Autor Wątek: Wiadomości naukowe  (Przeczytany 48508 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Wiadomości naukowe
« dnia: Grudzień 12, 2020, 23:37 »
Jak będzie wyglądał koniec pandemii COVID-19? Możliwe są trzy scenariusze (1)
RAFAŁ MOSTOWY | data publikacji: 06.12.2020, 17:37

Choroby zakaźne podlegają pewnym regułom, które można opisać matematycznie. Czy te reguły mogą nam podpowiedzieć, co czeka nas w najbliższych miesiącach i kiedy powrócimy do normalnego życia? Oto trzy scenariusze na przyszłość, które nakreślił dr Rafał Mostowy, biolog chorób zakaźnych z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego i Stowarzyszenia Rzecznicy Nauki.

Historia ludzkiej cywilizacji jest historią epidemii chorób zakaźnych. Od czasów wojen peloponeskich, przez dżumę w XIV w. i podboje obu Ameryk przez Europejczyków, po Hiszpankę w 1918, rozprzestrzeniające się zarazki dziesiątkowały populacje ludzkie, przewracały struktury społeczne do góry nogami i zmieniały rzeczywistość. W tym sensie obecna pandemia COVID-19 nie jest niczym szczególnie nowym. Pomimo tego, że żadne dwie epidemie w historii nie są takie same, wszystkie rządzą się pewnymi wspólnymi regułami. Po pierwsze, żeby doszło do epidemii (lub pandemii, która jest globalną epidemią), musimy mieć do czynienia z nowym, wcześniej nie widzianym mikroorganizmem, zazwyczaj bakterią lub wirusem. Po drugie, zarazek musi skutecznie przenosić się z jednej osoby na drugą. Po trzecie, epidemia będzie trwać tak długo, dopóki wciąż będzie dochodzić do kolejnych zakażeń. W świecie chorób zakaźnych powyższe reguły są powszechne i można je opisać matematycznie. Czy w takim razie możemy wykorzystać tę wiedzę, żeby przewidzieć, kiedy skończy się obecna pandemia?

Dywizje i bataliony komórek

Aby lepiej zrozumieć, skąd biorą się reguły epidemii, trzeba najpierw zrozumieć jak działa nasz układ odpornościowy. Dział nauki zajmujący się odpornością nazywa się immunologią i jest tak dynamicznie rozwijającą się dziedziną biomedycyny, że z uwagi na nowe odkrycia podręczniki do immunologii muszą być aktualizowane co roku. Nasz układ odpornościowy jest tak skomplikowany, że stopniem złożoności ustępuje jedynie naszemu mózgowi. Gdy w naszym ciele pojawiają się wirusy, bakterie, grzyby czy nowotwory, złożone układy tysięcy różnorodnych komórek współdziałają tak, żeby jak najszybciej i najskuteczniej wykryć zagrożenie dla naszego zdrowia i je powstrzymać.

O układzie odpornościowym najlepiej myśleć jak o armii różnorodnych i ściśle ze sobą współpracujących batalionów komórek, wchodzących w skład dwóch dywizji: układu wrodzonego oraz adaptacyjnego. Pierwsza dywizja, układ wrodzony, to niewyspecjalizowany zestaw komórek patrolujących organizm i reagujących szybko na wszelkie zagrożenia, ale mający umiarkowaną siłę rażenia. Radzi sobie bardzo dobrze z niegroźnymi drobnoustrojami i zapobiega wielu infekcjom, ale przy bardziej niebezpiecznych zarazkach musi wezwać pomoc. Wtedy do akcji wkracza układ adaptacyjny, składający się z wyspecjalizowanych komórek, które pracują razem nad wytworzeniem przeciwciał – drobnych struktur białkowych, które bardzo dokładnie rozpoznają i neutralizują konkretne zarazki oraz zapobiegają ich namnażaniu się w organizmie.

Przeciwciała są bardzo skuteczną bronią przeciwko patogenom, ale ich produkcja jest czasochłonna – zazwyczaj zajmuje około tygodnia – ponieważ komórki muszą nauczyć się, jakie przeciwciała działają najlepiej. Dlatego adaptacyjny układ odpornościowy uruchamiany jest tylko w nadzwyczajnych przypadkach. Co istotne, przepis na raz stworzone przeciwciała zostaje zapisany w “pamięci” komórek przez wiele lat, czasami całe życie, i w przypadku ponownej styczności z zarazkiem przeciwciała mogą zostać bardzo szybko wyprodukowane. Oczywiście przeciwciała nie są jedyną bronią walki z wirusami, ale z uwagi na ich wysoką skuteczność w neutralizacji cząsteczek wirusa, są jedną z najszybszych i najpotężniejszych.

Wyścig z czasem

Teraz możemy lepiej zrozumieć, co dzieje się, gdy w populacji pojawia się nigdy wcześniej nie widziany zakaźny wirus. Po kontakcie z pierwszą osobą (tzw. "pacjentem zero"), w jej ciele rozpoczyna się dramatyczny wyścig wirusa z układem odpornościowym, w którym wirus, by móc się dalej rozprzestrzeniać, musi zdążyć przeskoczyć z jednej osoby na drugą, zanim zostanie zneutralizowany. Ma on trochę czasu – patrolujący, wrodzony układ odpornościowy nie poradzi sobie szybko z namnażającym się patogenem, ale natychmiast da znać wyspecjalizowanym komórkom (np. limfocytom), żeby zaczęły działać.

W tym czasie wirus przeprowadza inwazję na organizm, namnażając się w różnych komórkach, na przykład układu oddechowego. Po kilku dniach cała armia komórek pracuje już nad neutralizacją wirusa i zabijaniem tych komórek, w których się on znajduje. Ale armia ta musi zdążyć, zanim cząsteczek wirusa będzie na tyle dużo (na przykład w ślinie lub śluzie), że przy kichnięciu zarazek skutecznie przeniesie się z jednej osoby na drugą. Nie zawsze się to udaje, ale epidemie biorą się stąd, że niektóre zarazki potrafią namnażać się szybciej, niż układ odpornościowy jest w stanie je zneutralizować. Wtedy mogą się też zacząć rozprzestrzeniać na inne osoby.

To, ile średnio innych osób zdąży zarazić nosiciel/osoba zainfekowana na samym początku epidemii zależy od kilku rzeczy, w tym cech wirusa oraz okoliczności (np. pogody lub z kim osoba zakażona ma kontakt w tym czasie). Ale ważne jest to, że liczba ta – średnia ilość nowo zakażonych osób w początkowej fazie epidemii – jest jednym z najbardziej kluczowych parametrów epidemicznych. Co więcej, można go zdefiniować matematycznie i zmierzyć statystycznie. Nazywa się on współczynnikiem bazowej reprodukcji, R0. Dla wirusa grypy R0 wynosi między 1,5 a 2,5, natomiast dla SARS-CoV-2, czyli wirusa powodującego pandemię COVID-19, około 3. Dlaczego nie jest dużo większy? Otóż właśnie dlatego, że patogen ma mało czasu, żeby zdążyć się namnożyć przed atakiem ze strony układu odpornościowego, lub izolacją chorego i zatrzymaniem przez to łańcucha zakażeń. Czasami jest to kilka lub kilkanaście godzin.

Wróćmy do matematyki. Jeżeli współczynnik R0>1, to mamy do czynienia z przyrostem wykładniczym liczby zakażonych. Wynika to z tego, że jeżeli przykładowo jedna chora osoba zakaża średnio trzy kolejne (R0=3), to te trzy zakażą trzy kolejne, każda z nich z kolei trzy inne itp. Zatem po trzech rundach zakażeń będziemy mieć 27 zakażonych, a po dziesięciu – ponad 60 tys. Ważne, żeby zrozumieć, że parametr R0 determinuje trajektorię, a więc tempo i skalę epidemii – musi być większy niż 1, żeby epidemia się rozwijała. Jeżeli R0<1, to epidemia zanika, bo z czasem zakażonych będzie coraz mniej.

Przyrost zakażonych osób nie będzie jednak trwał w nieskończoność, bo żadna populacja nie jest nieskończenie duża. Poza tym nasz układ odpornościowy "pamięta" wcześniejsze infekcje dzięki specjalistycznym przeciwciałom i przy ponownym zakażeniu szybko zneutralizuje wirusa, zanim ten zdąży się namnożyć. Dlatego liczba zakażonych wzrasta tak długo, jak długo wirus ma możliwość przedostawać się z osoby na osobę. Kiedy drogi zakaźne zostaną odcięte – na przykład przez wytworzenie przeciwciał w populacji lub całkowitą izolację społeczną – zakażonych zacznie ubywać i epidemia zaniknie (patrz ilustracja poniżej). Dlatego o R0 możemy mówić tylko na początku epidemii, kiedy wszyscy dookoła są podatni na zakażenie, a potem mówimy o efektywnym współczynniku reprodukcji, R. Im więcej osób wyzdrowieje i nabierze odporności, tym bardziej R spada aż do momentu, kiedy R<1 i epidemia zacznie zanikać. Ile osób musi nabyć odporność, żeby tak się stało? To również można policzyć matematycznie. Jeżeli R0=3, to jedna osoba zakażona zaraża średnio trzy osoby. Żeby epidemia zaczęła zanikać (R<1), średnio osoba zakażona powinna zarażać mniej niż jedną osobę, a więc przynajmniej dwie z tych trzech osób muszą być odporne na infekcję, co daje 67 proc. Jeżeli R0=5, musi to być 80 proc.; jeżeli R0=20 – 95 proc., itp. Matematycznie można to określić progiem 1-1/R0. Ten próg matematyczny nazywa się "odpornością zbiorowiskową" (ang. herd immunity).

Magiczny próg

Chyba żaden zwrot nie budzi podczas obecnej pandemii tyle emocji, co odporność zbiorowiskowa. Warto jednak zatrzymać się na chwilę, żeby zrozumieć, czym ona jest. Przede wszystkim samo istnienie ścisłego progu jest konsekwencją matematycznego sformułowania problemu. W takim modelu zakładamy, że każdy z nas ma takie samo prawdopodobieństwo zakażenia innej osoby. W rzeczywistości tak oczywiście nie jest – nasze kontakty są bardzo niejednorodne, w gęsto zaludnionych miastach ludzie mają ze sobą więcej styczności niż w górach, a niektórzy dużo skuteczniej roznoszą zarazki niż inni z powodów, których nie do końca rozumiemy.

Nie zmienia to faktu, że odporność zbiorowiskowa istnieje. Można to samemu przetestować w zabawie, do której potrzebujemy przynajmniej 30-40 osób (np. w klasie lub na sali wykładowej). Zasady są następujące. Najpierw wskazujemy jedną osobę, która zostaje umownie zakażona ("pacjent zero"). Następnie, w pierwszej rundzie, ta zakażona osoba przekazuje chorobę dowolnym dwóm innym. Rozpoczynamy kolejną rundę (np. klaszcząc), w której nowo zakażone osoby zarażają kolejne, ale co istotne osoby zakażone we wcześniejszych rundach nie mogą przekazywać choroby dalej. Powtarzamy cykl kilka-kilkanaście razy i na koniec pytamy osoby zakażone o podniesienie ręki. Zobaczymy, że choroba zakaźna szybko przeszła przez całą grupę.

Następnie powtarzamy zabawę prosząc wszystkie osoby urodzone przykładowo między styczniem a październikiem, żeby nie zarażały dalej, jeżeli zostaną zakażone (zakładamy, że mają wcześniejszą odporność). Po zakończeniu eksperymentu powinniśmy zobaczyć, że są osoby, które uniknęły zakażenia pomimo braku wcześniejszej odporności – po prostu zostały ochronione przez inne odporne osoby, które nie przekazały im choroby. (Czasami zabawę trzeba powtórzyć raz czy dwa, żeby zobaczyć ten efekt, zwłaszcza w mniejszych grupach.)

Wiele osób o odporności zbiorowiskowej usłyszało po raz pierwszy w kontekście dyskusji na temat strategii radzenia sobie z obecną pandemią. Warto jednak zrozumieć, że odporność zbiorowiskowa to nazwa zjawiska epidemiologicznego, a nie konkretna strategia przeciwdziałania epidemii (jeżeli już to jej brak). Należy też pamiętać, że próg odporności zbiorowiskowej określa proporcję/część populacji, która musi zostać zakażona, żeby osiągnąć R<1. Nie jest to jednak to samo, co proporcja populacji, która zostanie ostatecznie zakażona. Przykładowo przy R0=3 poziom, przy którym odporność zbiorowiskowa powinna zostać osiągnięta, to 67 proc. Jednak, gdy poziom ten zostanie osiągnięty, epidemia dopiero zacznie zanikać, a wirus nie zniknie z dnia na dzień. Matematycznie można obliczyć, że przy naturalnym rozwoju epidemii spodziewamy się, że do czasu zniknięcia wirusa zakażonych zostanie ponad 90 proc. populacji. Wartość ta w epidemiologii nazywa się ostatecznym rozmiarem epidemii.



NA GRAFICE: Epidemia przestaje rozwijać się wtedy, kiedy drogi zakaźne zostają zablokowane, a konkretnie proporcja (1-1/R0) z nich. Po lewej ilustracja sytuacji dla współczynnika bazowej reprodukcji R0=2 (zakażona osoba zaraża dwie kolejne), kiedy wszystkie drogi zakaźne są otwarte i epidemia się rozwija. Po prawej ponad 50% proc. z dróg zakaźnych zostało zablokowanych i epidemia zanika. Drogi zakaźne można zablokować na trzy sposoby. Pierwszym sposobem jest sztuczne ograniczenie kontaktów socjalnych, ale po przywróceniu ich epidemia nabiera na sile, ponieważ nie został osiągnięty poziom odporności zbiorowiskowej. Drugim sposobem jest naturalne wytworzenie takiej odporności przez swobodne rozprzestrzenianie się infekcji, ale w praktyce może to być trudne i – w przypadku groźnej choroby – niepotrzebnie narazić zdrowie i życie wielu ludzi. Trzecim i najlepszym sposobem jest sztuczne wytworzenie odporności zbiorowiskowej przez szczepionkę, ale implementacja dużej ilości szczepień jest wielkim wyzwaniem logistycznym.

Moc szczepionek

Najlepszą strategią zapobiegania epidemiom, jaką kiedykolwiek wymyśliła ludzkość, są szczepionki. Wbrew temu, co myśli wiele osób, szczepienie nie polega na sztucznym zapoczątkowaniu infekcji. Szczepionka to technologia, która jest w stanie oszukać nasz układ odpornościowy, żeby pomyślał, że nastąpiła infekcja i przez to wytworzył odpowiednie przeciwciała. Skąd limfocyty mają wiedzieć, jakie przeciwciała wytworzyć? Otóż w szczepionkach zazwyczaj znajdują się najbardziej charakterystyczne motywy lub fragmenty białkowe zarazka (albo kod genetyczny do ich produkcji), na których komórki mogą się uczyć wytwarzania przeciwciał. Wtedy, gdy dochodzi do prawdziwej infekcji, nasz układ odpornościowy myśli, że to ponowne zakażenie i jest przygotowany do szybkiej reakcji, podczas gdy to tak naprawdę pierwsza styczność z patogenem.

Lekarze: "Narodowy Program Szczepień ma szansę powodzenia pod jednym warunkiem"

Szczepionek można używać do sztucznego wytworzenia odporności zbiorowiskowej. W teorii, szczepiąc wystarczającą liczbę osób możemy spowodować, że gdy wirus się pojawi R0 będzie mniejsze od jeden co zapobiegnie rozprzestrzenieniu się choroby. Jednak w praktyce jest to bardziej skomplikowane. Po pierwsze, osiągnięcie odporności zbiorowiskowej na poziomie całego kraju wielkości Polski wymaga zaszczepienia kilkudziesięciu milionów osób, co niesie za sobą ogromne wyzwanie logistyczne i finansowe. Po drugie, rzadko kiedy szczepionki mają 100 proc. skuteczność, w praktyce jest ona bliższa wartości 70-90 proc. W przypadku mniej doskonałej szczepionki, trzeba będzie zaszczepić odpowiednio więcej osób. Po trzecie, ważne jest kogo szczepimy i gdzie. Nawet, jeżeli poziom odporności zbiorowiskowej osiągniemy na skalę krajową, szczepiąc częściej w jednych miejscach niż innych, możemy spowodować lokalne wybuchy epidemii. Do tego coraz potężniejsze ruchy antyszczepionkowe nie ułatwiają zadania.

W przypadku braku szczepionki, jedyną bronią by powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa jest zablokowanie/odcięcie dróg jego transmisji przez ograniczenie kontaktów społecznych. Jednak w praktyce wprowadzenie tego w życie jest ogromnym wyzwaniem, ponieważ tak drastyczne próby zatrzymania transmisji, jak narodowa kwarantanna, pociągają za sobą ogromny koszt społeczno-ekonomiczny i nie są w 100 proc. skuteczne. Zatrzymanie epidemii w ten sposób nie rozwiązuje również problemu, gdyż bez kontaktu z zarazkiem nie wytworzymy odporności wśród wystarczająco dużej części społeczeństwa i każda próba powrotu do normalności będzie wiązać się z nawrotem epidemii.
             
« Ostatnia zmiana: Kwiecień 13, 2021, 01:30 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #1 dnia: Grudzień 12, 2020, 23:38 »
Jak będzie wyglądał koniec pandemii COVID-19? Możliwe są trzy scenariusze (2)

Co dalej?

Obecna pandemia COVID-19 jest największym globalnym kryzysem spowodowanym chorobą zakaźną od wielu lat. Czy możemy wykorzystać powyższe wnioski, żeby przewidzieć, kiedy wyjdziemy z tego kryzysu? Rozważmy trzy różne scenariusze. W pierwszym z nich dokonujemy drastycznego ruchu przez pozbawienie obywateli wszystkich kontaktów społeczno-zawodowych wprowadzając narodową kwarantannę (tzw. lockdown). Uniemożliwiając styczność z innymi osobami, zamykamy drogi zakaźne, którymi wirus rozprzestrzenia się w populacji. Pomijając problem kosztów społeczno-gospodarczych takiego rozwiązania oraz zakładając, że rzeczywiście jesteśmy w stanie powstrzymać wszystkich od kontaktowania się z innymi przez kilka tygodni (a nie jesteśmy), strategia ta nie pozwala nam osiągnąć odporności zbiorowiskowej i zapobiegać kolejnym epidemiom w przyszłości. Dlatego lockdowny nie są strategią walki z pandemią tylko ekstremalnie kosztowną formą zyskania czasu.

Drugim rozwiązaniem jest zniesienie obostrzeń i zezwolenie na swobodne rozprzestrzenianie się wirusa tak, żeby jak najszybciej osiągnąć poziom odporności zbiorowiskowej (około 2/3 populacji). Zakładając optymistycznie niską śmiertelność na poziomie około 0,3 proc., możemy się spodziewać, że proces naturalnego osiągnięcia odporności zbiorowiskowej spowodowałby około 100 tys. zgonów. W momencie pisania tego artykułu (koniec listopada) odnotowanych zgonów mieliśmy ok 15. tys., z czego zapewne nie wszystkie były spowodowane chorobą COVID-19. Biorąc pod uwagę regularne raporty naukowe wykazujące niski odsetek osób w różnych krajach z wykrywalnymi przeciwciałami przeciwko wirusowi SARS-CoV-2 możemy się spodziewać, że ogromna większość populacji jeszcze nie jest na niego odporna. Dlatego poluzowanie obostrzeń najprawdopodobniej doprowadziłoby do dramatycznego wzrostu zarówno zakażeń jak i przypadków śmiertelnych oraz do zapaści naszej ledwo funkcjonującej służby zdrowia, przekładając się na jeszcze większą śmiertelność oraz liczbę zgonów. (Niektórzy sugerują, że problem można byłoby rozwiązać chroniąc tylko osoby znajdujące się w grupie podwyższonego ryzyka, jak osoby starsze, ale w praktyce jest to raczej niemożliwe.) Dlatego strategia natychmiastowego przywrócenia normalności byłaby również bardzo kosztowna.

Trzecią opcją jest przeczekanie, aż będzie dostępna szczepionka. Tak naprawdę jest to strategia stosowana przez większość krajów. Do niedawna szczepionka wydawała się odległą wizją, ponieważ tworzenie nowych szczepionek jest procesem czasochłonnym i nie zawsze zwieńczonym sukcesem. Okazało się jednak, że niespełna rok od wybuchu pandemii mamy nie jedną a przynajmniej trzy szczepionki, które zapowiadają się na skuteczne (ostateczne wyniki nie są jeszcze opublikowane w periodykach naukowych). Kiedy w takim razie możemy spodziewać się powrotu do normalności? Odpowiedź brzmi: wtedy, kiedy dzięki szczepionce osiągniemy odporność zbiorowiskową. Jest tutaj kilka kluczowych niewiadomych. Po pierwsze, żeby osiągnąć odporność zbiorowiskową, szczepionka musi chronić przed zakażeniami, a nie tylko przed objawami choroby – inaczej wirus może wciąż zarażać innych i potencjalnie ewoluować.

Po drugie, nie wiemy jaka w praktyce będzie skuteczność szczepionki. Skuteczność na poziomie mniejszym niż 100 proc. oznacza, że trzeba będzie zaszczepić odpowiednio więcej osób (konkretnie 1/E razy więcej, gdzie E to skuteczność). Po trzecie, bezprecedensowe tempo, w jakim wyprodukowano szczepionkę, budzi wątpliwości u wielu osób, nawet u tych, które popierają szczepienia. Trzeba będzie poczekać na więcej danych, żeby przekonać ich, że szczepionka jest bezpieczna. Po czwarte, logistyka szczepienia populacji całego kraju pozostaje ogromnym wyzwaniem, a trzeba będzie zapewnić i zorganizować dostęp do powszechnych szczepień jak najszybciej. Pomimo tych wszystkich niewiadomych, strategia dystansowania społecznego i noszenia maseczek w trakcie oczekiwania na szczepionkę wydaje się być najmniejszym złem w porównaniu do pozostałych opcji: lockdownu (kontrowersyjne rozwiązanie tymczasowe, które nie rozwiązuje problemu) lub nabywania odporności zbiorowiskowej w wyniku przebytej choroby (ogromna śmiertelność i zapaść służby zdrowia).

Kiedy czeka nas powrót do normalności? Przeprowadźmy pewien eksperyment myślowy. Załóżmy najbardziej optymistyczny wariant, mianowicie że szczepionka chroni przed zakażeniem, jest w pełni bezpieczna, skuteczna w 95 proc., będzie powszechnie dostępna od 1 stycznia i każdy się chętnie zaszczepi. Załóżmy też optymistycznie, że już 20 proc. Polaków ma wykrywalne przeciwciała na SARS-CoV-2, których poziom utrzymuje się długoterminowo. To oznacza, że aby osiągnąć poziom odporności zbiorowiskowej do końca września, musimy przez 270 dni zaszczepić ponad 19 mln Polaków, czyli ponad 70 tys. osób dziennie. Jak już pisałem, jest to niebagatelne wyzwanie logistyczne. Co więcej, powyższe założenia są bardzo optymistyczne i jest wysoce prawdopodobne, że tych osób trzeba będzie zaszczepić więcej (np. gdy w praktyce szczepionka będzie mieć mniejszą skuteczność niż zapowiadana) lub dziennie wykonywanych będzie mniej szczepień, niż się spodziewamy (np. z uwagi na dostępność szczepionek na rynku). Dlatego osiągnięcie poziomu odporności zbiorowiskowej przed jesienią 2021 wydaje się mało prawdopodobne. Tym niemniej ochrona wielu osób z grupy najwyższego ryzyka powinna pomóc odciążyć służbę zdrowia i przywrócić chociaż część normalności w drugiej połowie przyszłego roku. Ale warto mieć realistyczne oczekiwania do jej pełnego powrotu – zapewne nie przed 2022, a być może nawet dłużej.

https://www.medonet.pl/koronawirus/koronawirus-w-polsce,jak-bedzie-wygladal-koniec-pandemii-covid-19--mozliwe-sa-trzy-scenariusze,artykul,81621246.html

Szczepionka przeciw SARS-CoV-2 dla dzieci? 12-latkowie uczestniczyli w badaniach klinicznych Pfizera
Opracowanie: Malwina Zaborowska 6 grudnia (06:54)

Do III fazy badań klinicznych szczepionki Pfizera włączono też osoby od 12. do 18. roku życia. Na tę chwilę grupa poniżej 16. r.ż. nie jest prawdopodobnie wystarczająco liczna, by instytucje regulatorowe mogły dopuścić ją do użytku dla nich - powiedział dr hab. Piotr Rzymski z UM w Poznaniu.

Szczepionka przeciw SARS-CoV-2 opracowana przez firmy Pfizer i BioNTech - dopuszczona już do użytku w Wielkiej Brytanii i Bahrajnie - przeznaczona jest dla dorosłych i młodzieży od 16. roku życia.

Jak tłumaczył ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski, "mimo że badania kliniczne III fazy szczepionek Pfizera pierwotnie planowano dla osób pełnoletnich, to zdecydowano się rekrutować w tej fazie także osoby niepełnoletnie, od 16. roku życia, a potem także w wieku już od 12 lat".

Rzymski zaznaczył, że w III fazie badań klinicznych szczepionki Pfizera wzięło udział łącznie 44 tys. osób z Ameryki Południowej, Stanów Zjednoczonych i Europy. Do badań rekrutowano osoby w różnych grupach wiekowych; seniorów powyżej 65. roku życia, dorosłych, ale też właśnie osoby młodsze - od 12. do 18. roku życia. Plany włączenia do badań osób w wieku 12-17 lat ogłosiła niedawno również amerykańska Moderna, której szczepionka również bazuje na technologii RNA.

Jeżeli chcielibyśmy docelowo szczepić też młodsze osoby, dzieci, dla których COVID-19 nie jest na ogół dużym zagrożeniem, jeśli chodzi o przebieg, ale które uczestniczą w łańcuchach szerzenia się zakażenia, to informacja o rekrutowaniu do badań nastolatków jest dobrą informacją. Dopuszczenie preparatu dla osób nieletnich poszerzyłoby odsetek osób szczepionych w populacji, a to ważne na drodze do budowania sztucznie wytworzonej odporności zbiorowiskowej. Natomiast oczywiście to, czy szczepionka będzie mogła być dostępna dla nich zależy od tego, jak liczna była grupa, na której przeprowadzono tego typu badanie oraz jakie zaobserwowano rezultaty - mówił.

Losy wszystkich osób biorących udział w III fazie badań klinicznych będą "śledzone" jeszcze przez okres następnych dwóch lat.

Rzymski pytany, czy któryś z koncernów rozważa w ogóle opracowanie szczepionek dla dzieci odpowiedział, że "jeżeli tak, to raczej nie w postaci innego typu szczepionki - brana jest pod uwagę możliwość zastosowania tych samych preparatów, które teraz są najbliżej bycia dostępnymi do użytku".

Wymaga to jednak najpierw ewaluacji takich szczepionek w ramach badań klinicznych na wystarczająco licznej grupie osób nieletnich. Podejmowanie decyzji o szczepieniu dzieci na podstawie wyników osób dorosłych, nie byłoby prawidłowe. Młodsze osoby raczej nie będą wymagały zupełnie nowej szczepionki stworzonej tylko dla nich - tylko trzeba sprawdzić, czy ta stosowana u dorosłych mogłaby być stosowana u dzieci - zaznaczył.

Rzymski wskazał, że problemem w kontekście szczepienia dzieci jest także dostępność dawek szczepionki.

Ponieważ nie będziemy mieć tak gigantycznej liczby dostępnych dawek, bo koncerny też informują o swoich możliwościach produkcyjnych, to musimy wprowadzać priorytety - i tu najważniejszą grupą są rzeczywiście osoby starsze, u których przebieg COVID-19 jest groźniejszy, oraz personel medyczny - mówił.

Ekspert zaznaczył, że mimo iż w ostatnim czasie w przestrzeni medialnej pojawiają się informacje o konsekwencjach zdrowotnych przebycia COVID-19 u dzieci, to jednak w zdecydowanej większości przebieg choroby jest u nich asymptomatyczny lub łagodny.

Bywa, że u osób z asymptomatycznym przebiegiem COVID-19 występują zmiany w układzie oddechowym, ale zdecydowana większość osób po przebyciu bezobjawowym tych zmian nie ma - mówił.

Dodał, że nawet gdybyśmy mieli dostęp do nieograniczonej liczby dawek szczepionki i można by było szczepić wszystkich, którzy by tego chcieli - co jak podkreślił, jest obecnie sytuacją nierealną do osiągnięcia - i tak trzeba by zacząć od grup podwyższonego ryzyka.

Natomiast docelowo na pewno dobrze było by, gdyby istniała dopuszczona do użytku szczepionka przeciwko COVID-19 dla osób młodszych. Wymaga to jednak sprawdzenia bezpośredniego poprzez badania kliniczne. Proces dopuszczenia szczepionki do użytku w Europie czy USA dla danej grupy osób odbywa się w oparciu o ściśle zdefiniowane zasady i kryteria oceny, która jest prowadzona przez instytucje regulatorowe, a nie przez koncerny farmaceutyczne - zaznaczył.

Źródło: RMF FM/PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-szczepionka-przeciw-sars-cov-2-dla-dzieci-12-latkowie-uczest,nId,4899020
« Ostatnia zmiana: Grudzień 16, 2020, 02:02 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #2 dnia: Grudzień 13, 2020, 23:16 »
Problemy z koncentracją, zaburzenia mowy. Kiedy ozdrowieniec powinien wrócić do pracy?
Opracowanie: Magdalena Partyła 7 grudnia (07:26)

Powikłania związane ze spadkiem wydolności po przebytym zakażeniu koronawirusem oraz utrata węchu i smaku u większości pacjentów mogą utrzymywać się nawet do trzech miesięcy – mówi w rozmowie z PAP prezes Krajowej Rady Fizjoterapeutów dr hab. Maciej Krawczyk.

Powikłania po Covid-19 związane z wydolnością mogą utrzymywać się do trzech miesięcy. Smak i węch też w tym czasie u większości osób, które je utraciły powinien powrócić. Natomiast jeśli stan pacjenta był ciężki, podłączony był na przykład do respiratora, walczył z chorobą kilka tygodni, to komplikacje mogą być cięższe, np. może dojść do uszkodzenia nerwów obwodowych i z tym związanego paraliżu - powiedział Krawczyk.

Jak radzić sobie z dusznościami?

Znam wielu ludzi, którzy przeszli Covid-19 ciężko i bardzo długo mogli funkcjonować tylko w pozycji leżącej. Nie byli w stanie wstać. Duszności utrzymywały się wiele dni, tygodni. Osoba taka szła do toalety, zrobić sobie herbatę i nagle zaczynała się duszność - dodał.

Pytany o to, w jaki sposób można sobie z taką dusznością poradzić, Krawczyk zaznaczył, że zalecane jest na przykład ułożenie na boku z podparciem głowy, barków, z ugiętymi kolanami. Głowa powinna znajdować się wtedy wyżej niż biodra.

Taka pozycja rozluźnia mięśnie oddechowe. Bardzo ważne jest też, by co kilkanaście minut zmienić tę pozycję. Odwrócić się na drugi bok. Można też usiąść na krześle przy stole. Położyć przed sobą poduszkę. Wyciągnąć przedramiona i położyć głowę na boku, na poduszce. Można też stojąc, oprzeć się plecami o ścianę. To są pozycje, które zaleca się także w atakach astmy - podkreślił prezes KRF.

Zwrócił też uwagę na to, że pacjenci muszą nauczyć się panować nad emocjami.

To kluczowy element walki z dusznością, bo emocje i stres psychiczny powodują pogorszenie pracy mięśni oddechowych. Warto sobie to uświadomić. Każdy z nas w sytuacjach życiowych, gdy przeżywa stres, natychmiast osłabia koordynację pracy mięśni. Często bywa tak, że jeśli ktoś jest zdenerwowany nie jest w stanie sprawnie pisać długopisem. Nie jest to na tyle uciążliwe, ale jeżeli dotyczy mięśni oddechowych, to zaburzona jest nasza egzystencja fizyczna - wytłumaczył.

W celu zmniejszenia duszności - jak wskazał dalej prezes KRF - ważne jest też zapewnienie odpowiedniej wilgotności w pomieszczeniu oraz prawidłowego oddechu.

Można zwyczajnie rozwiesić na kaloryferze mokre ręczniki. Na pewno istotne jest też prawidłowe oddychanie. Czyli wciąganie powietrza nosem i wydychanie ustami. Wdechów, jak i wydechów, powinno być około 16 na minutę, choć należy pamiętać, że wdech powinien trwać o połowę krócej niż wydech. Należy oddychać spokojnie - wyjaśnił.

Generalnie stabilizacja kończyn górnych sprzyja opanowaniu i wspomaganiu głębokiego oddechu. Warto rozluźnić mięśnie. Będą one jednak lepiej pracować, gdy będą ustabilizowane - dodał.

Osłabienie organizmu - pacjenci nie mogą np. podnieść czajnika z wodą

Jednocześnie zauważył, że problemy mogą dotyczyć nie tylko układu oddechowego: duszności, utrzymującego się kaszlu, ale także funkcji poznawczo-emocjonalnych. Dodał, że najczęściej spotykanym powikłaniem po zakażeniu jest jednak ogólne osłabienie organizmu.

Pojawia się ono nawet u osób, które przechodziły Covid-19 lekko lub nawet nie miały objawów - zauważył.

Zwrócił też uwagę na osłabienie mięśniowe i spadek wydolności np. problemy z wejściem po kilku schodkach, przejściem krótkiego, płaskiego dystansu.

Pacjenci nie mogą wykonywać jednorazowych wysiłków na przykład: kucnąć, podnieść czajnika z wodą, wyciągnąć talerza z szafki położonej nad głową - powiedział.

Problemy z koncentracją, zaburzenia mowy

Niejednokrotnie ozdrowieńcy mają też trudności z koncentracją. Skarżą się na zaburzenia mowy czy pamięci.

Wielu pacjentów bierze zwolnienie z pracy już po wyzdrowieniu, bo czują, że nie są w stanie zbyt długo przyjmować informacji, ani zbyt długo ich przekazywać. Trafiają się też pacjenci z zaburzeniami pamięci, zarówno krótkotrwałej, jak i tej pamięci odroczonej w czasie. Wielu z nich ma zaburzoną koncentrację i uwagę. Rzadziej zdarzają się zaburzenia neurologiczne. Trudno stwierdzić czasami czy to afazja (utrata zdolności mowy na skutek uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego - PAP), czy dyzartria, czyli niewyraźna mowa spowodowana niedowładem mięśni artykulacyjnych - ust, języka - zaznaczył.

Kiedy ozdrowieniec może wrócić do pracy?

Krawczyk poruszył też kwestię zbyt szybkiego powrotu ozdrowieńców do pracy, szczególnie jeśli wykonują oni zawód, który wiąże się z odpowiedzialnością za życie i zdrowie innych, wymaga koncentracji. Jego zdaniem nie powinni oni powracać np. po 10 czy 14 dniach do swoich obowiązków zawodowych bo, gdy dochodzi codzienny stres w pracy, pewne dolegliwości mogą się nasilić.

Współpracownicy, pracodawcy muszą zdawać sobie sprawę, żeby nie eksploatować takich osób w pracy, szczególnie jeśli ich praca wiąże się z odpowiedzialnością za innych, np. kierowców autobusów, maszynistów pociągów. Nawet jeśli lekko tę chorobę przeszły. To ryzykowne, by tak szybko wracali do pracy, dlatego, że obserwujemy u wielu pacjentów problemy z koncentracją - wyjaśnił.

Od wielu osób usłyszałem, że niepotrzebnie wrócili tak szybko do pracy, bo źle się czują. W domu nie odczuwali już żadnych dolegliwości, ale gdy doszedł stres w pracy i co najmniej 8 godzin poza domem, to jest to już dla nich ogromne wyzwanie. Te osoby mogą być też nerwowe i rozdrażnione - dodał.

Jak podkreślił, usprawnianie po chorobie powinno polegać na początku na zapewnieniu umiarkowanej aktywność fizycznej, np. codziennego spaceru na świeżym powietrzu, który dotleni mózg.

Szczególnie teraz, gdy temperatury na zewnątrz są niższe, oddychanie powinno być ułatwione. Warto też stworzyć sobie przypomnienia, sporządzać notatki w smartfonie, dzielić obowiązki na pojedyncze kroki, by nie być przytłoczonym zadaniam" - poradził.

Przypomniał, że Krajowa Izba Fizjoterapeutów we współpracy ze Światową Organizacją Zdrowia opracowała poradnik dotyczący wsparcia w samodzielnej rehabilitacji po przebyciu choroby Covid-19.

Dostępny jest on w wielu placówkach zajmujących się chorymi z Covid-19 m.in. w szpitalach, przychodniach, a w wersji elektronicznej można go znaleźć >>>TUTAJ<<<.

