W wersji nieco uproszczonej, czyli coś w rodzaju mini-sondy na kablu, takie pełzające "cóś" mogłoby faktycznie znaleźć się na wyposażeniu przyszłych łazików i lądowników, głownie do grzebania pod skałami, penetracji szczelin i małych jaskiń. Postaci w pełni autonomicznej to na razie nie widzę, przynajmniej na planetach. Ale już na asteroidach czy jądrach komet, gdzie klasyczny łazik się raczej średnio nadaje (urozmaicony teren, mikrograwitacja i to niejednorodna) to mógłby być najlepszy sposób mobilnej eksploracji.
Z resztą "ale to już było". No, prawie: ś.p. Beagle-2 miał zamiast klasycznej koparki, wiertła albo łapki na końcu manipulatora właśnie pełzającego "kreta" (mole) na kablu, co to miał grzebać w gruncie i pod kamienie włazić. Szkoda, że wszystko poszło z impetem w piach przy lądowaniu, bo Beagle miał sporo pomysłowych i nowatorskich rozwiązań, będących z resztą odpowiedzią na wyzwania wymuszone koniecznością miniaturyzacji (bardzo restrykcyjny budżet masowy lądownika) przy zachowaniu rozbudowanych możliwości badawczych sondy.