A ja sobie absolutnie wyobrażam. W porównaniu z pilotowaniem śmigłowca masz tam mniej zmiennych - jest to moim zdaniem tylko kwestia wyszkolenia. Dało się z Apollo, da się i ze Starshipem, gabaryty nie mają większego znaczenia.
Ostatnim ogniwem redundancji systemów powinien być żywy pilot.
Belly flopa pewnie nie będzie, bo w rzadkiej atmosferze bojler musiałby lecieć naprawdę szybko, żeby płetwy działały tak jak na Ziemi, a i opadanie brzuchem w dół raczej nie dałoby odpowiedniego spowolnienia lotu. Obstawiam hamowanie atmosferyczne typu fireball, a potem schodzenie rufą w dół i hamowanie silnikami głównymi z lądowaniem na ogniu.