Zawiera informacje dotyczące podstawowych ćwiczeń po wyjściu ze szpitala, daje wskazówki jak postępować w przypadku duszności, problemów z głosem, skupieniem uwagi, pamięcią, logicznym myśleniem, stresem, wahaniami nastroju, przyjmowaniem pokarmów, płynów oraz przełykaniem.

https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/polska/news-problemy-z-koncentracja-zaburzenia-mowy-kiedy-ozdrowieniec-p,nId,4900687

Szczepienie przeciw SARS-CoV-2 ryzykowne dla "bezobjawowców"? Ekspert wyjaśnia
Opracowanie: Nicole Makarewicz 7 grudnia (07:37)

"Nie ma obecnie żadnych dowodów, by szczepienie przeciw SARS-CoV-2 stanowiło jakieś podwyższone ryzyko dla osób przechodzących zakażenie bezobjawowo lub będących w trakcie wylęgania Covid-19" – powiedział dr hab. Piotr Rzymski z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Osoba, która ma zostać zaszczepiona przeciw SARS-CoV-2 będzie podlegać - na takich samych zasadach, jak w przypadku innych szczepień - kwalifikacji lekarskiej pod względem stanu zdrowia. Jeżeli ma objawy choroby, to wówczas szczepienie trzeba odroczyć. Nie ma natomiast żadnych wskazań, by sprawdzać przed wakcynacją, czy jest to osoba zakażona SARS-CoV-2 - tłumaczył ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski.

Jak dodał, "nie ma też obecnie żadnych dowodów, by szczepienie stanowiło jakieś podwyższone ryzyko dla osób przechodzących zakażenie bezobjawowo lub będących w trakcie wylęgania Covid-19, czyli w fazie presymptomatycznej".

Rzymski podkreślił również, że przeciwskazań do szczepień nie ma także dla osób, które są ozdrowieńcami. Jak wskazał, "w badaniu trzeciej fazy szczepionki Pfizer/BioNTech, oprócz osób, które nigdy nie spotkały się z koronawirusem, rekrutowano także część osób bez względu na to czy przeszły one Covid-19, czy nie. Zaszczepienie ozdrowieńców może wręcz pomóc zwiększyć ich odporność na SARS-CoV-2".

Warto również zwrócić uwagę, że szczepionka Pfizera, podobnie zresztą jak szczepionka amerykańskiej Moderny, przechodziła przez kolejne fazy badań klinicznych bez konieczności wstrzymywania ich z powodu wystąpienia jakichś bardzo poważnych objawów niepożądanych - podkreślił.

Dodał, że te, które odnotowywano - jak zmęczenie, ból głowy, dreszcze, czy ból mięśni - to objawy, które można uznać za "typowo poszczepienne", czyli takie, które zdarzają się także po podaniu innych szczepionek np. przeciwko grypie.

Dobrą wiadomością jest też to, że w trakcie badań klinicznych szczepionki Pfizera nie zauważono, aby osoby starsze miały większe spectrum objawów nieporządnych - wskazał Rzymski.

Najpierw medycy, potem seniorzy

W środę premier Mateusz Morawiecki poinformował, że rząd zamówił już 45 mln dawek szczepionki na Covid-19, szczepienia mają być darmowe, dobrowolne i dwudawkowe, a prowadzone mają być najpierw wśród pracowników służb medycznych, mieszkańców domów pomocy społecznej, zakładów opiekuńczo-leczniczych, służb mundurowych oraz osób starszych, powyżej 65. roku życia.

Proces szczepienia ma rozpocząć się od rejestracji online lub metodą tradycyjną, zgłoszenia się do punktu szczepień, zaszczepienia oraz zgłoszenie się po 21 dniach na powtórzenie szczepienia.

Rzymski tłumaczył, że "pełna odpowiedź immunologiczna jest oczekiwana 7 dni po podaniu drugiej dawki szczepionki". Oczywiście odpowiedź układu odpornościowego zachodzi już po pierwszym podaniu, ale aby osiągnąć ten optymalny jej poziom, to potrzeba jeszcze jednej dawki i ten docelowy poziom, decydujący o skutecznej ochronie przed Covid-19, uzyskuje się właśnie przeciętnie 7 dni od jej podania - zaznaczył.

Dodał jednak, że nadal nie wiadomo, jak długo będzie trwała ochrona przez wirusem po zaszczepieniu. Szczepionka Pfizera wywołuje bardzo silną odpowiedź immunologiczną, na poziomie przeciwciał często wyższych niż tych obserwowanych u ozdrowieńców; jest więc szansa, że ten okres ochrony przed Covid-19 będzie dłuższy, ale dzisiaj nikt nie jest w stanie dokładnie odpowiedzieć, ile czasu będzie on wynosił.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-szczepienie-przeciw-sars-cov-2-ryzykowne-dla-bezobjawowcow-e,nId,4900690

Koronawirus w Polsce. Czy od noszenia brudnej maseczki można dostać grzybicy płuc? Wirusolog wyjaśnia
Tatiana Kolesnychenko,  7 miesięcy temu

Wyciągnięta z kieszeni albo z głębi torby, często niezmieniana od tygodni. Sięgamy po nią, tylko jeśli musimy, potem ściągamy i zapominamy aż do następnego razu. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że noszenie brudnej maseczki może spowodować poważne kłopoty ze zdrowiem. Jakie? Wyjaśnia wirusolog dr Tomasz Dzieciątkowski.

1. Przed czym chroni maseczka?

Polacy nie polubili noszenia maseczek. Jak tylko obowiązek zasłaniania ust i nosa został ograniczony do zamkniętych pomieszczeń, wiele osób odetchnęło z ulgą. Eksperci na ten temat mówili krótko: wielka szkoda. Po kilku miesiącach nakaz zasłaniania ust w rzestrzeni publicznej wrócił.

- Wyniki wielu badań mówią jednoznacznie, że zakrywanie nosa i ust, zdecydowanie zmniejsza ryzyko zakażenia się praktycznie wszystkimi patogenami przenoszonymi droga kropelkową. Chodzi nie tylko o koronawirusa SARS-CoV-2, ale i również o grypę czy zakażenia bakteryjne — podkreśla dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Katedry i Zakładu Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Przykładowo w Australii, gdzie sezon grypowy trwa od kwietnia do września, odnotowano najmniej przypadków grypy w historii. Spadek zachorowalności był ponad dziesięciokrotny. Eksperci nie mają wątpliwości, że ma to bezpośredni związek z obowiązkiem noszenia maseczek oraz utrzymywania dystansu społecznego.

W Polce zasłaniane ust i nosa jest obecnie obowiązkowe nie tylko w zamknietych pomieszczeniach - dostępnych publicznie, czyli w sklepach, bankach, transporcie miejskim, ale również na zewnątrz.

Wirusolodzy alarmują, że maseczka, którą nosimy, musi być czysta i odpowiednio często zmieniana.

2. Czym grozi noszenie brudnej maseczki?

Od początku epidemii koronawirusa wokół maseczek ochronnych krążyło wiele mitów. Jeden z nich mówił, że długotrwałe noszenie maseczki może doprowadzić nawet do grzybicy płuc.

- Takie opowieści można włożyć między bajki. Noszenie brudnej maseczki nie spowoduje grzybicy płuc, ale może wywołać różne choroby kontaktowe w obrębie jamy ustnej, zwłaszcza na skórze ust - opowiada dr Tomasz Dzieciątkowski. - Od naszego oddechu pod maseczką zbiera się wilgoć, która może sprzyjać wystąpieniu zmian skórnych. Mogą one się objawić w postaci trądziku czy zakażenia gronkowcem - wyjaśnia ekspert.

Zmiany skórne, spowodowane noszeniem maseczki doczekały się nawet własnej nazwy - "maskne". Jest to połączenie słów "mask" (z ang. maseczka) oraz "acne" (z ang. trądzik). Oznacza ono nic innego, jak trądzik spowodowany lub nasilony m.in. długotrwałym noszeniem maseczek ochronnych.

3. Lepiej bez maseczki?

Na początku pandemii SARS-CoV-2 część ekspertów była sceptycznie nastawiona do masowego noszenia maseczek ochronnych. Można było usłyszeć, że nieprawidłowe noszenie masek może wyrządzić więcej szkód niż korzyści. Na powierzchni maseczki mogą bowiem znajdować się odfiltrowane patogeny. Jeśli pomylimy się i założymy na usta maseczkę stroną, która przed chwilą nosiliśmy na zewnątrz, zwiększymy swoje szanse na zakażenie.

- Istnieje teoria, że jeśli wirus znajdzie się na powierzchni maseczki, będzie mu łatwiej przeniknąć do środka i nas zakazić. Szanse jednak, że do tego dojdzie, są bardzo nikłe. Ryzyko jest tak marginalne, że pominąłbym je w ogóle - uważa dr Dzieciątkowski. - Twierdzenie, że lepiej nie nosić maseczki, niż nosić ją nieprawidłowo, jest nieprawdziwe. Potwierdzają to wszystkie badania przeprowadzone w ostatnim czasie. Maseczka jest obecnie jednym z najskuteczniejszych środków zapobiegania zakażeniom koronawirusem - dodaje ekspert.

4. Jak długo można nosić maseczkę?

Maseczkę jednorazową, czyli chirurgiczną powinniśmy zmieniać co godzinę. Z kolei maseczki bawełniane można nosić przez kilka godzin, zaleca się jednak ich pranie po każdym użyciu.

Maska FFP2 może być stosowana przez kilka godzin, natomiast maska FFP3 przez kilkanaście. Po tym czasie jednorazowe maseczki należy zutylizować, a te wielokrotnego użytku wyprać.

Należy również pamiętać, aby przed każdym założeniem maseczki umyć ręce w ciepłej wodzie z mydłem lub je zdezynfekować. Maseczka powinna też szczelnie przylegać do twarzy, ale podczas noszenia nie powinna być dotykana rękami. Również zakładając maseczkę, należy chwycić za gumki lub troczek. Tak samo postępujemy podczas jej ściągania.

5. Najskuteczniejsze maseczki

Naukowcy z Duke University w Północnej Karolinie przebadali każdy możliwy rodzaj zasłaniania ust i nosa: od maseczek ochronnych stosowanych przez lekarzy, po chustki. Wszystkiego pod lupą naukowców znalazło się 14 sztuk. Oto trzy maseczki, które najskuteczniej chronią przed koronawirusem:

maseczka N95 (używana przez pracowników służby zdrowia w USA),

trójwarstwowa maseczka chirurgiczna,

bawełniana maseczka, którą można wykonać własnoręcznie.

Najmniejszą ochronę daje prowizoryczne zakrywanie ust i nosa chustami czy kominami, zwłaszcza wykonanymi ze sztucznych włókien.

Co więcej, badania wykazały, że kominy, które noszą biegacze podczas treningu, nie tylko nie chronią przed zakażeniem koronawirusem, ale jeszcze bardziej sprzyjają rozprzestrzenieniu się infekcji. Dzieje się tak, ponieważ materiał rozbija duże krople na mniejsze cząstki, które następnie łatwiej rozprzestrzeniają się w powietrzu. Jak podkreślił Martin Fischer, jeden z autorów badania, w rzeczywistości noszenie kominów tylko zwiększa ryzyko infekcji.

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-w-polsce-czy-od-noszenia-brudnej-maseczki-mozna-dostac-grzybicy-pluc-wirusolog-wyjasnia

Koronawirus. Masowe stosujemy żele odkażające. Naukowcy: To może doprowadzić do powstania superbakterii
https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-masowe-stosujemy-zele-odkazajace-naukowcy-to-moze-doprowadzic-do-powstania-superbakterii

Lwy w barcelońskim zoo zachorowały na Covid-19
Opracowanie: Malwina Zaborowska 8 grudnia (16:15)

Lwy z ogrodu zoologicznego w Barcelonie zachorowały na Covid-19 - wynika z informacji władz hiszpańskiego zoo. Kierownictwo placówki twierdzi, że koronawirusem zakażone były 4 zwierzęta.

Jak poinformował dyrektor barcelońskiego zoo Juli Mauri, cztery lwy przebyły chorobę w listopadzie, a Covid-19 nie miał u nich ciężkiego przebiegu. Potwierdził, że jednym z objawów były trudności w oddychaniu.

Dla lwów było to niczym przeziębienie. Zwróciły naszą uwagę tym, że kasłały (...). Dziś wszystkie są już zdrowe - zapewnił Mauri, wskazując, że infekcja u lwów zbiegła się z pozytywnym wynikiem badań na Covid-19 u dwóch opiekunów tych zwierząt.

Przedstawiciel barcelońskiego ogrodu zoologicznego wyjaśnił, że poza lwami żadne inne zwierzę nie zostało zainfekowane koronawirusem. Dodał, że kierowana przez niego placówka od czasu infekcji u lwów przeprowadza regularne testy na Covid-19 wśród zwierząt mieszkających w zoo.

Dotychczas jedyny podobny przypadek infekcji zanotowano w nowojorskim zoo w dzielnicy Bronx. W kwietniu potwierdzono tam zachorowanie na Covid-19 u trzech lwów oraz pięciu tygrysów.

Źródło: RMF FM/PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/europa/news-lwy-w-barcelonskim-zoo-zachorowaly-na-covid-19,nId,4903188
« Ostatnia zmiana: Grudzień 16, 2020, 02:03 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #3 dnia: Grudzień 13, 2020, 23:17 »
"Nowy wariant" koronawirusa w Wielkiej Brytanii. Już tysiąc przypadków
Opracowanie: Adam Zygiel 14 grudnia (18:09)

"​Nowy wariant" koronawirusa został wykryty w Wielkiej Brytanii - powiedział minister zdrowia tego kraju Matt Hancock. Podkreślił, że rozprzestrzenianie się tego szczepu może mieć związek z rozwojem epidemii w południowo-wschodniej Anglii.

W ostatnich dniach zidentyfikowaliśmy "nowy wariant" koronawirusa, który może mieć związek z coraz szybciej rozwijającym się rozprzestrzenianiem wirusa w południowo-wschodniej Anglii - powiedział Hancock.

Wstępne analizy sugerują, że ten wariant rozprzestrzenia się szybciej od wcześniej znanego nam szczepu. Zidentyfikowaliśmy ponad tysiąc przypadków zakażenia "nowym wariantem", głównie na południu Anglii. Zakażenia zlokalizowano na prawie 60 obszarach i ich liczba szybko się zwiększa - mówił minister zdrowia.

Hancock podkreślił, że Światowa Organizacja Zdrowia została już poinformowana. Dodał, że "nic nie wskazuje" na to, że choroba wywoływana przez "nowy wariant" wirusa jest bardziej niebezpieczna, ani że szczepionki nie pomogą w jego zwalczaniu.

Zdajemy sobie sprawę z tego genetycznego wariantu wykrytego u tysiąca pacjentów w Anglii - powiedział jeden z ekspertów WHO Mike Ryan. Widzieliśmy już wiele wariantów, wirus ewoluuje i zmienia się cały czas - dodał.

Minister zdrowia Wielkiej Brytanii podkreślił, że w Londynie wprowadzone zostaną jeszcze ostrzejsze restrykcje covidowe. Oznacza to m.in. zamknięcie barów i restauracji i wprowadzenie dodatkowych restrykcji dot. spotkań.

Źródło: RMF24
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/europa/news-nowy-wariant-koronawirusa-w-wielkiej-brytanii-juz-tysiac-prz,nId,4926582

Koronawirus rozszyfrowany? Przełomowe badania genetyczne
OPRAC. KLAUDIA ZAWISTOWSKA 12 XII

Pięć genów może decydować o tym, czy koronawirus będzie dla nas śmiertelnym zagrożeniem, czy też zwykłym przeziębieniem. Naukowcy są zgodni, że to odkrycie to swego rodzaju przełom w walce z chorobą.

Naukowcy już od dawna podejrzewali, że geny mają znaczący wpływ na to, w jaki sposób dana osoba przechodzi zakażenie koronawirusem. To właśnie w naszym DNA może kryć się sposób, na skuteczne leczenie COVID-19.

W artykule naukowym opublikowanych na łamach Nature Research badacze przedstawili wyniki analiz DNA. W badaniu udział wzięło 2244 krytycznie chorych na COVID-19. Zakażeni przebywali w 208 brytyjskich szpitalach. Wynik przeprowadzonych analiz rzucają nowe światło na zależność między zmianami genetycznymi a koronawirusem.

Koronawirus ma związek ze "wściekłymi" komórkami

Podczas badania naukowcy porównywali kod genetyczny osób zakażonych koronawirusem przebywających na oddziałach intensywnej terapii, z DNA osób zdrowych. Dzięki temu udało im się zauważyć m.in. zmiany w genie o nazwie TYK2.

Jak tłumaczy dr Kenneth Baillie "jest to część systemu, która powoduje, że komórki odpornościowe są bardziej wściekłe i bardziej zapalne". Uszkodzenie wspomnianego genu naraża pacjentów na ryzyko uszkodzenia płuc.

Jak zatem leczyć "wściekłe" komórki? Naukowcy nie wykluczają, że sposobem na rozwiązanie tego problemu mogą być leki przeciwzapalne, np. te stosowane przy reumatoidalnych zapaleniach stawów. – Ale oczywiście musimy przeprowadzić badania kliniczne na dużą skalę, aby dowiedzieć się, czy to prawda, czy nie – podkreśla dr Baillie.

Koronawirus przejmuje władzę w przypadku niedoboru interferonu

Kolejne geny, które najprawdopodobniej mają związek z tym, jak zakażony radzi sobie w walce z koronawirusem to: DPP9 (ma znaczenie w stanach zapalnych), OAS (pomaga zatrzymać namnażanie wirusa w organizmie), IFNAR2.

Szczególnie ciekawe wydają się badania dotyczące IFNAR2. W naszym organizmie odpowiada on za produkcję interferonu – cząsteczki o działaniu przeciwwirusowym. Naukowcy uważają, że niedobór interferonu daje wirusowi przewagę już we wczesnym rozwoju choroby, kiedy to nic nie stoi na przeszkodzie jego namnażania, co z kolei skutkuje cięższym przechodzeniem zakażenia koronawirusem.

Jak podaje BBC, na interferon wskazywali również inni badacze. Jednym z nich był prof. Jean-Laurent Casanova z The Rockefeller University w Nowym Jorku.

Sposobem na leczenie w tym przypadku mogłoby być podanie interferonu, jednak badania kliniczne prowadzone przez WHO nie potwierdziły tej teorii. Casanova jest jednak zdania, że interferon byłby skuteczny, gdyby został podany w pierwszych czterech dniach od zakażenia.

Koronawirus zostanie pokonany? Naukowiec o przełomowych badaniach

W rozmowie z BBC o ogromnym znaczeniu badań genetycznych podczas walki z koronawirusem mówiła dr. Vanessa Sancho-Shimizu z Imperial College w Londynie. – To naprawdę przykład medycyny precyzyjnej, w której możemy zidentyfikować moment, w którym u danej osoby coś poszło nie tak – mówiła Sancho-Shimizu. Doktor podkreślała również, że badania te pozwolą na zastosowanie odpowiedniej metody leczenia.

Mimo przełomowego odkrycia naukowcy nie spoczywają na laurach i chcą przebadać jeszcze większą grupę zakażonych. – Potrzebujemy wszystkich, ale w szczególności zależy nam na rekrutowaniu osób z mniejszości etnicznych, które są nadreprezentowane w populacji krytycznie chorych – podsumował dr Baillie.

https://wiadomosci.wp.pl/koronawirus-rozszyfrowany-przelomowe-badania-genetyczne-6585562186648256a

Sztuczna inteligencja pomoże służbie zdrowia. Wykryje przypadki wymagające intensywnej terapii
OPRAC. MATEUSZ CZERNIAK30-11-2020 (19:16)

Podczas gdy większość osób zarażonych COVID-19 zdrowieje, u niektórych może rozwinąć się ciężkie zapalenie płuc, które powoduje rozproszone uszkodzenia, ostrą niewydolność tych organów, a nawet śmierć. Teraz SI może pomóc dowiedzieć się, kto jest najbardziej zagrożony, co pomoże w skierowaniu sił lekarzy na odpowiednich pacjentów – donosi portal Science Alert.

Nowy algorytm, o którym mowa, łączy skanowanie klatki piersiowej z danymi nieobrazowymi, takimi jak informacje demograficzne, znaki życiowe i badania krwi.

Jak na razie został on przetestowany na podstawie danych dotyczących zdrowia 295 pacjentów, hospitalizowanych na COVID-19 w Stanach Zjednoczonych, Iranie lub Włoszech. Nawet w tym wczesnym stadium testów udało się przewidzieć aż 96 procent wszystkich przypadków COVID-19, które wymagałyby przyjęcia na oddział intensywnej terapii.

– To naprawdę pozwala nam na analizę dużej ilości danych, a także wydobycie cech, które mogą nie być tak oczywiste dla ludzkiego oka – stwierdził inżynier Pingkun Yan z Rensselaer Polytechnic Institute w Nowym Jorku.

Podczas pandemii tego rodzaju wgląd jest nieoceniony i potencjalnie ratujący życie.

Złożona analiza

Jak zauważa portal Science Alert, "te osoby, które cierpią na najcięższe zapalenie płuc podczas przechodzenia COVID-19 powinny mieć kilka wspólnych cech, a znalezienie właściwych jest o wiele szybsze dla mądrej maszyny niż dla człowieka".

Już wcześniej szukano tych cech za pomocą narzędzi opartych na sztucznej inteligencji, a wyniki sugerują, że użycie respiratora i poziom potasu są najważniejszymi zmiennymi nieobrazowymi, które mają wpływ na przeżywalność.

Jednak nowy algorytm jest w tych poszukiwaniach najbardziej zaawansowany. Najpierw analizuje on płuca chorego, a następnie skupia się na tych cechach, które są najważniejsze w prognozowaniu zapalenia. Wreszcie, wykorzystuje inne czynniki kontekstowe do przewidywania, które przypadki okażą się najcięższe.

– Według naszej najlepszej wiedzy, jest to pierwsze badanie, które wykorzystuje holistyczne informacje o pacjencie, obejmujące zarówno dane obrazowe, jak i nieobrazowe, do przewidywania wyników – stwierdzili autorzy algorytmu.

https://wiadomosci.wp.pl/koronawirus-rozszyfrowany-przelomowe-badania-genetyczne-6585562186648256a

Naukowcy używają uczenia maszynowego do opracowania narzędzia diagnostycznego COVID-19
OPRAC. MATEUSZ CZERNIAK 12 XII (22:45)

Naukowcy z University of Maryland opracowali metodę generowania wysokiej jakości zdjęć rentgenowskich klatki piersiowej, która może być wykorzystana do dokładniejszej, niż pozwalają na to obecne metody, diagnozy COVID-19.

Zespół badawczy pod kierownictwem Sumeet Menon, doktorantki w dziedzinie informatyki, opublikuje swoje wyniki w trakcie obrad konferencji IEEE Big Data 2020, która odbędzie się wirtualnie w grudniu.

Potrzeba szybkich i dokładnych badań COVID-19 jest wysoka, włączając takie, które mogą określić, czy COVID-19 oddziałuje na układ oddechowy pacjenta. Wielu lekarzy wykorzystuje technologię rentgenowską do klasyfikacji możliwych przypadków COVID-19, ale ograniczona ilość dostępnych danych sprawia, że dokładna klasyfikacja jest trudniejsza.

Zrozumieć COVID-19

Menon i jego współpracownicy opracowali swoje narzędzie jako rozszerzenie generatywnych sieci kontradyktoryjnych (generative adversarial networks – GAN), czyli frameworków uczenia maszynowego, które mogą szybko generować nowe dane na podstawie statystyki z zestawu szkoleń.

Bardziej zaawansowana metoda zespołu wykorzystuje coś, co nazywa się "Mean Teacher + Transfer Generative Adversarial Networks' (MTT-GAN). Jak wyjaśnia Menon, MTT-GAN, są lepsze od GAN-ów, ponieważ generowane przez nie obrazy są znacznie podobniejsze do autentycznych obrazów generowanych przez urządzenia rentgenowskie.

– Dostępność danych jest jednym z najważniejszych aspektów uczenia maszynowego, a nasze badania wykonały krok teoretyczny w kierunku ich generowania za pomocą MTT-GAN – wyjaśniła Menon.

https://wiadomosci.wp.pl/koronawirus-rozszyfrowany-przelomowe-badania-genetyczne-6585562186648256a

Kolejne zwierzę zakażone koronawirusem. Tym razem to lampart śnieżny
MMC 11.12.2020 22:02

Lampart śnieżny jest już szóstym potwierdzonym przypadkiem zwierzęcia, które zaraziło się COVID-19. Informację potwierdziła Służba Inspekcji Zdrowia Zwierząt i Roślin Departamentu Rolnictwa Stanów Zjednoczonych.


Lampart śnieżny to szósty potwierdzony przypadek zwierzęcia zakażonego COVID-19. (Getty Images)

Jeszcze do niedawna naukowcy uważali, że koronawirus nie zagraża zwierzętom. Okazuje się, że lampart śnieżny jest już szóstym potwierdzonym przypadkiem zakażonego wirusem zwierzęcia.

Informację o uzyskaniu pozytywnego wyniku testu podała w piątek w piątek Służba Inspekcji Zdrowia Zwierząt i Roślin Departamentu Rolnictwa Stanów Zjednoczonych. 5-letnia samica lamparta śnieżnego mieszka w zoo w Louisville.

Dwa samce lampartów śnieżnych w zoo również wykazywały łagodne objawy zakażenia. Koty mają suchy kaszel i duszności. Dyrektor zoo w Louisville, John Walczak, poinformował w oświadczeniu, że zwierzęta najprawdopodobniej w pełni wyzdrowieją.

Do zakażenia doszło najprawdopodobniej poprzez kontakt zakażonego pracownika z dzikim kotem. Choć zoo przestrzega obowiązujących zasad, osoba mająca kontakt ze zwierzętami musiała przechodzić chorobę bezobjawowo.

Na szczęście jest mało prawdopodobne, by lamparty lub inne zwierzęta stanowią poważne ryzyko przenoszenia wirusa na ludzi. Na liście zwierząt, które przyjmują zakażenie od człowieka są przede wszystkim duże koty.

Pierwszym był tygrys malajski w zoo Bronx, który w kwietniu uzyskał pozytywny wynik testu na koronawirusa. Pod koniec miesiąca osiem dużych kotów w zoo, w tym cztery inne tygrysy i trzy lwy afrykańskie również zostały zakażone COVID-19.

https://www.o2.pl/informacje/kolejne-zwierze-zakazone-koronawirusem-tym-razem-to-lampart-sniezny-6585200772725440a

Koronawirus. Naukowcy zidentyfikowali ponad 200 różnych objawów COVID-19
Katarzyna Gałązkiewicz,  4 tygodnie temu

Naukowcy z Towarzystwa Lekarzy Rodzinnych Hiszpanii (SEMG) podczas czterech miesięcy analizowali stan zdrowia pacjentów na terenie całego kraju. Doszli do wniosku, że osobom z COVID-19, mającym symptomy tej choroby, najczęściej towarzyszy średnio 36 różnych objawów. Łącznie zaś zidentyfikowano ich około 200.

1. Średnio 36 objawów COVID-19 u jednej osoby

Analiza została przeprowadzona między lipcem a październikiem 2020 r. Na jej podstawie stwierdzono, że średnio jedna osoba z symptomami COVID-19 ma 36 rozmaitych objawów tej choroby. O wynikach badań przeprowadzonych przez SEMG poinformowano w komunikacie, który przekazano m.in. specjalistycznemu hiszpańskiemu periodykowi "Gaceta Medica".

W badaniu wzięło udział blisko 2 tys. uczestników, u których występowały objawy COVID-19. Wśród ankietowanych najczęstszym symptomem było zmęczenie oraz ogólne złe samopoczucie. Wskazało na nie odpowiednio 95,9 i 95,5 proc. pacjentów.

Innymi często występującymi symptomami były: bóle głowy (86,5 proc.), apatia (86,2 proc.), bóle mięśni (82,7 proc.), a także duszności (79,2 proc.).

2. Koronawirus może dać łącznie ponad 200 różnych objawów

Naukowcy z Towarzystwa Lekarzy Rodzinnych Hiszpanii wskazali, że znaczący odsetek osób z objawami COVID-19 deklaruje zmiany w układzie nerwowym oraz komplikacje psychologiczne. Ponad 78,2 proc. uczestników badania potwierdziło trudności w koncentracji, 75,4 proc. - poczucie lęku, zaś 72,6 proc. - chwilowe braki pamięci.

Koordynująca badanie Maria Pilar Rodriguez Ledo, poinformowała, że łącznie w trakcie rozmów z chorymi na COVID-19 autorzy studium zidentyfikowali około 200 objawów towarzyszących tej chorobie.

3. 43-letnia kobieta typowym pacjentem
Przeprowadzone badanie dowiodło też, że znacznie częściej objawy chorobowe po zakażeniu koronawirusem występują u kobiet niż u mężczyzn.

"Najbardziej typowym pacjentem z symptomami COVID-19 jest 43-letnia kobieta. Objawy tej choroby mogą u niej występować nawet po 185 dniach od infekcji koronawirusem" - podsumowali naukowcy.

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-naukowcy-zidentyfikowali-ponad-200-roznych-objawow-covid-19

Koronawirus w Polsce. Lekarze przypisują COVID-19 wszystkim zmarłym pacjentom? Dr Michał Domaszewski odpowiada niedowiarkom
Tatiana Kolesnychenko,  3 tygodnie temu

- Nie, lekarze POZ nie dostają dodatkowych pieniędzy za wpisanie COVID-19 w karcie zgonu – mówi dr Michał Domaszewski. W rozmowie z WP abcZdrowie lekarz rodzinny i rozwiewa teorie spiskowe krążące wokół zgonów osób zakażonych koronawirusem oraz tłumaczy, dlaczego w Polsce brakuje koronerów.

1. Nie każdy lekarz to koroner

Teorie spiskowe na temat epidemii koronawirusato w Polsce nic nowego. Jednak w ostatnim czasie w internecie zaczęła się przewijać nowa, popularna teza. Głosi ona, że lekarze w całej Polsce bez względu na "prawdziwą" przyczynę zgonu wpisują wszystkim zmarłym pacjentom: COVID-19. Na forach można znaleźć pełno historii o ciociach, wujkach czy innych członkach rodziny, którzy chorowali na raka, serce, ale w karcie zgonu jako przyczynę śmierci podano COVID-19. Zdaniem miłośników teorii spiskowych dzieje się tak, ponieważ lekarze "zarabiają krocie na covidowych zgonach".

- Są to bzdurne teorie spiskowe, które wzięły się z braku zrozumienia podstawowych faktów - mówi dr Michał Domaszewski. - Jakiś czas temu w mediach pojawiła się informacja o tym, że brakuje lekarzy chętnych do wypisywania kart zgonu osobom zmarłym na COVID-19 w domach i że są za to oferowane konkretne pieniądze. Ktoś nie doczytał, nie zrozumiał i pojawiła się plotka. Rzeczywistość jest taka, że do nieboszczyków zakażonych koronawirusem wzywany jest koroner, którego praca polega na stwierdzaniu zgonu. Normalnym jest więc, że dostaje za to wynagrodzenie. Lekarze rodzinni nie chcą tego robić, ale jeśli zajdzie taka konieczność, nie dostają za to żadnych dodatkowych pieniędzy. Nie zmienia tego nawet fakt, że nieboszczyk był chory na COVID-19 - tłumaczy dr Domaszewski.

2. Czy lekarze fałszują karty zgonu?

- Nie ma takiej możliwości, aby lekarz lub koroner wpisał w dokumentach COVID-19 jako przyczynę zgonu osobie, która zmarła z innego powodu. Sprawa jest banalnie prosta: żeby mieć rozpoznanie COVID-19, pacjent musiał wcześniej otrzymać pozytywny wynik testu w kierunku SARS-CoV-2. Chyba że podejrzewamy, że to wielka afera spiskowa, w którą zamieszani są nie tylko lekarze, ale i laboranci - ironizuje dr Michał Domaszewski.

Jak tłumaczy lekarz, wytyczne Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny dotyczące stwierdzania zgonów osób z chorobami zakaźnymi są dostępne w internecie i może je zobaczyć każdy. Uzupełniając kartę zgonu lekarz bądź koroner podaje cztery przyczyny śmierci:

Przyczynę bezpośrednią - jest nią choroba, która bezpośrednio spowodowała zgon
Przyczynę wtórną - czyli stan dający początek bezpośredniej przyczynie zgonu
Przyczynę wyjściową - choroba lub inne okoliczności (np. wypadek, uraz), które zapoczątkowały łańcuch zdarzeń chorobowych prowadzących do zgonu.
Inne okoliczności przyczyniające się do zgonu, ale niezwiązane z chorobą ani stanem ją powodującym - czyli choroby współistniejące, które mogły kwalifikować pacjenta do grypy ryzyka.

Zgodnie ze wskazaniami IZP-PZH choroby zakaźne, jako przyczyny wyjściowe, zawsze uznawano za nadrzędne w stosunku do chorób niezakaźnych. COVID-19 nie jest wyjątkiem.

Jak to wygląda w praktyce? Można zobrazować to na przykładzie pacjenta, który chorował na nadciśnienie, ale zmarł z powodu COVID-19. W karcie zgonu jako przyczynę bezpośrednią podano niewydolność oddechową, jako wtórną - wirusowe zapalenie płuc, a wyjściową - COVID-19. Dopiero w rubryce "okoliczności" pojawia się mowa o chorobie serca.

3. Dlaczego lekarze rodzinni nie chcą wypisywać karty zgonu?

W wielu województwach rozpaczliwie brakuje lekarzy uprawnionych do potwierdzania zgonu osób objętych kwarantanną lub zakażonych koronawirusem, którzy zmarli poza szpitalem.


Dr Michał Domaszewski

- Zgodnie z przepisami wojewodowie powinni byli powołać do stwierdzania covidowych zgonów specjalnych koronerów, którzy powinni dostawać większe wynagrodzenie za pracę w niebezpiecznych warunkach, ale chętnych do tej pracy jest brak - wyjaśnia dr Domaszewski.

Przykładowo - w woj. wielkopolskim zatrudniono dwóch koronerów, a w podkarpackim tylko jednego. Dr Domaszewski mówi wprost, że odpowiedzialność za wypisywanie kart zgonu osób zmarłych na COVID-19 cały czas próbuje się zrzucić na lekarzy rodzinnych.

- Nie chcemy tego robić z prostej przyczyny. Żadna z przychodni nie otrzymała specjalistycznego sprzętu ochronnego. Nie mamy takich masek i kombinezonów gwarantujących pełną ochronę, jakimi dysponują koronerzy. Lekarze rodzinni nie mogą ryzykować zakażenia w domu zmarłego, ponieważ codziennie mają kontakt z innymi pacjentami, często przewlekle chorymi. Opowieści o zarabianiu na covidowych zgonach można włożyć między bajki - podsumowuje dr Domaszewski.

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-w-polsce-lekarze-przypisuja-covid-19-wszystkim-zmarlym-pacjentom-dr-michal-domaszewski-odpowiada-niedowiarkom
« Ostatnia zmiana: Grudzień 16, 2020, 02:09 wysłana przez Orionid »

Polskie Forum Astronautyczne

Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #3 dnia: Grudzień 13, 2020, 23:17 »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #4 dnia: Grudzień 14, 2020, 23:58 »
Koronawirus. Odpowiednia dieta może uchronić przed ciężkim COVID-19? Ekspert tłumaczy, na czym polega siła probiotyków
Tatiana Kolesnychenko 13 XII

Rola probiotyków w walce z SARS-CoV-2 jest ważniejsza, niż początkowo sądzono. Okazuje się, że osoby z zaburzoną mikrobiotą jelitową są znaczenie bardziej narażone na ciężki przebieg COVID-19. Gastrolog dr Tadeusz Tacikowski wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje i opowiada, jak dzięki odpowiedniej diecie podnieść swoją odporność.

1. COVID-19 a bakterie jelitowe

Naukowcy wierzą, że poprawienie mikrobioty jelitowej może wspomóc pacjentów w walce z chorobą. Polacy jako pierwsi na świecie sprawdzają działanie bakterii jelitowych na przebieg COVID-19. Badanie prowadzi dr n. med. Jarosław Biliński z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W jego ramach osoby z ciężkim przebiegiem COVID-19 będą otrzymywać kostki lodu zawierające bakterie jelitowe pobrane od zdrowych dawców.

Co bakterie jelitowe mają do SARS-CoV-2? Badania pokazują, że brew temu, co się może wydawać, powiązania są bardzo duże.

- Mikrobiota czy mikrobiom to zespól mikroorganizmów bytujących w naszych jelitach. Ma on ogromny wpływ na funkcjonowanie całego organizmu. Determinuje lub wpływa na nasz apetyt, podatność na depresję oraz, co najważniejsze, na reakcje immunologiczne – opowiada dr Tadeusz Tacikowski. – Jak wykazały obszerne badania, duża liczba osób z ciężkim przebiegiem COVID-19 miała zaburzony mikrobiom. Prawdopodobnie wpływało to funkcjonowanie całego układu immunologicznego i mogło powodować wystąpienie nieprawidłowej odpowiedzi na wirusa – dodaje lekarz.

Zdaniem naukowców zaburzenie mikrobiomu jelitowego może mieć związek z wystąpieniem tzw. burzy cytokinowej u pacjentów z COVID-19. W uproszczeniu to nadmierna reakcja układu immunologicznego, która następuje, kiedy organizm zaczyna produkować dużo substancji interleukina 6, żeby zneutralizować wirusa, ale w efekcie powoduje rozległy stan zapalny. Jak podkreślają klinicyści, burza cytokinowa w tej chwili jest jedną z najczęstszych przyczyn śmierci z powodu COVID-19.

2. Jak stosować probiotyki?

Jak tłumaczy dr Tadeusz Tacikowski, poprawienie mikrobiomu jelitowego można osiągnąć poprzez stosowanie probiotyków, czyli "dobrych" bakterii. Najważniejsze wśród nich to bakterie Lactobacillus i Bifidobacterium.

