"Mamo, ta kropka wcale nie jest niebieska" - usłyszałem to dzisiaj w Earth-Padzie, module obserwacyjnym Cyklera, na którym służyłem.
Jak można się domyślić, powiedział to jakiś dzieciak. Jeśli zastanawiacie się, co małe dziecko może robić w kosmosie - transportowaliśmy właśnie grupę kolonistów na Księżyc.
A w zasadzie uchodźców - to określenie było zdecydowanie bliższe prawdy. Nie uciekali oni jednak przed wojną, zarazą czy tajfunem.
Był to początek zdecydowanie większego exodusu - nie mającego precedensu historii.
Dotyczył on całej ludzkości. A w zasadzie jej resztek, jak patrzyli na to starsi. Osobiście, nie reagowałem na to aż tak emocjonalnie - urodziłem się już w takich warunkach. Jednak Ci mający 90 czy 100 lat, pamiętali jeszcze "stary świat". Wtedy, kiedy na powierzchni Ziemi żyło ponad 7 mld ludzi, a na widok spadającej gwiazdy wypowiadano życzenia.
Ja należałem jednak do późniejszego pokolenia - które na nocne niebo spoglądało ze strachem. A spadająca gwiazda oznaczała kolejny mały meteoryt. Mnóstwo takich "prześlizgiwało" się przez SkyWatch'a. Część z nich docierała aż do powierzchni, przynosząc śmierć i zniszczenie.
Wracając do "Kropki" od której właśnie zacząłem pisać - Ziemia, poza wąskim pasem błękitu i zieleni w okolicach równika, miała teraz barwę sino-brunatną.
Efekt "bliskiego spotkania" z kilkoma większymi asteroidami. Poza bezpośrednimi zniszczeniami, wyrzuciły one do atmosfery miliardy ton pyłów i popiołów.
Siła uderzeń zaburzyła również równowagę płyt tektonicznych. Wraz ze wzrostem aktywności sejsmicznej przebudziły się z kolei wulkany.
Także te, od dawna uznawane za wygasłe.
Niebo na długie miesiące zakryły chmury popiołów. Poza skróceniem sezonu wegetacyjnego, zapoczątkowało to też nową epokę lodowcową. Tym razem jednocześnie na obydwu półkulach.
Pamiętam jeszcze ze szkoły, jak nauczyciele wyjaśniali, że cała nasza cywilizacja była i wciąż jest powiązana siecią zależności.
Od rolnictwa, po przemysł, technologię, transport, ekonomię - żaden z tych elementów nie może istnieć bez pozostałych.
Kiedy ta sieć została przerwana, cywilizacja nie była w stanie przetrwać w swojej ówczesnej postaci.
Nie mogła jednak sobie "pozwolić" na upadek - z głębi kosmosu zmierzały kolejne asteroidy. Dużo większe, posiadające większe delta V.
Upadek cywilizacji technologicznej, oznaczałby koniec dla wszelkiego życia jakie znali ówcześni. Takiego "bombardowania" nie przetrwałyby nawet bakterie.
Pod koniec XX wieku wielu uważało ludzkość za plagę - rozwój przemysłu wraz z dużą populacją powodowały masowe wymieranie w świecie zwierząt i roślin.
Jednak historia często bywa przewrotna - po pojawieniu się Pestifera, staliśmy się jedyną nadzieją dla życia. Przynajmniej ziemskiego życia.
Czym był Pestifer - myślę, że nie muszę wyjaśniać. Każdy historyk czytający te wspomnienia będzie wiedzieć.
Chociaż - może okaże się on być czymś innym, niż obecnie uważamy ?
Tak więc, Pestifer to według naszych badań mała i bardzo stara Gwiazda Neutronowa - która nieubłaganie zbliża się do granic Układu Słonecznego.
Na szczęście nie jest to pulsar - minie jeszcze prawie 1000 lat, nim jego promieniowanie zacznie stanowić bezpośrednie zagrożenie.
Obecnie przechodzi przez obłok Orta - stamtąd właśnie wyrzuca miriady komet i asteroid. Część z nich mknie wprost ku wewnętrznym planetom - Marsowi, Ziemi, Wenus i Merkuremu.
Jeszcze mniejsza "część tej części" porusza się po trajektoriach przecinających orbity tych planet w złym miejscu o złym czasie.
Patrząc procentowo - nie wygląda to najgorzej. Patrząc ilościowo - to miliardy obiektów, o masie liczonej w setkach, a często tysiącach czy nawet milionach ton.
Czemu postanowiłem spisać te wspomnienia ? Niedługo zaliczę swojego pierwszego "redi'a", czyli "Redirect Mission" - przekierowanie asteroidy. Jak powiedział to kumpel po powrocie z jednej - "Większość czasu się nudzisz, kiedy się nie nudzisz, boisz się". Pisanie ma więc być sposobem na nudę. Zobaczymy co z tego wyjdzie ...