Bo chyba podstawowym problemem, słoniem w pokoju tej dyskusji, jest to co i za ile się uzyskuje. Na przykład, uwaga będzie bolało, kult przenajświętszego Apollo. Przecież jak weźmiemy sprawę na zimno, zapomnimy o flagach, wielkich słowach,,wiekopomnym wydarzeniu i podobnych dyrdymałach, to jeżeli za dwadzieścia pięć miliardów ówczesnych dolarów, uzyskujemy dwadzieścia cztery godziny realnej pracy na powierzchni Księżyca (tyle miały mnie więcej wszystkie księżycowe Eva razem wzięte), oraz jakieś cztery miesiące pracy stacji orbitalnej Skylab to przecież ktoś za to powinien beknąć. Serio. Ktoś powinien pójść do więzienia za tak skandaliczne marnotrawstwo publicznych środków. Zresztą amerykanie doskonale pojęli swój błąd. Szybko i bezwzględnie ukręcili Apollo łeb, nawet nie wykorzystując całego wyprodukowanego na jego potrzeby sprzetu i skoncentrowali się na tym co ważne.
Uzyskanie możliwości masowego taniego transportu ziemia orbita. Co z tego wynikło, wszyscy wiemy. Katastrofa. Dosłownie. Pod każdym możliwym względem. Mocno zawiniała polityka, poziom ówczesnej technologi, może podejście jak te tory z mema było złe,
ale nie można winić amerykanów, że tym razem prawidłowo ustalili priorytety i próbowali rozwiązać podstawowy problem. . Niestety nie rozwiązali. Wynikiem tego było zatrzymanie na trzydzieści lat światowej astronautyki, na poziomie jednorazowych rakiet, jakby od czasów Gagarina, naprawdę nic nowego nie dało się w tej materii wymyślić.
I tu wchodzi cały na biało, Elon Musk. Jeszcze jeden z tych dziwacznych nuworyszy z doliny krzemowej, co stwierdził, że pójdzie w kosmos. No fajnie, pójdzie i jak tylu przed nim sobie ten głupi łeb rozwali. No ale nie rozwalił. Wziął trochę gotowych technologi
zintegrował je w jeden działający system i wszystko zalał zdrowym biznesowym podejściem. Mówią dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów za zaworek z dostawą za sześć miesięcy. Serio? Niech idą na drzewo. Macie mi zbudować w Space X, ten zaworek za dwadzieścia pięć tysięcy dolarów w miesiąc. Nawet jeśli ów zaworek jednak powstawał w pięć miesięcy i kosztował pięćdziesiąt tysięcy dolarów, Musk i tak był do przodu. Bardzo. Takimi metodami zbudował Falcona 1, Falcona 9, a potem nauczył lądować, rakietą po czym użył jej jeszcze raz. Teraz jest niekwestionowanym królem rakiet.
Ale Falcony nie są doskonałe. Stanowczo. Jeśli ktoś w czytaniu tego dotarł tak daleko
to mam nadzieje, że pamięta jaki był wyszczególniony boldem podstawowy problem. Nieważne czy lecimy na Księżyc, Plutona, czy wysyłamy satelity na orbitę. Bo problemem cały czas jest
Uzyskanie możliwości masowego taniego transportu ziemia orbita. Z tego punktu widzenia Falcony są wciąż dziwaczną hybrydą. Nie są w pełni odzyskiwane, wymagają floty statków, (koszty stałe!), nie da się wsiąść Falcona, wystartować, wylądować, zxatankować, załadować i wystartować jeszcze raz, jak to robi dowolny samolot. Dlatego chociaż w królestwie jednorazowych rakiet, Falcon jest królem, Musk wziął się za bary z podstawowym problemem
Uzyskanie możliwości masowego taniego transportu ziemia orbita. Aby rakiety, były w miarę swoich technicznych ograniczeń, tak elastyczne i tak tanie jak samoloty. Nic dziwnego, że NASA się rzuciła na Starshipa jak pies na szynkę. Bo podobnie jak wojskowi, wiedzą, że to będzie rewolucja. Jeśli się uda, to będzie dokładnie to, czym pierwotnie miał być prom kosmiczny. Że akurat, potrzebny był lądownik? No dajmy Muskowi pieniądze na lądownik. Mówi dwa miliardy? Proszę bardzo, dwa miliardy. To i tak jakaś jedna dziesiąta tego co przezwaliśmy do tej pory na SLSa. Bo Musk w przeciwieństwie do Bezosa, pokazał, że potrafi dostarczać obiecane produkty, nawet jeśli się uwzględni standardowe pięcioletnie opóźnienie. Nawet jeśli owo opóźnienie wynika niekoniecznie wynika z winy Muska (o czym tu wielokrotnie wspomina Lion97). I to w sytuacji, kiedy żałosna konkurencja Muska, ma wciąż problemy z rozwiązaniami z zeszłego wieku, ale za to oferuje je dwa razy drożej
. Nic dziwnego, że dostali kopa w tyłek. Niech wrócą z czymś godnym dwudziestego pierwszego wieku. I tańszym.
A wtedy może stosunek kosztu do uzyskanego efektu nie zabije Artemisa, tak jak zabiła Apollo.
I wreszcie coś się zacznie dziać.