- Obecnie nie ma ścisłych zaleceń odnośnie stosowania probiotyków u pacjentów z COVID-19. Jednak można śmiało założyć, że dobra mikrobiota jelitowa korzystnie wpłynie na stan pacjenta, a samo stosowanie probiotyków nie spowoduje żadnych działań niepożądanych – podkreśla dr Tacikowski.

- W warunkach klinicznych stosujemy probiotyki w kapsułkach, ponieważ zawierają one największe stężenie bakterii – opowiada ekspert. - Profilaktycznie dobre bakterie również można uzupełniać poprzez odpowiednią dietę. Badania wykazały, że na stan mikrobiomu najlepiej wpływa dieta śródziemnomorska. Oznacza to, że powinniśmy uwzględniać w swoim jadłospisie ryby, owoce morza, dużo warzyw i owoców. Te produkty będą poprawiały mikrobiom. Z kolei cukry, tłuszcze, ale również stres będą go osłabiały – mówi dr Tacikowski.

Dieta śródziemnomorska zawiera nie tylko dużą ilość probiotyków, ale również prebiotyków, czyli m.in. błonnika. Te mikroelementy są w stanie zmniejszyć ryzyko wystąpienia reakcji zapalnej, co w przypadku osób z COVID-19 może chronić przed ciężkim zapaleniem płuc.

3. Wszechmoc kiszonek?

Pomocne również mogą się okazać czerwone wino (w umiarkowanych ilościach) oraz zielona herbata, które zawierają flawonoidy, czyli naturalne związki bioaktywne, które mają właściwości przeciwzapalne i przeciwutleniające.

Z kolei kiszonki, w których wszechmoc wierzą Polacy, nie zawsze mogą wpłynąć korzystnie na układ pokarmowy.

- Utarło się, że kiszonki zwiększają odporność. W rzeczywistości mogą być pomocne, ale tylko w przypadku, gdy są zrobione w sposób naturalny. Dlatego najlepiej robić je własnoręcznie albo kupować gdzieś na bazarku. Ważne jest, aby kiszonki były prawidłowo przechowywane, ponieważ jeśli nie są w całości przykryte sokiem, łatwo spleśnieją, a wtedy mogą bardziej zaszkodzić, niż pomóc – ostrzega dr Tacikowski.

To samo dotyczy fermentowanych produktów mlecznych. Mogą one wspomagać naszą odporność, ale muszą być naturalne i prawidłowo sporządzone.

- Sporadyczne jedzenie zdrowych produktów raczej nie przyczyni się do zwiększenia odporności. Ważna jest konsekwentna dieta i aktywny styl życia - podkreśla dr Tacikowski.

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-odpowiednia-dieta-moze-uchronic-przed-ciezkim-covid-19-ekspert-tlumaczy-na-czym-polega-sila-probiotykow

Szczepionka na COVID-19. Polacy obawiają się powikłań. "Każdy ma wybór: chce żyć czy umrzeć?"
MAGDALENA RADUCHA 14 XII

- Każdy człowiek w naszym kraju jest wolny. Może wybrać, czy chce żyć, czy umrzeć? Jeżeli zdecyduje, że się nie zaszczepi, to może zachorować na COVID-19 i jednocześnie decyduje o tym, że może w przebiegu tego schorzenia umrzeć - mówi WP Marek Twardowski, były wiceminister zdrowia. To komentarz do sondażu IBRiS dla WP dotyczącego szczepień.

Blisko 60 proc. Polaków obawia się powikłań po szczepieniu na COVID-19 - wynika z sondażu IBRiS dla WP. W związku z tym lękiem aż 33,9 proc. respondentów nie zamierza się zaszczepić. 25,4 proc., mimo strachu, szczepienia się podejmie.

Powikłań natomiast nie obawia się 27,4 proc. badanych. Połowa tej grupy zamierza się zaszczepić, a połowa, nawet mimo braku obaw, i tak szczepionki nie chce przyjąć.

- Nie jestem zaskoczony takim wynikiem sondażu, gdyż już dość długo żyję w Polsce - komentuje Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego i były wiceminister zdrowia. - Gdyby szczepionki nie miały być dostępne, byłaby powszechna awantura, że wszyscy chcą się nagle szczepić, a nie mają czym. Gdyby zaś była szczepionka, ale nie było placówek, które chcą szczepić, też byłaby awantura, że nie ma gdzie się szczepić, choć jest już szczepionka. A ponieważ ma być i szczepionka i dostępne miejsce do zaszczepienia, to w grę wchodzi malkontenctwo i rozmyślanie, że ukłucie igłą będzie się wiązać z jakimiś negatywnymi konsekwencjami - mówi nam Twardowski.

"Każdy lek ma działania niepożądane"

I podkreśla, że każdy wyprodukowany lek na świecie ma jakieś skutki uboczne i działania niepożądane. - Trzeba rozumować w kategoriach, co przeważa - zysk czy strata? - tłumaczy ekspert.

Ocenia, też że "szczepienia są największym dobrodziejstwem ludzkości". - Miliony osób umierało na choroby, na które nie było leków i szczepionek. Ale obecnie na wiele chorób zakaźnych są szczepionki i dzięki temu, że ludzie się szczepią przeciwko tym chorobom, przestali na nie umierać. Dżuma, cholera, polio i ospa prawdziwa są tego przykładami - wyjaśnia Marek Twardowski.

Pytany, czy obawy Polaków w związku z powikłaniami po przyjęciu szczepionki na COVID-19 mogą być związane ze skutkami ubocznymi u kilku osób zaszczepionych w Wielkiej Brytanii, odpowiada: - Tam wystąpiły dwa wstrząsy anafilaktyczne. To coś, co może się przy każdym szczepieniu wydarzyć u osób szczególnie nadwrażliwych (czyli hiperalergicznych). I dlatego właśnie w każdym miejscu, gdzie się szczepi, są zestawy przeciwwstrząsowe w obowiązkowym wyposażeniu. W razie wystąpienia takich zdarzeń fachowy personel ochrony zdrowia może skutecznie zareagować. I zareagował – nikt nie umarł.

Młodzi nie chcą się szczepić. "Niech spojrzą w oczy dziadkom, rodzicom"

- Każdy człowiek w naszym kraju jest wolny. Może wybrać, czy chce żyć, czy umrzeć? Jeżeli zdecyduje, że się nie zaszczepi, to może zachorować na COVID-19 i jednocześnie decyduje o tym, że może w przebiegu tego schorzenia umrzeć. Jeżeli ktoś świadomie akceptuje możliwość zachorowania, to nie szanuje nie tylko siebie, ale także swoich bliskich i rodziny, których może zarazić - ocenia były wiceminister zdrowia.

Z sondażu IBRiS dla WP wynika też, że to głównie młodzi mają obawy przed negatywnymi skutkami szczepień. W grupie wiekowej 18-29 to aż 82 proc. badanych, a wśród osób mających 30-39 lat to 74 proc. osób. Aż 59 proc. respondentów z obu tych grup przez obawy nie zamierza się szczepić.

- To zapewne dlatego, że uważają, że jak są młodzi, to mają małe szanse, żeby po zachorowaniu na COVID-19 umrzeć - komentuje Marek Twardowski. I dodaje: - Zakażając siebie, mogą zakazić inne osoby w swoim otoczeniu. Każdy młody człowiek żyje w otoczeniu osób starszych - rodziców i dziadków. To jeśli im źle życzy, to się nie zaszczepi. Niech spróbuje to powiedzieć, patrząc im prosto w oczy: To przeze mnie możecie umrzeć, bo ja się nie zaszczepię, a jak się zarażę, to was zakażę, a wy, będąc w grupie ryzyka, możecie umrzeć.

Szczepionka na COVID-19. Rola przychodni POZ

Zdaniem naszego rozmówcy, aby te obawy przed szczepieniami zmniejszyć, należy je wykonywać we wszystkich placówkach Podstawowej Opieki Zdrowotnej. - Wówczas szczepieni byliby w nich pacjenci, którzy są zapisani do tych placówek, a lekarze tych pacjentów i ich przeszłość chorobową świetnie znają. Też pacjenci na pewno lepiej czują się w placówce ochrony zdrowia, którą sobie sami wybrali - wyjaśnia.

- W dużych miastach można zrobić szczepienia w halach lub szpitalach, ale w mniejszych miejscowościach, miasteczkach, wioskach, ludzie pójdą tylko tam, gdzie będą mieć blisko i gdzie będą się czuć bezpiecznie - a więc do lekarza, który ich zna. Ludzie z mniejszych miejscowości są bardziej nieufni niż ludzie zamieszkali w dużych miastach. W związku z tym trzeba stworzyć maksymalnie przyjazne warunki, aby mogli się zaszczepić. Nie ma bardziej przyjaznego miejsca niż praktyka lekarza rodzinnego, do której każdy z własnej woli się zapisał. Wówczas tych obaw przed szczepieniami i ewentualnymi powikłaniami być może aż tak dużo nie będzie - stwierdza wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego.

I dodaje: - Moim zdaniem wszystkie przychodnie POZ powinny zgłosić się więc do Narodowego Programu Szczepień. Według tego, co usłyszałem, zgłosiło się około 5700 placówek POZ, co stanowi około 65 proc. wszystkich miejsc udzielania świadczeń przez ten POZ. Miejmy nadzieję, że Narodowy Fundusz Zdrowia wraz z Ministerstwem Zdrowia zrobi dodatkowy nabór, aby pozostałe placówki mogły się zgłosić. Przy obecnym naborze przychodnie POZ miały tylko 1,5 dnia na to, aby się zgłosić – gdyż dopiero wtedy minister Michał Dworczyk i minister Adam Niedzielski przyjęli wszystkie uwagi Porozumienia Zielonogórskiego, które to złagodziły kryteria naboru i umożliwiły zgłoszenie się lekarzom rodzinnym.

Szczepionka kontra lockdown

- Polacy muszą zdecydować, czy chcą żyć w normalnym kraju, w którym będziemy zdrowi i będziemy mogli pracować, czy chcą siedzieć dalej w domach i mieć okresowe lockdowny? To tak jest teraz przyjemnie w nieskończoność chodzić w tych paskudnych maskach? - pyta Twardowski.

- Dla mnie odpowiedź jest jednoznaczna i mam nadzieję, że uda się przekonać do szczepień dużą grupę Polaków. Szczepiąc się, myślimy nie tylko o sobie, ale również o innych, z którymi i wokół których żyjemy. Człowiek cywilizowany nie powinien być egoistą! - podsumowuje.

https://wiadomosci.wp.pl/szczepionka-na-covid-19-polacy-obawiaja-sie-powiklan-kazdy-ma-wybor-chce-zyc-czy-umrzec-6585794576997120a

Rosyjska szczepionka przeciwko Covid-19 skuteczna w 91,4 proc.
Opracowanie: Sara Bounaoui 14 grudnia (17:31)

91,4 proc. skuteczności w 21. dniu po przyjęciu przez ochotników pierwszej dawki swojej szczepionki przeciwko Covid-19 deklaruje rosyjski Ośrodek im. Nikołaja Gamalei. Wyniki te uzyskano w ostatniej fazie testowania.

Skuteczność preparatu oceniana była na trzech etapach - gdy liczba osób, które zachorowały mimo zaszczepienia, wynosiła kolejno: 20, 39 i 78. Ostateczną efektywność preparatu oceniono w momencie, gdy koronawirus wykryto u 78 osób z grupy ochotników. Wśród tych 78 osób 62 otrzymały placebo, a 16 - faktyczną szczepionkę.

Twórcy szczepionki uważają, że Sputnik V wykazał 100-procentową skuteczność, jeśli chodzi o ciężki przebieg Covid-19. Podczas badania na ciężką formę choroby zapadło 20 osób i byli to ochotnicy wyłącznie z tej grupy, która otrzymała placebo.

Rosyjska szczepionka jest na końcowym etapie trzeciej fazy badań klinicznych z udziałem docelowo około 40 tys. ochotników. Na razie zaszczepionych zostało w ramach trzeciej fazy około 26 tys.

Szczepieni rozpoczęły się już m.in. w Anglii i USA

Według badań ostatniej fazy testów klinicznych szczepionek, preparat firm Pfizer i BioNTech ma 95 proc. skuteczności, a przygotowywana we współpracy z amerykańskim Narodowym Instytutem Zdrowia (NIH) substancja Moderny - 94,1 proc.

FDA zapowiadała, że dopuści do użycia szczepionki przeciwko Covid-19 które mają udowodnioną ponad 50 proc. skuteczność.

W Stanach Zjednoczonych ruszył w poniedziałek proces szczepień przeciw koronawirusowi. Jako pierwsi w grudniu dostać ją mają pracownicy służby zdrowia oraz starsze osoby zamieszkujące domy opieki. Wcześniej szczepionkę Pfizera i BioNtecha dopuściły do użycia Wielka Brytania, Bahrajn, Kanada i Meksyk.

Źródło: RMF FM/PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-rosyjska-szczepionka-przeciwko-covid-19-skuteczna-w-91-4-pro,nId,4926414

Szczepionka przeciw Covid-19. Prof. Paradowska-Stankiewicz rozwiewa wątpliwości
Opracowanie: Nicole Makarewicz 14 grudnia (07:53)

Zawarty w szczepionce przeciw Covid-19 mRNA wnika do komórki człowieka, ale nie wnika do jądra komórkowego, gdzie jest DNA. Obawy, że może dojść do modyfikacji genomu, są bezpodstawne - mówi tygodnikowi "Sieci" prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz, krajowa konsultant w dziedzinie epidemiologii.

Prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz była m.in. pytana o to, że z kilku badań opinii publicznej wynika, że niespełna 40 proc. Polaków deklaruje chęć zaszczepienia się i czy to oznacza, że boimy się bardziej szczepionki niż zakażenia koronawirusem. "Myślę, że tak, bo to jest całkiem nowa szczepionka. Niewiele o niej wiemy jako społeczeństwo, ten strach to taka typowa reakcja na nową sytuację. Na liście różnych stresorów, które działają na ludzi, strach spowodowany nową sytuacją zajmuje dosyć wysoką pozycję. W związku z tym bardzo ważne jest przeprowadzenie dobrej kampanii edukacyjno-informacyjnej, która pozwoli przybliżyć zagadnienia związane z samą szczepionką i ze szczepieniem. Miejmy nadzieję, że to doprowadzi do zmiany nastawienia" - powiedziała.

Odniosła się też do kwestii, że dwie z trzech szczepionek, które mają być dopuszczone na europejski rynek, zawierają sekwencję genetyczną, a to budzi kolejny niepokój, że może to być ingerencja, która wpłynie na zmianę naszego DNA.

"To są tzw. szczepionki mRNA, zawierające w swoim składzie sekwencję genetyczną, która koduje białka patogenu, czyli wirusa SARS-CoV-2, ale tylko te białka, które są odpowiedzialne za wywołanie odpowiedzi immunologicznej. Zawarty w szczepionce mRNA wnika do komórki człowieka, ale nie wnika do jądra komórkowego, gdzie jest przechowywane nasze DNA, czyli materiał genetyczny. Obawy, że może dojść do jakiejś modyfikacji genomu osoby, która została zaszczepiona, są bezpodstawne" - wyjaśniła.

"Szczepionka mRNA nie może wywołać choroby"

Ekspertka tłumaczyła, że w odpowiedzi na tę szczepionkę nasz układ immunologiczny wytwarza przeciwciała, które uniemożliwiają namnażanie się wirusa i tym samym chronią przed chorobą. "Ważne jest to, że szczepionka mRNA nie zawiera żywego wirusa, w związku z tym nie może wywołać choroby, a jedną z jej zalet jest to, że wywołuje odporność bez powstawania charakterystycznej cechy, jaką jest tolerancja immunologiczna, a to oznacza, że są skuteczne przez dłuższy czas. Jeżeli chodzi o działania niepożądane wywoływane przez szczepionki, to w tym przypadku dotyczą one reakcji miejscowej, a więc może się pojawić zaczerwienienie, ból, obrzęk ramienia, rejestrowano również inne objawy: zmęczenie czy bóle głowy, a w mniejszym stopniu bóle mięśniowo-stawowe i dreszcze w przebiegu gorączki" - powiedziała.

Profesor wyjaśniła też czy różnią się szczepionki, które mają być dopuszczone na polski rynek, czyli szczepionki firm Pfizer/BioNTech, Astra Zeneca i Moderna, i czy pacjenci będą mieli możliwość wyboru szczepionki. "Trzeba wziąć pod uwagę, że to jest moment, kiedy zaczynają się masowe szczepienia na całym świecie i że nie będzie tylu dawek jednej szczepionki na początku akcji dla poszczególnych krajów, żeby zapewnić zaszczepienie całej populacji, oczywiście tej zainteresowanej. Trzeba się liczyć z tym, że wielkość dostaw będzie zależała od tego, jak szybko będą firmy produkować i dostarczać szczepionki. A istotnym elementem w organizacji tego przedsięwzięcia, czyli strategii szczepień, jest to, żeby jak najwięcej osób mogło być zaszczepionych w jak najkrótszym czasie. Takie działanie ma przede wszystkim, zapewnić odporność indywidualną i budować odporność zbiorowiskową, populacyjną, po to by przerwać jak najszybciej łańcuch zakażeń i zachorowań w społeczeństwie" - wskazała.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-szczepionka-przeciw-covid-19-prof-paradowska-stankiewicz-roz,nId,4925958

Rzadka choroba atakuje chorych na COVID-19. Rozwija się szybciej niż zwykle
Dagmara Smykla 14.12.2020 21:25

Rzadka do tej pory choroba grzybicza coraz częściej atakuje chorych na COVID-19 i ozdrowieńców w Indiach. Tamtejsze media alarmują, że w normalnych warunkach grzybica rozwija się w ciele chorego 15-30 dni, a w opisywanych przypadkach wystarczyły zaledwie 2-3 dni.

Niebezpieczna grzybica atakuje chorych na COVID-19. Mukormykoza jest bardzo rzadką chorobą na całym świecie, jednak indyjscy lekarze z niepokojem informują o wykryciu 12 przypadków w ciągu zaledwie 15 dni. Wszyscy zaatakowani przez grzybicę są chorzy na COVID-19 lub niedawno zostali uznani za ozdrowieńców.

Mukormykoza atakuje osoby o słabej odporności. Pacjentom chorym na COVID-19 podaje się steroidy, które zapobiegają potencjalnie śmiertelnej burzy cytokinowej. Jednak właśnie duże dawki steroidów mogą pozwolić infekcjom grzybicznym, takim jak mukormykoza, na przeniknięcie do organizmu - tłumaczy dr Manish Munjal, cytowany przez agencję prasową Asian News International.

Jeśli grzyb dostanie się do mózgu i nie zostanie szybko wykryty, w ciągu kilku dni powoduje zgon u 50 proc. chorych – dodał Munjal.

W ostatnim czasie mukormykoza zabiła 5 pacjentów dra Munjala w szpitalu w Delhi. Kolejnych 5 na stałe straciło wzrok z powodu choroby. Zdarza się też, że grzyb atakuje nos i szczękę chorego, często oszpecając go na całe życie.

Grzybica atakuje chorych na COVID-19. Rozwija się 5 razy szybciej niż zwykle

Indyskie media podają, że u osłabionych koronawirusem pacjentów mukormykoza rozwija się niepokojąco szybko, w zaledwie 2-3 dni. W normalnych warunkach grzybica potrzebuje 15-30 dni. Zarodniki pleśni krążą w powietrzu, mogą też wniknąć do organizmu przez ranę.

Charakterystyczne objawy infekcji to drętwienie twarzy, niedrożność nosa, obrzęk i ból oczu. Według szacunków naukowców zapadalność na tę grzybicę w USA wynosi rocznie zaledwie 1,7 przypadków na milion mieszkańców.

https://www.o2.pl/informacje/rzadka-choroba-atakuje-chorych-na-covid-19-rozwija-sie-szybciej-niz-zwykle-6586273042889472a
« Ostatnia zmiana: Grudzień 18, 2020, 00:07 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #5 dnia: Grudzień 14, 2020, 23:58 »
Koronawirus. Odpowiednia dieta może uchronić przed ciężkim COVID-19? Ekspert tłumaczy, na czym polega siła probiotyków
Tatiana Kolesnychenko 13 XII

Rola probiotyków w walce z SARS-CoV-2 jest ważniejsza, niż początkowo sądzono. Okazuje się, że osoby z zaburzoną mikrobiotą jelitową są znaczenie bardziej narażone na ciężki przebieg COVID-19. Gastrolog dr Tadeusz Tacikowski wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje i opowiada, jak dzięki odpowiedniej diecie podnieść swoją odporność.

1. COVID-19 a bakterie jelitowe

Naukowcy wierzą, że poprawienie mikrobioty jelitowej może wspomóc pacjentów w walce z chorobą. Polacy jako pierwsi na świecie sprawdzają działanie bakterii jelitowych na przebieg COVID-19. Badanie prowadzi dr n. med. Jarosław Biliński z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W jego ramach osoby z ciężkim przebiegiem COVID-19 będą otrzymywać kostki lodu zawierające bakterie jelitowe pobrane od zdrowych dawców.

Co bakterie jelitowe mają do SARS-CoV-2? Badania pokazują, że brew temu, co się może wydawać, powiązania są bardzo duże.

- Mikrobiota czy mikrobiom to zespól mikroorganizmów bytujących w naszych jelitach. Ma on ogromny wpływ na funkcjonowanie całego organizmu. Determinuje lub wpływa na nasz apetyt, podatność na depresję oraz, co najważniejsze, na reakcje immunologiczne – opowiada dr Tadeusz Tacikowski. – Jak wykazały obszerne badania, duża liczba osób z ciężkim przebiegiem COVID-19 miała zaburzony mikrobiom. Prawdopodobnie wpływało to funkcjonowanie całego układu immunologicznego i mogło powodować wystąpienie nieprawidłowej odpowiedzi na wirusa – dodaje lekarz.

Zdaniem naukowców zaburzenie mikrobiomu jelitowego może mieć związek z wystąpieniem tzw. burzy cytokinowej u pacjentów z COVID-19. W uproszczeniu to nadmierna reakcja układu immunologicznego, która następuje, kiedy organizm zaczyna produkować dużo substancji interleukina 6, żeby zneutralizować wirusa, ale w efekcie powoduje rozległy stan zapalny. Jak podkreślają klinicyści, burza cytokinowa w tej chwili jest jedną z najczęstszych przyczyn śmierci z powodu COVID-19.

2. Jak stosować probiotyki?

Jak tłumaczy dr Tadeusz Tacikowski, poprawienie mikrobiomu jelitowego można osiągnąć poprzez stosowanie probiotyków, czyli "dobrych" bakterii. Najważniejsze wśród nich to bakterie Lactobacillus i Bifidobacterium.

- Obecnie nie ma ścisłych zaleceń odnośnie stosowania probiotyków u pacjentów z COVID-19. Jednak można śmiało założyć, że dobra mikrobiota jelitowa korzystnie wpłynie na stan pacjenta, a samo stosowanie probiotyków nie spowoduje żadnych działań niepożądanych – podkreśla dr Tacikowski.

- W warunkach klinicznych stosujemy probiotyki w kapsułkach, ponieważ zawierają one największe stężenie bakterii – opowiada ekspert. - Profilaktycznie dobre bakterie również można uzupełniać poprzez odpowiednią dietę. Badania wykazały, że na stan mikrobiomu najlepiej wpływa dieta śródziemnomorska. Oznacza to, że powinniśmy uwzględniać w swoim jadłospisie ryby, owoce morza, dużo warzyw i owoców. Te produkty będą poprawiały mikrobiom. Z kolei cukry, tłuszcze, ale również stres będą go osłabiały – mówi dr Tacikowski.

Dieta śródziemnomorska zawiera nie tylko dużą ilość probiotyków, ale również prebiotyków, czyli m.in. błonnika. Te mikroelementy są w stanie zmniejszyć ryzyko wystąpienia reakcji zapalnej, co w przypadku osób z COVID-19 może chronić przed ciężkim zapaleniem płuc.

3. Wszechmoc kiszonek?

Pomocne również mogą się okazać czerwone wino (w umiarkowanych ilościach) oraz zielona herbata, które zawierają flawonoidy, czyli naturalne związki bioaktywne, które mają właściwości przeciwzapalne i przeciwutleniające.

Z kolei kiszonki, w których wszechmoc wierzą Polacy, nie zawsze mogą wpłynąć korzystnie na układ pokarmowy.

- Utarło się, że kiszonki zwiększają odporność. W rzeczywistości mogą być pomocne, ale tylko w przypadku, gdy są zrobione w sposób naturalny. Dlatego najlepiej robić je własnoręcznie albo kupować gdzieś na bazarku. Ważne jest, aby kiszonki były prawidłowo przechowywane, ponieważ jeśli nie są w całości przykryte sokiem, łatwo spleśnieją, a wtedy mogą bardziej zaszkodzić, niż pomóc – ostrzega dr Tacikowski.

To samo dotyczy fermentowanych produktów mlecznych. Mogą one wspomagać naszą odporność, ale muszą być naturalne i prawidłowo sporządzone.

- Sporadyczne jedzenie zdrowych produktów raczej nie przyczyni się do zwiększenia odporności. Ważna jest konsekwentna dieta i aktywny styl życia - podkreśla dr Tacikowski.

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-odpowiednia-dieta-moze-uchronic-przed-ciezkim-covid-19-ekspert-tlumaczy-na-czym-polega-sila-probiotykow

Szczepionka na COVID-19. Polacy obawiają się powikłań. "Każdy ma wybór: chce żyć czy umrzeć?"
MAGDALENA RADUCHA 14 XII

- Każdy człowiek w naszym kraju jest wolny. Może wybrać, czy chce żyć, czy umrzeć? Jeżeli zdecyduje, że się nie zaszczepi, to może zachorować na COVID-19 i jednocześnie decyduje o tym, że może w przebiegu tego schorzenia umrzeć - mówi WP Marek Twardowski, były wiceminister zdrowia. To komentarz do sondażu IBRiS dla WP dotyczącego szczepień.

Blisko 60 proc. Polaków obawia się powikłań po szczepieniu na COVID-19 - wynika z sondażu IBRiS dla WP. W związku z tym lękiem aż 33,9 proc. respondentów nie zamierza się zaszczepić. 25,4 proc., mimo strachu, szczepienia się podejmie.

Powikłań natomiast nie obawia się 27,4 proc. badanych. Połowa tej grupy zamierza się zaszczepić, a połowa, nawet mimo braku obaw, i tak szczepionki nie chce przyjąć.

- Nie jestem zaskoczony takim wynikiem sondażu, gdyż już dość długo żyję w Polsce - komentuje Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego i były wiceminister zdrowia. - Gdyby szczepionki nie miały być dostępne, byłaby powszechna awantura, że wszyscy chcą się nagle szczepić, a nie mają czym. Gdyby zaś była szczepionka, ale nie było placówek, które chcą szczepić, też byłaby awantura, że nie ma gdzie się szczepić, choć jest już szczepionka. A ponieważ ma być i szczepionka i dostępne miejsce do zaszczepienia, to w grę wchodzi malkontenctwo i rozmyślanie, że ukłucie igłą będzie się wiązać z jakimiś negatywnymi konsekwencjami - mówi nam Twardowski.

"Każdy lek ma działania niepożądane"

I podkreśla, że każdy wyprodukowany lek na świecie ma jakieś skutki uboczne i działania niepożądane. - Trzeba rozumować w kategoriach, co przeważa - zysk czy strata? - tłumaczy ekspert.

Ocenia, też że "szczepienia są największym dobrodziejstwem ludzkości". - Miliony osób umierało na choroby, na które nie było leków i szczepionek. Ale obecnie na wiele chorób zakaźnych są szczepionki i dzięki temu, że ludzie się szczepią przeciwko tym chorobom, przestali na nie umierać. Dżuma, cholera, polio i ospa prawdziwa są tego przykładami - wyjaśnia Marek Twardowski.

Pytany, czy obawy Polaków w związku z powikłaniami po przyjęciu szczepionki na COVID-19 mogą być związane ze skutkami ubocznymi u kilku osób zaszczepionych w Wielkiej Brytanii, odpowiada: - Tam wystąpiły dwa wstrząsy anafilaktyczne. To coś, co może się przy każdym szczepieniu wydarzyć u osób szczególnie nadwrażliwych (czyli hiperalergicznych). I dlatego właśnie w każdym miejscu, gdzie się szczepi, są zestawy przeciwwstrząsowe w obowiązkowym wyposażeniu. W razie wystąpienia takich zdarzeń fachowy personel ochrony zdrowia może skutecznie zareagować. I zareagował – nikt nie umarł.

Młodzi nie chcą się szczepić. "Niech spojrzą w oczy dziadkom, rodzicom"

- Każdy człowiek w naszym kraju jest wolny. Może wybrać, czy chce żyć, czy umrzeć? Jeżeli zdecyduje, że się nie zaszczepi, to może zachorować na COVID-19 i jednocześnie decyduje o tym, że może w przebiegu tego schorzenia umrzeć. Jeżeli ktoś świadomie akceptuje możliwość zachorowania, to nie szanuje nie tylko siebie, ale także swoich bliskich i rodziny, których może zarazić - ocenia były wiceminister zdrowia.

Z sondażu IBRiS dla WP wynika też, że to głównie młodzi mają obawy przed negatywnymi skutkami szczepień. W grupie wiekowej 18-29 to aż 82 proc. badanych, a wśród osób mających 30-39 lat to 74 proc. osób. Aż 59 proc. respondentów z obu tych grup przez obawy nie zamierza się szczepić.

- To zapewne dlatego, że uważają, że jak są młodzi, to mają małe szanse, żeby po zachorowaniu na COVID-19 umrzeć - komentuje Marek Twardowski. I dodaje: - Zakażając siebie, mogą zakazić inne osoby w swoim otoczeniu. Każdy młody człowiek żyje w otoczeniu osób starszych - rodziców i dziadków. To jeśli im źle życzy, to się nie zaszczepi. Niech spróbuje to powiedzieć, patrząc im prosto w oczy: To przeze mnie możecie umrzeć, bo ja się nie zaszczepię, a jak się zarażę, to was zakażę, a wy, będąc w grupie ryzyka, możecie umrzeć.

Szczepionka na COVID-19. Rola przychodni POZ

Zdaniem naszego rozmówcy, aby te obawy przed szczepieniami zmniejszyć, należy je wykonywać we wszystkich placówkach Podstawowej Opieki Zdrowotnej. - Wówczas szczepieni byliby w nich pacjenci, którzy są zapisani do tych placówek, a lekarze tych pacjentów i ich przeszłość chorobową świetnie znają. Też pacjenci na pewno lepiej czują się w placówce ochrony zdrowia, którą sobie sami wybrali - wyjaśnia.

- W dużych miastach można zrobić szczepienia w halach lub szpitalach, ale w mniejszych miejscowościach, miasteczkach, wioskach, ludzie pójdą tylko tam, gdzie będą mieć blisko i gdzie będą się czuć bezpiecznie - a więc do lekarza, który ich zna. Ludzie z mniejszych miejscowości są bardziej nieufni niż ludzie zamieszkali w dużych miastach. W związku z tym trzeba stworzyć maksymalnie przyjazne warunki, aby mogli się zaszczepić. Nie ma bardziej przyjaznego miejsca niż praktyka lekarza rodzinnego, do której każdy z własnej woli się zapisał. Wówczas tych obaw przed szczepieniami i ewentualnymi powikłaniami być może aż tak dużo nie będzie - stwierdza wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego.

I dodaje: - Moim zdaniem wszystkie przychodnie POZ powinny zgłosić się więc do Narodowego Programu Szczepień. Według tego, co usłyszałem, zgłosiło się około 5700 placówek POZ, co stanowi około 65 proc. wszystkich miejsc udzielania świadczeń przez ten POZ. Miejmy nadzieję, że Narodowy Fundusz Zdrowia wraz z Ministerstwem Zdrowia zrobi dodatkowy nabór, aby pozostałe placówki mogły się zgłosić. Przy obecnym naborze przychodnie POZ miały tylko 1,5 dnia na to, aby się zgłosić – gdyż dopiero wtedy minister Michał Dworczyk i minister Adam Niedzielski przyjęli wszystkie uwagi Porozumienia Zielonogórskiego, które to złagodziły kryteria naboru i umożliwiły zgłoszenie się lekarzom rodzinnym.

Szczepionka kontra lockdown

- Polacy muszą zdecydować, czy chcą żyć w normalnym kraju, w którym będziemy zdrowi i będziemy mogli pracować, czy chcą siedzieć dalej w domach i mieć okresowe lockdowny? To tak jest teraz przyjemnie w nieskończoność chodzić w tych paskudnych maskach? - pyta Twardowski.

- Dla mnie odpowiedź jest jednoznaczna i mam nadzieję, że uda się przekonać do szczepień dużą grupę Polaków. Szczepiąc się, myślimy nie tylko o sobie, ale również o innych, z którymi i wokół których żyjemy. Człowiek cywilizowany nie powinien być egoistą! - podsumowuje.

https://wiadomosci.wp.pl/szczepionka-na-covid-19-polacy-obawiaja-sie-powiklan-kazdy-ma-wybor-chce-zyc-czy-umrzec-6585794576997120a

Rosyjska szczepionka przeciwko Covid-19 skuteczna w 91,4 proc.
Opracowanie: Sara Bounaoui 14 grudnia (17:31)

91,4 proc. skuteczności w 21. dniu po przyjęciu przez ochotników pierwszej dawki swojej szczepionki przeciwko Covid-19 deklaruje rosyjski Ośrodek im. Nikołaja Gamalei. Wyniki te uzyskano w ostatniej fazie testowania.

Skuteczność preparatu oceniana była na trzech etapach - gdy liczba osób, które zachorowały mimo zaszczepienia, wynosiła kolejno: 20, 39 i 78. Ostateczną efektywność preparatu oceniono w momencie, gdy koronawirus wykryto u 78 osób z grupy ochotników. Wśród tych 78 osób 62 otrzymały placebo, a 16 - faktyczną szczepionkę.

Twórcy szczepionki uważają, że Sputnik V wykazał 100-procentową skuteczność, jeśli chodzi o ciężki przebieg Covid-19. Podczas badania na ciężką formę choroby zapadło 20 osób i byli to ochotnicy wyłącznie z tej grupy, która otrzymała placebo.

Rosyjska szczepionka jest na końcowym etapie trzeciej fazy badań klinicznych z udziałem docelowo około 40 tys. ochotników. Na razie zaszczepionych zostało w ramach trzeciej fazy około 26 tys.

Szczepieni rozpoczęły się już m.in. w Anglii i USA

Według badań ostatniej fazy testów klinicznych szczepionek, preparat firm Pfizer i BioNTech ma 95 proc. skuteczności, a przygotowywana we współpracy z amerykańskim Narodowym Instytutem Zdrowia (NIH) substancja Moderny - 94,1 proc.

FDA zapowiadała, że dopuści do użycia szczepionki przeciwko Covid-19 które mają udowodnioną ponad 50 proc. skuteczność.

W Stanach Zjednoczonych ruszył w poniedziałek proces szczepień przeciw koronawirusowi. Jako pierwsi w grudniu dostać ją mają pracownicy służby zdrowia oraz starsze osoby zamieszkujące domy opieki. Wcześniej szczepionkę Pfizera i BioNtecha dopuściły do użycia Wielka Brytania, Bahrajn, Kanada i Meksyk.

Źródło: RMF FM/PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-rosyjska-szczepionka-przeciwko-covid-19-skuteczna-w-91-4-pro,nId,4926414

Szczepionka przeciw Covid-19. Prof. Paradowska-Stankiewicz rozwiewa wątpliwości
Opracowanie: Nicole Makarewicz 14 grudnia (07:53)

Zawarty w szczepionce przeciw Covid-19 mRNA wnika do komórki człowieka, ale nie wnika do jądra komórkowego, gdzie jest DNA. Obawy, że może dojść do modyfikacji genomu, są bezpodstawne - mówi tygodnikowi "Sieci" prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz, krajowa konsultant w dziedzinie epidemiologii.

Prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz była m.in. pytana o to, że z kilku badań opinii publicznej wynika, że niespełna 40 proc. Polaków deklaruje chęć zaszczepienia się i czy to oznacza, że boimy się bardziej szczepionki niż zakażenia koronawirusem. "Myślę, że tak, bo to jest całkiem nowa szczepionka. Niewiele o niej wiemy jako społeczeństwo, ten strach to taka typowa reakcja na nową sytuację. Na liście różnych stresorów, które działają na ludzi, strach spowodowany nową sytuacją zajmuje dosyć wysoką pozycję. W związku z tym bardzo ważne jest przeprowadzenie dobrej kampanii edukacyjno-informacyjnej, która pozwoli przybliżyć zagadnienia związane z samą szczepionką i ze szczepieniem. Miejmy nadzieję, że to doprowadzi do zmiany nastawienia" - powiedziała.

Odniosła się też do kwestii, że dwie z trzech szczepionek, które mają być dopuszczone na europejski rynek, zawierają sekwencję genetyczną, a to budzi kolejny niepokój, że może to być ingerencja, która wpłynie na zmianę naszego DNA.

