, że nie istniała żadna inna metoda utylizacji platformy, a jej pozostawienie przez dłuższy czas w składzie ISS, mogło grozić eksplozywnym rozpadem baterii, który zagroziłby istnieniu stacji.
Nie tylko Skylab
Zdecydowanie najbardziej znanym przykładem zagrożenia wywołanego upadkiem satelity, była w 1979 r. amerykańska stacja kosmiczna Skylab. Oczywiście spowodowane było to głównie jej nadzwyczaj dużą masą, wynoszącą blisko 80 t. Ale przypadki, kiedy obiekt schodzący z orbity uszkodził czyjąś własność, czy nawet spowodował obrażenia, nie należą do rzadkości. Według ESA roczne ryzyko odniesienia obrażeń przez pojedynczego człowieka w wyniku upadku śmieci kosmicznych wynosi co prawda mniej niż 1 na 100 miliardów, ale ilość wynoszonych satelitów w ostatnim czasie gwałtownie wzrasta. Poniżej przedstawiam listę znanych przypadków:
1960 – pierwszy przypadek upadku szczątków startującej awaryjnie rakiety Thor DM-21. Szczątki spadły na obszar Kuby, zabijając pasącą się krowę. Reżim Castro nazywa nieudany start prowokacją prezydenta USA Eisenhowera i próbuje przekonać świat, że była to celowa eksplozja rakiety nad krajem. Protesty, m.in. przed ambasadą amerykańską w Hawanie, odniosły skutek – USA wypłaciły Kubie odszkodowanie w wysokości 2 mln USD, a krowa imieniem Rufina doczekała się pogrzebu z pełnymi honorami państwowymi.
1969 – pięcioro japońskich rybaków doznało niegroźnych obrażeń, gdy na pokład ich kutra w rejonie zachodniego Pacyfiku spadły odłamki radzieckiego satelity.
1978 – radziecki satelita rozpoznawczy Kosmos 954 z generatorem radioizotopowym na pokładzie wszedł w atmosferę nad północno-zachodnią Kanadą i spowodował niewielkie skażenie radioaktywne, szczątki satelity spadły m.in. do Wielkiego Jeziora Niewolniczego. Operacja analizowania i usuwania skażenia (Operation Morning Light), prowadzona przez kilka miesięcy na obszarze 124 tys. km2 została uwieńczona znalezieniem 12 dużych odłamków, z czego 10 było radioaktywnych (1,1 siwerta/h), a jeden promieniował z mocą 500 R/h, co jest dawką śmiertelną dla człowieka, przebywającego w jego pobliżu przez kilka godzin. Skłoniło to Kanadę do wystawienia ZSRR rachunku w wysokości 6 mln CAD. Po kilkuletnich rozmowach Związek Radziecki wypłacił Kanadzie odszkodowanie w wysokości 3 mln CAD.
1979 – fragmenty stacji Skylab spadły na terenie hrabstwa Esperance. NASA została obciążona karą 400 USD, której nigdy nie zapłaciła.
1987 – ponad dwumetrowej długości pas metalu z rakiety nośnej radzieckiego satelity Kosmos 1890 spadł pomiędzy dwoma domami w Lakeport w Kalifornii, nie czyniąc żadnych szkód.
1991 – radziecka stacja kosmiczna Salut-7 spadła w pobliżu miasteczka Capitán Bermúdez w Argentynie.
1997 – w Tulsa w stanie Oklahoma Lottie Williams została uderzona w bark odłamkiem o wymiarach 10×13 cm. Później potwierdzono, że był to fragment zbiornika paliwa z rakiety nośnej Delta-2, która w kwietniu 1996 r. wyniosła satelitę MSX.
2001 – silnik trzeciego stopnia PAM-D z rakiety nośnej Delta-2 wystrzelonej w 1993 r. spadł na pustyni w Arabii Saudyjskiej.
https://zbiam.pl/artykuly/co-polecialo-spasc-musi/