Rozwiązanie o którym wielu w tym przypadku pewnie pomyślało (i ja też!) nowym nie jest, ale gdyby je zrealizowano stworzyłoby nowe szanse i nowe możliwości eksploracji kosmosu. Na razie to fikcja, marzenia, ale...
O czym piszę?
O małym statku (X-37C?), ISS i dużej rakiecie nośnej, o której NASA cały czas mówi (marzy).
O powrocie do koncepcji osobnego lotu na orbitę ludzi oraz sprzętu.
Wyobrażam sobie sytuację, gdy najpierw (lub później, nieistotne teraz) startuje mały wahadłowiec z ludźmi na orbitę i cumuje do ISSa. Następnie leci duża rakieta ze statkiem zdolnym do lotu w kosmosie, statek ten też cumuje do ISSa, załoga się przesiada i... leci np. na Księżyc, lub... . Z Księżyca wraca mały, niezdolny do lądowania na Ziemi statek, hamuje i wchodzi na orbitę Ziemi. Cumuje do ISSa, ludzie wracają do małego wahadłowca i lądują w KSC.
Nie mam zielonego pojęcia, czy to będzie kiedykolwiek zrealizowane, ale i ISS by się przydał do czegoś (
) i dużo łatwiej wystartować rakiecie ze sprzętem nie targając ze sobą dużej kapsuły powrotnej oraz ludzi. Ot, puściłem wodze fantazji.