"To są tzw. szczepionki mRNA, zawierające w swoim składzie sekwencję genetyczną, która koduje białka patogenu, czyli wirusa SARS-CoV-2, ale tylko te białka, które są odpowiedzialne za wywołanie odpowiedzi immunologicznej. Zawarty w szczepionce mRNA wnika do komórki człowieka, ale nie wnika do jądra komórkowego, gdzie jest przechowywane nasze DNA, czyli materiał genetyczny. Obawy, że może dojść do jakiejś modyfikacji genomu osoby, która została zaszczepiona, są bezpodstawne" - wyjaśniła.

"Szczepionka mRNA nie może wywołać choroby"

Ekspertka tłumaczyła, że w odpowiedzi na tę szczepionkę nasz układ immunologiczny wytwarza przeciwciała, które uniemożliwiają namnażanie się wirusa i tym samym chronią przed chorobą. "Ważne jest to, że szczepionka mRNA nie zawiera żywego wirusa, w związku z tym nie może wywołać choroby, a jedną z jej zalet jest to, że wywołuje odporność bez powstawania charakterystycznej cechy, jaką jest tolerancja immunologiczna, a to oznacza, że są skuteczne przez dłuższy czas. Jeżeli chodzi o działania niepożądane wywoływane przez szczepionki, to w tym przypadku dotyczą one reakcji miejscowej, a więc może się pojawić zaczerwienienie, ból, obrzęk ramienia, rejestrowano również inne objawy: zmęczenie czy bóle głowy, a w mniejszym stopniu bóle mięśniowo-stawowe i dreszcze w przebiegu gorączki" - powiedziała.

Profesor wyjaśniła też czy różnią się szczepionki, które mają być dopuszczone na polski rynek, czyli szczepionki firm Pfizer/BioNTech, Astra Zeneca i Moderna, i czy pacjenci będą mieli możliwość wyboru szczepionki. "Trzeba wziąć pod uwagę, że to jest moment, kiedy zaczynają się masowe szczepienia na całym świecie i że nie będzie tylu dawek jednej szczepionki na początku akcji dla poszczególnych krajów, żeby zapewnić zaszczepienie całej populacji, oczywiście tej zainteresowanej. Trzeba się liczyć z tym, że wielkość dostaw będzie zależała od tego, jak szybko będą firmy produkować i dostarczać szczepionki. A istotnym elementem w organizacji tego przedsięwzięcia, czyli strategii szczepień, jest to, żeby jak najwięcej osób mogło być zaszczepionych w jak najkrótszym czasie. Takie działanie ma przede wszystkim, zapewnić odporność indywidualną i budować odporność zbiorowiskową, populacyjną, po to by przerwać jak najszybciej łańcuch zakażeń i zachorowań w społeczeństwie" - wskazała.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-szczepionka-przeciw-covid-19-prof-paradowska-stankiewicz-roz,nId,4925958

Rzadka choroba atakuje chorych na COVID-19. Rozwija się szybciej niż zwykle
Dagmara Smykla 14.12.2020 21:25

Rzadka do tej pory choroba grzybicza coraz częściej atakuje chorych na COVID-19 i ozdrowieńców w Indiach. Tamtejsze media alarmują, że w normalnych warunkach grzybica rozwija się w ciele chorego 15-30 dni, a w opisywanych przypadkach wystarczyły zaledwie 2-3 dni.

Niebezpieczna grzybica atakuje chorych na COVID-19. Mukormykoza jest bardzo rzadką chorobą na całym świecie, jednak indyjscy lekarze z niepokojem informują o wykryciu 12 przypadków w ciągu zaledwie 15 dni. Wszyscy zaatakowani przez grzybicę są chorzy na COVID-19 lub niedawno zostali uznani za ozdrowieńców.

Mukormykoza atakuje osoby o słabej odporności. Pacjentom chorym na COVID-19 podaje się steroidy, które zapobiegają potencjalnie śmiertelnej burzy cytokinowej. Jednak właśnie duże dawki steroidów mogą pozwolić infekcjom grzybicznym, takim jak mukormykoza, na przeniknięcie do organizmu - tłumaczy dr Manish Munjal, cytowany przez agencję prasową Asian News International.

Jeśli grzyb dostanie się do mózgu i nie zostanie szybko wykryty, w ciągu kilku dni powoduje zgon u 50 proc. chorych – dodał Munjal.

W ostatnim czasie mukormykoza zabiła 5 pacjentów dra Munjala w szpitalu w Delhi. Kolejnych 5 na stałe straciło wzrok z powodu choroby. Zdarza się też, że grzyb atakuje nos i szczękę chorego, często oszpecając go na całe życie.

Grzybica atakuje chorych na COVID-19. Rozwija się 5 razy szybciej niż zwykle

Indyskie media podają, że u osłabionych koronawirusem pacjentów mukormykoza rozwija się niepokojąco szybko, w zaledwie 2-3 dni. W normalnych warunkach grzybica potrzebuje 15-30 dni. Zarodniki pleśni krążą w powietrzu, mogą też wniknąć do organizmu przez ranę.

Charakterystyczne objawy infekcji to drętwienie twarzy, niedrożność nosa, obrzęk i ból oczu. Według szacunków naukowców zapadalność na tę grzybicę w USA wynosi rocznie zaledwie 1,7 przypadków na milion mieszkańców.

https://www.o2.pl/informacje/rzadka-choroba-atakuje-chorych-na-covid-19-rozwija-sie-szybciej-niz-zwykle-6586273042889472a
« Ostatnia zmiana: Grudzień 18, 2020, 00:09 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #6 dnia: Grudzień 15, 2020, 23:55 »
Eksperci ostrzegają przed problemami logistycznymi z dostępem do szczepionki
Opracowanie: Magdalena Partyła 16 grudnia (06:00)

Z powodu trudności logistycznych jedna piąta światowej populacji może nie mieć dostępu do szczepionki przeciwko Covid-19 przynajmniej do roku 2022 - ostrzegają eksperci na łamach pisma "BMJ". Dwa przedstawione w piśmie badania sugerują, że wyzwania operacyjne globalnego programu szczepień przeciwko Covid-19 będą co najmniej tak trudne, jak wyzwania naukowe związane z ich rozwojem.

Naukowcy z Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health (USA) przeanalizowali wstępne zamówienia na szczepionki przeciwko Covid-19 złożone jeszcze przed ich zatwierdzeniem. Do 15 listopada 2020 r. kilka krajów zarezerwowało łącznie 7,48 miliarda dawek (co pozwoliłoby zaszczepić 3,76 miliarda osób). Szczepionki mają pochodzić od 13 producentów (ogółem w fazie badań klinicznych jest 48 potencjalnych szczepionek).

"Dostęp dla reszty świata jest niepewny"

Jak wskazują autorzy badań, nieco ponad połowa (51 proc.) tych dawek szczepionki trafi do krajów o wysokich dochodach, które stanowią 14 proc. światowej populacji. Reszta przypadnie krajom o niskich i średnich dochodach, mimo że stanowią one ponad 85 proc. światowej populacji.

Gdyby wdrożono wszystkie potencjalne szczepionki - przewidują eksperci - całkowita przewidywana zdolność produkcyjna wystarczyłaby do zaszczepienia 5,96 miliarda osób do końca roku 2021. Cena za szczepionkę potrzebną dla jednej osoby wahałaby się od 6 USD do 74 USD. Dla krajów o niskim i średnim dochodzie mogłoby potencjalnie pozostać do 40 proc. szczepionek od tych producentów. Zależy to jednak od postawy krajów o wysokich dochodach oraz od tego, czy Stany Zjednoczone i Rosja będą uczestniczyć w globalnie skoordynowanych wysiłkach.

Autorzy zwracają jednak uwagę, że nawet gdyby wszystkim producentom szczepionek udało się osiągnąć maksymalne zdolności produkcyjne, co najmniej jedna piąta światowej populacji nie miałaby dostępu do szczepionek do 2022 roku.

"To badanie przedstawia przegląd tego, w jaki sposób kraje o wysokich dochodach zabezpieczyły przyszłe dostawy szczepionek przeciwko Covid-19, ale dostęp dla reszty świata jest niepewny - piszą. - Rządy i producenci mogą zapewnić bardzo potrzebne gwarancje dotyczące sprawiedliwej alokacji szczepionek przeciwko COVID-19 poprzez większą przejrzystość i odpowiedzialność za te ustalenia".

Ok. 68 proc. światowej populacji jest skłonna się zaszczepić

W drugim badaniu naukowcy z Chin i USA oszacowali populacje docelowe, dla których potrzebne będą szczepionki, aby pomóc w opracowaniu sprawiedliwych strategii alokacji na całym świecie. Okazało się, że docelowa wielkość populacji dla szczepień przeciwko Covid-19 różni się znacznie w zależności od regionu geograficznego, celów stosowania szczepionki (takich jak utrzymanie podstawowych usług, ograniczenie zachorowań o ciężkim przebiegu i zatrzymanie przenoszenia wirusa) oraz wpływu nieufności wobec szczepionek na zmniejszenie popytu.

Wskazują na dowody sugerujące, że około 68 proc. światowej populacji (3,7 miliarda dorosłych) jest skłonnych otrzymać szczepionkę przeciwko Covid-19 i twierdzą, że ich odkrycia "dostarczają dowodów na potrzeby ustalania priorytetów i alokacji szczepionek w skali globalnej, regionalnej i krajowej".

Jak podsumowują, "różnice w wielkości populacji docelowej w obrębie i pomiędzy regionami podkreślają słabą równowagę między popytem a podażą szczepionek, zwłaszcza w krajach o niskim i średnim dochodzie, które nie mają wystarczających możliwości zaspokojenia krajowego popytu na szczepionkę Covid-19".

Oba badania mają charakter obserwacyjny, a autorzy zdają sobie sprawę że ich analizy są oparte na niepewnych i niepełnych informacjach. Ukazują jednak skalę i złożoność produkcji, zakupu, dystrybucji i podawania szczepionek przeciwko COVID-19 w taki sposób, aby zaspokoić globalne potrzeby w sposób sprawiedliwy wobec poszczególnych państw i populacji.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-eksperci-ostrzegaja-przed-problemami-logistycznymi-z-dostepe,nId,4930241

Koronawirus. Skutki uboczne po szczepionce mogą pojawić się po latach? Dr Grzesiowski: "To jest absolutnie niespotykane w medycynie" (WIDEO)
Katarzyna Gałązkiewicz 14 XII

Dr Paweł Grzesiowski, immunolog i ekspert w dziedzinie zdrowia publicznego, był gościem programu "Newsroom". Lekarz zdementował pojawiające się informacje na temat szczepionki na COVID-19, która miałaby dawać skutki uboczne po kilku latach od jej przyjęcia. - To jest absolutnie niespotykane w medycynie - wyjaśnia ekspert.

Dr Paweł Grzesiowski zapytany o to, jak walczyć ze strachem Polaków przed szczepionką na COVID-19, odparł, że najskuteczniejszą metodą jest słuchanie kompetentnych medyków, którzy pracują nad wirusami.

- Zrobiliśmy akcję edukacyjną w jednej z placówek medycznych, zrobiliśmy ankietę przed moim webinarium pt. "Kto z państwa chce się zaszczepić", zgłosiło się około 30 proc. Po tym webinarium zrobiliśmy ponowną ankietę i dołączyło kolejne 20 proc. (...). To wiedza i to generowana przez medyków z najwyższej półki, nie ludzi z tytułami naukowymi (...). Czytają literaturę przede wszystkim młodsi pracownicy naukowi, ci którzy pracują nad tymi wirusami - tych trzeba pytać, bo niejeden profesor słyszał o szczepionce, ale szczegółów nie zna - radzi dr Grzesiowski.

Immunolog odniósł się także do lęku o powikłania po szczepionce, które miałyby pojawić się po kilku latach od przyjęcia wakcyny.

- To jest chyba największy problem. Wielu ludzi zgłasza właśnie tę wątpliwość, co będzie za kilka lat. No więc moja odpowiedź jest następująca: czy jest jakakolwiek szczepionka, która daje efekty uboczne po kilku, kilkunastu latach? Czy w ogóle jest jakiś lek, który przyjęty jednorazowo czy dwukrotnie, daje efekty po 20 latach? To jest absolutnie niespotykane w medycynie. Chyba że jest to arszenik, trucizna, to wtedy efekty mogą być po wielu latach - wyjaśnia dr Grzesiowski.

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-szczepionka-nie-moze-dac-skutkow-ubocznych-po-latach-dr-grzesiowski-to-jest-absolutnie-niespotykane-w-medycynie-wideo

Nowy wariant koronawirusa w Wielkiej Brytanii. Co ustalili naukowcy?
Opracowanie: Maciej Nycz 15 XII

Nowy wariant koronawirusa, który został identyfikowany w zeszłym tygodniu i rozprzestrzenia się w niektórych częściach Anglii, nie został przywieziony z zagranicy, lecz jest najprawdopodobniej rodzimego pochodzenia - uważają brytyjscy naukowcy. Nick Loman, profesor mikrobiologii z Uniwersytetu w Birmingham i członek zespołu Covid-19 Genomics UK Consortium, powiedział we wtorek, że wydaje się, iż nowy wariant pojawił się spontanicznie pod koniec września.

Niewielka liczba przypadków zakażenia nowym wariantem wirusa szybko się rozrosła, co zaniepokoiło ekspertów. Do tej pory w Wielkiej Brytanii wykryto ponad tysiąc potwierdzonych przypadków na prawie 60 różnych obszarach geograficznych - przeważnie na południu Anglii, ale pojedyncze przypadki zidentyfikowano też w Szkocji i Walii.

Cytowany przez BBC prof. Loman powiedział, że tym, co uderzyło naukowców, oprócz skali geograficznego rozprzestrzeniania się wariantu wirusa, jest "sama liczba mutacji" - łącznie 17 - która złożyła się na ten wariant. Dodał, że wprawdzie nie ma jeszcze żadnych twardych dowodów dotyczących tego wariantu, ale istnieją "wystarczające poszlaki, aby sądzić, że jest to coś, co wymaga pilnego śledzenia".

Zespół Covid-19 Genomics UK Consortium podkreśla, że jak dotąd nic nie wskazuje na to, aby nowy wariant koronawirusa powodował cięższy przebieg choroby lub był odporny na szczepionki przeciw Covid-19. Potrzeba jednak tygodni, by ostatecznie to stwierdzić. Jest również możliwość, że przez ten czas nowy wariant samoistnie się wyginie tak szybko, jak się pojawił.

O nowym wariancie koronawirusa zidentyfikowanym w Wielkiej Brytanii poinformował w poniedziałek minister zdrowia Matt Hancock. Wykryto go w zeszłym tygodniu podczas rutynowych badań w hrabstwie Kent w południowo-wschodniej Anglii. Minister mówił, że najprawdopodobniej jest on podobny do wariantu odkrytego w innych krajach w ostatnich miesiącach.

Źródło: RMF/PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/europa/news-nowy-wariant-koronawirusa-w-wielkiej-brytanii-co-ustalili-na,nId,4928838

Szczepionka na COVID. Amerykanie opublikowali listę możliwych powikłań
TOMASZ MOLGA 15 XII

Powikłania po szczepionce na COVID-19 będą dodatkowo monitorowane podczas akcji masowych szczepień w USA. W dokumencie opublikowanym przez Amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków (FDA) znalazła się lista możliwych efektów niepożądanych po przyjęciu szczepionki na koronawirusa.

Według komitetu doradczego ds. szczepionek FDA potencjalne skutki uboczne podania szczepionki mogą obejmować m.in. ostre rozsiane zapalenie mózgu, zapalenie mięśnia sercowego, poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego, zapalenie opon mózgowych, udar czy odczyny alergiczne.

Na te choroby mają zwracać uwagę lekarze pacjentów po szczepieniu i raportować do bazy danych FDA. Amerykanie tworzą specjalny system monitorowania skutków działania szczepionki przeciwko koronawirusowi.

To przejaw ostrożności w stosowaniu szczepionek. Przypomnijmy, że produkt firmy Pfizer w badaniu na 43,2 tys. uczestnikach został uznany za bezpieczny. Poważniejsze powikłania zgłosiło mniej niż 1 proc. testowanych.

- Przedstawiona lista odnosi się do możliwych, ale potencjalnych powikłań po szczepieniu. Celowo wybrano bardzo poważne stany, bo nikt nie będzie się przejmował łagodnymi odczynami poszczepiennymi jak bólem ręki w miejscu szczepienia czy stanem podgorączkowym. Liczą się poważne, aczkolwiek bardzo rzadkie potencjalne działania niepożądane - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską dr hab. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Nasz rozmówca podkreśla, że z badań klinicznych wynika, iż ryzyko ciężkich powikłań po szczepieniu jest znikome.

- W rzeczywistości niezwykle trudno będzie ustalić związek na przykład udarów ze szczepieniem. Udary to jedna z głównych przyczyn wszystkich zgonów w USA, podobnie jak w Polsce. Aby dostrzec w tym jakąkolwiek prawidłowość związaną ze szczepionką, udarów musiałoby być znacznie więcej niż zwykle - dodaje.

Zwraca uwagę na ryzyko, że wielu zaszczepionych będzie miało skłonność do przypisywania każdej dolegliwości właśnie szczepionce.



Nadzór nad bezpieczeństwem szczepionek COVID-19 przez amerykańska agencję FDA. Tak wygląda lista możliwych skutków zdarzeń niepożądanych (www.fda.gov, Fot: wp.pl)

Szczepionka na COVID. Ryzyko powikłań mniejsze niż 1 proc.

Według pełnego raportu z badań klinicznych szczepionki Pfizer w USA, 64 zaszczepione osoby - czyli 0,3 proc. - zgłosiły lekarzom powiększenie węzłów chłonnych. U kilku pacjentów szczepionka wywołała ból barku, drętwienie nogi czy arytmię napadową.

W raporcie czytamy, że "alert bezpieczeństwa zostałby uruchomiony" po pojawieniu się jednego rodzaju powikłań u 11 proc. testowanych osób. Nic takiego nie miało miejsca.

Z kolei w raporcie z badań szczepionki AstraZeneca informowano o kilku przypadkach poprzecznego zapalenia rdzenia kręgowego (powoduje m.in. niedowład kończyn czy zaburzenia czucia).

Podczas testów obu firm zmarło 6 osób. Tych zgonów nie powiązano jednak ze szczepionkami. Wynikały z przyczyn naturalnych (udar i zawał) lub zdarzeń losowych: wypadek drogowy, zabójstwo, wypadek w domu.

Tak mało zgłoszeń pozwoliło na uznanie szczepionek za bardzo bezpieczne. Lecz eksperci głowią się, czy przy milionie szczepień te liczby przełożą na kilkaset, czy kilka tysięcy powikłań. Monitorowane będą też przypadki śmierci pacjentów po szczepionce.

Analizą danych o stanie zdrowia zaszczepionych w USA zajmą się m.in trzy uniwersytety medyczne, kilka klinik oraz jeden z działów firmy IBM. Jeśli eksperci zauważą, że wśród zaszczepionych wzrasta odsetek wymienionych potencjalnych powikłań, będzie to sygnał do alarmu i ewentualnej zmiany strategii szczepień.

Szczepionka na COVID-19. Monitoring także w Polsce

Jak poinformował w poniedziałek Grzegorz Cessak, prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, również w Polsce ma powstać system monitorowania zdarzeń po szczepieniu. Lekarze mają informować o niepożądanych skutkach szczepień m.in Inspekcję Sanitarną oraz Główny Inspektorat Nadzoru Farmaceutycznego. Tyle że system informatyczny pozwalający na przesyłanie tych raportów jest w trakcie budowy.

- To nie oznacza, że uznajemy szczepionki za produkt niebezpieczny, ale będą one szczególnie monitorowane - powiedział Cessak na posiedzeniu Komisji Zdrowia w Senacie. Zastrzegł jednak, że polski rząd nie posiada jeszcze oficjalnych informacji od producentów o możliwych działaniach niepożądanych szczepionek.

Kiedy ruszą szczepienia na COVID? Czekajcie na listonosza

Z przekazanych senatorom informacji wynika, że wszyscy Polacy dostaną do domów przesyłki z informacją o możliwym terminie szczepień. Podczas pierwszego szczepienia pacjent od razu zostanie zapisany na termin podania drugiej dawki. Zostaną też przygotowane ulotki o możliwych powikłaniach po szczepieniu.

Choć większość ekspertów zachęca do szczepień, twierdząc, że korzyści z ochrony przed COVID-19 przeważają nad ryzykiem ewentualnych powikłań, 47 procent ankietowanych Polaków nie chce się zaszczepić, zaś 59,3 proc. Polaków niepokoi się ewentualnymi następstwami szczepienia - jak wynika z najnowszego sondażu IBRIS dla WP.

- Ludzie dziwią się pośpiechowi we wprowadzeniu szczepień, a tymczasem mamy codziennie kilkaset zgonów z powodu COVID-19. Rozumiem te rozterki. To tak jakby pasażerowie samolotu z płonącym silnikiem zastanawiali się, czy dostępne spadochrony mają aktualny atest bezpieczeństwa i czy na pewno skok jest bezpieczny - mówi dalej dr Ernest Kuchar.

- Ja bym powiedział: bierzcie spadochron, najwyżej złamiecie sobie nogę przy lądowaniu, ponieważ to bezpieczniejsze niż dalszy lot płonącym samolotem. Natomiast rozumiem obawy ludzi, że ktoś może po prostu bać się skoczyć - dodaje ekspert.

https://wiadomosci.wp.pl/szczepionka-na-covid-amerykanie-opublikowali-liste-mozliwych-powiklan-6586209033611968a

Amantadyna. Naukowcy z Cambridge potwierdzają odkrycie Polaków
TOMASZ MOLGA 16 XII

Amantadyna i jej działanie ochronne przeciwko infekcji COVID-19 ma być sprawdzone w badaniach klinicznych w Polsce. Zapowiedział to minister zdrowia Adam Niedzielski. Tymczasem odkrycie Polaków dotyczące tego leku potwierdzili naukowcy z Cambridge i również przymierzają się do szerszych badań.


Amantadyna i jej wpływ na leczenie COVID-19 będzie sprawdzony w badaniach klinicznych. Prof. Konrad Rejdak z Lublina jest gotów je zorganizować (East News, Fot: Arkadiusz Gola)

- Bardzo ucieszyła mnie deklaracja ministra zdrowia o zleceniu badań klinicznych na temat amantadyny. Oczywiście jestem gotów podjąć się tych badań, o ile będzie taka możliwość. Mój wniosek w tej sprawie został złożony już w kwietniu w konkursie Agencji Badań Medycznych - mówi prof. Konrad Rejdak, neurolog z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie.

- Konieczne są badania tzw. II, a najlepiej III fazy z udziałem kilkuset pacjentów. Pozytywny wynik takich badań mógłby być podstawą rekomendacji do stosowania tego leku przy COVID-19. Nawet w obliczu nadchodzących szczepień poszukiwanie skutecznego leku ma sens - dodaje prof. Rejdak.

Przypomnijmy, że 15 grudnia minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował o zleceniu badań klinicznych, dotyczących zastosowania amantadyny w terapii COVID-19. Sprawą zajmuje się Agencja Badań Medycznych.

Amantadyna. Odkrycie przez przypadek

To właśnie prof. Konrad Rejdak wraz z prof. Pawłem Griebem z PAN opisali w artykule naukowym możliwe działanie ochronne amantadyny przeciwko infekcji COVID-19 u pacjentów z chorobami neurologicznymi.

Ponad 20 pacjentów prof. Rejdaka było leczonych amantadyną na chorobę Parkinsona i stwardnienie rozsiane. Lekarz zauważył, że ci schorowani pacjenci zaskakująco łagodnie, wręcz bezobjawowo przeszli zakażenie koronawirusem.

Rejdak i Grieb sugerowali, że prawdopodobnie amantadyna (zarejestrowana pierwotnie jako lek przeciwwirusowy, a następnie na chorobę Parkinsona) uchroniła tych chorych przed ciężkim przebiegiem zakażenia koronawirusem. W podjęciu badań klinicznych wiosną przeszkodziły ograniczenia budżetowe. Potrzeba było około 5 mln złotych.

Amantadyna. Naukowcy z Cambridge też chcą badań klinicznych

Artykuł dwójki polskich profesorów był pierwszą publikacją kliniczną na świecie i jest już cytowany przez innych naukowców. Ostatnio przez ekspertów uniwersytetu Cambridge. Przeanalizowali dokumentację medyczną 13 tys. seniorów leczonych na choroby Parkinsona i Alzheimera, dochodząc do podobnych wniosków.

"Żaden z pacjentów otrzymujących amantadynę w leczeniu, nie miał poważnych powikłań COVID-19. Nasza analiza jest zgodna z hipotezą, że amantadyna może działać ochronnie (...) hamując replikację wirusa. Należy przeprowadzić dalsze badania kliniczne, aby potwierdzić terapeutyczną użyteczność amantadyny w leczeniu COVID-19." - podsumowuje zespół ekspertów z Cambridge.

Część polskich ekspertów wyraża bardzo krytyczne zdanie o leku. Według profesora Roberta Flisiaka, epidemiologa i prezesa Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, "nie ma żadnych podstaw merytorycznych ani naukowych do stosowania amantadyny w zakażeniach wywołanych przez koronawirusa SARS-CoV-2".

- Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji nie wydała rekomendacji stosowania tej terapii - tłumaczył Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.

Prof. Konrad Rejdak z Lublina uważa, że pierwszą podstawą naukową do zainteresowania lekiem był jego raport kliniczny z leczenia zakażonych COVID-19 seniorów.

Sprawie amantadyny rozgłosu dodała działalność dra Włodzimierza Bodnara, pediatry i pulmonologa z Przemyśla. W październiku ogłosił on, że wyleczył z COVID-19 ponad stu swoich pacjentów oraz samego siebie. Doniesienia o amantadynie opublikował na swojej stronie internetowej, wywołując niebezpieczny szturm na apteki. Leku zaczęło brakować dla chorych na parkinsona. 30 listopada minister zdrowia wprowadził ograniczenia w jego sprzedaży.

Jak się okazuje, pod opieką dr Bodnara znalazła się również rodzina wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła. - Wiedziałem wcześniej, że ten lek zadziałał u rodziny mojej żony, zadziałał u znajomych z Przemyśla, więc ja też po niego sięgnąłem - wyjaśniał polityk w rozmowie z Wirtualną Polską.

https://wiadomosci.wp.pl/amantadyna-naukowcy-z-cambridge-potwierdzaja-odkrycie-polakow-6586888034057024a
« Ostatnia zmiana: Grudzień 18, 2020, 00:11 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #7 dnia: Grudzień 15, 2020, 23:55 »
Ekspert o wypowiedzi wiceministra Warchoła o amantadynie: Skandaliczna
Opracowanie: Nicole Makarewicz 16 grudnia (07:45)

„Podawanie leków niezgodnie z charakterystyką produktu leczniczego rodzi skutki prawne i odwleka właściwą terapię” - podkreśla szef Kliniki Chorób Zakaźnych w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Lublinie prof. dr hab. Krzysztof Tomasiewicz odnosząc się do informacji dotyczących skuteczności leczenia Covid-19 amantadyną.

Profesor wskazał, że amantadyna nie ma rekomendacji organizacji, które dopuszczają leki do stosowania w terapii. Nie ma też dowodów na to, że ten lek działa i nie stosuje się jej od dłuższego czasu. Przyznał, że od początku epidemii w terapii Covid-19 stosuje się różne leki, ale amantadyna nie była brana pod uwagę.

Mieliśmy etap, gdy rozpatrywaliśmy leki, które działają na przykład przy leczeniu wirusa HIV czy chlorochinę, bo były podstawy, chociażby teoretyczne, do stosowania tych leków. W przypadku amantadyny takich podstaw specjalnie nie było i nie ma - podkreślił profesor.

Odnosząc się do doniesień o skuteczności tego leku w terapii Covid-19, powiedział, że najpierw trzeba udowodnić to w badaniach klinicznych.

Wiceminister chwali amantadynę

Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł w niedzielę wieczorem napisał na Twitterze: "Amantadyna działa na covid! Jestem przykładem. Najpierw syn, potem żona, w końcu ja: wysoka gorączka, ogromny ból, silny kaszel, wg. lekarza tak 7 dni, a potem apogeum, więc wziąłem amantadynę - piorunujący efekt! Zadziałało!". Warchoł zapowiedział też, że będzie domagał się, by Ministerstwo Zdrowia zajęło się tym lekiem.

Zdaniem prof. Tomasiewicza "to skandaliczna wypowiedź, bo zachęca do stosowania leku niezalecanego przez specjalistów, na podstawie prywatnych obserwacji".

Rozumiem, że pan wiceminister sam sobie zaaplikował lek. Pytanie skąd wziął ten lek? Z drugiej strony, to zachęcanie do zastosowania leku, który nie znajduje się w żadnych rekomendacjach. Widocznie wiceminister tworzy jakieś rekomendacje - zaznaczył profesor.

Jak zasugerował, dyskusję na temat skuteczności leku można by rozpocząć, ale po przeprowadzeniu badań klinicznych nad lekiem.

Jeżeli ktoś uważa, że to działa, to niech zrobi randomizowane badania kliniczne i gdy otrzyma wyniki, to zaczniemy dyskusję na temat tego leku. Nie możemy podawać leku ot tak, bo ktoś twierdzi, że to działa. Równie dobrze można podać herbatę z miodem i powiedzieć, że leczy - dodał.

Rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz pytany w poniedziałek o amantadynę pokreślił, że nie ma badań klinicznych na szeroką skalę, które potwierdziłyby jego skuteczność w leczeniu Covid-19. Dodał, że resort nie może rekomendować nieprzetestowanych terapii. We wtorek minister zdrowia Adam Niedzielski mówił, że amantadyna to lek, który w swoich zaleceniach jest przewidziany do leczenia choroby Parkinsona i tylko w takim zakresie chorobowym jest dopuszczona na polskim rynku.

Prof. Tomasiewicz przypomniał, że za stosowanie leku, które jest niezgodnie z charakterystyką produktu leczniczego można ponieść skutki prawne i jest to nieakceptowalne.

Owszem czasami decydujemy się na terapię eksperymentalną, ale wcześniej musimy otrzymać zezwolenie komisji bioetycznej. Tak też czynimy od początku epidemii Covid-19. Stosujemy na przykład tocilizumab, a wcześniej remdesiwir, który dopiero od pewnego czasu jest dopuszczony w terapii Covid-19 - powiedział.

Zauważył też, że stosowanie leków, które nie pomagają faktycznie odwleka moment podania właściwych terapii.

Dyskusja o amantadynie

Amantadyna to lek stosowany w leczeniu schorzeń neurologicznych. Lek ten oficjalnie jest wykorzystywany w leczeniu choroby Parkinsona, stwardnienia rozsianego i ostrego uszkodzenia mózgu. Jednak wykazuje także działanie przeciwwirusowe i może hamować zakażanie komórek układu oddechowego.

Na początku listopada media donosiły, że niektórzy lekarze w Polsce twierdzą, że amantadyna jest pomocna w zmaganiach z Covid-19. Pulmonolog z Przemyśla dr Włodzimierz Bodnar zapewniał wówczas, że ma udokumentowanych ponad 100 przypadków wyleczeń z Covid-19 przy użyciu tego leku.

Stwierdzenie to wywołało jednak wiele kontrowersji w środowisku medycznym. Amantadyna nie została umieszczona w najnowszych, trzecich już rekomendacjach Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, dotyczących leczenia Covid-19 opublikowanych 13 października 2020 r.

Rekomendacje dotyczące leczenia Covid-19 w Polsce

Natomiast eksperci PTEiLChZ zalecili terapię różnymi lekami w zależności od stadium choroby. Wskazali na przykład, że pacjentom, którzy pozostają pod opieką lekarza podstawowej opieki zdrowotnej (I stadium), a mają objawy można zalecać leki przeciwgorączkowe.

Nie wskazane jest stosowanie glikokortykosteroidów, bo nie udowodniono ich skuteczności u pacjentów, którzy nie wymagają tlenoterapii. Jak podkreślili w swoich rekomendacjach przedwczesne ich zastosowanie może spowodować nasilenie replikacji wirusa i pogorszyć przez to rokowanie. Również z powodu zakażenia SARS-CoV-2 w I stadium niewskazane jest stosowanie antybiotyków, leków przeciwgrypowych, witaminy D, czy heparyny drobnocząsteczkowej, "o ile nie uzasadnia tego inne schorzenie".

Natomiast, jeśli pacjent wymaga leczenia szpitalnego, jedynym zarejestrowanym lekiem przeciwwirusowym jest remdesiwir. Powinien być stosowany - według rekomendacji epidemiologów i zakaźników - przez 5 dni, bo dłuższa terapia (pierwotnie zalecano 10 dni) nie przynosi dodatkowych korzyści.

U chorych leczonych remdesiwirem jednocześnie pozostających na tlenoterapii należy rozważyć włączenie małych dawek deksametazonu w celu zapobiegania "burzy cytokinowej". W ramach terapii przeciwwirusowej w tym stadium choroby można rozważyć zastosowanie osocza ozdrowieńców - zalecają eksperci.

Jeśli u pacjenta dochodzi do tzw. burzy cytokinowej (w III stadium choroby) możliwe jest zastosowanie - zgodnie z zaleceniami PTEiLChZ - "tocilizumabu będącego antagonistą receptorów IL-6" oraz lub niewielkich dawek glikokortykosteroidów.

Z kolei, gdy dochodzi już do ostrej niewydolności oddechowej (ARDS) (IV stadium) pacjenta należy skierować do oddziału intensywnej terapii ze względu na wysokie prawdopodobieństwo konieczności zastosowania wentylacji mechanicznej.

"W tym stadium choroby celowe jest nierzadko stosowanie relatywnie wysokich dawek glikokortykosteroidów i zwykle empirycznej antybiotykoterapii o szerokim spektrum działania obejmującej prawdopodobne czynniki mikrobiologiczne odpowiedzialne za zakażenia w konkretnym oddziale intensywnej terapii" - wskazali eksperci PTEiLChZ
[/size]
Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/polska/news-ekspert-o-wypowiedzi-wiceministra-warchola-o-amantadynie-ska,nId,4930269

Zespół ds. Covid-19 przy PAN: Szczepienie się jedyną racjonalną decyzją
Magdalena Partyła 16 grudnia (10:32)

"Szczepienie jest jedynym racjonalnym wyborem, dzięki któremu będziemy mogli szybciej wyjść z pandemii, ochronić życie i zdrowie milionów osób oraz ograniczyć kryzys ekonomiczny i społeczny" - pisze w swoim stanowisku zespół ds. Covid-19 przy Prezesie Polskiej Akademii Nauk.

"Jesteśmy coraz bliżej przełomu. Spora część naszego społeczeństwa ma jednak obawy przed zaszczepieniem się" - przyznają eksperci. Dlatego, jak podkreślają, w swoim stanowisku omawiają ryzyka i wyjaśniają dlaczego szczepienie jest jedynym racjonalnym wyborem.

"Opublikowana niedawno informacja o opracowaniu szczepionek przeciw Covid-19 wywołała całą gamę różnych emocji - od radości i nadziei na szybkie zakończenie związanych z pandemią ograniczeń, po strach podsycany informacjami o rzekomo groźnych dla zdrowia i rzekomo powszechnych skutkach szczepień. Nasze stanowisko kierujemy więc przede wszystkim do wahających się osób, które chciałyby się dowiedzieć, co nauka mówi o szczepieniach i szczepionkach przeciw Covid-19" - tłumaczą eksperci.

"Współczesne szczepionki są skuteczne i bezpieczne"

Jak czytamy w stanowisku, "szczepionki są bez wątpienia jednym z najważniejszych osiągnięć współczesnej medycyny, a szczepienia są najbardziej efektywnymi działaniami profilaktycznymi, które chronią nas przed wieloma groźnymi chorobami zakaźnymi".

Jak podkreślają naukowcy, współczesne szczepionki są skuteczne i bezpieczne, a rzadko występujące powikłania poszczepienne są dobrze zbadane i łatwo można je leczyć. "Ryzyko wystąpienia zagrażającej życiu reakcji poszczepiennej (anafilaktycznej), wynosi ok. 1,3 na 1.000.000 podań. (...) Inne reakcje poszczepienne (odczyny) klasyfikowane jako ciężkie występują sporadycznie (w Polsce rzadziej niż 1/40 000), a łagodne odczyny poszczepienne (w Polsce rzadziej niż 1/100) ustępują zwykle samoistnie. Zgony po szczepieniach w praktyce nie występują. Jak wynika z dostępnych dotąd danych, podobnego profilu bezpieczeństwa spodziewamy się również po szczepionce przeciwko Covid-19" - piszą eksperci.

Zespół zauważa, że dbałość o bezpieczeństwo jest filarem samego procesu tworzenia szczepionek. "Kwestie bezpieczeństwa są (...) kluczowe także dla koncernów farmaceutycznych, dla których konieczność wycofania z rynku kosztownego produktu z powodu poważnych działań niepożądanych wiązałaby się ze znacznymi stratami i utratą reputacji" - piszą eksperci PAN.

"Każdy będzie znał osobę, która zmarła z powodu Covid-19"

"Warto pamiętać, że brak szczepień oznacza, że przynajmniej 75 proc. społeczeństwa się zarazi i większość z tych osób zachoruje. Będzie to związane z setkami tysięcy zgonów, oraz realnymi skutkami ubocznymi zachorowania, które u części z zakażonych zostawiają trwały ślad. To abstrakcyjne liczby. A jednak oznaczają coś bardzo konkretnego, a mianowicie, że Covid-19 dotknie niemal każdą rodzinę. Każdy będzie znał osobę, która zmarła z powodu Covid-19. Każdy odczuje skutki kryzysu" - podkreślają w swoich stanowisku naukowcy.

