Idea ciekawa tylko jak to życie miało tam powstać jeśli nie było zbiorników wodnych na tej planecie?
Zasadniczo to my nie wiemy, czy/jak życie powstało na Ziemi. Jeśli np. zostało przywleczone z zewnątrz, to warunki do jego powstania (cokolwiek miałoby to znaczyć) nie są konieczne.
Zawsze wydawało mi się, że takie rozumowanie to trochę droga donikąd. Bo z definicji sprawa jest mało prawdopodobna statystycznie, tzn. mniej niż powstanie życia w ogóle. Zamiast jednego trudnego i potencjalnie rzadkiego procesu zakładamy dwa takie w pakiecie...
O ile rozważanie o zawleczeniu życia z jednej planety na drugą ma sens w przypadku dwóch globów o korzystnych warunkach, to tutaj nie bardzo to widzę. Jakie szanse miałyby mikrororganizmy zawleczone na jakiś meteoroidach w środowisku tak nieprzyjaznym, nawet jeśli w skali planety są jakieś okołobiegunowe znośniejsze oazy? Jakie szanse ma taka mikropopulacja na zaadaptowanie/przetrwanie/rozprzestrzenienie? Nawet jeśli trafiłaby w miejscówkę umożliwiająca przetrwanie przez jakiś czas? Raczej skazana byłaby na expresowe/szybkie/powolne wymarcie, zależnie od lokalnych warunków w miejscu "lądowania".
Tak samo już bardziej sensowne (choć też pierońsko ryzykowne) są spekulacje o przetrwaniu mikroorganizmów w wenusjańskich chmurach. Bo w tym przypadku mówimy o ewolucyjnej adaptacji pierwotnej, licznej i zróżnicowanej biosfery do środowiska zmieniającego się w geologicznej skali czasu, nawet jeśli następowało to w sensie geologicznej historii błyskawicznie. Po prostu jakieś niedobitki wymierającego życia miałyby czas na adaptację.
W przypadku zawleczenia mikroorganizmów do jakiegoś chłodniejszego krateru pod biegunem Merkurego szans nie widzę:
1) Musiałyby się idealnie wstrzelić w lokalne warunki, bez czasu na ewolucyjną adaptację
2) Nie mogłyby się poza ten umowny krater rozprzestrzenić
3) Szlag by je prędzej czy później trafił, jak każdą odciętą, wyspiarską populację, w wyniku wyczerpania zasobów lokalnego środowiska lub zmiany warunków na zabójcze. Przed tym ostatnim życie generalnie broni się na dwa sposoby: ewolucja/adaptacja oraz ucieczka-migracja przez kolonizację sąsiednich areałów. Pierwsze ma istotne ograniczenia (zawsze istnieje jakaś granica wytrzymałości), drugie byłoby w omawianym przypadku niemożliwe.
Tak więc ewentualne zawleczone życie, jeśli przetrwałoby przez jakiś czas, to tylko lokalnie bez możliwości ekspansji. W efekcie zostałoby w krótkim czasie unicestwione przez np. zmiany oświetlenia planety spowodowane zmianami okresu rotacji, nachylenia osi do płaszczyzny orbity, kolejne impakty itp.
Pozdrawiam
-J.