Witam wszystkich serdecznie. Natrafiłem na Waszą stronę nieco przypadkowo, ale fascynuję się kosmonautyką więc chętnie w dam się w ostrą dyskusję na tematy znajdujące się na forum

Wracając do brzegu, pomysły jakie przedstawiacie na terraforming są bardzo trudne do wykonania i czasochłonne (bombardowanie np. kometami). Jak to mówią "cała tajemnica tkwi w prostocie". Idąc tropem moich poprzedników o wiele łatwiej byłoby zmienić orbitę księżyców Marsa i "rozbić" je o planetę - ok. 10km średnicy + ok 20km średnicy. Odpowiednie zdetonowanie ładunków wybuchowych (jądrowych) pokonałoby bezwładność tak małego ciała. Uważam, że z powodu wielkości i budowy (zbita skała) po przekroczeniu bariery Rocha nie doszłoby do detonacji w powietrzu, a o powierzchnię planety. Są to dość duże ciała w stosunku do Marsa (nawet dla życia na ziemi byłaby to katastrofa) więc efekt okazałby się na pewno globalny. No i teraz nasuwa się moje pytanie czy spowodowanie takiej "nuklearnej zimy" ma sens? Owszem sama energia uderzenia oraz efekt cieplarniany podniosą temperaturę na powierzchni Marsa, jednak stanie się ona wtedy całkowicie nie zdolna do zamieszkania. Burze krzemowe będą tak destrukcyjne, że zniszczą każdą bazę wybudowaną przez ludzkość (no chyba że chcemy mieszkać pod ziemią, ale to już inny wątek). Do tego z powodu niewielkiej grawitacji, ogromnego zapylenia, braku wody w atmosferze (chodzi mi głównie o deszcz) taka powietrzna breja trwała by na pewno nie dziesiątki, a setki lat (jak nie więcej).
Jednak żeby nie było, że jestem chorym pesymistą mam trochę inny pomysł na rozwiązanie tego problemu jak terraforming. Oczywiście czas potrzebny do uzyskania znaczącej zmiany klimatu liczony będzie w setkach lat, ale lepiej jest podglądać naturę i ją naśladować

Zasadniczym problemem braku gęstej atmosfery na Marsie jest brak pola magnetycznego. Ziemia ma o tyle farta. że posiada na tyle duży(masa) księżyc (i w odpowiedniej odległości) żeby działać jak dynamo na nasze metaliczne jądro. Ruchy jego powodują powstanie pola magnetycznego. Teraz dlaczego o tym piszę: Mars ma podobną budowę do Ziemi- skorupa, płaszcz, metaliczne jądro (oczywiście proporcje poszczególnych warstw się różnią np skorupa jest 3x grubsza). "Budując" 1 duży księżyc na orbicie Marsa moglibyśmy zbliżyć go (a tym samym zjawiska na nim i w nim zachodzące) do Ziemskich. Oczywiście przedsięwzięcie wydaje się nie wykonalne bo skąd wziąć materiał. Teoretycznie Mars miałby dobry start. Połączenie 2 księżyców w 1 na niskiej orbicie (tak jak mówiłem nie są na tyle duże i mają stałą trajektorię) spowoduje utworzenie dość potężnej masy w jednym miejscu. Mogłoby spowodować "rozruch" uśpionego jądra a tym samym pojawienie się pola magnetycznego.
Dodatkowo mamy tutaj bonus. Dochodziłoby do licznych procesów geologicznych z wydzielaniem ciepła (ruchy tektoniczne, liczne wybuchy wulkanów) i gazów cieplarnianych (CO2, tlenki siarki, H2O, metan, amoniak, inne).
Oczywiście w tej chwili mówię tutaj bardziej o fiction niż o science, nie mniej jednak wydaje mi się, że jest to dość logiczny i łatwiejszy sposób od bombardowania kometami

Chętnie wysłucham waszej opinii na ten temat, a i nie obrażam się na konstruktywną krytykę

P.S: Wybaczcie za literówki i możliwe błędy, ale pisze wcześnie rano
