Kiedyś dyskutowaliśmy kwestię szybkości opadania. 10 m/s to może być już dużo, ale z kolei nie schodziłbym poniżej pewnej minimalnej prędkości, powiedzmy 5 m/s. To ważne ze względu na prądy wstępujące. Wystarczy parę kumulusów z kominami termicznymi lub co gorsza jakieś silne pionowe prądy wyżej przy burzliwej pogodzie i będziemy mieli paralotnię latającą Bóg wie gdzie i jak długo. Czas opadania gondoli powinien byc skrócony do minimum [w granicach rozsądku].
Co do spadochronu, to stosowanie pilocika wydaje mi sie mało potrzebne, w końcu czasza już jest rozpostarta. Natomiast wypatrzyłem inne pożyteczne rozwiazanie: rozpórka-pierścień porzadkująca linki spadochronu, zapobiegająca ich splataniu czy złożeniu czaszy. To się może przydać, bo resztki balonu [jesli pęknie przed odcięciem] moga destabilizowac spadochron, zwłaszcza w początkowej fazie opadania -czytałem o paru takich przypadkach, z resztą filmik zlotów Copernicusa pięknie to pokazuje, gondola wywinęła niezłe salto.
Pozdrawiam
-J.