Hej, wiem że to rozważania czysto teoretyczne, ale strasznie mnie zdziwił twój post pogrzex'ie. Zawsze myślałem, że jeśli podejmiemy się wyprawy poza Układ Słoneczny, nawet wystrzelenia sondy, to z solidnym zapleczem - czyli przynajmniej częściowo skolonizowanym US. Właśnie, skolonizowanym, nie zbadanym przez sondy - ludzie, którzy nie mają możliwości przeprowadzki do jakiegoś Haba, na Księżyc, Marsa, księżyce Saturna, nie będą widzieć żadnej potrzeby, ani celu, wysyłania nawet najtańszej sondy bezzałogowej gdzieś dalej.
Co do przeciążeń - 1 rok przyśpieszania z 1g to już dość blisko prędkości światła (pomijam ogólną abstrakcyjność takiego napędu w chwili obecnej

). Jeśli chodzi o sondę - żagiel słoneczny, "doładowany" potężnym laserem/maserem, i kilkanaście asyst grawitacyjnych w okół naszej gwiazdy. Ale wtedy problem z drobinkami w przestrzeni - już chyba przy 0,1c czołówka z milimetrową drobinką to bardzo potężna eksplozja. Mikrometeor to bomba atomowa. Może się okazać, że możemy wysyłać tylko małe sondy i to bardzo wolno, albo wielkie behemoty (wydrążone asteroidy, dodać trochę rotacji żeby była jakaś grawitacja dla załogi) - chodź kosztuje to więcej energii (duuużo więcej), jednak są szybsze - zamiast 10tek tysięcy lat, pojedyncze wieki, może nawet krócej.
Uploading do komputera, to jednak większe wyzwanie, niż chociażby hibernacja, czy pogłębiony sen + opóźnienie starzenia. Albo przeciwdziałanie przeciążeniom przy pomocy nanomedycyny - i tak żeby sobie "zgrać" mózg na pendrive'a musimy taką technologię opanować. Więc to chyba będzie szybciej dostępne.
Na pewno pierwsze sondy, albo wyprawy kolonizacyjne, będą raczej przypominać XVII przeprowadzki z Europy do Ameryki - czyli bilet w jedną stronę.
PS. -> przepraszam jeśli zamiast sondy, będzie gdzieś "sądy" -> autokorekta mi się tak uparła w przeglądarce, zanim opublikowałem, dopiero później zauważyłem i poprawiałem