Cóż los ROSSa Rosyjskiej astronautyki, jak i bardzo wielu innych rzeczy, rozstrzyga się właśnie na Ukrainie i lepiej, żeby Rosja te wojnę kompletnie przegrała. Dla dobra samej Rosji. Albowiem tylko kompletna totalna klęska, najlepiej z przeciwnikiem, którym do tej pory gardziłeś, daje dużym skostniałym państwom impuls do reform. Prawdziwych reform, a nie pudrowania postowieckiego trupa, jakie, miedzy innymi w astronautyce, do tej pory oglądaliśmy.
No ale jeśli nawet, jest tylko wielkie ogromne ALE. W astronautyce, od podjęcia konkretnej decyzji do urzeczywistnienia jej w postaci nowej rakiety, stacji orbitalnej, czy satelity, mija około dziesięciu lat (Musc, to robi nieco szybciej, ale nawet z jego ADHD, to wciąż kwestia siedmiu ośmiu lat). Obecnie w metalu są rozgrzebane rzeczy. Moduł mający być przyłączony do Nauki i Proczałe, oraz to coś mające obecnie nazwę Orzeł (czy Orlik - podobno mają być dwie wersje). Może czeka nas niespodzianka w postaci tego atomowego holownika jonowego, na którym Rosjanie ponoć pracują, (gdzieś były nawet zdjęcia podobno z hali fabrycznej). Może. Jednak do 2030, ze strony Rosji, nie liczył bym na nic więcej.