"Bilans korzyści osobistych i społecznych jednoznacznie przemawia za szczepieniem. Niewielkie indywidualne ryzyko szczepienia dotyczy przede wszystkim braku 100 proc. gwarancji wytworzenia odporności. Ale jeśli wszyscy wokół są zaszczepieni, to ryzyko zakażenia się nawet dla osoby, która nie wytworzy odporności lub ma przeciwwskazania do szczepienia, również jest znikome" - czytamy.

Naukowcy podkreślają, że zaszczepienie się przeciw Covid-19 pozwoli na uniknięcie zachorowania na tę chorobę, bądź na łagodniejsze jej przejście. Jest to istotne, bowiem osoby przechodzące Covid-19 łagodniej w mniejszym stopniu zakażają innych. "Współgra to z innym celem szczepień, którym jest osiągnięcie odporności zbiorowej i wygaszenie epidemii. Przy założeniu, że osoba zaszczepiona nie choruje i nie zaraża, aby wygasić epidemię wystarczy zaszczepić 60 proc.-70 proc. społeczeństwa" - zauważa zespół.

Tak więc szczepionki sprawią, że:

- osoby zaszczepione w ogromnej większości przypadków nie zachorują na Covid-19,

- osoby zaszczepione nawet jeśli się zakażą, to przejdą chorobę łagodnie,

- osoby zaszczepione nie będą zakażały innych w ogóle lub w rzadkich przypadkach zachorowań będą zakażały w mniejszym stopniu,

- jeśli zaszczepimy się powszechnie, epidemia wygaśnie.

Czekamy na opinię EMA

Zespół naukowców podkreśla, że nie ma jeszcze opinii Europejskiej Agencji Leków (EMA) co do skuteczności i bezpieczeństwa opracowanych szczepionek przeciwko Covid-19. "Wstępne wyniki wskazują, że skuteczność tych szczepionek jest wyższa niż 90 proc., a więc jest znacznie wyższa niż np. w przypadku szczepionek przeciw grypie. Nie wiemy jeszcze, jak długo utrzyma się silna odpowiedź odpornościowa i czy dwie dawki szczepionki wystarczą na następny rok czy kilka lat" - zauważa zespół.

Jak zauważają eksperci, pomimo tych niewiadomych, nie ma wątpliwości, że jeżeli tylko szczepionka przeciw Covid-19 zostanie dopuszczona na rynek, to korzyści wynikające z jej przyjęcia przewyższają ryzyko z nią związane.

Zespół ekspertów PAN podkreśla też, że tak jak w przypadku innych szczepionek, przed zaszczepieniem każda osoba przejdzie wykonaną przez specjalistę ocenę wstępną. "Standardowym i trwałym przeciwwskazaniem przeciw szczepieniu jest ciężka reakcja alergiczna na składniki szczepionki. Informacje o składzie i dokładnych przeciwwskazaniach muszą podać wszyscy producenci szczepionek. Oczywiście ciężka choroba spowoduje odroczenie szczepienia, jednak już np. łagodne przeziębienie lub bezobjawowy Covid-19 nie będzie przeciwwskazaniem. Gdzie jest ta granica? To właśnie ustali specjalista podczas badania wstępnego" - czytamy w stanowisku. 

Według ekspertów szczepić powinny się także osoby, które chorowały już na Covid-19 "choć niekoniecznie w pierwszej kolejności, ale w miarę dostępności szczepionek". Jak podkreślają specjaliści, na razie nie wiadomo, jak długo po chorobie odporność będzie się utrzymywać. "W przypadku innych koronawirusów, u części osób mechanizmy obronne już po kilku miesiącach słabną na tyle, że możliwa jest ponowna infekcja (reinfekcja), a większość z osób traci ochronę po roku lub dwóch. Zaszczepienie prawdopodobnie przedłuży znacząco ten okres i szczególnie w przypadku osób z grupy ryzyka drastycznie zmniejszy ewentualność ciężkiej, śmiertelnej choroby przy reinfekcji" - zauważają eksperci.

Jak dodają, w najbliższym terminie szczepionka nie zostanie podana kobietom w ciąży i dzieciom. "Nie oznacza to, że szczepionka jest dla nich groźna, ale że nie została ona jeszcze przebadana w tych grupach w ramach badania klinicznego. Dopóki nie będziemy mieli 100 proc. pewności bezpieczeństwa, szczepienie tych grup nie będzie zalecane" - piszą eksperci.

Całe stanowisko zespołu przeczytasz >>>TUTAJ<<<. https://informacje.pan.pl/index.php/informacje/materialy-dla-prasy/3210-stanowisko-7-zespolu-ds-covid-19-przy-prezesie-pan-szczepienie-jest-jedynym-racjonalnym-wyborem-dzieki-ktoremu-bedziemy-mogli-szybciej-wyjsc-z-pandemii

Zespół podkreśla też, że liczenie na to, że "ja się co prawda nie zaszczepię, ale skoro inni to zrobią, to będę bezpieczny" może być zawodne. "A co jeśli i inni też będą chcieli 'jechać na gapę'? Wtedy epidemii nie zwalczymy. Jedyną racjonalną decyzją jest - szczepić się, szczepionką dopuszczoną do obrotu przez EMA. O to apelujemy" - kończą swoją stanowisko naukowcy.

Interdyscyplinarny zespół doradczy ds. Covid-19 powołano w PAN 30 czerwca 2020 roku. Przewodniczącym grupy jest prezes Akademii prof. Jerzy Duszyński, a jego zastępcą - prof. Krzysztof Pyrć (Uniwersytet Jagielloński).

https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/polska/news-zespol-ds-covid-19-przy-pan-szczepienie-sie-jedyna-racjonaln,nId,4930360

Misja WHO pojedzie do Chin zbadać genezę koronawirusa
Opracowanie: Joanna Potocka 16 grudnia (20:03)

Międzynarodowa misja pod egidą Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) uda się na początku stycznia do Chin, by zbadać genezę koronawirusa - podał Reuters, powołując się na dyplomatów. Ministrowie zdrowia państw WHO wzywali w maju do wyjaśnienia źródeł zakażenia.

Chiny poinformowały WHO o pierwszych przypadkach zapalenia płuc w Wuhanie, którego przyczyn nie udało się ustalić, 31 grudnia ubiegłego roku, a następnie zamknęły targ w tym mieście, który - jak sądzono - był epicentrum zakażeń.

Stany Zjednoczone, które oskarżyły Pekin o ukrywanie skali zakażeń nowym wirusem. Zażądały przeprowadzenia pod auspicjami WHO transparentnego śledztwa w tej sprawie. 

Ministrowie zdrowia wielu krajów zaapelowali do WHO o wykrycie źródła wirusa oraz ustalenie, w jaki sposób przekroczył on barierę gatunkową i zaatakował ludzi.

Teraz grupa, która będzie liczyła od 12 do 15 ekspertów z różnych krajów, szykuje się do wyjazdu do Wuhanu, gdzie chińscy naukowcy przygotowali do przebadania próbki pobrane zarówno od ludzi, jak i zwierząt.

Thea Fischer, Dunka należąca do zespołu ekspertów, powiedziała agencji Reutera, że misja rozpocznie się "tuż po Nowym Roku" i potrwa sześć tygodni, z czego dwa tygodnie naukowcy spędzą na kwarantannie.

Główny ekspert WHO ds. chorób zwierząt Peter Ben Embarek powiedział w listopadzie, że członkowie misji będą przeprowadzać wywiady z osobami, które pracowały na targu w Wuhanie, aby ustalić, w jaki sposób zakaziły się koronawirusem. "Nie ma żadnych faktów wskazujących na to, że (wirus) mógł być stworzony przez człowieka" - podkreślił.

Chińskie media państwowe starały się propagować informację, że koronawirus powstał za granicą i został jedynie wykryty w Wuhanie. Dowodem na taką tezę miała być obecność koronawirusa w zamrożonej, importowanej żywności.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/komentarze-ekspertow/news-misja-who-pojedzie-do-chin-zbadac-geneze-koronawirusa,nId,4930925

Koronawirus w Polsce. Jak długo będzie chronić nas szczepionka przeciwko COVID-19? Prof. Horban odpowiada (WIDEO)
Katarzyna Domagała,  2 tygodnie temu

W programie "Newsroom" profesor Andrzej Horban, specjalista chorób zakaźnych i główny doradca premiera ds. walki z pandemią COVID-19 tłumaczył, w jaki sposób działa szczepionka przeciwko koronawirusowi SARS-CoV-2 i na jak długo może nas chronić.

Szczepionka na COVID-19 jest już dostępna w Wielkiej Brytanii. W Polsce premier i minister zdrowia zapowiadają, że pierwsze szczepienia będą miały miejsce już w styczniu. Wciąż jednak nie wiadomo, jak długo preparat może chronić nasz organizm oraz czy nie będziemy musieli szczepić się, np. co roku, jak w przypadku grypy. Do tych zagadnień odniósł się prof. Andrzej Horban.

- Czy to będzie utrzymywało się przez kilkanaście czy kilkadziesiąt miesięcy, tego nie wiemy. Z reguły otrzymuje się wystarczający czas, aby wyhamować epidemię. Do jesieni to na pewno wystarczy – powiedział ekspert.

Specjalista wyjaśnił również, w jaki sposób szczepionka na COVID-19 będzie aplikowana i jak będzie działać na nasz organizm. Dodał też, że koronawirus SARS-CoV-2 raczej nie zniknie z naszego życia, nawet jeśli szczepienia przebiegną z powodzeniem.
https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-w-polsce-jak-dlugo-bedzie-chronic-nas-szczepionka-przeciwko-covid-19-prof-horban-odpowiada-wideo
« Ostatnia zmiana: Grudzień 18, 2020, 00:13 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #8 dnia: Grudzień 16, 2020, 23:56 »
Kolejny przypadek silnej alergii na szczepionkę Pfizera
Magda Ważna  data publikacji: 17.12.2020, 16:17

Szczepionka na COVID-19 firmy Pfizer/BioNTech została warunkowo dopuszczona do użytku w Stanach Zjednoczonych. Jeden z zaszczepionych preparatem medyków zareagował na szczepionkę silną reakcją alergiczną. Jego stan jest stabilny.

Niepożądana reakcja na szczepionkę przeciw COVID-19

Jak podaje agencja Reutera u jednego z pracowników medycznych z Alaski, który został zaszczepiony przeciw COVID-19 wystąpiła poważna reakcja alergiczna. Była ona podobna do tej, która wystąpiła u dwóch pielęgniarek z Wielkiej Brytanii.

Według MHRA (The Medicines and Healthcare products Regulatory Agency), brytyjskiego urzędu regulacji medycznych każda osoba, która miała historię anafilaksji lub ciężkich reakcji alergicznych na leki lub żywność, nie powinna szczepić się na COVID-19 szczepionką Pfiizer/BioNTech.

Inne zdanie ma na ten temat FDA, czyli amerykańsku urząd regulacji medycznych. Eksperci z tej agencji uważają, że szczepionka powinna być bezpieczna dla większości osób z alergiami. Tylko osoby, które wcześniej miały poważne reakcje alergiczne na szczepionki lub składniki tej konkretnej szczepionki, nie mogą zostać zaszczepione.

Kolejna ostra reakcja na szczepionkę na COVID-19

Pacjent z Alaski, który po szczepieniu dostał ostrej reakcji uczuleniowej, nie miał historii chorób alergicznych – taką informację przekazała mediom Lindy Jones, dyrektorka oddziału ratunkowego w stolicy Juneau, gdzie mężczyzna był leczony. Po wystąpieniu niepożądanej reakcji medyk otrzymał epinefrynę i reakcja ustąpiła. W środę pacjent przebywał jeszcze w szpitalu, gdzie był monitorowany.

Przedstawiciele Pfizera podkreślali, że w opisie szczepionki jest wyraźne ostrzeżenie, że w czasie podawania preparatu osobie szczepionej należy zapewnić dostęp do leczenia i nadzoru medycznego, w przypadku gdyby doszło do reakcji anafilaktycznej po szczepieniu.

Były główny naukowiec FDA Jesse Goodman uznał reakcję alergiczną powstałą w momencie sczepienia za niepokojącą, ale przyznał, że trzeba zdobyć więcej informacji, aby lepiej rozumieć ryzyko.

- Musimy wiedzieć, jaki jest wspólny mianownik? Czy taka reakcja będzie częściej obserwowana niż w przypadku innych szczepionek? Będziemy musieli dowiedzieć się tych rzeczy, aby określić, czy należy zmienić zalecenia dotyczące użytkowania szczepionki - powiedział.

W Stanach Zjednoczonych program szczepień przeciw COVID-19 rozpoczął się w poniedziałek. Pierwsze dawki są rozdysponowywane wśród pracowników ochrony zdrowia i rezydentów domu opieki.

https://www.medonet.pl/koronawirus/szczepionka-na-covid-19,kolejny-przypadek-silnej-alergii-na-szczepionke-pfizera,artykul,91808956.html

Koronawirus. Naukowcy dowiedli, że ultrafioletowe światło LED niszczy wirusa
BOLESŁAW BRECZKO 15-12-2020 (12:57)

Naukowcy z Uniwersytetu w Tel Avivie dowiedli, że koronawirus może być zniszczony przy wykorzystaniu tanich i szybko działających diod LED emitujących światło ultrafioletowe.

Ultrafiolet to światło niewidzialne dla człowieka o długości fali od 10 nanometrów do 400 nanometrów. Promieniowanie ultrafioletowe, a zwłaszcza zakres UV-C (od 100 do 280 nm), jest znane ze swoich właściwości bakteriobójczych i jest wykorzystywane do odkażania materiałów.

Badania z początku pandemii pokazały, że światło UV skutecznie niszczy koronawirusa SARS-Cov-2. Minusem tego rozwiązania były jednak lampy UV, które zawierają rtęć i mogą produkować ozon, oba pierwiastki mogą być szkodliwe dla zdrowia człowieka.

Dlatego naukowcy z Tel-Avivu przetestowali światło ultrafioletowe produkowane przez tańsze i bezpieczniejsze, bo niezawierające rtęci diody LED. Ich badania dowiodły, że światło UV diod LED o długości fali 285 nanometrów niszczy koronawirusa w ciągu pół minuty ze skutecznością 99,9 proc.

Naukowcy proponują zastosowanie świateł UV z diod LED w systemach filtrowania powietrza oraz zbiornikach wody.

Minusem stosowania światła UV do odkażania powierzchni jest jego szkodliwość dla człowieka. Z trzech zakresów światła ultrafioletowego: UV-A, UV-B i UV-C to właśnie to ostatniej jest najbardziej zabójcze dla organizmów żywych. Podczas naświetlania skóry światłem UV-C dochodzi do mutacji komórek, co może powodować nowotwory. Dlatego system dezynfekujące muszą być zaprojektowane z myślą o bezpieczeństwie ludzi.

https://tech.wp.pl/koronawirus-naukowcy-dowiedli-ze-ultrafioletowe-swiatlo-led-niszczy-wirusa-6586504606927648a

Amerykańscy naukowcy: bezdotykowe termometry nie pomagają w walce z koronawirusem. W Europie mówiono o tym wcześniej
ADAM BEDNAREK  18 XII



Chociaż stały się częścią naszego krajobrazu - np. latem niektóre wydarzenia wymagały mierzenia temperatury przed wejściem - ich skuteczność jest niska. Przynajmniej tak twierdzą amerykańscy naukowcy.

Bezdotykowe termometry stały się "hitem" w trakcie pierwszej fali pandemii. Efekt? Większość tego typu produktów kosztowała ponad 300 zł. Patrząc na oferty sprzed kilku miesięcy, okazało się, że wiosną za taki sam produkt musieliśmy zapłacić nawet cztery razy więcej, niż kiedyś.

Sprzęt wydawał się przydatny, bo na odległość pozwalał sprawdzać, czy ktoś ma gorączkę. Z badania, którego wyniki zostały opublikowane we wrześniu, wynikało np., że 74 proc. Polaków chce, aby nauczyciele w szkołach mieli mierzoną temperaturę ciała.

Tylko czy kontrola za pomocą bezdotykowego termometru jest skuteczna?

Zdaniem amerykańskich naukowców — nie do końca. Badacze z amerykańskiego Johns Hopkins University School of Medicine zauważają, że termometry podają nieprecyzyjne wyniki.

Widać to w statystykach. Zaledwie 0,001 proc. z przeszło 760 tys. pasażerów, którym zmierzono temperaturę na lotnisku, miało stwierdzonego potem wirusa.

Co więcej, tylko 17 proc. osób (z ponad 250) z objawami faktycznie miało podwyższoną temperaturę.

Faktycznie najczęściej choroba zaczyna się od gorączki - a zaraz po niej pojawia się suchy kaszel — ale wielu pacjentów z COVID-19 w ogóle nie ma gorączki. Jeśli dodamy do tego fakt, że termometr może wskazać błędne dane, to nawet "na logikę" mierzenie temperatury wydaje się być nieskuteczne.

Analiza amerykańskich naukowców tylko to potwierdza.

W Europie już wcześniej zwracano uwagę na to, w jaki sposób temperatura ciała może "oszukać" kontrolujących.

Przede wszystkim przy zakażeniach wirusowych, i dotyczy to także koronawirusa, niekoniecznie występuje gorączka. Nosiciel koronawirusa może zatem przybyć do kraju zupełnie bez objawów

Kamera termowizyjna w sklepach sposobem na koronawirusa. Wykryje osoby z gorączką

Już wkrótce nasza temperatura może być mierzona w większych sklepach i galeriach, a gorączka oznaczać będzie zakaz wstępu do środka. Taki plan ma…

Właśnie z tego powodu z pomysłu zrezygnowano w Finlandii, a stosowanie kamer termowizyjnych nazwano działaniem "pokazowym i nieskutecznym".

https://gadzetomania.pl/62102,amerykanscy-naukowcy-bezdotykowe-termometry-nie-pomagaja-w-walce-z-koronawirusem-w-europie-mowiono-o-tym-wczesniej

Powikłania po COVID-19. Utrata węchu i smaku. Eksperci potwierdzili, że zmiany są odwracalne
Katarzyna Grzęda-Łozicka 17 XII

Utrata węchu i smaku to najbardziej charakterystyczne z objawów COVID-19. U wielu osób prawidłowe funkcjonowanie tych zmysłów jest zaburzone nawet przez wiele miesięcy. Najnowsze badania dowodzą jednoznacznie, że utrata węchu i smaku jest jednak czasowa i odwracalna. U zdecydowanej większości chorych prawidłowe odczuwanie bodźców wraca maksymalnie po pół roku od przejścia zakażenia.

1. Utrata węchu i smaku - skala zjawiska trudna do ustalenia

Jak dużo osób zakażonych traci węch i smak? Skala zjawiska jest trudna do ustalenia. To objawy, które pojawiają się w opisach przebiegu zakażenia koronawirusem u bardzo wielu chorych.

Badanie przeprowadzone przez Global Consortium for Chemosensory Research (GCCR) wykazało aż 89 proc. chorych traci węch, a 76 proc. smak. W badaniu wzięło udział 4039 osób, które przeszły COVID-19, ankietowani pochodzili z 41 państw. Z kolei w innym raporcie, w którym analizowano dolegliwości zgłaszane przez 2 mln zakażonych z Europy i Stanów Zjednoczonych, utratę węchu lub smaku łącznie zgłosiło 65 proc. badanych.

- Jeśli chodzi o skalę, gdy przejrzymy publikacje naukowe, to jest mowa o tym, że utrata węchu lub smaku dotyczy od 20 do 85 proc. zakażonych wirusem SARS-CoV-2, więc rozrzut jest bardzo duży. Doniesienia mówią, że ten problem częściej dotyczy młodych kobiet. W ich przypadku zaburzenia są krótkotrwałe, trwają od dwóch do trzech tygodni, ale powrót do pełni zmysłów sprzed choroby trwa czasami 2-3 miesiące. Coraz częściej słychać głosy, że zaburzenia węchu i smaku występują również u dzieci, ale w tym przypadku bardzo trudno to zbadać, bo one najczęściej tego nie zgłaszają - mówi prof. dr hab. Piotr Henryk Skarżyński, otorynolaryngolog, audiolog i foniatra, dyrektor ds. nauki i rozwoju w Instytucie Narządów Zmysłów, z-ca kierownika Zakładu Teleaudiologii i Badań Przesiewowych w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu.



Prof. Piotr Skarżyński (arch. prywatne)

Wiele wskazuje na to, że utrata węchu i smaku może występować częściej wśród zakażonych koronawirusem w Polsce.

- Na wystąpienie zaburzeń węchu i smaku są bardziej narażone osoby, które mają jakiekolwiek problemy z zatokami, a jesteśmy w takim umiejscowieniu geograficznym, że problemy z zatokami mogą dotyczyć nawet 30 proc. społeczeństwa. W związku z tym osoby w naszym kraju statystycznie będą miały częściej zaburzenia węchu lub smaku w przebiegu COVID-19 niż mieszkańcy rejonu śródziemnomorskiego albo okolic równika - przyznaje prof. Skarżyński.

2. Utrata węchu i smaku podczas COVID-19 - kiedy wracają zmysły?

Problemy z rozpoznawaniem zapachów i smaków utrzymują się zazwyczaj dość krótko. U większości chorych mijają po kilku-kilkunastu dniach. Badanie opublikowane w czasopiśmie "JAMA Otolaryngology" wykazało, że u ok. 10 proc. pacjentów objawy utrzymują lub nawet nasilają powyżej kilku miesięcy.

Prof. Piotr Skarżyński przyznaje, że we wrześniu i październiku w Instytucie odnotowali wyraźny wzrost liczby pacjentów, którzy wyzdrowieli, ale nie odzyskiwali w pełni węchu i smaku.

- Istnieje wiele doniesień naukowych, które mówią, że węch i smak wracają stopniowo. Bardzo często chorzy nie wyczuwają tylko określonych smaków czy zapachów. Są osoby, które raportują, że pełny smak i węch odzyskują nawet po pół roku i to wcale nie jest rzadkość. W takich przypadkach najbardziej istotne jest ustalenie, czy nie ma dodatkowych przyczyn tych zaburzeń, czyli np. przewlekłego zapalenia zatok przynosowych, kataru czy innych zmian, które mogą spowodować gorszy węch czy smak - tłumaczy otolaryngolog.

Pojawiły się jednak obawy, że w przypadku bardzo intensywnego przebiegu COVID-19 utrata powonienia może być nieodwracalna.

- Jest to związane z tym, że kiedy dochodzi do uszkodzenia neuronu w układzie węchowym, nie na zasadzie blokady czy obrzęku. To ze względu na specyficzną budowę tego neuronu nie ma możliwości jego regeneracji. Jest to inny typ neuronów, które mogą ulec degeneracji na zawsze. Istniała rzeczywiście spora obawa wśród specjalistów, że ten węch będzie nieodwracalnie uszkodzony, również jako powikłanie po koronawirusie. Teraz wiemy na pewno, że tak nie jest. Ten powrót może być długi, ale według obecnej wiedzy nie jest on nieodwracalny - podkreśla ekspert.

3. Trening zmysłów - czy pomoże przy COVID-19?

Cześć osób opisuje, że w odzyskaniu zmysłu pomogło im wąchanie intensywnych zapachów perfum, cytryny, kawy, a nawet pasty do zębów. Chrissi Kelly, założycielka organizacji AbScent, która pomaga osobom po COVID-19 w Wielkiej Brytanii zachęca do treningu zmysłów, który ma pomóc w stymulowaniu nerwów węchowych. Proponowana przez nią metoda zakłada naprzemienne wąchanie przez 20 sek., dwa razy dziennie czterech olejków eterycznych: różanego, cytrynowego, goździkowego i eukaliptusowego.

- Jeśli chodzi o smak, to zgłaszają się do naszego Instytutu osoby, które przeprowadzają nawet na własną rękę testy smaku. Wyszukują smaków, które będą mocniej stymulowały ich odczucia. Przyszedł do mnie kiedyś pacjent, który mówił, że specjalnie wypił szklankę octu i nic nie poczuł - opowiada prof. Piotr Skarżyński.

- Istnieją takie terapie, które mają za zadanie trening progowy: podajemy zwiększone natężenie jakiegoś smaku. Mamy 10-stopniową skalę natężenia danego smaku i dana osoba ma podawaną cytrynę, a my oceniamy reakcje. Prowadzimy w tej chwili takie badania u pacjentów po COVID-19. Po pierwsze musimy ustalić poziom wyjściowy - jaką intensywność bodźca musimy podać, żeby pacjent w ogóle poczuł ten bodziec progowy. Są też takie treningi, że podajemy pacjentom naprzemiennie bodziec bardziej i mniej intensywny. Nikt tego nie robi na szeroką skalę, ponieważ nie ma pewnych standardów, jeśli chodzi o takie postępowanie. Podobnie jest, jeśli chodzi o węch. Trening węchu można przeprowadzać, zwiększając natężenie zapachów przedstawianych pacjentom - dodaje otolaryngolog.

Lekarz przyznaje, że na razie nie ma dowodów na skuteczność tej metody w przypadku COVID-19, ale trwają badania, jak pomóc pacjentom, którzy od wielu miesięcy nie odzyskali węchu lub smaku.

- Badania prowadzone przez największe ośrodki w Europie w Dreźnie i w Genewie, które prowadziły trening osób, które utraciły węch po zatruciu, wykazały, że te terapie nie są szczególnie efektywne. Tylko to był inny mechanizm zaburzeń zmysłów niż przy koronawirusie. Natomiast liczmy, że w tym przypadku te efekty mogą być lepsze. Jednak dopiero tworzą się standardy postępowania u tych pacjentów. Na razie zalecenia mówią, że terapię powinno się rozpocząć, jeżeli zmysły nie wrócą w ciągu pół roku - zaznacza prof. Skarżyński.

Lekarz uważa, że pierwsze badania należałoby wykonać wcześniej, żeby wykluczyć inne przyczyny tych dolegliwości. Jego zdaniem, pacjenci powinni zgłosić się do specjalisty, jeżeli po trzech miesiącach od ustąpienia innych objawów COVID-19 nie wróci smak lub węch.

https://portal.abczdrowie.pl/powiklania-po-covid-19-utrata-wechu-i-smaku-eksperci-potwierdzili-ze-zmiany-sa-odwracalne

https://portal.abczdrowie.pl/europejczycy-chorujacy-na-covid-19-czesciej-traca-wech-niz-azjaci-przyczyna-moga-byc-uwarunkowania-genetyczne

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-pokazal-dobitnie-jak-w-praktyce-wyglada-jeden-z-najdziwniejszych-objawow-covid-19

https://portal.abczdrowie.pl/problemy-z-powonieniem-moga-byc-nietypowym-objawem-koronawirusa

Badanie: Polki zdecydowanie bardziej sceptyczne wobec szczepień niż Polacy
18 grudnia (12:34)

Tylko 17 proc. Polaków zamierza się zaszczepić przeciw Covid-19 tak szybko, jak to będzie możliwe, a 23 proc. dopiero po jakimś czasie. Z kolei 38 proc. badanych nie zamierza szczepić się w ogóle – wynika z badania Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM) i ARC Rynek i Opinia.

W piątek rzecznik WUM Marta Wojtach udostępniła PAP opracowanie na temat wyników badań o podejściu Polaków do szczepień przeciwko COVID-19.

Z dokumentu wynika, że 17 proc. ankietowanych Polaków zamierza się zaszczepić przeciw Covid-19 tak szybko, jak to będzie możliwe, a 23 proc. dopiero po jakimś czasie. Z kolei 38 proc. badanych nie zamierza szczepić się w ogóle.

W raporcie zwrócono uwagę, że dużo bardziej sceptyczne wobec szczepień przeciwko Covid-19 są kobiety. Tylko 11 proc. z nich (24 proc. mężczyzn) chce się zaszczepić tak szybko, jak to będzie możliwe, a 45 proc. kobiet nie zamierza się szczepić w ogóle (w przypadku mężczyzn jest to 32 proc.).

Największymi zwolennikami szybkich szczepień wśród grup wiekowych są osoby z grupy 45-65 lat (22 proc.). Z kolei najbardziej niechętni szczepieniom są respondenci w wieku 18-24 lata (45 proc.) z nich nie zamierza się szczepić.

Ankietowanych pytano również o to, co przekonałoby ich do wykonania szczepienia. Okazało się, że co trzecia osoba deklaruje, że nic. Nieco mniej - 30 proc. twierdzi, że takim czynnikiem mogłaby być pewność, że szczepionka chroni całkowicie przed zachorowaniem. Dużo mniej istotna była dla ankietowanych możliwość spotykania się ze znajomymi czy chodzenia bez maseczki. Najmniej ważne są czynniki związane z wyjazdami za granicę.

"Niesolidarne i skrajnie nieodpowiedzialne"

Cytowany w opracowaniu dr hab. med. Wojciech Feleszko zwraca uwagę, że z badania wynika, że nie rośnie odsetek osób, które są gotowe się zaszczepić.

Wyniki są porównywalne do tych, które prezentowaliśmy w czerwcu, mimo że sytuacja zupełnie nie jest porównywalna. Pół roku temu Polacy mogli być sceptyczni, pandemia nie zbierała takiego żniwa jak teraz, można było mieć wrażenie, że temat ucicha, przynajmniej w odczuciu społeczeństwa. Sześć miesięcy później, kiedy pandemia jest w pełnym rozkwicie, niemal każdy z nas zna kogoś, kto był chory lub kto stracił kogoś z rodziny czy przyjaciół, Polacy nadal są zdystansowani. To zadziwiające - podkreślił Feleszko.

Zwrócił też uwagę na duży sceptycyzm kobiet. Przypuszcza, że może on wynikać z pojawiających się kłamliwych informacji, że szczepionka ma powodować bezpłodność.

Feleszkę najbardziej zaskoczyła deklaracja wielu badanych, że nic nie przekonałoby ich do wykonania szczepienia.

Jest to niczym nieuzasadnione poczucie bezkarności. Wszyscy myślą, że ich ten problem nie dotyczy. Nic bardziej błędnego! Pamiętajmy, że w każdej grupie wiekowej COVID-19 powoduje poważne powikłania, również u dzieci - zauważył.

W jego ocenie unikanie szczepień przez osoby, które nie mają przeciwwskazań z powodu widzimisię "nie szczepię się, bo nie" jest "zwyczajnie niesolidarne i skrajnie nieodpowiedzialne".

Skąd taki sceptycyzm młodych?

Z kolei dr Adam Czarnecki zwrócił uwagę na to, że niepokojącym zjawiskiem jest brak zainteresowania szczepienia w młodszej grupie.

Wprawdzie w ich przypadku ryzyko zachorowania czy ciężkiego przechorowania jest niższe, ale to one mogą zarażać inne, starsze osoby. Należy przy tym pamiętać, że część osób z grupy najstarszej nie będzie mogła być zaszczepiona ze względu na przykład na różne zachorowania - dodał.

Badanie WUM i ARC Rynek i Opinia zrealizowano 9-16 grudnia 2020 r. metodą CAWI - ankiety online zrealizowane na epanel.pl wśród 1001 osób. Była to próba reprezentatywna pod względem płci, wieku, wielkości miejscowości zamieszkania, wykształcenia i regionu, w wieku 18-65 lat.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/polska/news-badanie-polki-zdecydowanie-bardziej-sceptyczne-wobec-szczepi,nId,4935072
« Ostatnia zmiana: Grudzień 20, 2020, 01:06 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #9 dnia: Grudzień 16, 2020, 23:56 »
Belgia przeprowadziła symulację dostaw szczepionek przeciw Covid-19
Katarzyna Szymańska-Borginon 18 grudnia (14:15)

Belgia przeprowadziła symulację dostaw szczepionek przeciw Covid-19. Ampułki wypełnione wodą pokonały trasę od fabryki produkującej szczepionki firmy Pfizer-BioNTech aż do szpitali i dalej do domów opieki, gdzie szczepieni będą seniorzy. Za tydzień taką tę samą trasę pokonają prawdziwe szczepionki. Po co ta symulacja i co wykazała?

Belgowie przeprowadzili symulację dostaw szczepionek przeciw Covid-19 ponieważ chcą wyłapać ewentualne błędy w dostawach czy procedurach. Wszystko po to, aby podczas prawdziwych szczepień żadna ampułka nie uległa zniszczeniu.

Fikcyjne szczepionki, czyli ampułki zawierające wodę, zostały zatem wysłane z fabryki, w Puurs pod Antwerpią, która produkuje prawdziwe szczepionki np. do kliniki uniwersyteckiej Saint-Luc w Brukseli.

Inspektorzy z Federalnej Agencji Leków przez cały czas trwania eksperymentu analizowali proces transportu, przechowywania i dystrybucji. Szczepionki były przewożone do szpitala w suchym lodzie w temperaturze około -40 stopni C, a następnie przechowywane w specjalnej zamrażarce w temperaturze -75 stopni C. 

Ampułki były później przenoszone do innej chłodni, w której temperatura wynosiła od dwóch do ośmiu stopni. Tam rozmrażały się przez trzy godziny. Dopiero w stanie płynnym, transportowano je do miejsca przeznaczenia, na przykład do domów seniora.

Co wykazała symulacja?

Symulacja Belgów wykazała na przykład, że niewłaściwy był rozmiar pudeł używanych do transportu. To ważny szczegół, który teraz będzie można poprawić. Symulacja umożliwi także przyjęcie przez Belgię ostatecznych procedur.

Szczepionki przeciw Covid-19 w UE jeszcze w grudniu

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen poinformowała wczoraj, że szczepienia przeciw Covid-19 zaczną się w Unii Europejskiej 27, 28, i 29 grudnia. Rzecznik Komisji Europejskiej Eric Mamer podczas konferencji prasowej zorganizowanej tego samego dnia doprecyzował, że realizacja zapowiedzi von der Leyen zależy od pozytywnej rekomendacji Europejskiej Agencji Leków (EMA) oraz dopuszczenia szczepionki na rynek przez KE.

EMA zapowiedziała z kolei, że w poniedziałek 21 grudnia zbierze się panel ekspertów w celu oceny szczepionki.

Źródło: RMF FM
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/europa/news-belgia-przeprowadzila-symulacje-dostaw-szczepionek-przeciw-c,nId,4935125

WRESZCIE MAMY SZCZEPIONKĘ
BARTOSZ KABAŁA 07.12.2020

Powstała w rekordowym tempie, na podstawie nowej technologii. I jest triumfem nauki, a nie efektem narażania procedur bezpieczeństwa.


W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu, przekształconym w szpital dla chorych na COVID-19. 1 grudnia 2020 r. Fot. Marek M. Berezowski / REPORTER

 ©W środę 2 grudnia brytyjski urząd rejestrujący produkty lecznicze (MHRA) dopuścił do użytku szczepionkę przeciw SARS-CoV-2 firmy Pfizer/BioNTech. Stało się to zaledwie kilka tygodni po informacji o 95-procentowej skuteczności szczepionki we wszystkich grupach wiekowych. Zatwierdzenie produktu poprzedziła wielomiesięczna analiza danych w procesie zwanym rolling review. Napływające informacje z badań przedklinicznych i klinicznych sprawdzano na bieżąco, co pozwoliło tak szybko – choć na razie tymczasowo – zarejestrować preparat. Ta sama szczepionka została przedstawiona amerykańskiej Agencji Żywności i Leków (FDA), decyzja o jej dopuszczeniu ma zapaść w ciągu kilku tygodni.

Pod nazwą rejestracyjną BNT163b2 kryje się zupełnie nowa szczepionka mRNA. Zawiera cząstki materiału genetycznego koronawirusa, kodujące białka obecne na jego powierzchni, dzięki którym przenika on do ludzkich komórek. Jak działa? Gdy fragment mRNA umieszczony w tłuszczowej otoczce dostanie się do naszego organizmu, zostaje wchłonięty przez komórki. Tam na bazie mRNA syntetyzowane jest białko wirusa, samo w sobie niegroźne, ale wywołujące reakcję immunologiczną organizmu, taką jak przy infekcji wirusem. W efekcie, po kilku tygodniach od przyjęcia preparatu, zyskujemy odporność.

Żadna szczepionka mRNA nie była wcześniej dopuszczona do stosowania u ludzi. Ale pomysł, by wykorzystać aparat molekularny ludzkiej komórki, wstrzykując przepis na konkretne białko, tlił się od lat 90. XX wieku. Dopracowanie metody zajęło wiele lat. Dzięki owocom tej pracy naukowcy mogli w takim tempie stworzyć szczepionkę na koronawirusa.

Klasyczne szczepionki przeciw wirusom zawierają osłabione lub martwe patogeny bądź wyprodukowany w laboratorium fragment wirusa, co bywa żmudne i kosztowne. Szczepionki mRNA przenoszą tę produkcję do naszych komórek. Co ważne, mRNA nie łączy się z naszym DNA – jest krótkotrwałe i niestabilne – czego efektem ubocznym jest konieczność przechowywania szczepionki w bardzo niskiej temperaturze (-70 st. C).

