Jeśli dobrze rozumiem, że był takim adwokatem SLSa, to nie wiem, czy to do końca dobra wiadomość, że akurat on został wybrany na administratora. Choć doświadczenie (loty w kosmos, służba w Kongresie) budzi oczywiście szacunek.
Pozwolę sobie przenieść tutaj dyskusje z innych wątków dotyczące polityki finansowej NASA, bo zaśmiecamy tym inne tematy, a tu akurat jest miejsce gdzie można się o to do woli poprztykać. W wątku o Gatewayu padło m. in. coś takiego ze strony Robka:
To lepiej było od razu w latach 60, zacząć budować bazę na Księżycu? a może zacząć od Gateway? przecież na tamte czasy, to klika lotów załogowych na Księżyc kosztowały dziesiątki miliardów, nie było szans na coś więcej.
Wahadłowce miały swoje błędy konstrukcyjne z którymi nie dało się już nic zrobić, nawet jakby Challenger się nie rozleciał, to i tak za kilka lat by była jakaś katastrofa, zrezygnowano z wahadłowców bo były zbyt awaryjne
Z oczywistych powodów uważam, że o żadnej bazie nie mogło być mowy, dokładnie odwrotnie. Należało skupić się na skromniejszych celach. Zamiast zasypywać technologiczne trudności pieniędzmi i angażować absurdalnie wielkie zasoby, rozwiązywać problemy kroczek po kroczku, ale w bardziej zrównoważony sposób.
Przypuśćmy, że NASA w latach 60tych nie rozpoczyna programu Apollo, ale coś na kształt STS. Czyli nie stawia sobie od razu za cel postawić stopy na księżycu, tylko sprawić, że dostęp na orbitę będzie tani, częsty i bezpieczny. Nie polujemy na tygrysa, tylko udomawiamy rysia. Wyobraźmy sobie, że nawet osiągają podobne rezultaty co w latach 80tych. Następują jednak też katastrofy, takie jak Challenger, wtedy program jest zatrzymany a statek przeprojektowywany. Na przykład w kierunku w jakim poszli Rosjanie, ich Buran nie miał silników tylko wracał jak szybowiec.
Można sobie wyobrazić, że zostają wykluczone, jako niebezpieczne, silniki na paliwo stałe. Program jest rozwijany spokojnie, bez ekscesów, wielokrotnie się cofa, ale np. pod koniec lat 80tych rzeczywiście mamy coś na kształt samolotu kosmicznego, który spełnia FINANSOWE założenia wahadłowców. Czyli że np. lot na orbitę z kilkuosobową załogą i 30 tonami towarów nie kosztuje więcej niż 100 mln USD. Nie pół miliarda za goły lot, nie ponad miliard z obsługą jak w STSach, tylko 80-90 mln całkowitych kosztów.
Dopiero wtedy można by zaprojektować i wynieść w dwóch lotach na orbitę "ciągnik" ziemia-księżyc i lądownik. Wykonać lot, który kosztowałby maksymalnie kilkaset milionów dolarów. Tyle co dzisiejsze łaziki marsjańskie. W międzyczasie pracować nad systemami sterowania i materiałami, które zapewnią pełną odzyskiwalność 1. stopni, zacząć konstruować odpowiednik gatewaya i stałą bazę na Psiężycu.
Skutkiem byłoby na pewno to, że na księżycu bylibyśmy dużo później. Przypuszczam, co najmniej 20 lat. Z drugiej strony moglibyśmy mieć rozwinięte technologie tańszego, częstszego dostępu do orbity co w dłuższej perspektywie odmieniłoby kształt całej branży. To nie są mrzonki - NASA próbowała iść tą drogą. Było oczywiste, że podejście z programów Apollo trzeba zarzucić. Program STSów miał być właśnie sposobem na tani dostęp na orbitę. STSy miały być tym, o co się dopominam, tu nie mam do NASA zarzutów. Ich porażką było to, że się tym nie stały. Założenia programu rozminęły się z rzeczywistością diametralnie. Nie chodzi o kilkuletni poślizg czy przekroczenie (nawet wielokrotne) budżetu. Jeżeli planowano, że jeden lot będzie kosztować ok. 70 mln USD a kosztował ok. 1,4 mld, to oznacza dwudziestokrotne rozminięcie się z założeniami. Katastrofa budżetowa i, co gorsza, katastrofy ludzkie.
Porażka organizacyjną NASA po kątem kosztów to jedno, ale drugą porażką było to, że nie wyciągnięto wniosków i nie próbowano wprowadzać poprawek. Ponownie - po wybuchu Challengera można było program zastopować i zaprojektować nowy statek, np. bliżej stylu Burana (bez silników w płatowcu). Spróbować może zmienić podejście do odzyskiwania boosterów, przeprojektować osłony termiczne, etc. Nie zrobiono tego, trwano przy wadliwym projekcie kolejne 25 lat ładując w niego fundusze, które można było przeznaczyć na nowe projekty i nowe badania. Symbolicznie: zamiast konstruować nowe, lepsze pojazdy inżynierowie w NASA zajmowali się łataniem płytek w osłonach STSa. No można, ale błagam, nie piszcie że nie dało się inaczej.