Sam film (The Martian) bardzo dobry, dzieki niezbyt zmodyfikowanemu scenariuszowi - bardzo wierna ekranizacja powiesci Weir'a. Nie będę spojlerował czym się różni od książki (tj.czego brakowało) bo nie w tym rzecz. Po wpadce z wybitnie pokreconym "Prometeus", tym razem Scott pokazał niezłą klasę. Film moze nie wbija w fotel jak 6g, ale sfilmowanie tego typu powiesci troche - jakby nie bylo - w stylu teatru jednego aktora - jest zawsze dosc trudne. Kogos, kto nie czytal ksiazki - na pewno bedzie trzymal w napieciu do konca, nawet trzymal w napieciu moja osobe, ktora ksiazke wchlonela niczym gabka wode. Bardzo zgrabnie też przedstawiono słynne już obliczenia matematyczne głównego bohatera, ktore byly tak charakterystycznym i nieodzwonym wrecz elementem calej ukladanki w tej powiesci.
Z czesci wizualnej filmu - piekne, po czesci wyrenderowane, po czesci autentyczne widoki bezkresnej pustyni, widac, ze przy "konstruowaniu" odpowiedniej scenografii posluzono sie piaskowcami z Wadi Rum, a nawet wygaslym wulkanem Herdubreid z Islandii. Ujecia po prostu genialne, zwlaszcza dla prawdziwego maniaka eksploracji Marsa.