Na tej zasadzie działają również inne testowane obecnie szczepionki. W kolejce do zatwierdzenia czekają preparaty koncernów Moderna i AstraZeneca, które również wykazywały wysoką skuteczność i bezpieczeństwo. Moderna informuje o stuprocentowej ochronie przed ciężkimi przypadkami COVID-19. Przewagą tych szczepionek może być wyższa temperatura przechowywania. Transport i magazynowanie to jedne z poważniejszych wyzwań dla służb medycznych wielu państw, zwłaszcza biedniejszych. Ponadto już teraz pojawiają się doniesienia o atakach hakerskich na systemy chłodnicze.

Z oczywistych przyczyn długofalowe bezpieczeństwo nie zostało jeszcze potwierdzone, choć dotychczasowe dane wskazują jasno, że żadna z wymienionych szczepionek nie powoduje poważnych powikłań. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że prace nad szczepionką to wyścig między koncernami farmaceutycznymi i państwami. To może budzić nieufność i utrudniać przekonanie ludzi do szczepień.

Czy to zapowiedź końca prawie rocznych zmagań z pandemią? To wciąż niejasne. Szczepionki chronią przed objawami, ale nie ma danych o ograniczeniu transmisji wirusa, a to kluczowe dla opanowania zagrożenia. W dodatku nie wiadomo, jak długo utrzymuje się odporność (szacunki mówią o „miesiącach lub latach”) i czy wirus w przyszłości nie zmutuje, co spowoduje konieczność opracowania nowych wariantów szczepionki.

https://www.tygodnikpowszechny.pl/wreszcie-mamy-szczepionke-165848

Koronawirus w Polsce. Mamy szczepionkę na koronawirusa, ale nie wiemy, jak długo będzie działać. A co z lekiem? W Stanach zarejestrowano innowacyjną terapię
Katarzyna Grzęda-Łozicka 19 XII

Mamy szczepionkę na COVID, ale jej największą wadą jest to, że nie wiemy, na jak długo nas uodporni - mówi dr Dzieciątkowski. Z kolei lek na COVID-19 to wciąż Święty Graal dla wszystkich ośrodków naukowych na świecie. Od początku pandemii równolegle z pracami nad szczepionką trwają prace nad skutecznym środkiem leczącym chorych na COVID-19. Niestety na razie bez większych sukcesów. Amerykańscy lekarze mówią o nowej nadziei związanej z eksperymentalną terapią przeciwciałami monoklonalnymi. Czy okaże się skuteczna?

1. Nowy lek przeciwko koronawirusowi? W USA dopuszczono bamlaniwimab i Regeneron

W sobotę 19 grudnia Ministerstwo Zdrowia opublikowało nowy raport dotyczący sytuacji epidemiologicznej w Polsce. Wynika z niego, że zakażenie koronawirusem SARS-CoV2 zostało potwierdzone u 11 267 osób. Tylko w ciągu ostatniej doby zmarły 483 osoby zakażone koronawirusem, w tym 375 osób z powodu współistnienia COVID-19 z innych chorobami.

Dobowe przyrosty zakażeń od kilku tygodni utrzymują się na zbliżonym poziomie. Coraz częściej słychać głosy o trzeciej fali wirusa, która może uderzyć w w pierwszej połowie przyszłego roku.

Do tej pory nie udało się opracować leku na koronawirusa SARS-CoV-2, który byłby ukierunkowany na ten konkretny patogen. Prace nad preparatami trwają od momentu wybuchu epidemii w grudniu 2019 r. Nowe nadzieje płyną wraz z informacją o zarejestrowaniu w Stanach eksperymentalnej terapii przeciwciałami monoklonalnymi. FDA wydała zezwolenie na zastosowanie leków bamlaniwimab i Regeneron w sytuacjach wyjątkowych w leczeniu łagodnego i umiarkowanego COVID-19 u pacjentów dorosłych i dzieci powyżej 12. roku życia i masie ciała co najmniej 40 kg.

W Stanach zarejestrowano leki bamlaniwimab i Regeneron do leczenia łagodnego i umiarkowanego COVID-19 (123rf)
- W obu przypadkach to są przeciwciała monoklonalne. W przypadku Regeneronu to jest mieszanina dwóch przeciwciał skierowana przeciwko białku kolca koronawirusa. Są rekomendacje do zastosowania tych środków u osób w lekkim i średnim stadium choroby, dlatego że one mają zatrzymać zakażenie w tej fazie u osób, których stan teoretycznie mógłyby się pogorszyć. Wyniki badań klinicznych w obu przypadkach są obiecujące - wyjaśnia dr Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Preparaty są dopuszczone do zastosowania na razie tylko w Stanach.

2. Nowy wariant SARS-CoV-2

Brytyjczycy badają nowy wariant koronawirusa z mutacją oznaczoną jako N501Y, który wykryto m.in. w Londynie.

- Czy jest to coś nowego? Tak. Czy jest to coś niezwykłego? Nie. Koronawirus mutował, mutuje i będzie mutować - taka jest jego natura i biologia - mówi dr Tomasz Dzieciątkowski.

- To jest ósmy poznany główny wariant genetyczny koronawirusa, przy czym, co wyraźnie należy podkreślić, jak do tej pory żadna z wersji genetycznych nie wpłynęła na fenotyp wirusa, czyli jak można powiedzieć jego "opakowanie", w tym przede wszystkim na białko kolca, które jest podstawowym induktorem odpowiedzi immunologicznej i przeciwko któremu są produkowane przeciwciała i konstruowane szczepionki - dodaje ekspert.

Na razie nie ma dowodów na to, że nowy wariant będzie miał jakikolwiek wpływ na ciężkość przebiegu choroby lub że zmniejszy skuteczność szczepionek. Dr Dzieciątkowski wyjaśnia, że jego pojawienie się nie powinno budzić obaw w kontekście procesu szczepień. Twórcy szczepionki są przygotowani na to, że mogą się pojawiać kolejne warianty wirusa SARS-CoV-2.

- Jeżeli nawet byłaby taka sytuacja, że teoretycznie koronawirus zmutuje tak bardzo, że determinanty antygenowe tego białka S się pozmieniają, to w przypadku szczepionek mRNA można powiedzieć w uproszczeniu, że wymagałoby to przestawienia mRNA w kilku miejscach i przygotowania nowego wariantu szczepionki. Z punktu widzenia produkcyjnego jest to kosmetyczna zmiana. Najtrudniejsze w przypadku szczepionek mRNA było spowodowanie, żeby to mRNA docelowe dostało się bezpiecznie do komórek – wyjaśnia wirusolog.

3. "Jednym z najpoważniejszych deficytów skrócenia badań jest to, że nie wiemy, ile dokładnie będzie trwał czas odporności po szczepionce"

Dr Dzieciątkowski odniósł się też do kwestii szczepień i wyzwań organizacyjnych, które mogą utrudnić terminową realizację narodowego programu. Zdaniem eksperta podstawową bazą wykorzystywaną jako punkty szczepień powinny być szpitale kliniczne oraz stacje krwiodawstwa i krwiolecznictwa, którą są wyposażone w zamrażarki niskotemperaturowe. Kluczowa może się okazać odpowiedź na pytanie, jak długo potrwa proces szczepień i kiedy trzeba będzie go powtórzyć.

- O ile było możliwe skrócenie faz badań klinicznych, to jednym z najpoważniejszych deficytów skrócenia tych badań jest to, że nie wiemy, ile dokładnie będzie trwał czas odporności po szczepionce. Na podstawie modelowania matematycznego ocenia się, że jest to co najmniej kilkanaście miesięcy do dwóch lat, ale jak to będzie wyglądało w rzeczywistości, tego nie wiemy - podkreśla wirusolog.

Ekspert przyznaje, że to może być dużym utrudnieniem w koordynacji całego procesu, ale jednocześnie przypomina, że naturalna odporność po zakażeniu wywołanym przez koronawirusy trwa 10 do 14 miesięcy, a w przypadku koronawirsów o dużym potencjale epidemiologicznym (jak SARS czy MERS) - maksymalnie 2 do 3 lat.

- W związku z tym, jeżeli by się komuś wydawało, że ta szczepionka da nam dożywotnią odporność, to trzeba powiedzieć wyraźnie – nie. Nie ma takiej możliwości - podsumowuje.

Dr Dzieciątkowski przypomina, że mamy obiecujące szczepionki, ale to nie oznacza, że mamy panaceum na koronawirusa. Nawet gdybyśmy wyszczepili jednego dnia sto procent społeczeństwa, następnego dnia pandemia automatycznie nie zniknie.

- Pandemia będzie powoli maleć, przy czym to tempo zmniejszania liczby zachorowań będzie tym wolniejsze, im niższy odsetek populacji się wyszczepi. Jeżeli będzie tak, jak w Polsce, gdzie chęć wyszczepienia deklaruje ok. 30-40 proc. społeczeństwa, to ta pandemia może z nami pozostać na znacznie dłużej - ostrzega ekspert.

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-w-polsce-ile-bedzie-trwala-odpornosc-po-szczepionce-kilkanascie-miesiecy-do-dwoch-lat-ale-jak-to-bedzie-wygladalo-w-rzeczywistosci-tego-nie-wiemy

Jestem zaszczepiony na COVID-19. Czy dalej zarażam innych?
MMC 19.12.2020 13:46

Na świecie ruszyły już szczepienia przeciwko koronawirusowi. Niedługo program ruszy też w Polsce. Czy osoby zaszczepione mogą pożegnać się już z maseczką i nie roznoszą dalej wirusa?

W piątek ogłoszono wprowadzenie do obiegu kolejnej szczepionki przeciw COVID-19. Na rynku pojawi się więc preparat od Pfizera i BioTechu oraz od Moderny. Na świecie ruszyły również pierwsze etapy programu szczepień. Czy osoby, które przyjęły preparat nie roznoszą już wirusa?

Na pytanie to odpowiedział dr Purvi Parikh, immunolog z organizacji non-profit Allergy & Asthma Network i współbadacz w badaniach szczepionek firmy Pfizer. W rozmowie z fivethirtyeight.com przyznał, że pomimo przyjęcia dwóch ampułek, zaszczepieni wciąż będą musieli trzymać się obostrzeń.

Badania nad szczepionkami trwają zazwyczaj ok. 10 lat. Tym razem preparat został przebadany w niecały rok. Naukowcy pominęli wiele etapów skupiając się na dwóch najważniejszych - przede wszystkim, czy szczepionka jest bezpieczna i czy jest skuteczna.

W związku z tym na odpowiedź na inne pytania musimy jeszcze poczekać. Nie wiemy, czy szczepień nie trzeba będzie powtarzać cyklicznie i czy preparat hamuje również roznoszenie koronawirusa.

Wirus wnika przez górne drogi oddechowe, przez nos albo przez gardło. A te są chronione przez śluzówkę. Ta warstwa śluzowa dobrze spowalnia patogeny przed dostaniem się do organizmu. Nawet jeśli szczepionka będzie niszczyć w organizmie wirusa, może nie być w stanie neutralizować go ze śluzówek. W takim przypadku kaszel czy kichnięcie może przenieść się na osoby nieszczepione - mówi prof. Deepta Bhattacharya z Uniwersytetu w Arizonie.

Choć na odpowiedź musimy poczekać jeszcze z rok, naukowcy są dobrej myśli. Szczepionki przeciwko COVID-19 są skuteczne w ponad 90 proc. Dla porównania skuteczność preparatu przeciwko grypie waha się od 40 do 60 proc. Dr. Purvi Parikh zauważa, że tak wysoka skuteczność musi mieć ogromny wpływ również na patogeny, które będą zatrzymywać się w śluzówkach, za czym zdolność zakażenia na pewno spadnie.

https://www.o2.pl/informacje/jestem-zaszczepiony-na-covid-19-czy-dalej-zarazam-innych-6587905265781536a

Koronawirus. W RPA odkryto kolejną mutację. Niepokojące wieści
Deutsche Welle OPRAC. BARTOSZ KOŁODZIEJCZYK 19 XII

Koronawirus. W RPA naukowcy odkryli kolejną już mutację wirusa SARS-CoV-2. Pierwsze doniesienia są niepokojące. Ten koronawirus może powodować ciężki przebieg choroby u jednej grupy osób.

Koronawirus wciąż mutuje. Informacja ta jest niepokojąca, ponieważ nowe szczepy wirusa SARS-CoV-2 mogą być jeszcze bardziej niebezpieczne dla ludzi. Jedną z mutacji odkryli w ostatnich dniach naukowcy z RPA.

Koronawirus. RPA potwierdziła nową mutację

W Republice Południowej Afryki (RPA) naukowcy odkryli nową odmianę koronawirusa. Minister zdrowia RPA Zwelini Mkhize podejrzewa, że mutacja nosząca nazwę 501.V2 może być przyczyną szybkiego rozprzestrzeniania się koronawirusa podczas drugiej fali zachorowań w kraju.

Koronawirus - a raczej jego nowa mutacja - może być groźny dla jednej z grupy osób. Jak zauważają południowoafrykańscy lekarze, podczas drugiej fali koronawirusem zaraża się o wiele więcej młodych ludzi niż wcześniej. Częściej też choroba płuc COVID-19 przybiera u nich ciężki przebieg.

Koronawirus. RPA potwierdziła nową mutację. To nie pierwsza taka sytuacja

Nowy wariant koronawirusa został odkryty przez zespół naukowców pod kierownictwem Kwazulu-Natal Research Innovation and Sequencing Platform (KRISP) w RPA. Od początku pandemii zespół przebadał setki próbek z cząstkami koronawirusa.

Naukowcy przekazali wyniki swoich badań Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) oraz brytyjskim instytucjom, które niedawno również odkryły nową mutację koronawirusa. Od początku pandemii COVID-19 odkryć takich było już wiele.

Republika Południowej Afryki jest jednym z najbardziej dotkniętych pandemią koronawirusa krajów afrykańskich. Do tej pory w liczącym prawie 60 mln mieszkańców kraju zaraziło się nim ponad 900 tys. osób. Około 24 tys. zmarło.

https://wiadomosci.wp.pl/koronawirus-w-rpa-odkryto-kolejna-mutacje-niepokojace-wiesci-6587940471266080a

Szczepionka Moderny zatwierdzona w USA. Łatwa w transporcie i wysoce skuteczna
Opracowanie: Joanna Potocka 19 grudnia (07:14)

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) zatwierdziła do awaryjnego użycia szczepionkę przeciwko koronawirusowi firmy Moderna. To już drugi preparat, który otrzymał "zielone światło" od władz w Waszyngtonie. W poniedziałek w USA ruszyły szczepienia produktem firmy Pfizer.

Prudukt Moderny to pierwsza w historii tej 10-letniej firmy biotechnologicznej szczepionka dopuszczona do użytku i druga przeciwko Covid-19 wprowadzoną do obiegu w USA. W poniedziałek w Stanach Zjednoczonych ruszyły szczepienia preparatem koncernu Pfizer.

W pierwszym pakiecie rozdysponowane zostanie sześć milionów dawek szczepionek Moderny. Władze oczekują, że do końca roku łącznie po pierwszej dawce szczepionek obu firm będzie dwadzieścia milionów Amerykanów. Oba preparaty wymagają drugiego zastrzyku w trzy tygodnie po pierwszym.

Łatwiejsza w transporcie

Stosowanie produktów Moderny znacznie usprawni proces szczepień, głównie z uwagi na to, że jej preparat jest łatwiejszy w transporcie niż ten Pfizera. Szczepionkę Moderny można przechowywać w większości standardowych zamrażarek medycznych, natomiast preparat Pfizera musi być transportowany i przechowywany w bardzo niskich temperaturach, które wymagają specjalistycznych zamrażarek lub suchego lodu.

Po rozmrożeniu szczepionkę Moderny można trzymać w lodówce przez 30 dni, natomiast Pfizera tylko przez pięć dni.

Ponadto preparat Moderny można wysyłać w pojemnikach po 100 dawek, a Pfizera po minimum 975. Tak duża minimalna liczba stanowi wyzwanie szczególnie na obszarach wiejskich.

Będzie trzecia szczepionka?

Obie szczepionki są wysoce skuteczne w zapobieganiu Covid-19.

Oprócz Pfizera i Moderny szczepionki wypuszczą w USA także inne firmy.

Koncern Johnson & Johnson testuje swój produkt i oczekuje, że w styczniu zakończy fazę badań klinicznych. W przeciwieństwie do szczepionek Pfizera i Moderny preparat Johnson & Johnson wymaga przyjęcia tylko jedne dawki.

Firma prawdopodobnie w lutym wystąpi do FDA o zgodę do użytku.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-szczepionka-moderny-zatwierdzona-w-usa-latwa-w-transporcie-i,nId,4936988
« Ostatnia zmiana: Grudzień 19, 2020, 23:48 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #10 dnia: Grudzień 17, 2020, 23:51 »
Nowy wariant koronawirusa w Europie. WHO wzywa do zaostrzenia kontroli
Magda Ważna data publikacji: 20.12.2020, 17:44

Od kilku dni pojawiają się informacje o nowej mutacji koronawirusa SARS-CoV-2, która rozprzestrzenia się głównie w Wielkiej Brytanii, ale dotarła też m.in. do Holandii i Danii. WHO wzywa kraje europejskie do zaostrzenia kontroli. Czy nowy wariant wirusa rzeczywiście jest tak groźny? Jak tłumaczy dr Tomasz Dzieciątkowski, teoretycznie może on wpłynąć na skuteczność szczepionki.

Nowa mutacja COVID-19 w Europie

Nowy szczep koronawirusa, nazwany VUI-20012/01, został po raz pierwszy zidentyfikowany we wrześni w Kent w Wielkiej Brytanii. 14 grudnia o wykryciu nowego wariantu koronawirusa SARS-CoV-2 poinformował brytyjski minister zdrowia Mat Hancock. Powiedział, że do tej pory nową mutacją zaraziło się ponad 6 tys. osób, głównie w południowej i południowo-wschodniej Anglii.

Poza Wielką Brytanią mutację wykryto m.in.w Danii, Holandii i Australii (Dowiedz się więcej: Nowy wariant koronawirusa rozprzestrzenia się w Wielkiej Brytanii, Danii i Australii. Czy szczepionka na niego zadziała?).

W związku z informacjami z Wielkiej Brytanii, WHO zaleca swoim członkom zwiększenie możliwości sekwencjonowania wirusa, zanim będzie więcej wiadomo o zagrożeniu stwarzanym przez ten nowy wariant – powiedział AFP rzecznik europejskiego oddziału WHO.

Pojawienie się nowej odmiany koronawirusa spowodowało szereg pytań o skuteczność szczepionki, szczególnie, że mutacja zaszłą w obrębie białka wypustowego, czyli części wirusa, dzięki której wnika do ludzkich komórek.

Wirusolog wyjaśnia i studzi emocje

Do informacji o nowej odmianie koronawirusa SARS-CoV-2 odniósł się na swoim fanpage’u dr Tomasz Dzieciątkowski. Wirusolog wyjaśnia, że "jedną z najbardziej znaczących (wśród 17 mutacji w obrębie genomu) jest mutacja N501Y w obrębie genu kodującego białko kolca, które SARS-CoV-2 wykorzystuje do wiązania się z ludzkim receptorem ACE2. Zmiany w tej części białka S mogą teoretycznie spowodować, że wirus stanie się bardziej zaraźliwy i łatwiej będzie się rozprzestrzeniać pomiędzy ludźmi".

Dzieciątkowski odpowiada również na pytanie, czy mutacja może wpłynąć na skuteczność szczepionki? "Teoretycznie tak, jednakże szczepionki indukują wytworzenie przeciwciał przeciwko wielu regionom (epitopom) białka kolca, więc jest mało prawdopodobne, aby pojedyncza zmiana zmniejszyła znacząco ich skuteczność" - wyjaśnia.

Wygląda więc na to, że na ten moment nie ma powodu do niepokoju. Prewencyjnie jednak WHO wezwało do zaostrzenia kontroli wśród krajów europejskich i monitorowania rozprzestrzeniania się nowego wariantu COVID-19.

https://www.medonet.pl/koronawirus/to-musisz-wiedziec,nowy-wariant-koronawirusa-w-europie--who-wzywa-do-zaostrzenia-kontroli,artykul,31626237.html

Nowy szczep koronawirusa. Co wiemy o nowej mutacji?
20 XII

W związku z wykryciem nowej odmiany SARS-CoV-2 kilka krajów europejskich, m.in. Holandia, Belgia, Włochy i Austria, zawiesiło lub zapowiedziało zawieszenie komunikacji lotniczej z Wielką Brytanią. Co wiemy o nowym szczepie koronawirusa?

Koronawirus - nowa mutacja. Gdzie ją odkryto?

W niedzielę Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wezwała kraje Europy do zaostrzenia kontroli z powodu nowego wariantu SARS-CoV-2, który pojawił się w Wielkiej Brytanii.

O wykryciu w Wielkiej Brytanii nowego wariantu koronawirusa poinformował 14 grudnia brytyjski minister zdrowia Matt Hancock. Przekazał wówczas, że odnotowano ponad 6 tys. zakażeń nową odmianą, głównie w południowej i południowo-wschodniej Anglii. Hancock dodał, że nowy wariant rozprzestrzenia się szybciej niż znana dotychczas odmiana, ale nie wydaje się, by powodował poważniejszy przebieg choroby i nie miał zareagować na opracowane już szczepionki przeciwko COVID-19.

Według WHO, oprócz zakażeń w Wielkiej Brytanii, dziewięć infekcji nowym wariantem koronawirusa potwierdzono w Danii, a pojedyncze przypadki również w Holandii i Australii.

Koronawirus. Nowy szczep - co o nim wiemy?

Szczep, znany jako VUI-202012/01, może być nawet o 70 proc. bardziej zakaźny. Jego skład genetyczny jest "bardzo wyraźny", co jest dobrą wiadomością, bo naukowcy mają większe szanse na skuteczne badanie go. Można go wykryć poprzez sekwencjonowanie całego genomu.

Najnowsze dane wskazują, że szczep ten jest odpowiedzialny za 43 proc. nowych infekcji na południowym wschodzie kraju - wzrost do 59 proc. nowych przypadków we wschodniej Anglii i 62 proc w Londynie.

Profesor Chris Whitty, jeden z najważniejszych lekarzy w Anglii, powiadomił Światową Organizację Zdrowia o jej istnieniu - i będzie się koncentrował na analizie danych związanych z rozprzestrzenianiem się mutacji.

Koronawirus. Nowy szczep - czy bardziej zagraża życiu?

Lekarze badający nową mutację twierdzą, że nie zaobserwowano do tej pory niecodziennego wzrostu liczby chorych, których życie jest zagrożone. Pierwsze wnioski sugerują, że nowa odmiana koronawirusa nie jest bardziej śmiertelna czy wywołująca ciężkie objawy. Jest jednak za wcześnie, by uznać te wnioski, jako finalne.

Nie ma aktualnie dowodów na to, że nowy szczep odporny jest na istniejące szczepionki. Zdaniem naukowców szczepienia wywołują ogólną reakcję immunologiczną, zdolną do walki z każdym rodzajem COVID-19, także nową odmianą.

Nie jest to także pierwszy przypadek mutacji wirusa od początku pandemii i być może nie pierwszy raz, gdy mutacja - lub zmiana w materiale genetycznym wirusa - wpłynęła na stopień zakaźności wirusa.

Koronawirus. Jakie mutacje znamy?

Jak dotąd istniało co najmniej siedem głównych grup lub szczepów COVID-19.

Oryginalna odmiana, odkryta w chińskim mieście Wuhan w grudniu ubiegłego roku, znana jest jako szczep L.

Następnie wirus zmutował w szczep S na początku 2020 r. Kolejne pojawiły się szczepy V i G.

Szczep G był najczęściej spotykany w Europie i Ameryce Północnej - ale ponieważ te kontynenty bardzo powoli ograniczały ruch, umożliwiło to szybsze rozprzestrzenianie się wirusa i tym samym dalszą mutację w szczepy GR, GH i GV.

W międzyczasie oryginalny szczep L utrzymywał się dłużej w Azji, ponieważ kilka krajów - w tym Chiny - szybko zamknęło swoje granice i zatrzymało ruch.

Kilka innych rzadszych mutacji zostało zgrupowanych razem i określonych jako szczep O.

W Danii władze zaniepokoiły się szczepem wirusa wykrytym u 12 osób związanych z hodowlą norek. Obawiali się, że mutacja może osłabić skuteczność szczepionki. Rząd nakazał masową utylizację 17 mln zwierząt i miesięczny lockdown dla ludzi żyjących w północno-zachodniej części kraju.

Koronawirus. Który szczep jest najbardziej rozpowszechniony?

Szczep G dominuje obecnie na całym świecie, szczególnie w Europie, co zbiegło się z gwałtownymi wzrostami epidemii. Z kolei wcześniejsze odmiany, takie jak pierwotna odmiana L i szczep V, stopniowo zanikają.

Analiza agencji informacyjnej Reuters pokazuje, że szybka reakcja Australii na pandemię i skuteczne środki dystansowania społecznego wyeliminowały przenoszenie wcześniejszych szczepów L i S w kraju, a nowe infekcje są wynikiem szczepów G sprowadzonych z zagranicy.

Rekordowa liczba zakażeń w Wielkiej Brytanii - prawie 36 tys.

Najwyższą od początku epidemii liczbę nowych zakażeń koronawirusem - 35 tys. 928 - wykryto w ciągu ostatniej doby w Wielkiej Brytanii - podał w niedzielę po południu brytyjski rząd. Zarejestrowano też kolejne 326 zgonów z powodu Covid-19.

Liczba nowo wykrytych zakażeń jest aż o 8 tys. 876 wyższa od tej z soboty i prawie dwukrotnie wyższa od bilansu z poprzedniej niedzieli. Dotychczas najwyższym bilansem był ten ze środy - 35 tys. 383 - ale obejmował on ok. 11 tys. zaległych przypadków z poprzednich dni z Walii.

Dobowy rekord zakażeń pobity został w Anglii, gdzie wykryto ich 32 tys. 155, co jest drugim przypadkiem, by przekroczony został poziom 30 tys. Pewien spadek w porównaniu z sobotą nastąpił w Walii, ale 2 tys. 334 infekcje nadal są jednym z najwyższych bilansów, natomiast statystyki ze Szkocji (934) i Irlandii Północnej (505) są zbliżone do tych z ostatnich dni.

W całym kraju liczba wykrytych od początku epidemii infekcji SARS-CoV-2 wynosi obecnie 2 mln 040 tys. 147, co jest szóstym najwyższym bilansem na świecie - więcej jest ich tylko w USA, Indiach, Brazylii, Rosji i Francji.

Liczba zgonów z ostatniej doby jest wprawdzie niższa o 208 od tej z soboty, ale dane dotyczące weekendów, czyli podawane w niedziele i poniedziałki są najniższe w tygodniu. Tymczasem bieżący bilans jest aż o 180 wyższy od tego z poprzedniej niedzieli i jest on najwyższym niedzielnym bilansem od końca kwietnia.

Dotychczas z powodu COVID-19 zmarło 67 tys. 401 osób, z czego 58 tys. 807 w Anglii, 4 tys. 283 - w Szkocji, 3 tys. 115 - w Walii, a 1196 - w Irlandii Północnej. Pod względem liczby zgonów Wielka Brytania zajmuje szóste miejsce na świecie - za Stanami Zjednoczonymi, Brazylią, Indiami, Meksykiem i Włochami.

Bilans nowych zgonów obejmuje wszystkie te, które zarejestrowano między godz. 17 w piątek a godz. 17 w sobotę i które nastąpiły w ciągu 28 dni od potwierdzenia testem obecności SARS-CoV-2, a bilans zakażeń dotyczy 24 godzin między godz. 9 w sobotę a godz. 9 w niedzielę.

(KF; źródło: Onet, SkyNews, Reuters, PAP)
Źródło: Media
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/koronawirus-nowy-szczep-co-wiemy-o-mutacji/stk9dh2,79cfc278


What scientists know about the coronavirus variant spreading in the U.K.
Dec. 20, 2020, 6:13 PM CET By Isobel van Hagen

“The longer this virus spreads, the more opportunities it has to change," said Maria Van Kerkhove, of the World Health Organization.

LONDON — Several European countries have banned flights from the U.K. over fears about new coronavirus variant that has forced millions of people in Britain to cancel their Christmas plans.

Germany, the Netherlands, Belgium, Austria and Italy all announced restrictions on U.K. travel. Others will likely follow suit as scientists warned the new strain spread more quickly than its predecessor.

With U.K. infection levels rising rapidly, Britain's Prime Minister Boris Johnson told a Saturday news conference that London and the U.K.'s southeast would be put under the strictest lockdown rules, known as "Tier 4."

As a result, nonessential shops, gyms, cinemas, hairdressers and bowling alleys will be forced to close for two weeks, while people will be restricted to meeting one other person from another household in an outdoor public space.

A "bubble" policy — allowing up to three households to meet over the holiday period in parts of the country that are not under Tier 4 restrictions — will be severely curtailed and will only apply on Christmas Day, Johnson said.


Britain's Prime Minister Boris Johnson introduced tough lockdown measures on Saturday. Toby Melville / AFP - Getty Images

Virus mutation

U.K. health officials first identified the new variant, which British scientists have called “VUI – 202012/01,” in mid-September, Maria Van Kerkhove, the Covid-19 technical lead for the World Health Organization, told the BBC Sunday.

It is "very common" for viruses to mutate, Simon Clarke, an associate professor in cellular microbiology at the U.K.'s University of Reading, told NBC News.

“When they cause an infection, they get inside our cells and take over the cell to make more copies of themselves to reproduce, and every time they do that a new set of genetic material was made for each new virus," he said, adding that the new strain is "certainly fitter" than its predecessor.

We’re in close contact with UK 🇬🇧 officials on the new #COVID19 virus variant. They’ll continue to share info & results of their analysis & ongoing studies. We’ll update Member States & public as we learn more about the characteristics of this virus variant & any implications.

  — World Health Organization (WHO) (@WHO) December 19, 2020

Professor Chris Whitty, the chief medical officer for England, warned in a statement Saturday that it is considered to be spreading more quickly.

But he said there was no evidence so far to suggest that the new strain is more potent in terms of severe illness or fatality.

Vaccine effectiveness

"Our working assumption from all the scientists is that the vaccine response should be adequate for this virus," Sir Patrick Vallance, the U.K. government's chief scientific adviser, told a news briefing Saturday.

But Ravindra Gupta, a professor of clinical microbiology at the University of Cambridge, said he was concerned that the virus is kind of on a pathway to becoming resistant to vaccines.

“Whilst it may not be actually resistant, it may not take so many changes after this for it to get there,” he told NBC News.

However, Clarke said different versions of flu vaccines are required every year, and he did not see why it could not be the same for the coronavirus.

Preventing the spread

The new variant has so far been identified in Denmark, the Netherlands and Australia, Van Kerkhove said.

“The longer this virus spreads, the more opportunities it has to change, so we really need to do everything we can right now to prevent spread. Minimizing that spread will reduce the chances of it changing,” she said.

More sequencing that can be done will be helpful to determine if this variant is circulating elsewhere, she added.

Gupta said the new strain should be cause for concern in the U.S. and other countries around the world. Warning that the virus could mutate again, he said, "People need to step up their surveillance."

In the U.K., the tough new lockdown restrictions were a "necessary measure" to control the virus, Dr. Julian Tang, a clinical virologist at the University of Leicester, said in a statement. But he warned that even a few hours on Christmas Day could still result in infection.

Officials are therefore urging people in lower tiers across England to still maintain social distancing as much as possible.

Political fallout

While scientists have praised Johnson for increasing restrictions, his political rivals have accused him of causing “heartbreak” for millions of families because of the last-minute restrictions.

Sir Keir Starmer, leader of the opposition Labour Party, called on Johnson to apologize to the public for the way the lockdown had been handled.

"At the heart of the problem here is a prime minister who simply doesn't want to be unpopular and therefore won't take the tough decisions that are necessary, until he is forced into them at the eleventh hour," he told an online news conference
.
https://www.nbcnews.com/news/world/what-we-know-about-new-coronavirus-variant-scientists-say-spreads-n1251841
« Ostatnia zmiana: Grudzień 20, 2020, 23:36 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #11 dnia: Grudzień 17, 2020, 23:51 »
Ekspert: Jeśli zaszczepimy 20-30 proc. społeczeństwa, wirus może stać się endemiczny
Opracowanie: Nicole Makarewicz 19 grudnia (07:40)

„Jeśli do września przyszłego roku zaszczepimy 20-30 proc. społeczeństwa, to możemy osiągnąć stan, w którym wirus przestanie być epidemicznym i stanie się endemicznym, czyli zachorowania będą występować, ale w sposób ograniczony” – ocenił dr hab. Egbert Piasecki, ekspert z zakresu wirusologii z PAN.

W rozmowie z PAP dr hab. Egbert Piasecki, kierownik Laboratorium Wirusologii, prof. Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu, podkreślił, że ważne, aby szczepienia jak najszybciej się rozpoczęły i żeby każdy chętny mógł się im poddać.

Dobrze byłoby, żeby do września przyszłego roku, czyli przed początkiem następnego sezonu jesienno-zimowego, zaszczepić przynajmniej 20-30 proc. społeczeństwa. Wtedy, zakładając, że 50 proc. przejdzie zakażenie, a 30 proc. zaszczepimy, będziemy mogli mówić, że osiągnęliśmy poziom odporności populacyjnej, czyli stan, w którym wirus przestaje się swobodnie rozprzestrzeniać, przestaje być wirusem epidemicznym i staje się wirusem endemicznym. Zachorowania wówczas występują, ale w sposób ograniczony - tłumaczył ekspert.

Zaznaczył przy tym, że osoby z grup ryzyka nadal będą zagrożone, jednak zagrożenie będzie znacznie mniejsze i łatwiejsze do opanowania. Ewentualne ogniska będzie można opanować i wyizolować, co teraz jest nie do osiągnięcia. Obecnie wirus wymknął się spod kontroli, krąży jak chce i jest wszechobecny - dodał.

Czy szczepionki są bezpieczne?

Prof. Piasecki ocenił, że w kwestii bezpieczeństwa szczepień powinniśmy być raczej spokojni. Szczepionki wydają się bezpieczne. Były przetestowane w badaniach klinicznych i upłynęło już kilka miesięcy od ich rozpoczęcia - powiedział.

Ewentualne efekty krótkoterminowe zostały już opisane i to, czego możemy się spodziewać, to reakcji układu odpornościowego na podany materiał szczepionkowy, czyli takich efektów, które można zaobserwować na przykład po szczepieniu przeciwko grypie, czyli bólu w miejscu zaszczepienia, obrzęku, stanu podgorączkowego, bólu głowy czy ogólnego rozbicia. To są efekty uruchomienia układu odpornościowego i świadczą o tym, że szczepionka działa. Mogą być one nieprzyjemne, niedogodne, ale nie są to właściwie efekty niepożądane - tłumaczył.

Co ze skutkami ubocznymi?

Profesor dodał, że nie należy się obawiać również niepożądanych efektów długofalowych szczepionki, gdyż - jak mówił - zwykle związane są one z tym, że podany materiał w organizmie odkłada się i w przyszłości wywołuje skutki uboczne.

Jednak w przypadku szczepionek opartych na mRNA, takich jak te opracowane przez firmy Pfizer i BioNTech czy Moderna, materiał szczepionkowy jest bardzo nietrwały - wskazał.

Natura tak to ustawiła, że w organizmie mRNA ma być produkowane wtedy, kiedy komórka chce wytworzyć białko, a zaraz po tym ta produkcja ma ustać. W tym przypadku podajemy mRNA w postaci szczepionki i komórki zaczynają wytwarzać białko przez nie kodowane - białko powierzchniowe wirusa, czyli białko kolca. Komórki będą wytwarzać białko, póki to mRNA będzie, a ono będzie niedługo. W ciągu godzin ulegnie inaktywacji, zostanie zdegradowane i nie będzie odkładane. Wytworzone białko wirusowe też ma ograniczony czas życia. Wywołało odpowiedź układu odpornościowego, który to białko zniszczy, a nawet gdyby tak się nie stało, to i tak nie będzie pełniło żadnej funkcji - wyjaśnił prof. Piasecki.

Jego zdaniem obaw nie powinniśmy mieć też co do szczepionek takich koncernów jak AstraZeneca czy Johnson & Johnson, choć powstają one na podstawie innej technologii.

To szczepionki wektorowe, gdzie wektorem jest osłabiony, niereplikujący się w organizmie adenowirus ludzki albo szympansa, który zmodyfikowano tak, żeby zamiast swoich białek eksponował na powierzchni białko S koronawirusa - wyjaśnił.

Ekspert wskazał, że również w tym przypadku materiał szczepionkowy będzie degradowany szybko. Układ odpornościowy zareaguje, wytworzy odporność i ta odporność zniszczy materiał szczepionkowy - dodał.

Skuteczność szczepionek

Prof. Piasecki zwrócił uwagę, że to, jak wysoka będzie skuteczność wszystkich szczepionek, okaże się dopiero po rozpoczęciu szczepień na naturalnej populacji.

Producenci chwalą się, że ich szczepionki mają skuteczność nawet powyżej 90 proc. Raporty mówią też, że testowane były na osobach zróżnicowanych wiekowo, także z chorobami współistniejącymi. W naturalnej populacji mamy jednak wiele osób, które są niezdiagnozowane, nie leczą się lub zażywają leki nieregularnie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak organizm zareaguje w tej sytuacji na podanie preparatu szczepionkowego. W tym przypadku skuteczność może być mniejsza, ale nie należy sądzić, że szczepionka będzie niosła jakieś niebezpieczeństwo. Nawet jeśli skuteczność będzie na poziomie 70 proc., to i tak będzie to świetny wynik - ocenił profesor.

