Fizyczny i ekonomiczny sens ma jedynie ściąganie (deorbitacja/utylizacja) całych obiektów czy stopni rakiet. Problemem natomiast są małe obiekty będące ich fragmentami. To są efekty kolizji, eksplozji, czy do niedawna radosnego wypuszczania w kosmos różnych drobnych części, typu sworznie pirotechniczne, fragmenty osłon itp. Są tego tysiące, orbity różne. Tak jak wspominali Kanarek i pogrzex, nie ma szans, by to wszystko w zorganizowany sposób wyzbierać. Tak ze względów technicznych, jak i ekonomicznych. Kto w to nadal wierzy, niech sobie zobaczy w jednym ze starych nr-ów "Astronautyki" (nie pomnę, który rocznik, chyba późne lata 90-te lub wczesne 2000+) grafikę przedstawiającą ewolucję orbit szczątków III-go stopnia jednej z rakiet Ariane (eksplodował sobie, już po orbitacji ładunku o ile pomnę). Bardzo pouczające. Mówimy naprawdę o drobiazgach. Zwykła śruba przy prędkości względnej kilkuset m/s ma siłę rażenia pocisku pistoletowego lub karabinowego, przy 1-1.5 km/s robi się już mała rusznica ppanc. Na szczęście większość z tego krąży na tyle nisko, że prędzej czy później posprząta się sama. Pod jednym warunkiem: ograniczenia tempa produkcji tych śmieci na tyle, że osiągnięty zostanie punkt równowagi między tym procesem, a ich naturalną destrukcją.
Na niewielką skalę próbuje się to robić, opróżniając zdalnie górne stopnie rakiet nośnych z resztek paliwa, eliminację odrzucanych elementów itd. Planowa deorbitacja przynajmniej niektórych satelitów będzie kolejnym środkiem, gdy stanie się to realnie możliwe na większą skalę. Tylko co z wysokimi orbitami, zwłaszcza geostacjonarną? Chyba tu będzie pole do użycia tych kosmicznych śmieciarek. Kiedyś tam. Pewnie z napędem jonowym lub podobnym
Pozdrawiam
-J.