Pierwsza część, formatowanie takie jak mam ustawione w Vim'ie:
Nie wiedziałem, czy ją jeszcze zobaczę.
Nie wiedziałem, czy Ona chce mnie widzieć.
Ani - aż do teraz - czy w ogóle istnieje. Gdziekolwiek, poza moimi wspomnieniami...
"Istnieje" to dobre określenie - pasuje do kogoś urodzonego trzy wieki temu.
I do dzisiejszych realiów.
"Istnienie" mogło przyjąć formę "duchów" - stanu sieci neuronowej, zeskanowanego w zautomatyzowanych klinikach, tuż po śmierci.
Albo "wrzutków" - tutaj operacja odbywała się na żywym i przytomnym pacjencie.
Za jego zgodą, lub bez.
Elektroniczne przekaźniki zastępowały wówczas jedną synapsę po drugiej, aż do samych trzewi rdzenia kręgowego.
W tym stanie, kiedy świadomość była już tylko programem, wystarczyło przesłać ją na serwer.
Istniały również inne drogi, którymi mogli podążyć urodzeni przed 2000 rokiem:
terapie odmładzające, regeneracje organów i tkanek, bioniczne protezy, neuro-implanty rozszerzające możliwości ludzkich ciał i umysłów.
Wreszcie transfery świadomości - nic nie stało na przeszkodzie, aby z komórek macierzystych wyhodować nowe, pozbawione wad ciało.
Albo, nie ograniczając się do klonowania, zakupić jeden z miliardów gotowych szablonów - sportowcy, atleci, seksbomby.
Wszystko zależało jedynie od ceny...
A te, w większości, były nieosiągalne dla zwykłych ludzi.
Quasi nieśmiertelność była jednak kusząca: jedni pracowali więc do utraty tchu, byle tylko uciec od odwiecznego widma śmierci.
Inni wybierali drogę na skróty, zwiększając i tak gigantyczne wskaźniki przestępczości.
Kolejni wybrali kontrakty - taki "wrzutek" mógł całkiem sprawnie pracować w wirtualnym świecie, powiększając majątki swych sponsorów.
Makler giełdowy stanowił przecież doskonały materiał na autonomiczny system doradczy.
Specjalistka od Public Relations i reklam - na spam-bota, kuszącego swe ofiary w zakamarkach cyberprzestrzeni.
Wgrane osobowości - będące jedynie binarnym kodem, pozwalały również na nieograniczone kopiowanie i zwielokrotnianie, zwiększając skuteczność procesu niemal wykładniczo.
Oczywiście nie była to jedyna możliwość - nikt nie bronił zmiany kodu źródłowego...
Często stanowiło to część umowy.
Elementy uznane za nieprzydatne, takie jak wspomnienia, uczucia, pasje - słowem wszystko co zwiększało niepotrzebnie ilość bitów i qubitów zajmowanych na najtańszych nośnikach - wymazywano. Miały zostać zwrócone, po „odpracowaniu” kontraktu.
Rodziło się jednak pytanie - która z kopi stanowiła oryginał ? Jedna szczególna, może wszystkie ?
Istniały oczywiście szczegółowe regulacje; mały kruczek - opracowały je konsorcja wspomnianych "sponsorów".
Pechowe kopie pracowały więc do momentu uznania je za przestarzałe.
Często stanowiły bazę dla "postaci" w jednym z miliardów wirtualnych światów i symulacji, w które wyewoluowały XX wieczne gry MMORPG.
Niektórzy wracali z powrotem do biologicznych ciał – czy to klonów własnych, czy któregoś ze wspomnianych szablonów.
Chodź dróg było wiele, finał przeważnie był ten sam:
ludzie stawali się domowymi "zwierzątkami", seksualnymi niewolnikami, tanią siłą roboczą (w specyficznych warunkach, koszty pracy i utrzymania przy życiu człowieka, były mniejsze niż zasilanie i serwisowanie dedykowanych maszyn).
Możliwości były więc różne - jak sami jednak widzicie, każda kolejna bardziej przerażająca od poprzedniej.
O losie ludzi decydowało niezmiennie to samo, co 1000 i 5000 lat temu - pieniądze.