Pytany o to, czy szczepionka może wywołać niepożądane reakcje u osób, które już przechorowały Covid-19, podkreślił, że nie ma informacji, aby wywoływała ona niekontrolowane wzmocnienie odpowiedzi.

Nie przewiduje się badania osób na obecność przeciwciał przed szczepieniem, co by było wskazane, gdyby były jakieś sugestie, że szczepienie może zaszkodzić takim osobom. Szczepienie najwyżej może być w takich sytuacjach nieskuteczne, bo przeciwciała osoby, która je wytwarza w wyniku przejścia zakażenia, od razu zniszczą szczepionkę. Spodziewać się możemy natomiast efektu wzmocnienia odporności - powstanie więcej przeciwciał, więcej komórek pamięci - mówił.

Nowa mutacja wirusa pojawiła się w Wielkiej Brytanii

Ekspert, odnosząc się do doniesień o nowym wariancie koronawirusa, zidentyfikowanym w Wielkiej Brytanii, stwierdził, że mutacje nie są niczym nowym i co jakiś czas się pojawiają. Jednak, jak podkreślił, SARS-CoV-2 mutuje zdecydowanie wolniej niż inne wirusy RNA, w tym wirus grypy.

Do mutacji może dojść, gdy wirus jest replikowany przez komórkę. Podczas tego procesu powstaje błąd i nowe kopie wirusa mają zmieniony materiał genetyczny. Koronawirusy mają jednak pewien mechanizm naprawczy - posiadają enzym, który częściowo naprawia te błędy. To odróżnia je na przykład od wirusów grypy, gdzie tej naprawy błędów nie ma - zauważył profesor.

Zwrócił przy tym uwagę, że mutacje, które do tej pory zidentyfikowano nie mają wpływu na obniżenie skuteczności powstałych szczepionek.

Celem wszystkich szczepionek jest wytworzenie przeciwciał na białko powierzchniowe wirusa, więc jeśli mutacja dotyczy czegoś innego niż to białko, to nie będzie to mieć żadnego znaczenia. Jeśli dotyczyłaby ona samego białka S i obszaru, na którym mają powstać przeciwciała i który wiąże się ludzkimi komórkami, to jeśli wirus zmutuje, może nie dojść do takiego powiązania, czyli wirus zmutowany straci zdolność do infekcji człowieka. Wtedy szczepionka co prawda nie będzie działać na wirusa, ale przestanie on nam zagrażać. Może być też tak, że powstanie kiedyś taka mutacja, która sprawi, że wirus nadal będzie aktywny u nas, a szczepionka nie będzie działała. Wtedy trzeba będzie zmienić jej formułę - wyjaśnił naukowiec

Dodał przy tym, że istnieją szczepionki przeciwko wirusom RNA, które są od wielu lat niezmieniane, np. na polio, odrę czy świnkę. Od wielu lat stosowane są takie same, od czasu do czasu udoskonalane, ale nie dlatego, że wirusy mutują - wskazał.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/polska/news-ekspert-jesli-zaszczepimy-20-30-proc-spoleczenstwa-wirus-moz,nId,4936993

Dlaczego szef firmy Pfizer się jeszcze nie zaszczepił?
18 Grudnia 2020, 16:05

Albert Bourla , dyrektor generalny firmy farmaceutycznej Pfizer, ujawnił, że nie zastosował własnej szczepionki przeciwko wirusowi i wyjaśnił powód swojej decyzji.

Szczepionka, opracowana przez firmę Pfizer we współpracy z niemiecką firmą BioNTech , jest pierwszą w Stanach Zjednoczonych zatwierdzoną do stosowania w nagłych wypadkach w celu zapobiegania Covid-19. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) zewzoliła na stosowanie szczepionki u osób w wieku 16 lat i starszych, a CDC oficjalnie zaleca jej stosowanie.

Każdy mógłby pomyśleć, że mając pod ręką szczepionkę przeciw COVID-19 , dyrektor generalny firmy Pfizer Albert Bourla, byłby jednym z pierwszych, którzy zostaną zaszczepieni, ale tak nie jest.

Jak wyjaśnił w wywiadzie dla CNBC, mając 59 lat i będąc w dobrym stanie zdrowia nie jest on w grupie szczególnego ryzyka a jego zdaniem "nie jest do końca właściwe, aby otrzymał szczepionkę przed innymi osobami, które potrzebują jej bardziej".

A. Bourla wyjaśnił, że z badań przeprowadzonych przez Pfizer wynika, że ludzie byliby bardziej skłonni do szczepień, gdyby najpierw zaszczepiono dyrektora generalnego firmy. Respondenci uważali, że szczepienie dyrektora generalnego firmy Pfizer byłoby bardziej decydujące, niż gdyby lek został przyjęty przez prezydenta elekta Joe Bidena .

- Mając to na uwadze, próbuję znaleźć sposób na zaszczepienie się, nawet jeśli nie jest to mój czas, aby okazać zaufanie do firmy - mówił.

Dyrektor Pfizer podkreślił również, że szczepionka spełnia wszystkie standardy i zachęcał ludzi do zaufania nauce.

-Jest to szczepionka, która została opracowana bez uciekania się od firmy mającej 171 lat doświadczenia (...) To szczepionka, która została opracowana w świetle reflektorów, w świetle dnia, a wszystkie dane są publicznie dostępne - mówił.

https://www.politykazdrowotna.com/68286,dlaczego-szef-firmy-pfizer-sie-jeszcze-nie-zaszczepil

COVID-19 rodzajem choroby autoagresywnej? Niepokojące ustalenia
Monika Mikołajska data publikacji: 18.12.2020, 12:13

Koronawirus skrywa przed nami wiele tajemnic. Lekarze i naukowcy wciąż nie wiedzą, dlaczego u niektórych osób rozwija się ciężka choroba, podczas gdy u innych występują tylko łagodne objawy lub nie ma ich wcale. Badacze z Uniwersytetu Yale wpadli jednak na pewien niepokojący trop. Możliwe, że organizm zamiast wirusa atakuje sam siebie. Ale dlaczego?

COVID-19 chorobą autoimmunologiczną wywołaną przez koronawirusa?

Zainteresowanie naukowców wciąż budzi fakt, w jaki sposób nasz układ immunologiczny reaguje na zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2. Wiadomo bowiem, że od tego w dużej mierze zależy rozwój i stopień ciężkości choroby.

Na ciekawy, ale niepokojący ślad wpadli uczeni z Uniwersytetu Yale. Ich badania (jeszcze nieopublikowane i niepoddane recenzji) sugerują, że pacjenci z ciężkim przebiegiem zakażenia SARS-CoV-2 wytwarzają autoprzeciwciała - przeciwciała, które zamiast walczyć z atakującym wirusem, niszczą własny układ odpornościowy i narządy. Już wcześniejsze badania wskazywały, że biorą one udział w tworzeniu niebezpiecznych skrzepów u pacjentów z COVID-19.

Teraz naukowcy z Yale odkryli, że u pacjentów ciężko przechodzących COVID-19 dochodzi do wytworzenia autoprzeciwciał, czy tzw. autoreaktywnych przeciwciał, które przyczepiają się do tych zaangażowanych w rozpoznawanie, ostrzeganie i usuwanie komórek zakażonych koronawirusem. W efekcie prowadzi to do zablokowania obrony przeciwwirusowej, co mogło skutkować nasileniem infekcji.

Autoprzeciwciała i jej związek z chorobami autoagresywnymi

Od lat wiadomo też, że autoprzeciwciała związane są z chorobami autoimmunologicznymi (należą do nich np. reumatoidalne zapalenie stawów, toczeń, choroba Hashimoto). Wciąż jednak nie znaleziono odpowiedzi na pytanie, dlaczego niektórzy rozwijają te przeciwciała. Podejrzewa się, że wpływają na to czynniki genetyczne i środowiskowe. Przyczyną chorób układu immunologicznego jest jednak nie tylko nieprawidłowa, czyli najczęściej zbyt agresywna reakcja układu odpornościowego. Mogą na nie wpływać również infekcje wirusowe.

"Obecność autoprzeciwciał sugeruje, że u niektórych pacjentów COVID-19 może być chorobą autoimmunologiczną wywoływaną przez koronawirusa" - pisze w Rebecca Aicheler, wykładowca immunologii na Cardiff Metropolitan University (Wielka Brytania).

Już na początku pandemii naukowcy informowali, że u pacjentów z zakażonych koronawirusem SARS-CoV-2, którzy nie cierpieli na żadne choroby autoagresywne, organizm wytworzył autoprzeciwciała. Później okazało się, że u pacjentów z ciężkim przebiegiem COVID-19 autoprzeciwciała mogą niszczyć interferony - ciała odpornościowe odgrywające kluczową rolę w zwalczaniu infekcji wirusowych.

Teraz uczeni z Yale postanowili zbadać, czy w organizmach pacjentów zakażonych koronawirusem znajdują się autoprzeciwciała i czy ich obecność może przyczyniać się do najpoważniejszych objawów COVID-19.

U ciężko chorych z COVID-19 autoprzeciwciała były bardzo częste

Zespół badaczy poszukiwał autoprzeciwciał u 170 hospitalizowanych pacjentów ciężko przechodzących infekcję koronawirusem. Następnie porównali je z autoprzeciwciałami zidentyfikowanymi u osób z łagodną lub bezobjawową infekcją, a także osób niezainfekowanych SARS-CoV-2.

Co się okazało? We krwi wielu hospitalizowanych pacjentów obecne były autoprzeciwciała, które mogły atakować interferony. Co więcej, obecne były też ciała mogące zakłócać funkcjonowanie innych ważnych komórek układu odpornościowego, w tym komórek NK i limfocytów T. Autorzy badania zwracają uwagę, że u ciężko chorych pacjentów z COVID-19 bardzo często obserwowano autoprzeciwciała.

Kolejna część projektu miała ustalić związek między przeciwciałami autoreaktywnymi a stopniem rozwoju COVID-19. Posłużyły temu badania na myszach. Po ich przeprowadzeniu ustalono, że obecność autoprzeciwciał rzeczywiście może przyczyniać się do wystąpienia ciężkiego przebiegu infekcji SARS-CoV-2. Naukowcy nie znaleźli żadnych autoprzeciwciał specyficznych dla COVID-19.

Zrozumienie mechanizmu, który "napędza" produkcję autoprzeciwciał, może pomóc w opracowaniu nowych metody leczenia COVID-19.

Wciąż jednak są pytania, na które nie znaleziono odpowiedzi. Naukowcy nie wiedzą, jak długo po ustąpieniu infekcji autoprzeciwciała te utrzymują się w organizmie. Nie jest też jasne, czy długotrwałe uszkodzenia powodowane przez autoprzeciwciała mogą wyjaśniać niektóre długotrwałe skutki zakażenia koronawirusem, czyli tzw. "długi ogon COVID-19".

https://www.medonet.pl/koronawirus/to-musisz-wiedziec,koronawirus--covid-19-i-choroby-autoimmunologiczne---zwiazek,artykul,41506777.html

https://www.medonet.pl/koronawirus-pytania-i-odpowiedzi/objawy-koronawirusa,przebieg-covid-19-dzien-po-dniu--naukowcy-wymieniaja-objawy,artykul,16762001.html

https://www.medonet.pl/koronawirus/to-musisz-wiedziec,choroba--ktora-sprawia--ze-jestes-dwukrotnie-bardziej-narazony-na-ciezki-przebieg-covid-19,artykul,01948418.html

https://www.medonet.pl/koronawirus/to-musisz-wiedziec,koronawirus--dlugotrwale-skutki-covid-19--czeste-objawy,artykul,71938989.html
« Ostatnia zmiana: Grudzień 20, 2020, 23:39 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #12 dnia: Grudzień 19, 2020, 23:55 »
Koronawirus w Polsce. Coraz więcej naukowców podpisuje się pod apelem do prezydenta. Chodzi o antyszczepionkowców
Tatiana Kolesnychenko 20 XII

Wielu naukowców podpisało się pod listem Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych (PTEiLChZ) skierowanym do prezydenta, premiera oraz ministra zdrowia. Środowisko medyczne apeluje, aby rządzący nie słuchali wątpliwych argumentów antyszczepionkowców, którzy prowadzą kampanię przeciwko szczepieniom na SARS-CoV-2. List właśnie doczekał się odpowiedzi MZ.

1. Zakaźnicy apelują: Nie słuchajcie antyszczepionkowców

Apel PTEiLCZ jest reakcją na list otwarty stowarzyszenia "Wolne Wybory" skierowany do prezydenta Andrzeja Dudy. Antyszczepionkowcy twierdzą, że z powodu masowych szczepień przeciwko SARS-CoV-2 może umrzeć więcej osób niż obecnie na COVID-19, ponieważ szczepionki mogą obniżyć naszą odporność na inne choroby. Pod listem podpisało się ponad 50 lekarzy oraz 12 profesorów.

Jak mówi prof. Robert Flisak, prezes PTEiLChZ, list antyszczepionkowców jest z niezrozumiałych powodów propagowany przez niektóre media. Dlatego zakaźnicy postanowili ponad tydzień temu opublikować swój apel do rządzących, w którym prostują nieprawdziwe informacje podawane przez antyszczepionkowców oraz zwracają uwagę, że pod ich listem nie podpisał się żaden ekspert w dziedzinie wakcynologii, epidemiologii, immunologii, a tym bardziej chorób zakaźnych.

Teraz pod apelem PTEiLCZ podpisało się dziesięć towarzystw naukowych i medycznych, w tym Naczelna Rada Lekarska, Polskie Towarzystwo Wakcynologiczne oraz Komitet Immunologii i Etiologii Zakażeń Człowieka PAN.

- Te towarzystwa reprezentują olbrzymie grono lekarzy i naukowców, przewyższających zarówno liczebnie, jak i pod względem kompetencji w zakresie chorób zakaźnych, wakcynologii i immunologii autorów listu ze stowarzyszenia "Wolne Wybory" - opowiada prof. Robert Flisiak.

- Uważam, że informacja o tym, że tak duże grono naukowców i lekarzy apeluje o zrobienie wszystkiego, co można dla idei szczepień przeciw SARS-CoV-2 zasługuje na większą uwagę. W przeciwnym wypadku w przestrzeni publicznej pozostanie przeświadczenie, że naukowcy i lekarze są przeciwnikami szczepień, gdy tymczasem informacja ta de facto będzie oparta o nieliczne głosy osób, które nie posiadają wystarczających kwalifikacji do kształtowania wiedzy i opinii publicznej w tym zakresie - podkreśla prof. Robert Flisiak.

2. "Wymarło małe miasteczko"

Narodowy program szczepień prawdopodobnie ruszy już pod koniec grudnia 2020 roku. W pierwszej kolejności zaszczepieni zostaną medycy oraz osoby z grup ryzyka.

- Cała filozofia anytszczepionkowców jest oparta na słowie "może". My natomiast patrzymy na to, co już jest tu i teraz. W tej chwili z powodu COVID-19 codziennie umiera prawie 500 osób. Proszę sobie wyobrazić, że tylko w listopadzie zmarło co najmniej 15 tys. ludzi. To tak, jakby wymarło małe miasteczko. Do tego dochodzą zgony osób chorych na inne choroby. Umierają, ponieważ nie mają dostępu do leczenia. Te dane nie są hipotetyczne, to nie jest to żadne "może". To są fakty, z którymi codziennie mierzymy się na pierwszej linii walki z epidemią - opowiada prof. Flisiak. - Dziwi mnie, że wśród lekarzy, którzy podpisali się pod listem, są osoby głośno manifestujące swój katolicyzm. Dopuszczanie do śmierci kolejnych tysięcy ludzi stoi w sprzeczności z piątym przekazaniem. Szkoda, że antyszczepionkowcy odmawiają przyjścia na oddziały covidowe. Zobaczyliby chorych, zależnych od tlenu i umierających. To nie są statyści... – dodaje.

3. Minister Niedzielski odpowiada na apel lekarzy

Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało na apel lekarzy:

"Jak powszechnie wiadomo przyspieszony harmonogram opracowywania szczepionek przeciw COVID-19 został narzucony przez wyzwania związane z walką z pandemią SARS-CoV2. Niemniej jednak zarówno szczepionki mRNA, jak i szczepionki wektorowe, przeszły wszystkie wymagane etapy badań nieklinicznych i klinicznych, a żaden z wymaganych etapów badań nieklinicznych na zwierzętach, ani trzech etapów badań klinicznych na ludziach nie został pominięty".

Pod odpowiedzią na apel skierowany przeciwko masowym szczepieniom podpisali się: minister zdrowia Adam Niedzielski, dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny Grzegorz Juszczyk oraz prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych i członek Rady Zarządzającej Europejskiej Agencji Leków Grzegorz Cessak.

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-w-polsce-coraz-wiecej-naukowcow-podpisuje-sie-pod-apelem-do-prezydenta-chodzi-o-antyszczepionkowcow

Czy oczyszczacze powietrza usuwają koronawirusy?
Katarzyna Grzęda-Łozicka 18 XII

Czy są urządzenia, które mogą pomóc w walce z koronawirusem w domu? Eksperci od samego początku zalecają, by jak najczęściej wietrzyć mieszkania. To może zmniejszyć ryzyko zakażenia koronawirusem nawet o 70 proc. Czy podobne efekty można uzyskać dzięki oczyszczaczom powietrza?

1. Czy domowe oszyszczacze powietrza usuwają koronawirusy?

Większość ludzi spędza ponad 90 proc. swojego życia w zamkniętych pomieszczeniach, zwłaszcza zimą. Roztocza kurzu, grzyby, smog, bakterie, wirusy - to wszystko krąży w powietrzu, którym oddychamy i może narażać nas na ewentualne zakażenie nie tylko drogą kropelkową. Również poprzez dotykanie powierzchni, na których potencjalnie mogą osiadać wirusy.

Eksperyment przeprowadzony przez prof. Suresha Dhaniyala z Clarkson University pokazał, jak dobra wentylacja może ograniczać rozprzestrzenianie aerozoli unoszących się w powietrzu.

"Aby zrozumieć, w jaki sposób koronawirus może się rozprzestrzeniać, rozpyliliśmy cząsteczki aerozolu o rozmiarach podobnych do tych emitowanych przez ludzi. Monitorowaliśmy je za pomocą czujników" - wyjaśnił prof. Dhaniyala. Symulacje przeprowadzono w sali o wymiarach 9 na 8 metrów zaopatrzonej w system wentylacji. Okazało się, że zanim rozpylone cząsteczki dotarły na koniec pomieszczenia, ich stężenie zmniejszyło się dziesięciokrotnie. Zdaniem autora badania może to dowodzić, że wentylacja redukuje ryzyko zakażenia wirusem w zamkniętych przestrzeniach.

Czy podobne efekty mogą dawać oczyszczacze powietrza? Eksperci wyraźnie studzą nadzieje - nie ma na to żadnych dowodów.

- Jeżeli mówimy o domowym oczyszczaczu powietrza, to nie ma on specjalnych działań filtrujących, zwłaszcza w kontekście drobnoustrojów. Jedyną funkcją, która potencjalnie mogłaby być pomocna jest to, że jeżeli mamy zanieczyszczone powietrze z dużą ilością pyłów, na których może potencjalnie osiadać i utrzymywać się koronawirus, to one będą je usuwać - mówi dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Katedry i Zakładu Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Podobnego zdania jest alergolog dr Piotr Dąbrowiecki, który przyznaje, że nie ma badań, które by dowodziły, że oczyszczacze powietrza powodują, że zmniejsza się ryzyko zakażenia koronawirusem.

- Natomiast, jeśli chodzi o zanieczyszczenia powietrza, czyli pył zawieszony, czy węglowodory aromatyczne, czy inne toksyczne, szkodliwe cząstki, które są emitowane przez otoczenie, w którym przebywamy, czy też zanieczyszczenia zewnętrzne, to oczyszczacze powietrza w tej kwestii się sprawdzają. Mają swoją sprawność, która jest przeliczeniem ilości litrów, które one filtrują na metr kwadratowy. Mają filtr HEPA, często filtr węglowy, który pochłania zanieczyszczenia i alergeny. Roztocza kurzu domowego, zarodniki grzybów pleśniowych, to jest cała mikroflora wewnątrz domów, która może być zmniejszona przy pomocy oczyszczacza - tłumaczy dr Piotr Dąbrowiecki, specjalista chorób wewnętrznych, alergolog z Wojskowego Instytutu Medycznego, przewodniczący Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na astmę, alergię i POChP.

- Jeśli mieszkamy razem to i tak cięgle wymieniamy miedzy sobą powietrze, aerozol z naszego układu oddechowego może być zainhalowany przez innego domownika i nie ma dowodów, że jeśli będzie w nim wirus, a powietrze jest filtrowane przez oczyszczacz, inny członek rodziny nie wciągnie go do płuc – dodaje ekspert.

2. Wietrzenie i nawilżanie pomieszczeń pomoże w walce z koronawirusem

Specjaliści podkreślają, że dużo pewniejsze efekty daje nawilżanie i częste wietrzenie mieszkań. Pomocne mogą być nawilżacze powietrza albo pojemniki z wodą zawieszone na kaloryferze. Suche powietrze w warunkach domowych, powoduje podrażnienia naszych dróg oddechowych.

- Renomowane, drogie oczyszczacze powietrza są bardzo dobre w przypadku alergików, np. przy astmie atopowej. Widzimy dobre efekty u naszych pacjentów z astmą. Natomiast jeśli chodzi o koronawirusa, wskazane jest przede wszystkim wietrzenie mieszkania, maksymalnie często i krótko. Najlepiej otworzyć okna na przestrzał na 1-2 minuty, im więcej razy w ciągu dnia tym lepiej - to prosta zasada - radzi prof. Robert Mróz, kierownik II Kliniki Chorób Płuc i Gruźlicy przy Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku.

3. Czy smog sprzyja rozprzestrzenianiu koronawirusa?

Pojawiły się głosy sugerujące, że smog może sprzyjać szybkiemu rozprzestrzenianiu się koronawirusa, a nawet ciężkiemu przebiegowi infekcji u zakażonych. Eksperci z brytyjskiego Office for National Statistics wysnuli tezę, że oddychanie smogiem, może o 6 proc. zwiększyć ryzyko zgonów wśród pacjentów z COVID-19. Dr Dąbrowiecki wyjaśnia, z czego może wynikać ta zależność.

- Nie ma dowodów na to, że cząstki pyłu zawieszonego przenoszą koronawirusa na swojej strukturze. Natomiast są badania, które wskazują, że w miejscach, gdzie jest duży poziom zanieczyszczeń wzrasta ryzyko chorób infekcyjnych, czyli organizm, który na poziomie błony śluzowej nosa walczy z pyłem zawieszonym i węglowodorami aromatycznymi, które drażnią jego nos, gardło, czy płuca, jest mniej odporny na wirusy i bakterie, które wnikają z zewnątrz czy wewnątrz - tłumaczy lekarz.

Alergolog przyznaje, że zanieczyszczenia powietrza mogą zwiększać podatność na infekcję układu oddechowego i pogarszać ich przebieg. To może oznaczać, że w miejscach, gdzie jest więcej zanieczyszczeń, może być więcej zachorowań na COVID-19.

- Wiemy, że dzieci, które mieszkają w zanieczyszczonej atmosferze chorują kilkukrotnie częściej niż dzieci, które mieszkają tam, gdzie jest czysta. To jest dowód na to, że coś jest na rzeczy. Natomiast nie jest tak, że wraz z dużą ilością pyłu zawieszonego koronawirus będzie szybciej wnikał do nosa, czy płuc i szerzył tam spustoszenie. Pamiętajmy jednak, że oddychanie nadmiarem zanieczyszczeń powietrza sprzyja infekcjom górnych i dolnych dróg oddechowych - podsumowuje dr Dąbrowiecki.

https://portal.abczdrowie.pl/czy-oczyszczacze-powietrza-usuwaja-koronawirusy

Koronawirus atakuje też mięśnie. Fizjoterapeutka apeluje, że coraz więcej ozdrowieńców wymaga długiej rehabilitacji ruchowej
Katarzyna Domagała 19 XII

Liczba powikłań pocovidowych u ozdrowieńców rośnie wraz z kolejnymi obserwacjami ekspertów. Jedne z najnowszych dotyczą zmian w tkance mięśniowej, o czym wcześniej mówiono niewiele. - Ozdrowieńcy często mają wzmożone napięcie mięśniowe i dlatego potrzebują nie tylko rehabilitacji oddechowej, ale i ruchowej – twierdzi fizjoterapeutka.

1. Powikłania po zakażeniu SARS-CoV-2 i long COVID-19

U coraz większej liczby ozdrowieńców z COVID-19 medycy obserwują tzw. powikłania poinfekcyjne. Co prawda, nie są one jeszcze dokładnie zbadane, ale na podstawie dotychczasowych informacji można mówić o kilku rodzajach objawów, które towarzyszą im bez względu na to, czy przechodzili infekcję ciężko czy bezobjawowo.

Niektórzy eksperci nazywają zespół tych objawów tzw. long COVID-19 (długi COVID-19) i tłumaczą zaburzeniami w układzie odpornościowym po zakażeniu. Zazwyczaj objawia się on chronicznym zmęczeniem, bólem głowy, osłabioną koncentracją, dusznościami, a nawet stanami lękowymi. Lista ta ciągle się wydłuża, a jedno powikłanie może pociągać za sobą drugie.

Na podstawie dotychczasowych badań specjaliści wyodrębnili 3 grupy najczęstszych powikłań po COVID-19 u dorosłych:

- uszkodzenie mózgu i powikłania neurologiczne i psychiatryczne (udary, stany lękowe, depresja, mgła mózgowa, zapalenie mózgu i rdzenia kręgowego, obniżenie zdolności poznawczych),

- uszkodzenie serca i powikłania kardiologiczne (uszkodzenie lub zapalenie mięśnia sercowego, zatory i zakrzepy żylne, zawał),

- uszkodzenie płuc i powikłania pulmunologiczne (zwłóknienie płuc, trudności w oddychaniu, duszność, zadyszki).

Z kolei u dzieci zespół objawów pocovidowych nazywany jest PIMS (Paediatric Inflammatory Multisystem Syndrome) lub MIS-C (Multisystem Inflammatory Syndrome in Children). Mowa o pediatrycznym wieloukładowym zespole zapalnym, który objawia się zwykle:

• wysoką gorączkę,

• różnego rodzaju zmianami skórne, najczęściej są to wysypki,

• nieuzasadnionymi bólami brzucha, pojawieniem się biegunki, wymiotów,

• opuchniętymi dłoniami i stopy.

Jedno z najnowszych badań informuje, że u dzieci, które były zakażone koronawirusem SARS-CoV-2, często może dochodzić do zaburzeń krzepliwości krwi.

2. Zaburzenia w układzie mięśniowym kolejnym z powikłań po COVID-19

Dr Agnieszka Wnuk-Scardaccione, fizjoterapeutka, twierdzi, że zauważyła u ozdrowieńców z COVID-19, których terapię prowadzi, jeszcze inny problem. Chodzi o długo utrzymujące się napięcie mięśniowe, jak ich również chroniczne osłabienie mięśni. Jej zdaniem może być to kolejny rodzaj powikłania pocovidowego.

"Ci pacjenci potrzebują nie tylko rehabilitacji oddechowej, o której się sporo mówi, ale i ruchowej – o czym już mówi się znacznie mniej. Obserwujemy duże zmiany napięciowe u ozdrowieńców" – powiedziała w rozmowie z PAP.

Specjalistka zauważyła, że do ośrodka, którym kieruje, w okresie drugiej fali pandemii zgłaszało się znacznie więcej osób, które potrzebowały i wymagały rehabilitacji ruchowej – ćwiczeń aktywizujących i zmniejszających napięcie. Dr Wnuk-Scardaccione zaznacza, że dotyczy to pacjentów młodych, jak i tych w starszym wieku. Z jej obserwacji wynika, że nawet młodzi pacjenci po powrocie do zdrowia i pozornym powrocie do formy, skarżą się na zmęczenie i bóle mięśni. Te obserwacje skłoniły ją do tego, by twierdzić, że COVID-19 osłabia układ mięśniowy podobnie jak grypa.

Fizjoterapeutka odniosła się również do kwestii skuteczności teleporad rehabilitacyjnych w dobie pandemii, gdy coraz więcej ozdrowieńców potrzebuje wsparcia właśnie w tym obszarze.

"Rehabilitacje online są możliwe tylko w niektórych przypadkach. Jeśli chodzi o teleporady rehabilitacyjne, mogą się sprawdzić np. w rehabilitacji oddechowej" – powiedziała.

3. Specjaliści stworzyli program rehabilitacyjny dla ozdrowieńców

Występowanie dolegliwości mięśni po COVID-19 oraz konieczność długiej rehabilitacji ruchowej u ozdrowieńców zauwyżyli również specjaliści ze szpitala MSWiA w Głuchołazach, którzy postanowili stworzyć specjalny program rehabilitacyjny przeznaczony specjalnie dla osób zmagających się z powikłaniami po infekcji wywołanej koronawirusem. Placówka przyjmuje pacjentów od września.

- Tworzyliśmy ten program z myślą o wszystkich osobach, które przeszły COVID-19 i wymagałyby rehabilitacji stacjonarnej. Są to zazwyczaj pacjenci po ciężkim przebiegu choroby, zwłaszcza ci, którzy byli hospitalizowani na oddziałach intensywnej terapii. U takich pacjentów często stwierdza się obniżoną tolerancję wysiłku, zaburzenia czynności wentylacyjnej, występującą duszność, a także objawy lęku i depresji. Również braliśmy pod uwagę osoby, które przeszły zakażenie skąpoobjawowo, ale wystąpiły u nich objawy związane z przewlekłymi bólami mięśni, głowy i stawów, ogólne osłabienie, zaburzenie koncentracji i pamięci - wyjaśnia prof. Jan Szczegielniak, autor programu rehabilitacyjnego.

Specjalista podziela też inne obserwacje dr Wnuk-Scardaccione - twierdzi, że rehabilitacji wymagały nie tylko osoby w podeszłym wieku lub zmagające się z innymi chorobami, ale również ludzie młodzi i na ogół zdrowi.

- Mamy pacjentów w sile wieku. Są to 30-40-latkowie, których życie COVID-19 wywrócił do góry nogami. Niestety, dla części osób wyleczenie zakażenia, to dopiero początek dramatu. Wracają ze szpitali do domu, ale nie są w stanie podjąć pracy, są zależni od swoich rodzin - twierdzi.

Prof. Szczegielniak jest przekonany, że rehabilitacja osób po COVID-19 szybko stanie się osobnym nurtem we współczesnej medycynie.

- Ciężko określić, jaka jest skala problemu, ponieważ brakuje pełnych danych opartych na wiarygodnych badaniach. Nadal nie wiemy, jak wiele osób cierpi na powikłania po COVID-19 – mówi prof. Szczegielniak. - Można jednak założyć, że nie u wszystkich wymagana będzie rehabilitacja stacjonarna. Część pacjentów wraca do zdrowia samodzielnie, innym wystarczą regularne wizyty u fizjoterapeuty. Jednak pewna grupa będzie wymagała rehabilitacji specjalistycznej na oddziałach stacjonarnych – tłumaczy prof. Jan Szczegielniak.  

4. Podwójne cierpienie pacjentów wymagających rehabilitacji

Dr Wnuk-Scardaccione zwraca uwagę na jeszcze jeden problem, który dotyczy pacjentów wymagających rehabilitacji jeszcze przed wybuchem pandemii. Na wiosnę nie mogli z niej korzystać, ponieważ wszelkie tego typu zabiegi zostały odwołane.

Jej zdaniem, jeśli ci pacjenci zarazili się koronawirusem i dzisiaj zmagają się z dodatkowymi problemami układu mięśniowego, doświadczają podwójnego cierpienia. Z jednej strony z powodu zaniedbanych problemów sprzed kilku miesięcy, z drugiej przez nowe komplikacje – pozostałości po zakażeniu SARS-CoV-2.

https://portal.abczdrowie.pl/koronawirus-atakuje-tez-miesnie-fizjoterapeutka-apeluje-ze-coraz-wiecej-ozdrowiencow-z-covid-19-wymaga-dlugiej-rehabilitacji-ruchowej?c=168&src01=8d289
« Ostatnia zmiana: Grudzień 22, 2020, 00:20 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #13 dnia: Grudzień 19, 2020, 23:55 »
Nowa mutacja koronawirusa. Niemiecki ekspert o nowym szczepie: już jest w Niemczech
OPRAC. KATARZYNA BOGDAŃSKA 21 XII

Odkrycie mutacji koronawirusa, która jest rzekomo bardziej zaraźliwa niż "oryginał”, wywołało wielką niepewność w Europie. Berliński wirusolog Drosten nie widzi powodu do niepokoju.


Wirusolog Christian Drosten, doradca rządu RFN ds. epidemiologicznych (dpa)

Wirusolog Christian Drosten zakłada, że ​​mutacja wirusa odkryta w Wielkiej Brytanii już dotarła do Niemiec. "Wcale się tym tak nie przejmuję” - zaznaczył wirusolog z berlińskiej kliniki Charité w rozmowie z Deutschlandfunkiem. Nie chce on jednak bagatelizować sytuacji i zaznacza, że – jak wszyscy – "ma jeszcze zbyt mało informacji”.

Informacje o 70-procentowo wyższym współczynniku infekcji w porównaniu z oryginalnym szczepem koronawirusa są szacunkowe. Informacje są bardzo wyrywkowe i nieudokumentowane naukowo - wyjaśniał Drosten. Brytyjscy naukowcy dali jasno do zrozumienia, że ​​muszą mieć czas przynajmniej do połowy tygodnia, aby przedstawić dokładne twierdzenia. Najważniejszą kwestią jest, czy odkryty szczep jest naprawdę łatwiejszy w transmisji – zaznacza prof. Drosten. Nie spodziewa się on, żeby zmutowany wirus zmniejszał skuteczność szczepień.

Według prof. Drostena, który jest doradcą rządu RFN ds. epidemiologicznych, należałoby również ustalić, czy zmutowany wirus rzeczywiście wywołał nową falę infekcji w południowo-wschodniej Anglii, czy też wariant ten ujawnił się w kontekście pandemii na tym obszarze - na przykład dlatego, że niektórzy mieszkańcy nie przestrzegali epidemicznych restrykcji.

Mutacja koronawirusa. "Niezły alarm”

Przemawia za tym fakt, że mutacja ta została odkryta już we wrześniu w Wielkiej Brytanii, a także w Australii, Niderlandach, Danii i Belgii. Jednak w tych ostatnich krajach nie nastąpił podobny rozwój, jak obecnie w Wielkiej Brytanii. Na przykład w Niderlandach najwyraźniej nie przyczynił się do większego wzrostu liczby infekcji.

Niemniej jednak ekspert jest pełen zrozumienia, że politycy są teraz bardziej ostrożni, "zwłaszcza że wiadomości nadchodzące z Anglii są bardzo poruszające. Trzeba wtedy reagować”. Berliński wirusolog stwierdził, ze informacje te wywołały "niezły alarm” i zaleca skorygowanie wszelkich przedsięwzięć, kiedy pojawią się inne wnioski.

(RTR/ma)
https://wiadomosci.wp.pl/koronawirus?abtest=application%7C__notest%7C&abtest=application%7C__notest%7C

Nowy szczep koronawirusa. Mutacja VUI-202012/01. Co o niej wiemy?
OPRAC. BARTOSZ KOŁODZIEJCZYK 21 XII

Nowy szczep koronawirusa. Wielka Brytania potwierdziła odkrycie nowej mutacji wirusa SARS-CoV-2. Odmiana VUI-202012/01 budzi strach wśród Europejczyków. Co oznacza nowa mutacja? Czy jest dla nas groźniejsza? Poniżej kilka faktów.

Nowy szczep koronawirusa zaskoczył cały świat. Wielka Brytania poinformowała 14 grudnia o stwierdzeniu nowej mutacji - VUI-202012/01. Nie jest to jedyny przypadek odkrycia zmutowanego szczepu wirusa SARS-CoV-2 na świecie (o kolejnym informowano ostatnio także w RPA - red.).

Nowy szczep koronawirusa. Mutacja VUI-202012/01. Popłoch w Europie

Czy nowy szczep koronawirusa VUI-202012/01 jest dla nas groźniejszy? Wielka Brytania na razie tego nie potwierdza. Naukowcy przypuszczają jednak, że mutacja koronawirusa rozprzestrzenia się dużo szybciej niż szczep, z którym mamy do czynienia od wybuchu epidemii w listopadzie 2019 roku.

To, że koronawirus VUI-202012/01 może roznosić się szybciej, mogą świadczyć liczby zakażeń w Wielkiej Brytanii. Ostatniej doby - w niedzielę 20 grudnia - padł tam dobowy rekord zakażeń. Odnotowano blisko 36 tys. nowych przypadków.

Zdolność do błyskawicznego rozprzestrzeniania się czyni mutację VUI-202012/01 poważnym problemem. Obawy o drastyczny przyrost zakażeń w Europie spowodowały, że wiele państw zawiesiło loty z Wielką Brytanią. Podobnie uczyniła też Polska, o czym poinformowano w niedzielę wieczorem. W poniedziałek w tej sprawie odbędzie się także pilne posiedzenie Rady Europejskiej.

Nowy szczep koronawirusa. Mutacja z Wielkiej Brytanii. Co wiemy o VUI-202012/01?

