Ależ gdybym się przeniósł moja maszyną czasu do 1968, to, mając do dyspozycji wyłącznie ówczesne źródła zwrócił bym uwagę, że to lądowanie na Księżycu, jest tak absurdalnie drogie, że nie praktycznie szans, by było na dłuższą metę kontynuowane. Ze w obliczu innych problemów, takich jak wojna w Wietnamie, już widać polityczną chęć obcięcia programu kosmicznego do gołej, Ziemi. Ze już zaprzestano produkcji Saturnów. A potem, tym razem korzystając z mojej nieuczciwej przewagi podróżnika w czasie powiedział bym, że kiedy cały świat ogląda lądowanie na Księżycu, dwa uniwersytety przeprowadziły zabawny eksperyment z wyminą danych, miedzy komputerami, przez kabel telefoniczny.
I że właśnie ten eksperyment, a nie lądowanie na Księżycu naprawdę zmieni świat.
Jasne, że znając późniejszą historię możemy być mądrzy. Jeśli o rok 1968, to jasne, że były gigantyczne problemy - w Stanach wojna Wietnamie, problemy rasowe, rewolucja kulturowa i wiele innych, oraz związane z tym wszystkim masowe demonstracje i protesty. Nie lepiej było w Europie - wielkie rozruchy we Francji i innych krajach, nie wspominając już inwazji Układu Warszawskiego na Czechosłowację.
Tym niemniej wydawało się wówczas, że na Księżycu będziemy już na stałe, a za góra kilkanaście lat wylądujemy na Marsie. Związek Sowiecki również się odgrażał w tym temacie. I pomimo ówczesnej sytuacji, Amerykanie byli dumni z programu Apollo, a cały świat obserwował go z zapartym tchem. To, co dzisiaj wiemy, że był to początek końca, było widać dopiero od lipca 1969. Gdybyś w 1968 r. głosił, że to wszystko wielka wydmuszka, zostałbyś jednogłośnie zakrzyczany. Ale dzisiaj łatwo tak mówić.
I nie do końca zgodzę się, że internet bardziej zmienił świat niż program Apollo. W sensie praktycznym na pewno tak, ale to stało się dopiero 20-30 lat później. Ale jeśli idzie o strefę kulturową, mentalną - tę mniej uchwytną, to z dzisiejszej perspektywy trudno przecenić wpływ Apollo.