Niegdyś miały one postać złotych monet, później papierków, czy cyfrowych odwzorowań stanu konta.
Później przyszły bitcoiny, q-coiny (które przetrwały nawet do dzisiaj - zdolność przetwarzania informacji była bardzo ważnym wyznacznikiem statusu).
Kolejnym etap - systemy finansowe zwróciły się w stronę fizyki, włączając ją do ekonomi.
Opłaty regulowano więc w Julach, Watach, czasami Elektronowoltach. Upraszczało to bardzo transfery, ocenę ryzyka i szacowanie zysków inwestycji.
Dla ludzi, mogło wydawać się to dziwne. Prawdziwe zaskoczenie przyszło jednak później – walutami stały się yota-flopsy, mega-qlopsy, moment spinu, izospin, liczba barionowa i leptonowa.
Ludzki mózg (przynajmniej bez dedykowanych implantów), bardzo źle sobie radził na polu fizyki kwantowej.
Nawet najbardziej wydajne systemy eksperckie, które tak chętnie wszczepialiśmy sobie do czaszek, pomagały jedynie zrozumieć podstawowe zależności i przeliczyć ceny. O graniu na giełdzie, bez solidnej porcji implantów i wiedzy z zakresu fizyki teoretycznej, można było zapomnieć.
Jednak to nie ludzie byli beneficjentami system QE ("Quantum Economy").
Kształt i charakter współczesnych rynków był opracowany przez i dla Sztucznych Inteligencji, zwanych AIodami.
Prawdziwych, głębokich i samoświadomych bytów, dla których Test Turinga przypominał zakreślenie 'X' na ankiecie.
Znacie chyba starą maksymę: "kto ma pieniądze, ten ma władzę".
Co powiedzieć o sytuacji, w której większość ludzi nie mogła zrozumieć czym są pieniądze ?
Ani czym jest rynek ?
Śmieję się teraz sam z siebie, wspominając własne narzekanie na polityków i bankierów.
Tych ze starych, wręcz starożytnych czasów, gdy byli oni jeszcze ludźmi.
Ich szaleństwa, malwersacje, nawet zbrodnie i ludobójstwa - to wszystko było niczym w porównaniu z czynami ich mechanicznych następców.
AIoidy nie były zgodne - oj nie. Różniły się między sobą budową, opiniami, wyznaniami (tak -
zdarzały się religijne "blaszaki").
Stopień dyferencjacji można było zobrazować, porównując budowę i zwyczaje ludzi, do nie szukając daleko, tyranozaurów.
Wyniszczające wojny wybuchały z powodów całkowicie błahych i obcych ludzkiemu pojmowaniu.
Piewcy "Osobliwości" nie przewidzieli jednego - co jeśli super intelekty będą dla nas tak obce, iż nie odróżnimy ich poczynań od czystego szaleństwa ?
O dziwo ludzie wciąż istnieli w tym świecie. Trwali, pnąc się nieustannie i próbując za wszelką cenę dostać się do któregoś z wirtualnych rajów (które częściej przypominały maniakalne urojenia).
Jeszcze sto lat temu, szeroko rozumiana sytuacja Homo Sapiens przypominała tą, w jakiej były zwierzęta pod koniec XX wieku.
Obecnie ludzkość spełniała rolę bakterii i prymitywnych mikrobów. Z jednej strony - niezbędnych, i mogących wzorem śmiertelnej chorób wpłynąć na losy milionów AIoid'ów.
Z drugiej - jaki wpływ miała pojedyncza bakteria na politykę zagraniczną dawnego USA ?
A nawet jeśli pojawił się agresywny szczep - od czego były antybiotyki i środki do dezynfekcji ?
Wszytko to co opisałem było daleko - 321 milionów kilometrów ode mnie. Po drugiej stronie Słońca - tam gdzie obecnie znajdowała się Ziemia.
Czyli brązowo-rdzawa kula, gdzie jałowe pustynie lądów przedzielały wrzące od toksyn oceany.
Planeta balansowała nieustannie między wenusjańskim efektem cieplarnianym a kolejnym, permanentnym zlodowaceniem.
Prawdziwe "Piekło na Ziemi", do którego musiałem się udać...
Lepiej ?