Nowy szczep koronawirusa stwierdzono w Wielkiej Brytanii. Pierwsze ślady nowej mutacji odkryto w październiku, podczas badania próbki, która została pobrana we wrześniu 2020 roku. Obecnie zakażenia mutacją VUI-202012/01 stanowią blisko 2/3 dziennej liczby zakażeń na Wyspach.

Zaniepokojenie budzą trzy czynniki, które naukowcy przypisują mutacji VUI-202012/01:

- Szybko zastępuje inne wersje wirusa,
- ma mutacje, które prawdopodobnie wpływają na ważną część wirusa,
- niektóre mutacje zwiększają zdolność koronawirusa do zakażania komórek.


Skąd mutacja VUI-202012/01? Do tej pory nie ma jednakowej odpowiedzi. Naukowcy z Wielkiej Brytanii dowodzą, że pojawiła się ona na w organizmie osoby, która nie miała wystarczająco silnego układu odpornościowego, by walczyć z koronawriusem. W ten sposób organizm ten stał się pożywką dla wirusa.

Czy nowy szczep koronawirusa jest dla nas groźniejszy? Tu też nie ma jednej odpowiedzi. Według ekspertów na razie nie ma danych, które stwierdzałyby większą śmiertelność wskutek zakażenia tym szczepem koronawirusa. Groźna może być sama zakaźność, która może doprowadzić do załamania wydolności służby zdrowia w państwach, gdzie potwierdzono zakażenia mutacją VUI-202012/01.

Zakażenia nowym koronawirusem potwierdzono już u kilku tysięcy osób. W samej Wielkiej Brytanii jest to ponad 1000 przypadków. Nowy szczep koronawirusa VUI-202012/01 pojawił się już także w Holandii, Austrii oraz w Danii. Ostatnim krajem, w którym potwierdzono zakażenie nowym szczepem wirusa SARS-CoV-2, są Włochy.

Nowy szczep koronawirusa. Mutacja VUI-202012/01. Wirus z Wielkiej Brytanii a szczepionka

W opinii naukowców, o czym w niedzielę informowali Niemcy, szczepionka firmy Pfizer-BioNTech działa również na nową mutację VUI-202012/01. Szczepionki, jak podkreślają eksperci, mają zdolność do odpierania ataków kilku pochodnych konkretnego wirusa.

Samych mutacji jest podobno już 17. Jeżeli ta informacja się potwierdzi, będzie oznaczać to, że szczepionki na COVID-19 będą musiały podlegać tej samej aktualizacji, co szczepionki na grypę.

https://wiadomosci.wp.pl/nowy-szczep-koronawirusa-mutacja-vui-202012-01-co-o-niej-wiemy-6588544820362048a

Nowy szczep koronawirusa. Czy jest już w Polsce?
TOMASZ MOLGA 21 XII

Odkrycie nowego szczepu koronawirusa w Wielkiej Brytanii jest mocnym argumentem za jak najszybszym rozpoczęciem masowych szczepień - uważa dr Rafał Mostowy z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tylko w ten sposób możemy zapobiec sytuacji, że ta lub któraś z kolejnych mutacji "ucieknie szczepionce".

- Reakcje rządów z blokowaniem połączeń lotniczych z Wielką Brytanią mogą okazać się spóźnione. Nowy szczep mógł już rozprzestrzenić się na wiele europejskich krajów. Czy jest w Polsce? Odpowiedź na takie pytanie byłaby czystą spekulacją. Nie wiemy. To kolejna lekcja z tej epidemii. Należy inwestować również w badania, jakie szczepy koronawirusa SARS CoV-2 odpowiadają za zachorowania w Polsce - mówi Wirtualnej Polsce dr Rafał Mostowy z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Według eksperta nieprzypadkowo to Brytyjczycy odkryli nowy szczep koronawirusa. Oprócz testów PCR starają się oni zebrać jak najwięcej informacji o genach zarazka odpowiadającego za COVID-19 w Wielkiej Brytanii.

Pojawienie się nowego szczepu koronawirusa wywołującego COVID-19 nie dziwi naukowców. Mutacje już się pojawiały w minionych miesiącach. Jedne odpowiadały za wzrost zachorowań w Ameryce Południowej czy USA, inna też była wersja wirusa, który wiosną zaatakował Włochy.

Nowy szczep wirusa ma 17 "udoskonaleń"

Zaskakuje za to skala zmiany wirusa opisywanego jako VUI-202012/01. Nowy szczep różni się od swoich krewnych aż 17 mutacjami. Dotąd naukowcy sądzili, że mutacje SARS-CoV-2 zachodzą w tempie około jednej do dwóch zmian miesięcznie.

- Dane o szybkim rozprzestrzenianiu nowego szczepu w południowo-wschodniej Anglii sugerują, że wirus zyskał nowe przewagi na tle innych szczepów. Stał się bardziej zaraźliwy, szybciej znajduje osoby podatne, a nowe zakażenia rozwijają się mimo wprowadzonych obostrzeń epidemicznych. To szczególny powód do zmartwienia - dodaje dr Rafał Mostowy.

Według danych brytyjskich ekspertów nowy szczep jest o 71 proc. bardziej zaraźliwy od poprzednich. "Dane o wskaźniku śmiertelności zostaną opracowane w ciągu dwóch tygodni" - taki dopisek znajduje się w notatce podsumowującej ustalenia brytyjskich urzędników i ekspertów. Szacują oni, że 60 proc. nowych zakażeń w Londynie odpowiada nowa mutacja wirusa.

Nowy szczep wirusa. "Czy ucieknie szczepionce?"

Dobrą wiadomością jest fakt, że w doniesieniach naukowych nie ma dowodów, że nowy szczep wirusa jest odporny na dostępne aktualnie szczepionki.

- Przy obecnej skali epidemii wirus ma ogromne możliwości ewolucji w nowe typy. Naszym celem powinno być jak najszybsze osiągnięcie odporności zbiorowej. Wówczas nawet doskonała mutacja może się nie rozprzestrzeniać. Nowo zmutowany wirus będzie natrafiał na osoby odporne. Jeśli szczepienia będą postępować wolno, istnieje ryzyko, że kolejna mutacja wirusa ucieknie szczepionce - mówi dalej dr Rafał Mostowy.

- Szczepionki Pfizera/BioNtech oraz Moderny opierają się na technologii mRNA, która zawiera kod genetyczny białek powierzchniowych wirusa. Znając nowe warianty wirusa SARS-CoV-2 w populacji, można relatywnie szybko tworzyć nowe typy szczepionek i nadążyć za ewoluującym zarazkiem - dodaje.

Koronawirus. Brytyjski mutant ma już groźnego krewnego

Niepokojące doniesienia z Republiki Południowej Afryki publikuje magazyn "Science". Potwierdzono tam obecność krewnego brytyjskiego szczepu koronawirusa, z mutacją opisywaną jaką "501Y.V2".

Według południowoafrykańskiego wirusologa prof. Tulio De Oliveiry ten wirus również szybko się rozprzestrzenia w społeczeństwie. Pierwsze analizy sugerują, że ten szczep częściej wywołuje ciężką postać COVID-19 u osób młodych. Jako przykład prof. De Oliveira przywołał przypadki organizowania uroczystości na uczelniach RPA, które skutkowały masowymi zakażeniami.

https://wiadomosci.wp.pl/nowy-szczep-koronawirusa-czy-jest-juz-w-polsce-6588695362173760a

Koronawirus u dzieci. COVID-19 może powodować powikłania neurologiczne. Nowe badania
Katarzyna Grzęda-Łozicka 20 XII

Coraz częściej słychać o powikłaniach u dzieci po przejściu zakażenia koronawirusem. Najnowsze badania wykazały, że może u nich dojść do powikłań neurologicznych. Polscy lekarze potwierdzają, że również oni obserwują najmłodszych, którzy w przebiegu COVID-19 mają objawy ze strony ośrodkowego układu nerwowego albo późne powikłania neurologiczne.

1. Powikłania neurologiczne u dzieci

Badania wykazały, że duża część dorosłych osób zakażonych koronawirusem wykazuje objawy neurologiczne. Okazuje się, że podobne zjawisko, choć w mniejszym nasileniu, jest obserwowane również wśród dzieci.

- Patrząc oczami klinicysty, w przebiegu PIMS (pediatryczny wieloukładowy zespół zapalny- przyp. red.) widzimy przede wszystkim objawy skórne i śluzówkowe, a potem podczas szczegółowych badań obserwujemy często cechy uszkodzenia mięśnia sercowego i nerek. Do tej pory mieliśmy bardzo niewiele przypadków zmian mózgowych u dzieci w przebiegu PIMS – mówi dr Wojciech Feleszko, pediatra i immunolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

To właśnie w przebiegu PIMS po raz pierwszy zidentyfikowano neurologiczne objawy zakażenia SARS-CoV-2 u dzieci.

Amerykańskie Towarzystwo Neuroradiologii Dziecięcej wystosowało międzynarodowe wezwanie do zgłaszania przypadków wskazujących na występowanie neurologicznych powikłań u najmłodszych (od kwietnia do września). Na tej podstawie po szczegółowej analizie potwierdzono 38 przypadków małych pacjentów z zaburzeniami neurologicznymi związanymi z zakażeniem SARS-CoV-2: 13 we Francji, 8 w Wielkiej Brytanii, 5 w USA, a pozostałe w Brazylii, Argentynie, Indiach, Peru i Arabii Saudyjskej.

Naukowcy podejrzewają, że zgłoszone przypadki to ułamek rzeczywistej skali problemu. U pacjentów zaobserwowano m.in. zmiany przypominające rozsiane zapalenie mózgu oraz zapalenie rdzenia kręgowego. Badanie zostało opublikowane w czasopiśmie medycznym "The Lancet".

- Te badania wskazują, że uszkodzenia w drobnych naczyniach sięgają też mózgu, co może prowadzić m.in. do uszkodzenia samego mózgu, czyli fachowo mówiąc encefalopatii. Oczywiście te przypadki są stosunkowo rzadkie, nie znaczy to, że każde dziecko zakażone koronawirusem będzie miało zmiany w mózgu, ale to sygnał, że takie zmiany mogą występować i w moim ośrodku takie dzieci widywaliśmy - tłumaczy dr Feleszko.

2. Bóle głowy i bóle w okolicach karku mogą świadczyć o powikłaniach neurologicznych u dzieci

Również polscy pediatrzy przyznają, że trafiają do nich dzieci z objawami ze strony ośrodkowego układu nerwowego w przebiegu zakażenia koronawirusem, jak i z późniejszymi powikłaniami.

- To są najczęściej bóle głowy, bóle w okolicach karku, uczęstotliwienie napadów padaczkowych, drgawki, cechy aseptycznego zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. Obserwowaliśmy dzieci, u których pierwszym objawem COVID-19 był np. silny ból głowy. Natomiast odnotowaliśmy również przypadki, kiedy objawy neurologiczne towarzyszyły zespołowi PIMS po przejściu infekcji jako jedne z całego szeregu wychwytywanych zmian wieloukładowych – mówi prof. Krzysztof Zeman, szef Kliniki Pediatrii, Immunologii i Nefrologii w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.

- Jeśli chodzi o neurologiczne objawy to mamy dzieci, u których występują m.in. drgawki w przebiegu COVID. Czasem nie jest to objaw niebezpieczny – mogą to być np. drgawki gorączkowe, ale część z nich wymaga dalszej precyzyjnej diagnostyki neurologicznej. Powikłania neurologiczne mogą występować w przebiegu PIMS, ale mogą być też wynikiem koincydencji. PIMS występuje najczęściej ok. 4-6 tygodni po COVID, natomiast powikłania neurologiczne widujemy częściej już w ostrej fazie choroby - dodaje dr Lidia Stopyra, pediatra i specjalista chorób zakaźnych.

3. Dr Stopyra: "COVID u dzieci bywa zdradliwy"

Dr Stopyra zwraca uwagę na to, że na razie lekarze nie obserwują w przypadku dzieci trwałych powikłań, większość to zmiany ustępujące.

- To wszystko wymaga jeszcze obserwacji, bo większa fala zachorowań u dzieci zaczęła się dopiero od października, więc ten czas obserwacji jest jeszcze zbyt krótki, żeby mówić o dalekich konsekwencjach. Najprawdopodobniej te ciężkie powikłania dotyczą 1 na kilkaset dzieci zakażonych. Teraz jest więcej takich przypadków, bo choruje też dużo więcej dzieci niż wiosną - mówi pediatra.

- W obecnej sytuacji epidemiologicznej, jeżeli dziecko ma gorączkę, bóle głowy, wysypki, rodzice powinni skonsultować to z lekarzem. Apelowałabym do rodziców i lekarzy o dużą czujność, żeby czegoś nie przeoczyć, bo COVID u dzieci przebiega dość zdradliwie i musimy też być wyczuleni na nowe objawy - ostrzega dr Stopyra.

4. "To, co się dzieje w naczyniach krwionośnych, będzie miało swoje konsekwencje za kilka czy kilkanaście lat"

Na początku pandemii COVID-19 dzieci wydawały się być w dużej mierze niedotknięte zagrożeniem związanym z chorobą. W ostatnim czasie coraz częściej pojawiają się jednak doniesienia o powikłaniach po zakażeniu koronawirusem również u najmłodszych.

- Do tej pory ten przebieg reakcji zapalnej u dzieci wyglądał łagodniej niż u dorosłych. Ale coraz więcej wskazuje na to, że u dzieci, podobnie jak u dorosłych, tyle że w mniejszym natężeniu, występują powikłania wielonarządowe. Ostatnio pojawiły się doniesienia o aktywacji układu dopełniacza u dzieci związanej z nasileniem zmian zapalnych, a w szczególności uszkodzeniu naczyń nerkowych. Autorzy tej pracy zastanawiają się, czy w przypadku dzieci nie widzimy w ostrym zachorowaniu tylko wierzchołka góry lodowej, a to, co się dzieje w naczyniach, będzie miało swoje konsekwencje za kilka czy kilkanaście lat. Dziecko ma łagodne objawy ze strony dróg oddechowych, nikt nie robi mu szczegółowych badań krwi na aktywność dopełniacza czy tomografii, ale być może przy głębszej diagnostyce okazałoby się, że takie zmiany występują. Czas pokaże. I to prawdopodobnie nieprędko - wyjaśnia dr Feleszko.

- Przestajemy wierzyć, że dzieci są kompletnie bezobjawowe. To jest bardzo ważne doniesienie w kontekście tego, czy warto się szczepić po to, by chronić swoich najbliższych, także i dzieci. W wakcynosceptycznej Polsce już niebawem przekonamy się, jakie skutki może przynieść nieszczepienie - podsumowuje ekspert.

https://parenting.pl/koronawirus-u-dzieci-covid-19-moze-powodowac-powiklania-neurologiczne-nowe-badania

https://parenting.pl/koronawirus-badanie-to-covid-19-powoduje-u-dzieci-grozny-syndrom-pims-ts-choroba-ma-autoimmunologiczne-podloze

https://parenting.pl/lekarze-potwierdzili-pierwszy-przypadek-zachorowania-na-pmis-ts-w-polsce-choroba-jest-wynikiem-powiklan-po-koronawirusie-u-dzieci

https://parenting.pl/covid-przeszedl-bezobjawowo-6-letni-kazimir-mial-pims-ts
« Ostatnia zmiana: Grudzień 21, 2020, 23:48 wysłana przez Orionid »

Online Orionid

  • Moderator
  • *****
  • Wiadomości: 22294
  • Very easy - Harrison Schmitt
Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #14 dnia: Grudzień 20, 2020, 23:49 »
Szef BioNTech: Nasza szczepionka będzie skuteczna na nowy szczep koronawirusa
Opracowanie: Sara Bounaoui 21 XII

Szef BioNTech Ugur Sahin powiedział w poniedziałek w wywiadzie dla Bild TV, że jest przekonany, iż szczepionka opracowana przez jego firmę i Pfizera będzie skuteczna na nowy szczep koronawirusa, który pojawił się w Wielkiej Brytanii.

Sahin dodał, że jego firma podejmie w najbliższych dniach badania nad zmutowaną wersją wirusa, ale podejdzie do tego "z dużą dozą spokoju".

Wcześniej w poniedziałek Europejska Agencja Leków (EMA) i Komisja Europejska wydały zgodę na dopuszczenie do obrotu w Unii Europejskiej szczepionki przeciw Covid-19 firm Pfizer i BioNTech

EMA podała, że szczepionka przeciw Covid-19 firm BioNTech i Pfizer, która nosi nazwę Comirnaty, wykazała skuteczność na poziomie 95 proc. w badaniach klinicznych.

Nowy szczep koronawirusa poddawany jest badaniom

Ekspertka Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Maria Van Kerkhove zapowiedziała, że więcej informacji na temat nowego szczepu koronawirusa powinno się pojawić w najbliższych dniach. Na razie nie ma dowodów na to, że powoduje on cięższy przebieg choroby - oświadczyła.

Nowy typ koronawirusa jest bardziej zaraźliwy niż jego niezmutowana wersja. Naukowcy badają teraz, jak reagują na niego antyciała, a wyniki tych analiz powinny być dostępne za kilka dni lub tygodni - powiedziała Van Kerkhove.

Ekspert WHO ds. sytuacji nadzwyczajnych Mike Ryan oznajmił, że trwają też badania, mające ustalić, czy nowy szczep wirusa reaguje na opracowane niedawno szczepionki, które - jak dodał - powinny uodparniać na dość szerokie spektrum odmian koronawirusa.

W Wielkiej Brytanii w ciągu ostatniej doby wykryto 33 364 nowe zakażenia koronawirusem oraz zarejestrowano 215 kolejnych zgonów z powodu Covid-19, ale brytyjskie władze nie poinformowały, jaką część z tych zakażeń stanowi nowa odmiana wirusa, która rozprzestrzenia się głównie w południowo-wschodniej Anglii, choć niektóre szacunki wskazują, że w Londynie może to być nawet 60 proc.

Źródło: RMF FM/PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/szczepienia-przeciw-covid19/news-szef-biontech-nasza-szczepionka-bedzie-skuteczna-na-nowy-szc,nId,4941095

Poznańscy naukowcy opracowali test, który rozróżnia Sars-CoV-2 i grypę przy jednym badaniu
21 XII Anna Karczewska

Zakażenia koronawirusem Sars-COV-2 i wirusem grypy dają podobne objawy, przez co mogą zmylić zarówno pacjentów jak i lekarzy. Konieczne jest przeprowadzenie testów, które potwierdzą lub wykluczą oba wirusy. Poznańscy naukowcy opracowali specjalny test, który pozwala na rozróżnienie tych dwóch rodzajów wirusów przy jednym badaniu. To pierwszy taki polski test, który wejdzie na rynek.

Powstanie testu MediPAN-COVID+Flu to efekt współpracy naukowców z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN z firmami Polpharma i Medicofarma. Jest pierwszym polskim różnicującym testem genetycznym, który pozwala na szybkie, proste i przede wszystkim wiarygodne odróżnienie zakażeń Sars-CoV-2 od grypy. Co ciekawe, jego cena jest podobna do testów wykrywających wyłącznie Sars-CoV-2.

Testy antygenowe i pulsoksymetry trafią do wielkopolskich DPSów

Powstanie testu jest bardzo ważne, ponieważ oba wirusy dają podobne objawy, jednak leczenie zakażeń jest zróżnicowane. Obecnie lekarze muszą wykonywać dwa testy, które potwierdzą lub wykluczą zakażenie jednym lub drugim wirusem. Jeden test pozwalający na rozróżnienie wirusów przy jednym badaniu znacznie poprawi i przyspieszy kwestię diagnozy.

To szczególnie cenne w sytuacji, która jest spodziewana w pierwszym kwartale 2021 roku, kiedy to trzecia fala koronawirusa pokryje się ze szczytem zachorowań na grypę.

W ten sposób nie tylko możliwe będzie skuteczne i szybkie testowanie w kierunku poszczególnych zakażeń, ale także pozytywnie wpłynie na kwestie logistyczne. Nie będzie konieczności odwiedzania przez pacjentów różnych punktów poboru, skróci się czas pracy diagnostów i zmniejszy wykorzystanie infrastruktury laboratoryjnej.

Przy tworzeniu testu zadbano, by wynik był wiarygodny i nie powstawały wyniki fałszywie negatywnych w związku z nieprawidłowym pobraniem materiału do badania.

"Test genetyczny MediPAN-COVID+Flu jest przeznaczony do wykrywania dwóch specyficznych genów SARS-CoV-2 oraz po jednym genie specyficznym dla grypy A i grypy B. Zestaw został skonstruowany tak, aby w jednym reakcyjnym dołku wykrywać wirusa SARS‑CoV‑2 i wirusa grypy. Równocześnie, jest on wyposażony w kontrolę prawidłowości wymazu, aby uniknąć wyników fałszywie negatywnych, związanych z nieprawidłowym pobraniem materiału od pacjenta" wyjaśnia PAN.

Czułość reakcji wykrywających wirusa określono na >99 proc., a czas reakcji to około godziny. Interpretacja wyniku także jest prosta, by nie budzić wątpliwości. Można także wykorzystywać te same urządzenia diagnostyczne, co do testu na Sars-CoV-2, dzięki czemu nie trzeba tworzyć nowych podstaw wyposażenia laboratoriów.

Test poznańskich naukowców ma trafić na rynek na początku 2021 roku.

Źródło: www.codziennypoznan.pl
https://www.onet.pl/informacje/codziennypoznanpl/poznanscy-naukowcy-opracowali-test-ktory-rozroznia-sars-cov-2-i-grype-przy-jednym/zx7qkvh,30bc1058

8-letnia Zuzia trafiła do szpitala w ciężkim stanie z powodu PIMS. Wcześniej nikt nie wiedział, że była zakażona koronawirusem
Katarzyna Grzęda-Łozicka 21 XII

Nie wiadomo, kiedy Zuzia przeszła zakażenie koronawirusem. Wiadomo, że ma przeciwciała, które potwierdzają przebycie infekcji. 8-latka na początku grudnia trafiła na OIOM w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki. Lekarze zdiagnozowali u niej PIMS. Zuzia ma duże zmiany w płucach, sercu i nerkach, ale z każdym dniem jej stan się poprawia.

1. 8-latka zachorowała na PIMS po bezobjawowym przejściu zakażenia koronawirusem
- Czuję się dobrze, ale było bardzo ciężko - mówi 8-letnia Zuzia. Dziewczynka jest bardzo słaba, ale powoli wraca do zdrowia. Nadal jest w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.

30 listopada dziewczynka zaczęła gorączkować, trzeciego dnia temperatura wzrosła do 39,5 stopni. Nie udawało się jej zbić nawet po podaniu środków przeciwgorączkowych. Rodzice działali szybko, pojechali pediatry, który zlecił badania krwi i moczu. W czwartym dniu Zuzia zaczęła mieć problem z oddawaniem moczu.

- Kiedy lekarz zobaczył te wyniki, stwierdził, że to nie nadaje się do leczenia domowego i skierował nas do szpitala w Łęczycy. W szpitalu powtórzono badania i ponownie wyniki były bardzo złe. Wtedy też stwierdzono, że ma przeciwciała, co oznaczało, że musiała przejść koronawirusa. Pani doktor z oddziału pediatrii powiedziała, że oni nie są szpitalem specjalistycznym, żeby leczyć wszystkie powikłania, do których doszło, w związku z tym w nocy z 4 na 5 grudnia zostaliśmy przetransportowani karetką do szpitala w Łodzi - opowiada Justyna, mama Zuzi.



Zuzia ma 8 lat (arch. prywatne)

2. PIMS uszkodził płuca, nerki i serce. Dziewczynka musiała być zaintubowana

Mama z drżeniem w głosie przyznaje, że trafili do Centrum Zdrowia Matki Polki dosłownie w ostatniej chwili. Niedługo po przyjęciu stan dziewczynki zaczął sie pogarszać dosłownie z godziny na godzinę. Wieczorem w stanie ciężkim została przeniesiona na OIOM.

- Lekarze stwierdzili, że to PIMS. Były zaatakowane nerki, serce i płuca, w zasadzie wszystkie najważniejsze narządy. Ja nie mogłam już tam z nią być, więc wróciłam do domu i byłam cały czas pod telefonem. Kiedy zadzwoniłam o godzinie 24:00 lekarka powiedziała, że stan Zuzi jest bardzo ciężki, ale stabilny. Rano dowiedziałam się, że jest dużo gorzej. Lekarze musieli ją intubować, bo nie była w stanie samodzielnie oddychać, tak bardzo płuca były zniszczone. Wtedy czas się zatrzymał. Zupełnie nie wiedzieliśmy, co robić, żyliśmy od telefonu do telefonu i tak przez 2 dni - wspomina łamiącym głosem pani Justyna.

Dopiero we wtorek pojawiło się światełko w tunelu. Lekarzom udało się wybudzić dziewczynkę i odłączyć od respiratora. Dzień później wróciła na oddział pediatryczny, gdzie mogła być już z mamą.

- Przyznaję, że jak ją wtedy zobaczyłam, to trochę się załamałam. Kilka dni wcześniej widziałam zdrowe dziecko, a chwilę później w takim stanie... Była bardzo słaba, miała wysuszoną skórę, zapadnięte oczy. Była podłączona do maszyny, która badała cały czas tętno, ciśnienie - opowiada mama.

Na szczęście Zuzia niewiele pamięta z najtrudniejszej fazy choroby.

- Pamięta takie momenty, jak trafiłyśmy na pediatrię, jeszcze przed OIOM-em. Jak opowiadałam, że posprzątałam jej pokój, to się zdziwiła i pytała, kiedy ja byłam w domu. Nie wiedziała nawet, że mnie nie było. Te 5 dni ma z życia wyjęte, ale poza tym wszystko pamięta.

3. Zuzia marzy, żeby iść na basen

Choroba Zuzi była dla rodziców szokiem. Mama przyznaje, że nie mieli pojęcia, że dziewczynka mogła być zakażona koronawirusem.

- To tak szybko postępowało, że nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybyśmy nie zostali od razu skierowani do szpitala. Wystarczy kilka godzin, aby PIMS wyniszczył organizm. Pamiętam też, że jak Zuzia miała już wysoką gorączkę, to pytałam, czy jej się ciężko oddycha, czy ją boli głowa albo plecki, a ona mówiła, że nie, że jest tylko zmęczona. Te pierwsze objawy były bardzo niespecyficzne. Takim niepokojącym sygnałem było dla mnie to, że ta gorączka nie spadała po podaniu leków. Druga rzecz, na którą chciałabym uczulić rodziców, to jak dziecko przestaje oddawać mocz, to też może być znak, że dzieje się coś złego - opowiada mama 8-latki.

Zuzia nadal jest bardzo słaba, powoli próbuje chodzić. W związku z intubacją początkowo miała problem z mówieniem, ale z każdym dniem jest lepiej. Zaczęła rysować, poprosiła, żeby jej przywieźć książki. Udało się jej nawet połączyć z przyjaciółmi z klasy. Mama opowiada, że dzieci tak bardzo ucieszyły się, że ją widzą, że część z nich płakała.

Lekarze przyznają, że to był jeden z najpoważniejszych przypadków PIMS, z którym do tej pory mieli do czynienia. Na razie nie wiadomo, jak długo dziewczynka będzie musiała zostać w szpitalu.

- To jest zupełnej drugorzędne. Mogę tu spędzić święta, bylebym tylko wiedziała, że jak wyjdziemy, to już będzie dobrze. Chociaż Zuzia bardzo by chciała wrócić do domu, zwłaszcza, że czekają już na nią prezenty. Marzy też, żeby wrócić na basen, bo uwielbia pływać. Nie chcemy się jednak nastawiać, wiadomo, że najważniejsze jest zdrowie - podkreśla mama 8-latki.

https://parenting.pl/8-letnia-zuzia-trafila-do-szpitala-w-ciezkim-stanie-z-powodu-pims-wczesniej-nikt-nie-wiedzial-ze-byla-zakazona-koronawirusem

Koronawirus wchodzi do mózgu? Niepokojące badania
OPRAC. BARTOSZ KOŁODZIEJCZYK 22 XII

Koronawirus. Niepokojące wyniki badań opublikowano w piśmie "Neurobiology of Disease". Naukowcy próbowali odpowiedzieć na pytanie o to, czy koronawirus może wnikać do mózgu.

Koronawirus wciąż zaskakuje. W ostatnich dniach głośno jest o nowym szczepie, który spowodował duży wzrost zakażeń w Wielkiej Brytanii. Tymczasem badania, które ukazały się w czasopiśmie naukowym "Neurobiology of Disease", mogą budzić jeszcze większy niepokój.

Koronawirus. COVID-19 wnika do mózgu? Niepokojące wyniki badań

Naukowcy, pod kierunkiem prof. dr. Servio H. Ramireza z Lewis Katz School of Medicine w Temple University, próbowali odpowiedzieć na pytanie o to, czy koronawirus wnika do mózgu.

Wyniki badań są zdumiewające. Przeprowadzone przez naukowców testy dowodzą, że biało szczytowe (S) może przełamywać barierę krew-mózg.

Co to oznacza w praktyce? Jeżeli białko szczytowe koronawriusa naruszy barierę krew-mózg może sprawić to, że będzie ona nieszczelna.

Do podobnych wniosków doszła inna grupa naukowców, która na łamach pisma "Nature Neuroscience" opublikowała wyniki badań, które przeprowadzono na myszach. Badacze dowiedli, że biało spike (S1) koronawirusa również może przenikać przez barierę krew-mózg.

Ta informacja budzi zaniepokojenie wśród naukowców, ponieważ oznacza to, że do mózgu może wniknąć także koronawirus, a białko spike (S1) odpowiada za zakażanie kolejnych komórek. Samo białko, zdaniem naukowców, może spowodować duże szkody w mózgu.

Koronawirus wnika do mózgu? Konsekwencje mogą być poważne

Badacze nie widzą jeszcze, czy cząstki białka mogą oddzielać się od koronawirusa. Jak zauważają, jego działania (białka spike - red.) jest bardzo podobne do białka gp120 HIV. - To było jak deja vu - mówi prof. William A. Banks, autor publikacji, który wcześniej zajmował się badaniem białka gp120 odpowiadającego za chorobę Alzhaimera i HIV.

W opinii naukowców przenikanie koronawirusa do mózgu może być przyczyną wielu dolegliwości, których doświadczają zakażeni. - Wiemy, że osoby z COVID mają kłopoty z oddychaniem, co ma związek z infekcją płuc, ale dodatkowe wyjaśnienie może być takie, że wirus wchodzi w ośrodki oddechowe w mózgu i tam też powoduje problemy - zaznaczają autorzy badania.

Jak podkreślają, wyniki badań przeprowadzonych na myszach nie zawsze pokrywają się z tymi u ludzi. Badacze sprawdzili oddziaływanie białka spike (S1) na laboratoryjnym modelu ludzkiej bariery krew-mózg i nie zaobserwowali wielkiego przenikania. Jednak, w ich opinii, takie wyniki też nie odpowiadają tym, które można uzyskać z żywego organizmu.

Źródło: PAP
https://wiadomosci.wp.pl/koronawirus-wchodzi-do-mozgu-niepokojace-badania-6589049110027072a

Ekspert o nowym szczepie koronawirusa: Za dużo wokół niego wrzawy, bądźmy spokojni
Opracowanie: Nicole Makarewicz 22 grudnia (06:27)

Włoski specjalista chorób zakaźnych profesor Matteo Bassetti z Genui apeluje o spokój w związku z wykryciem nowej odmiany koronawirusa w Wielkiej Brytanii. Jego zdaniem jest wokół niej „za dużo wrzawy”.

Bądźmy spokojni. Nie stoimy w obliczu nowego wirusa, ale tego samego lekko zmutowanego i może bardziej szerzącego się. Szczepionki działają także w przypadku tej odmiany. Jest za dużo wrzawy, za dużo. To kakofonia, której nie da się słuchać- napisał w mediach społecznościowych profesor Bassetti, który jest dyrektorem kliniki chorob zakaźnych w szpitalu San Martino w stolicy Ligurii. Jego słowa cytują włoskie media.

Podkreślił, że tzw. angielska odmiana wirusa albo inne podobne mutacje według wszelkiego prawdopodobieństwa krążą już w wielu innych krajach. Pierwszy we Włoszech przypadek zakażenia tą nową odmianą Sars-CoV-2, , przypomniał lekarz, potwierdzono w niedzielę.

A zatem wstrzymanie lotów do i z Wielkiej Brytanii wydaje się podobnym krokiem do tego, jaki zrobiono w zimie w przypadku Chin"  stwierdził specjalista przywołując zawieszenie komunikacji lotniczej z tym krajem w styczniu.

Dodał: Wtedy wirus był już u nas, a my szukaliśmy go u osób ze skośnymi oczami.

Bassetti zauważył też: Jest wiele publikacji naukowych, które udokumentowały różne typy mutacji Sars-CoV-2, bez takiej emfazy, jak w ostatnich 24 godzinach.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/komentarze-ekspertow/news-ekspert-o-nowym-szczepie-koronawirusa-za-duzo-wokol-niego-wr,nId,4942451

Nowa mutacja koronawirusa. Pfizer i Moderna sprawdzają, czy ich szczepionki są skuteczne
Opracowanie: Magdalena Partyła 22 grudnia (10:13)

Pfizer i Moderna sprawdzą, czy produkowane przez nie szczepionki przeciw Covid-19 są skuteczne również w przypadku nowej mutacji koronawirusa odkrytej w Wielkiej Brytanii - poinformowała telewizja CNN.

Jak podała w komunikacie Moderna, której szczepionka została dopuszczona do użytku w USA w ubiegłym tygodniu, firma spodziewa się, że pojawienie się nowej mutacji wirusa nie wpłynie na skuteczność jej preparatu.

"Opierając się na dotychczasowych danych, oczekujemy, że odporność wywoływana przez szczepionkę Moderny będzie chronić przed opisanymi niedawno wariantami w Wielkiej Brytanii; w nadchodzących tygodniach dokonamy dodatkowych testów, by potwierdzić to założenie" - podała amerykańska firma w oświadczeniu.

Z kolei Pfizer oznajmił, że jest w trakcie "generowania danych" na temat skuteczności szczepionki przeciwko szczepowi z Wielkiej Brytanii za pomocą próbek krwi od zaszczepionych osób.

Obie spółki zaznaczyły, że produkowane przez nie preparaty wykazywały skuteczność przeciwko różnym dotychczasowym mutacjom koronawirusa.

Większość ekspertów oczekuje, że nowy wariant koronawirusa nie będzie bardziej odporny na obecne szczepionki. Analizy i badania na ten temat trwają jednak w wielu ośrodkach, w tym m.in. w wojskowym ośrodku badawczym Walter Reed w stanie Maryland w USA.

W odróżnieniu od wielu innych państw USA nie wprowadziły dotąd dodatkowych ograniczeń dotyczących przyjezdnych z Wielkiej Brytanii. Według CNN Biały Dom rozważa jednak nałożenie obowiązku okazania negatywnego wyniku testu na koronawirusa przy wjeździe na terytorium USA.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-nowa-mutacja-koronawirusa-pfizer-i-moderna-sprawdzaja-czy-ic,nId,4942577

Szef BioNTech: Jesteśmy w stanie przygotować nową szczepionkę w ciągu 6 tygodni
Opracowanie: Magdalena Partyła 22 grudnia (10:54)

Szef koncernu BioNTech Ugur Sahin zapewnił, że w razie potrzeby opracowana już szczepionka przeciw Covid-19 może zostać dostosowana do nowego wariantu koronawirusa w ciągu sześciu tygodni. Sahin uważa jednak, że taka konieczność nie zajdzie.

Niemiecki biznesmen skomentował w ten sposób doniesienia o nowym i potencjalnie bardziej zaraźliwym wariancie koronawirusa, wykrytym w Wielkiej Brytanii.

Jesteśmy w stanie technicznie dostarczyć nową szczepionkę w ciągu sześciu tygodni. Piękno technologii matrycowego RNA (mRNA) polega na tym, że możemy od razu zacząć opracowywać szczepionkę, która całkowicie imituje nową mutację - powiedział Sahin podczas konferencji prasowej w siedzibie firmy w Moguncji.

Sahin powiedział, że choć nie wie tego na pewno, to prawdopodobieństwo, że opracowana już przez BioNTech szczepionka przeciw Covid-19 będzie chronić także przed zmutowaną wersją wirusa, jest "stosunkowo wysokie". Zapewnił, że firma prowadzi badania na ten temat.

Sahin zapowiedział, że przed końcem roku do państw Unii Europejskiej dostarczonych zostanie 12,5 mln dawek szczepionki. Według planów Komisji Europejskiej wszystkie państwa członkowskie mają zacząć szczepienia w dniach 27-29 grudnia.

Dopuszczony w poniedziałek do obrotu przez Europejską Agencję Leków preparat BioNTech i amerykańskiego Pfizera to pierwsza w historii szczepionka korzystająca z technologii mRNA. Polega ona na wykorzystaniu sekwencji RNA do zakodowania białka patogenu, by wywołać odpowiedź układu odpornościowego.

Źródło: PAP
https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/najnowsze-fakty/news-szef-biontech-jestesmy-w-stanie-przygotowac-nowa-szczepionke,nId,4942602
« Ostatnia zmiana: Grudzień 22, 2020, 23:36 wysłana przez Orionid »

Polskie Forum Astronautyczne

Odp: Wiadomości naukowe
« Odpowiedź #14 dnia: Grudzień 20, 2020, 23:49 »