... Raczej nie zgram timelapsa bo nie ma specjalnie do czego, z ok. 330 zdjęć na bodaj pięciu coś widać.
U mnie na filmie bezpośrednio z aparatu widać było tylko przelot tego jaśniejszego satelity na początku, no i flarę - oba zdarzenia widziałem również na wyświetlaczu LCD aparatu w czasie filmowania, ale po pozostałych Starlinkach z dziewiątej paczki ani widu, ani słychu!
Sprzęt trochę cieniutki, więc nie dziwota. Przy maksymalnych parametrach czułości (ISO: 6400), jakie w moim sprzęcie z matrycą m4/3 mogę ustawić przy filmowaniu z najjaśniejszym obiektywem, jaki mam Vivitar 28(56) f/2.5 i przy najdłuższym możliwym czasie naświetlania klatki: 1/24 sek. w warunkach miejskich wychodzą gwiazdy do max: 2,5 mag, czyli prawie nic! Już miałem usunąć film, ale błysk flary mnie powstrzymał. Pomyślałem sobie, że chociażby ostatnie tchnienie fotonów po pozostałych Starlinkach
musiało się gdzieś uwiecznić, mimo niewielkiej matrycy mojego amatorskiego Olka (Olympus PEN E-PL9).
Noo i zamiast kasować film wrzuciłem go do DaVinci Resolve (polecam ten świetny, darmowy, profesjonalny program do obróbki filmów - DZIĘKI Tomek za wskazanie tego narzędzia). Dałem na maksa wzmocnienie, podciągając światła w kompromisie z szumami (wyłącznie w monochromie bo do kolorów jeszcze nie dorosłem), dzięki czemu pojawiły się gwiazdy do 5 mag, a pozostałe Starlinki wyskoczyły raptem z niebytu (słabsze na granicy szumów)!
Co prawda wzmocniły się również same szumy (to mrowienie na filmie), ale coś za coś - jakby nie było to tylko amatorski dokument, a nie film do nominacji oskarowej.