Rzeczywiście, ryzyko trafienia w gęsto zamieszkane obszary relatywnie spore - w sensie abstrahując od niskiego ryzyka impaktu w ogóle.
Ciekawe, parę osób spoza światka hobbystów astro pytało mnie, jak to możliwe: takie dokładne (a la grafika wyżej) określenie gdzie ewentualnie spadnie, skoro nie wiadomo/ małe szanse, że spadnie w ogóle. Domyślam się (i tak tłumaczyłem), że wynika to z faktu, iż płaszczyzna orbity zapewne jest znana z dużo większą dokładnością, niż rozrzut obliczeń trajektorii + ew. perturbacje w jej obrębie. Tak ja przynajmniej interpretuję tę grafikę... Mam rację?
Swoją drogą, to w przypadku obiektu o tych rozmiarach <= 100m, teoretycznie mamy możliwość redukcji zniszczeń przez potraktowanie go jakimś niedużym (w sensie możliwym do wystrzelenia posiadanymi środkami) impaktorem krótko przed wejściem w atmosferę. Innymi słowy zamiast lokalnego Armageddonu jakaś setka Czelabińsków+
Na koniec upiorny żart: są dwie wiadomości, dobra i zła. Pierwsza, że nie spadnie na nas, druga, że nie spadnie też na Moskwę

Pozdrawiam
-J.